– Ianie, pomóż mi, nie zostawiaj mnie tutaj z tym… z tym czymś. Ianie, przysięgam, że… że zrobię coś… jakiś dobry uczynek… przecież możesz zabrać to coś ode mnie, masz moc to zrobić. Nie pozwól mi umrzeć.

Nie usłyszała jednak żadnej odpowiedzi.

Wkrótce poczuła na twarzy jakieś światło, tak jasne, że ją oślepiło. Skuliła się w sobie próbując osłonić oczy.

– Pani Thorn.

Rozpoznała ten głęboki, ciepło brzmiący głos.

– Ivan – powiedziała chrapliwie.

Tak bardzo jej ulżyło na widok tego człowieka, że osunęła się na ziemię. To, czy uda jej się podnieść czy nie, nie miało już znaczenia.

– Chryste Panie, pani Thorn, co się pani stało?

– Rosie. Zostawiłam ją… tam z tyłu, w górze, nie wiem gdzie. Część drogi znaczyłam kawałkami bandaża. Potem przywiązywałam do krzaków paski podartych skarpetek i bielizny, dopóki mi się nie skończyły. Coś jest nie w porządku z wyrostkiem u Rosie. Zostawiłam jej latarki i plecaki. Ściemniło się i zgubiłam się, ale… to nieważne. Nie wiem, gdzie ona leży. Gdzieś tam w górze. Miała gorączkę i bardzo bolał ją brzuch. Znajdzie ją pan, prawda?

– Oczywiście. A co z panią? Złamała sobie pani rękę?

– Nie, jestem tylko padnięta. Proszę mnie tu zostawić. Niech pan szuka Rosie.

– Wydawało mi się, że słyszałem, jak pani z kimś rozmawia.

– Ja… ja mówiłam do siebie. Musi się pan pospieszyć.

Ivan wystukał szybko jakiś numer na telefonie komórkowym, który niósł w plecaku.

– Proszę się zastanowić, pani Thorn, ile czasu zabrało pani dotarcie tutaj?

– Kilka godzin, ale zgubiłam drogę i ściemniło się, i spadłam do wąwozu, i bardzo wolno szłam. Wydaje mi się, że szłam jakieś pięć, sześć godzin. Zostawiłam Rosie latarki i race. Jeśli wystrzeli pan jedną, to może ona zrobi to samo i wtedy zorientuje się pan, gdzie jej szukać. Będą panu potrzebne nosze. Wiem, że jest pan silny, ale nie sądzę, żeby dał pan radę sam ją stamtąd znieść.

Ivan schował telefon.

– Matt jest już w drodze. Ja idę dalej.

Kilka minut później Emily znalazła się w kręgu słabego światła pochodni, które Ivan rozstawił wokół niej.

– Niech się pan nią dobrze opiekuje, bo ona bardzo pana lubi – Powiedziała Emily.

Kuląc się na porośniętej mchem ziemi, zastanawiała się, dlaczego to powiedziała.

– Nawet teraz o mnie myśli? – odparł chichocząc.

Kiedy Ivan już odszedł, Emily spytała szeptem:

– Ianie, czy teraz już mogę zasnąć?

Wiedziała jednak, że nie usłyszy odpowiedzi. Uśmiechając się, podłożyła dłonie pod głowę. Chwilę później zmorzył ją sen. Tymczasem dokoła waliły pioruny, błyskawice rozświetlały niebo, a siekący deszcz wygaszał pozostawione przez Ivana pochodnie. Emily obudziła się parę godzin później, czując że ktoś podnosi ją z ziemi i niesie. Odczuwała każdy wstrząs i szarpnięcie, dopóki wreszcie Matt nie ułożył jej w swoim dżipie.

– Mój Boże, Emily, wyglądasz… czy na pewno wszystkie kości masz całe?

– Nawet nie myśl o zabraniu mnie do szpitala. Potrzebna mi tylko gorąca kąpiel, opatrunki i może jakiś środek przeciwbólowy, ale to mają siostry. Nie jest ze mną tak źle jak pewnie wyglądam. A co z Rosie?

– Właśnie ją operują. Miała zapalenie wyrostka robaczkowego. Ivan został z nią w szpitalu.

– Ona zdaje się czuć do niego ogromną sympatię – powiedziała, opierając zranione ramię o drzwi samochodu.

Matt roześmiał się.

– Ivan też zdaje się czuć do niej ogromną sympatię – odparł. – Naprawdę świetnie się spisałaś, Emily. Zwłaszcza jak na nowicjuszkę.

– Myślałam, że to określenie oznacza kandydatkę na zakonnicę.

– My nazywamy tak często ludzi, którzy nie mają doświadczenia w chodzeniu po górskich szlakach. W każdym razie tobie się udało. Widziałem już w swoim życiu sytuacje, kiedy dorośli mężczyźni robili się zupełnie bezradni. Niejednokrotnie musieliśmy wysyłać po nich grupy ratunkowe. Dzięki tobie, Rosie wyzdrowieje.

Emily zacisnęła zęby.

– Cóż, nie obyło się bez pewnej dozy pomocy. Właściwie całkiem sporej.

– Chyba nie chcę o tym słuchać – powiedział Matt cicho.

– To dobrze, bo nie miałam zamiaru ci o tym opowiadać.

– Jednak moim zdaniem powinien obejrzeć cię lekarz. Jeśli nie chcesz jechać do szpitala, to chętnie zawiozę cię do całodobowej kliniki. Czułbym się dużo lepiej, gdybyś się zgodziła.

– Lekarz już mnie oglądał… nic mi nie jest. Zakonnice doskonale się mną zaopiekują. Gussie wyznała mi, że niewiele brakowało, żeby została weterynarzem, ale, jak się wyraziła, miała powołanie. Tak czy owak uwielbia łatać ludzi. Rozmawiaj ze mną, Matt, opowiedz mi o tych zakonnicach. Nie wydają ci się chyba… one są prawdziwe, tak?

– Różne opowieści o nich krążą. Według tej, która moim zdaniem najbliższa jest prawdy, należały niegdyś do zakonu benedyktynek. Jedna z nich, chyba Cookie, odziedziczyła mnóstwo pieniędzy po jakimś bogatym krewnym. Za życia ten facet przyjeżdżał tu dwa razy do roku. Kiedy ten ośrodek podupadł, Cookie odkupiła go, lecz przedtem wystąpiła z zakonu. Ma bardzo nowoczesne poglądy, pozostałe siostry zresztą także. Uznają rozwody, nie mają nic przeciwko zapobieganiu ciąży, uważają, że księża powinni mieć prawo do małżeństwa i dopuszczają możliwość wyświęcania kobiet na kapłanów. Cóż, Watykan ma na te sprawy zupełnie odmienne opinie, więc siostry opuściły zakon. Tutejszy ośrodek stał się ich domem, a one są najszczęśliwszymi kobietami, jakie w życiu widziałem. Same zaprojektowały własne habity. Wciąż uważają się za zakonnice i prowadzą naprawdę bogobojne życie służąc wszystkim dokoła. Myślę, że można by je nazwać postępowymi renegatkami. Nie wiem ile jest prawdy w tych pogłoskach, ale mówi się, że niejedna osoba wspomniała o nich w swoim testamencie. Ten ośrodek bardzo dobrze stoi pod względem finansowym, a wszelkie uzyskane pieniądze siostry wykorzystują na jego prowadzenie. To jest biznes. Nowi goście czekają na miejsce tutaj dwa lata.

– To niemożliwe – sprzeciwiła się Emily niepewnym głosem. – Ja po prostu zadzwoniłam i dowiedziałam się, że mogę przyjechać w każdej chwili.

– W takim razie musisz być kimś wyjątkowym – odrzekł wesoło Matt. – Jest jedna zasada, której zakonnice nigdy nie łamią. Jak już ci powiedziałem przy naszym pierwszym spotkaniu, do domku przy „Szlaku Archanioła” trafiają tylko wyjątkowi goście.

Emily zrobiło się bardzo miło, choć nie uważała, że powinna odebrać to jako komplement. O ile wiedziała, nikt dotąd nie uważał jej za osobę wyjątkową. Pomyślała, że zawdzięcza to pewnie księdzu Michaelowi.

– Która godzina, Matt?

– Dochodzi północ. Siostry czekają na ciebie w ośrodku. Dzwoniłem już do nich. Może nawet będą miały jakieś wieści o Rosie.

– Mam nadzieję – powiedziała Emily i zaraz zasnęła. Zakonnice były mocno wystraszone, kiedy tylnymi drzwiami Matt wnosił Emily do kuchni. Chwilę później jednak szybko go wyrzuciły.

– Miałyście może jakieś wiadomości o Rosie? – krzyknął jeszcze przez drzwi.

– Na razie nie. Daj nam znać, jak się czegoś dowiesz – odkrzyknęły, po czym cmoknęły i otoczywszy Emily troskliwie, niczym kwoka swe kurczę, poprowadziły ją do wielkiej łazienki.

– Nie damy rady cię rozebrać, Emily. Ubranie masz przesiąknięte krwią i przyklejone do ciała, więc postawimy cię pod ciepłym prysznicem i stopniowo sama je z siebie ściągniesz. A potem wsadzimy się do jacuzzi. A jak jeszcze łykniesz sobie kieliszeczek śliwkowej brandy i kilka aspiryn, od razu poczujesz się lepiej. Zabandażujemy ci też ramię i żebra, i opatrzymy zadrapania na nogach i rękach. Za jakiś tydzień będziesz jak nowa – oznajmiła Cookie.

– A czy wodą utlenioną mamy ją oblać jeszcze przed rozebraniem, czy już po? – chciała wiedzieć Gussie, która odkorkowywała czterolitrową butlę ze środkiem dezynfekującym.

– Po – odparła wesoło Cookie. – Wiecie co, myślę że nam wszystkim dobrze by zrobił łyczek brandy. Zapowiada się na długą noc.

– Przyniosę kieliszki – zaoferowała się radośnie Phillie. – Naprawdę miło jest zrobić coś dla kogoś, kto jest przyjacielem księdza Michaela. Ksiądz będzie bardzo zadowolony, kiedy mu o tym powiemy.

Gdy o czwartej nad ranem zakonnice wyprowadziły swoją podopieczną na tylny ganek i ułożyły na szezlongu, na którym miała spędzić resztę nocy, Emily czuła się niemal zupełnie dobrze. Nie omieszkała zresztą powiedzieć o tym zakonnicom.

– To dlatego, że jesteś pijana. Jeden drink w jacuzzi, to tak, jak normalne cztery. No, może trzy. Ma to coś wspólnego z temperaturą wody. A ponieważ wypiłaś trzy kieliszki, to jakbyś wychyliła ich dziewięć albo dwanaście. No, śpij spokojnie, Emily – wyjaśniła Gilly nakrywając ją lekkim kocykiem.

18

– Aż trudno uwierzyć, że minęło już pięć dni od operacji Rosie – powiedziała siostra Cookie, podając Emily szklankę lemoniady. – Myślę, że spotkanie z nią będzie dla ciebie wspaniałym przeżyciem. O której Matt po ciebie przyjedzie?

– Za jakieś dwadzieścia minut. Siostro, przyszłam tutaj, bo chciałam z siostrą o czymś porozmawiać. Tylko, że ja nie jestem katoliczką… to znaczy, wierzę w Boga, ale… w każdym razie zauważyłam, że siostry często mówią o cudach i… kto właściwie czyni cuda?

– Bóg.

– Chodzi o to, że tamtej nocy przydarzyło mi coś bardzo dziwnego. Wprawdzie przysięgłam sobie, że nikomu nie powiem, ale nie mogę przestać o tym myśleć. Jeśli ma siostra wolną chwilkę, to chciałabym siostrze opowiedzieć, co przytrafiło mi się na szlaku.

– Mam tyle chwilek, ile potrzebujesz, Emily. Więc weź głęboki oddech i wyrzuć to z siebie.


* * *

– Rozumiem – oznajmiła siostra Cookie, gdy Emily skończyła.

– Jak siostra myśli, czy to była tylko moja podświadomość, czy naprawdę Ian? Muszę to wiedzieć. Ten głos był taki realny. Przysięgam na wszystkie świętości, że w pewnym momencie Ian rzeczywiście podniósł mnie z ziemi. Czułam… ja czułam jego dotyk. Niech mi siostra powie, czy ja zwariowałam, czy to zdarzyło się naprawdę?

– Nie wiem, Emily. Na twoim miejscu chyba chciałabym wierzyć, że czuwała nade mną pomocna dłoń Wszechmogącego. A w tym wypadku była to ręka Iana, zakładając, że był on boskim wysłannikiem. Bóg troszczy się o nas, Emily. Wystarczy poprosić Go o pomoc, a On cię nie opuści. Ty potrzebowałaś Go wtedy. I Jego narzędziem był Ian. Uwierz w to i trzymaj się tej myśli. Coś takiego mogło się wydarzyć i ja osobiście gotowa jestem uważać to za cud, tyle że ja jestem jedną z tych zakonnic-renegatek, o których wszyscy plotkują. Równie dobrze jednak mogła zadziałać twoja podświadomość. Jeśli chcesz wierzyć, że to był Ian, to wiedz, że ja również w to wierzę. Obie więc myślimy tak samo. Ian zjawił się akurat wtedy, gdy rzeczywiście go potrzebowałaś. Nieważne, jak to się stało i dlaczego. Istotne jest to, że przyszedł ci na pomoc. I już przez sam ten fakt powinnaś zapomnieć o wielu sprawach, które od tak dawna cię niepokoiły.

– Próbowałam potem jeszcze go przywołać, lecz nie odpowiadał. Odszedł już na zawsze, prawda, siostro?

– Może będzie twoim aniołem stróżem? – zasugerowała Cookie mrugając.

– Teraz już siostra sobie żartuje – odrzekła Emily. – Dziękuję siostrze za rozmowę. I dziękuję, że mi siostra uwierzyła. Naprawdę, zresztą wie siostra o tym.

– Powiedz, czy nie czujesz się teraz wspaniale?

– Od kilku już dni budzę się z uśmiechem na ustach. I jest mi jakoś lżej na duchu, mam więcej optymizmu. Czy ja zwariowałam, czy co?

– Ani trochę. A czy miałaś wrażenie, że twoja dusza śpiewa?

– Nie, raczej nie.

– Jeszcze przyjdzie na to czas. Ale słyszę już samochód Matta. Nie zapomnij zabrać koszyka dla Rosie i przekaż jej nasze pozdrowienia.

– Przekażę.

– Matt Haliday jest całkiem w porządku – oznajmiła Cookie chytrze. Sadowiąc się obok niego w samochodzie Emily myślała, że Matt jest także wysportowany, ogolony, gładko przyczesany, ma czysty mundur, wypolerowane mokasyny i przyjemnie pachnie.

– Jak się czujesz? – spytał.

Emily uznała to pytanie za oznakę troski.

– Ciągle jeszcze trochę odrętwiała, jeśli zbyt długo siedzę. A na rękach mam mnóstwo strupków po zadrapaniach i właśnie dlatego mam bluzkę z długimi rękawami. Otarć na twarzy nawet makijaż nie zamaskuje, ale jakoś wytrzymam. Jestem winna Ivanowi podziękowania. Bo, co by się stało, gdyby nie pojechał sprawdzić szlaku? Może wciąż jeszcze gdzieś tam bym się błąkała. I tobie też chcę podziękować, Matt. Chciałam do ciebie zadzwonić, ale… tak jakoś wyszło.

– Możesz dzwonić do mnie, kiedy tylko zechcesz, Emily. Mój domowy numer znajdziesz w biuletynie informacyjnym. W końcu po to tutaj jestem – i ja, i Ivan. Nasza praca, to troska o gości i ochrona lasów. Słyszałem, że Rosie w zasadzie gotowa jest już do wypisania ze szpitala, ale ma jeszcze lekką gorączkę. Może więc puszczą ją jutro. Czy wiesz przypadkiem, dlaczego nie chciała, żebyśmy zawiadomili jej dzieci?