Matt pochylił się nad stołem w jej stronę.

– Posłuchaj, Emily. Każdy związek traktuję bardzo poważnie. Mam ogromną ochotę pójść z tobą do łóżka i myślę, że odczuwasz dokładnie to samo. Ale to jest fizyczna strona naszej znajomości. Zajmiemy się nią, gdy przyjdzie na to pora. Lubię cię i świadomie szukam twojego towarzystwa. Kiedy Ivan przyniósł cię z gór, byłem chory z niepokoju. Chciałem troszczyć się o ciebie, sprawić, żebyś poczuła się lepiej, opatrzyć twoje rany. Żadna kobieta, poza moją żoną, nie wyzwoliła we mnie takich odczuć. Pragnąłem nawet powiedzieć ci o tym, ale wydało mi to takie… niemęskie. Moje dzieci to całkiem osobna sprawa. Porozmawiam z nimi, w końcu jestem ich ojcem. W tej chwili chodzi o to, jak ułoży się nasza znajomość. Poczułem do ciebie wielką sympatię już pierwszej nocy, kiedy przechodziłem obok twojego domku i obudziłem cię. Od razu wkradłaś się w moje serce.

Oczy Emily jakby zaszły mgiełką.

– Ty także wkradłeś się w moje serce. Istnieje więc duże prawdopodobieństwo, że być może twoje dzieci mnie polubią.

– Molly na pewno. Benjy nie. Ale dam sobie z nim radę.

– Ja nie mam zielonego pojęcia, jak postępować z dziećmi. Raczej tylko pogorszyłabym sprawę. Na pewno powiedziałabym coś, czego akurat mówić nie powinnam. Zwykle, kiedy trzeba zrobić krok w lewo, ja idę w prawo.

– Ja gotowałem, więc ty zmywasz – oświadczył Matt beztrosko. Emily podniosła się z krzesła z głową pełną kłębiących się myśli. Gdy niosła talerz do zlewu, miała wrażenie, że przez jej ręce, od ramion aż po czubki palców, przebiega prąd.

Nagle Matt ją objął, lecz nie był to gest nieoczekiwany, ale też nie mogła powiedzieć, iż była pewna, że on tak zrobi. Stało się to tak naturalnie, jak pocałunek w windzie. Emily wtuliła się w niego, jakby od lat była przyzwyczajona do jego objęć, i czuła się przy nim wspaniale. Wydał jej się naprawdę tym właściwym facetem i od tej myśli aż zakręciło się jej w głowie. Czuła na sobie dotyk jego ust, sunące po niej opuszki palców, ucisk silnego ciała. Pragnęła tego mężczyzny i nie nic mogła na to poradzić. Tyle że nie tutaj i nie w tej chwili. I powiedziała mu to.

Matt cofnął się, klepnął ją w pośladek i natychmiast podał ścierkę do naczyń.

– Po prostu włóż talerze do zlewu, żeby się moczyły. Później je pozmywam.

– Dobrze, bo i tak nie zamierzałam sama tego robić. Przecież jestem gościem.

Bliskość Matta budziła w niej takie napięcie, że wydawało jej się, iż podłączona jest do prądu, więc przeszła na drugi koniec kuchni.

– Chyba powinieneś odwieźć mnie do domu – stwierdziła cicho.

Matt skinął głową.

– Ja też tak myślę.

– Dzięki za zaproszenie; kolacja wcale nie była taka zła.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odrzekł oficjalnym tonem.

– A może pojechalibyśmy do mnie na deser?

– No to ruszajmy.

W jednej chwili, niczym para dzieciaków, rzucili się do samochodu.

– Nie zamknąłeś mieszkania – powiedziała Emily.

– Nigdy nie zamykam drzwi na klucz – odrzekł Matt.

– Chyba obydwoje wiemy, po co jedziemy do mnie, tak czy nie?

– Tak. Nie bawimy się w żadne gierki. Będziemy uprawiać seks. Stary dobry seks. Chryste Panie, czuję się jak mały chłopczyk. Ale już dość dawno tego nie robiłem, Emily. Może mi iść nieco opornie.

Emily zaczęła się śmiać i nie przestawała, aż Matt także w końcu wybuchnął radosnym śmiechem.

Kiedy wbiegali po czterech schodkach prowadzących na ganek, deptali sobie niemal po piętach. A potem obydwoje naraz chcieli wejść do środka. Emily, jako szczuplejszej od Matta, udało się przecisnąć obok niego i przekroczyła próg pierwsza. Zaraz też zaczęła zapalać lampki.

– Daj sobie spokój z tymi lampami i chodź tu do mnie – przywołał ją. Stojąc w pogrążonej w półmroku sypialni popatrzyli sobie w oczy.

Emily to spojrzenie wystarczyło, by bez cienia zażenowania czy skromności powiedzieć sobie, że może oddać się temu człowiekowi o nieprawdopodobnie ciemnych oczach i wyłonić później z jego objęć jako kobieta, którą chciała się stać.

Widząc, jak wilgotne usta rozchylają się do pocałunku, Matt pochylił się nad nią i przywarł ustami do jej warg kosztując ich słodycz i pieszcząc je w delikatnym, aczkolwiek namiętnym pocałunku. Ciało Emily zaczęły lizać gorące płomienie, a serce waliło tak, że czuła to w uszach.

Po chwili Matt odsunął się, opuścił ręce i popatrzył jej w oczy. To co w nich dostrzegł najwyraźniej go uspokoiło.

Emily zrobiła krok do przodu i z powrotem znalazła się tuż przy nim. Zaczęła całować Matta, tak jak nigdy dotąd żadnego mężczyznę – pieściła go językiem głęboko i z taką namiętnością, że sama poczuła się bezwładna i słaba. Targały nią emocje, o których myślała, że odeszły bezpowrotnie. Czuła się oszołomiona, lecz w tej chwili wiedziała, że mężczyzna, którego przytula należy do niej i będzie należał dopóty, dopóki sądzone jest im być razem. Nareszcie znalazła tego, przy którym czuła się kobietą, jaką naprawdę chciała być.

– Powiedz, że chcesz, abym się z tobą kochał – szepnął jej Matt do ucha.

– Tak, chcę, kochaj się ze mną, tu, teraz – odpowiedziała głosem przepojonym pożądaniem, brzmiącym zupełnie inaczej niż zwykle.

Matt ściągnął z siebie ubranie pragnąc przytulić się swym nagim ciałem do jej ciała i poczuć ciepło skóry. Położył się na plecach pociągając ją za sobą i głaszcząc wzdłuż kręgosłupa w górę i w dół, aż po krągłe pośladki. Pokazywał, jak chce być dotykany i pieszczony, co chwila spoglądał w oczy, by przy wpadającym do pokoju świetle księżyca rozkoszować się blaskiem iskierek widocznych spod na wpół przymkniętych powiek Emily. Chciał, żeby było dobrze, żeby cieszyła się, iż to właśnie jemu się oddała.

A potem głaszcząc jej dłonie leżące na jego piersiach pytał, czy na pewno ją zadowolił. Emily chwytała koniuszkami palców kępki gęstych włosków i delikatnie pociągała. W końcu zaczęła pieścić ustami jego sutki, lizała i ssała przesuwając się stopniowo coraz bardziej w dół, całując napiętą skórę brzucha i twarde uda. Matt rozkoszował się każdym dotykiem, a kiedy ujął w dłonie głowę Emily i przyciągnął do siebie, by pocałować, zachwycił się tym, co zobaczył w jej oczach.

Znów położył się na niej pokrywając pocałunkami usta, oczy i łagodnie zarysowaną brodę. Sutki jej piersi stwardniały, a całe ciało, pobudzone dotykiem jego skóry, wyprężyło się.

Sunęła ustami w dół brzucha Matta, ujęła w dłonie penisa, a czując jak ogromnej dostarcza mu przyjemności, podnieciła się jeszcze bardziej. Twardy członek wydał jej się zarazem delikatny i wrażliwy, a kiedy pieściła go dłonią, czuła jak drży z podniecenia i pożądania… ku niej. Jego palce nieustannie błądziły po jej ciele zaglądając w każdy zakamarek, głaszcząc i pieszcząc, a ona… pragnęła leżeć pod nim, oddać mu się, poczuć go, zapamiętać na zawsze i poznać tak dokładnie, jak nie udało się to z żadnym jeszcze mężczyzną. Jego ciało wcale nie wydawało się obce, a wprost przeciwnie – było tak bliskie jak własne. Czuła, że każdy milimetr skóry rozpala szalona rozkosz i wcale tego nie ukrywała, bo wiedziała, że jej przyjemność podsyca podniecenie Matta.

Emily czuła się aż słaba z pożądania, jakie Matt w niej obudził. Pragnęła, żeby w nią wszedł, żeby złączył się z nią, żeby doprowadził ją do orgazmu. – Matt – szepnęła z błaganiem w oczach; miała wrażenie, że umrze chyba, jeśli on zaraz się w nią nie wślizgnie, a jednocześnie wcale nie chciała, żeby ta rozkosz tak wielka, że niemożliwa do zniesienia, skończyła się.

Wreszcie, gdy tak leżała czekając na niego Matt patrząc jej w oczy klęknął pomiędzy jej rozsuniętymi udami. Srebrne światło księżyca odbijało się w miękkich włosach i spowijało delikatnym blaskiem jej skórę uwydatniając wszystkie zaokrąglenia ciała. Matt przysiadł na piętach, i nie spuszczając wzroku z jej oczu, pieścił ją rękami, a ona bez cienia wstydu obnażała widoczne w oczach pożądanie przymykając powieki wtedy, gdy jej udami wstrząsały dreszcze rozkoszy. Dłonie Matta powędrowały ku łechtaczce, a gdy zaczęły ją delikatnie pieścić, Emily krzyknęła z rozkoszy i wyprężyła się, jakby chciała jeszcze bardziej przytulić krocze do jego dłoni. – Jesteś tutaj taka śliczna – powiedział, a ona zamknęła oczy i westchnęła.

W końcu Matt poskromił jej gwałtowną namiętność, zaspokoił pożądanie wyzwalając w niej odczucia, nad którymi już nie sposób było zapanować i z czułym uśmiechem patrzył, gdy płakała z szalonej rozkoszy. Jej ciałem wstrząsnął orgazm, gdy on pieścił ją opuszkami palców; krzyknęła i wyszeptała jego imię. Teraz Matt leciutko głaskał jej uda, które stopniowo się rozluźniały, masował napięte mięśnie bioder i gładził brzuch.

Emily pomyślała, że przyjemniej być już nie może, ale Matt pochylił się i wszedł w nią jednym zdecydowanym ruchem. Czując wypełniający ją nabrzmiały członek, Emily wyprężyła się pragnąć dać mu rozkosz i przeżyć ją razem z nim. Miękkie włoski pokrywające jego klatkę piersiową ocierały się o jej piersi, a usta przylgnęły do jej warg w głębokim namiętnym pocałunku. Wchodził w nią i wysuwał się gładkimi, równomiernymi ruchami czekając aż ona dostosuje się do tego rytmu, a za każdym kolejnym wślizgnięciem się przybliżał ją znów do przeżycia tej słodkiej cudownej rozkoszy, której nadejście już przeczuwała.

Emily głaskała jego plecy, wyczuwając drżące mięśnie. Przycisnęła dłonie do twardych naprężonych pośladków czując jak wbija się głęboko i zanurza w jej ciele. Ponownie poczuła ogromną rozkosz i ciałem wstrząsnął orgazm. Wtedy Matt ujął rękami jej biodra i uniósł klękając jednocześnie, i zaczął wbijać się w nią szybkimi gwałtownymi ruchami.

Był zachwycony jej wspaniałym ciałem, tym, jak cudownie reagowała na jego pieszczoty, lecz dopiero, gdy zobaczył na ślicznej twarzy radość i niesamowitą przyjemność, poczuł, że puściły wszelkie hamulce i nie może już dłużej powstrzymywać swojej rozkoszy. Przyniosła mu ją jej radość, wyraz niedowierzania w szczerych oczach i czysta łezka staczająca się po policzku. Wykrzykując imię Emily, eksplodował w jej ciele.

Potem leżeli przytuleni do siebie ze splecionymi nogami, a Matt głaskał gładką skórę jej ramienia i krągłe piersi. Delikatnie całował jej włosy i drażnił włoski brwi.

– Jesteś wspaniałą kochanką – szepnął tuląc ją do siebie jeszcze mocniej i ciesząc się jej bliskością.

– Ty też – mruknęła.

– Emily, co byś powiedziała, gdybym ci wyznał, że jestem bliski zakochania się w tobie?

– A co byś ty powiedział, gdybym wyznała ci to samo?

– No to chyba jesteśmy bliscy zakochania się.

– Miło mi to słyszeć – odparła przysuwając się do niego najbliżej jak mogła. W końcu zasnęli, śniąc o sobie nawzajem.

19

Było już późno, gdy Emily się obudziła. Od razu przypomniała sobie wszystko, co wydarzyło się poprzedniego wieczoru i wyciągnęła rękę w stronę poduszki, na której spał Matt. Nie znalazła go na niej, lecz spodziewała się tego. Przesunęła się na drugą stronę łóżka i wtuliła twarz w jego poduszkę. Poczuła słaby, aczkolwiek wyraźny jeszcze zapach jego ciała. Wzięła głęboki oddech i wyciągnęła się jak kotka.

Zanosiło się na kolejny piękny dzień z bezchmurnym niebem i ciepłym wietrzykiem. Emily spojrzała na stojący na nocnej szafce budzik i zorientowała się, że nie tylko przespała śniadanie, lecz niewiele brakowało, by przegapiła porę lunchu. W ogóle się tym nie przejęła, bo nie była ani trochę głodna. Miała apetyt jedynie na Matta – chciała pożerać go wzrokiem.

Zastanawiała się, czy naprawdę zakochała się w tym strażniku. Czy to możliwe w tak krótkim czasie? Ale we wszystkich eleganckich czasopismach i filmach o miłości czytała i oglądała takie historie – spojrzenia dwóch par oczu spotykają się i rodzi się gorące uczucie, a potem miłość w blasku zachodzącego słońca i szczęśliwe życie aż do śmierci. No cóż, tyle że takim jak ona w rzeczywistości nie przydarzają się podobne historie.

Emily zeskoczyła z łóżka niczym nastolatka. Wzięła szybki prysznic, ubrała się i wyszła na ganek nakarmić wiewiórki i króliki. Gdy skończyła, wypieliła chwasty z kwiatowej rabatki, po czym pobiegła do budynku rekreacyjnego, żeby zadzwonić do szpitala. Przyszło jej do głowy, że mogłaby pojechać po Rosie.

– Pani Finneran została wypisana godzinę temu – oznajmiła zadowolona pielęgniarka.

Emily aż klasnęła w dłonie. Ogromnie się tym ucieszyła, bo mogła teraz godzinami opowiadać Rosie o Matcie. Pod warunkiem oczywiście, że koleżanka będzie chciała słuchać. Zaczęła się zastanawiać, czym się teraz zająć. A gdyby tak zadzwonić do domu, do przyjaciółek, do Bena? No tak, do Bena. Wszystkim im winna była telefon. A listy, które od nich otrzymała, wciąż leżały na toaletce nie otwarte. Naprawdę, to karygodne niedbalstwo, skarciła w myśli samą siebie.

Przygotowała kartę magnetyczną i wykręciła numer – najpierw do Bena. Jej głos, gdy Ben usłyszał go w słuchawce, rozbrzmiewał szczęściem.