– Masz ochotę zagrać w Scrabble?
– Jasne.
– W takim razie idę po grę i przy okazji przyniosę ci lunch.
Gra toczyła się aż do wpół do czwartej, kiedy Emily zdecydowała, że czas kończyć.
– Myślę, że przydałaby ci się drzemka, a ja chętnie wybiorę się na przejażdżkę rowerem. Wrócę koło wpół do szóstej. Pytałam siostry o wózek i obiecały, że ktoś ci go przyniesie najpóźniej za piętnaście szósta. A jak już go będziesz miała, możesz pojechać sobie na spacer, no nie?
Rosie przytaknęła.
– Emily?
– Tak.
– Nie rozmyślaj za bardzo nad tym, co ci powiedziałam. Co ma być, to będzie – tak twierdzi siostra Gussie. Lepiej zrób to samo, co wtedy w górach – przypomnij sobie zajęcia na temat inspiracji, na których razem byłyśmy.
– Świetny pomysł. Do zobaczenia.
Wróciwszy do domku Emily przetrząsnęła szufladę w poszukiwaniu listy inspirujących sentencji, a gdy ją znalazła, wsunęła do kieszeni szortów. Na karteczce widniało trzydzieści, a może nawet czterdzieści rad pomocnych w ubarwieniu sobie codziennego życia. No, ale kąpać się w kolorowej wodzie nie będzie na pewno. W domku nie było nawet wanny, więc tę radę mogła od razu odrzucić. Podziwiać samą siebie albo pomarzyć co nieco – no cóż, z tym nie miała najmniejszego problemu. Właściwie to wszystkie sugestie były jej doskonale znane i kiedy tak jechała rowerem błądząc myślami wokół Matta i karteczki w kieszeni zaczęła się zastanawiać, po co zabrała ze sobą tę listę. W jednym z jej punktów zalecano, by każdego dnia zrobić coś nowego, całkiem innego od codziennych zajęć. No tak, pewnie, że trzeba, pomyślała. A inna rada zalecała, by zmieniać nastroje tak często jak ubrania. No, to już z pewnością nie było trudne, uznała Emily, bo jej nastroje przechodziły z jednego w drugi właściwie automatycznie. Wiedziała, że najwięcej kłopotów sprawi jej pozbycie się negatywnych myśli. Pomyślała, że będzie musiała poradzić się sióstr, jak ma się tego nauczyć. I czy to w ogóle jest możliwe? Gdyby spośród wszystkich rad miała wybrać sobie jedną ulubioną, wskazałaby na tę, która brzmiała: „Pozwól, żeby życie uleczyło twoje rany”. Tę metodę stosowała od lat i najwyraźniej przynosiła ona efekty.
Po godzinie pedałowania Emily zatrzymała się, popatrzyła na wiodący w górę szlak dla rowerzystów i zsiadła. Usadowiła się na ziemi po turecku i zapaliła papierosa. Ciągle jeszcze nie zdołała rzucić tego paskudnego nałogu. Pomyślała, że może nigdy jej się to nie uda.
Spróbowała sobie wyobrazić, co by zrobiła, gdyby Matt poprosił, by została jego żoną. Czy rzeczywiście szczerze go kochała? A co w takim razie z Benem? Tyle pytań cisnęło jej się na usta, a na żadne nie umiała od razu dać odpowiedzi.
– Raczej nie jestem dobrym materiałem na matkę. W zasadzie to na pewno nie nadaję się do tej roli – zaczęła mówić do samej siebie, chociaż wydawało jej się, że już dawno pozbyła się tego zwyczaju.
Przyznała przed sobą, że owszem miło jest przeżyć romans, a milej jeszcze mieć stały związek. Tylko ten bagaż. Związek z Mattem łączył się z rozmaitymi problemami, z którymi musiałaby się uporać.
– A więc tylko zaszaleję, a potem wrócę do domu – mruknęła. Bo dzieci zawsze będą dla Matta najważniejsze, o tym wiedziała.
Zresztą tak właśnie powinno być. Rozmyślając tak odpaliła od niedopałka kolejnego papierosa i natychmiast uświadomiła sobie, że w domu Matta nie mogłaby palić.
– Ale mnie naprawdę na nim zależy – powiedziała na głos. Uznała, że w tej chwili byłoby najlepiej, gdyby udało jej się zapomnieć o wszystkim i zachowywać, jakby nigdy nic.
Spróbowała nie myśleć o Matcie. Zaczęła się rozglądać, starając się skupić jedynie na pięknym krajobrazie i utrwalić jego widok w pamięci. Był tak wspaniały jak na pocztówce. Słońce przeświecało przez listowie tworząc na ziemi koronkowe cienie, wszędzie rosła bujna zieleń, a sosny pachniały tak upojnie, że Emily miała ochotę zostać tu na zawsze. Gdzie okiem sięgnąć krzewiły się dzikie paprocie o długich, pełnych gracji liściach.
Mimo wszystko Emily nie potrafiła jakoś uspokoić się, więc zaczęła myśleć o Benie i przyjaciółkach. Przypomniała sobie, że do tej pory nie przeczytała listów od nich. – A niech to diabli – zaklęła.
Z wciśniętej do kieszeni zgniecionej paczki wyciągnęła trzeciego już papierosa i zapaliła go. Potem rozchyliła foliowe opakowanie i zobaczyła, że zostały jej jeszcze trzy sztuki. Miała zamiar wypalić wszystkie, zakopać niedopałki i udawać, że w ogóle nie tykała papierosów. Tylko po co mam grać tę komedię, zapytała samą siebie.
– Rosie ma rację. Co ma być, to będzie – mruknęła w końcu, po czym wsiadła na rower i ruszyła w drogę powrotną.
Kiedy weszła do sali rekreacyjnej po wózek, czuła się podenerwowana i rozdrażniona. Ulżyło jej, gdy przekonała się, że wózek jest elektryczny. Nie wiedzieć dlaczego usiadła na nim i pojechała do domku Rosie.
– Fajnie się na tym jeździ – zawołała wesoło. – W dodatku wózek jest elektryczny, więc nie ugrzęźnie w sosnowych igłach. A z kuchni dobywają się jak zwykle wspaniale zapachy.
Smażenie ryb odbywało się na polanie, na której stały sekwojowe stoły nakryte na tę okazję różnobarwnymi obrusami. Każdy z nich ozdobiony był wetkniętą w butelkę po winie świeczką oraz zaopatrzony w pojemniki ze środkiem owadobójczym.
– Co dzisiaj jemy? – zainteresowała się Rosie.
– Będzie smakowicie wysmażona ryba bez najmniejszej osteczki, ziemniaki w plasterkach zapiekane z serem, kolby kukurydzy, świeży groszek, chleb i masło domowej roboty, sałatka i deser, ale jaki, to już tajemnica. W sali rekreacyjnej wisi zaproszenie na jakąś staromodną loterię na dziś wieczór.
– Ja sobie daruję – stwierdziła Rosie.
– Ja też. Nie widzę nigdzie Matta, a ty? No dobrze, tutaj możesz już zejść z wózka. Usiądziemy sobie pod drzewem; będzie stąd świetny widok na zachodzące słońce.
– Tak, tu jest przyjemnie; czuć leciutki wiaterek. A co do Matta, to rzeczywiście go nie widać. Może idź go poszukać. Mnie jest bardzo wygodnie.
– Nie. Posiedzę z tobą. Chcesz papierosa?
– Pewnie. I piwo też.
– Przyniosę ci. Dzisiaj zakonnice wystawiły całą beczkę. Coś mi mówi, że powinnyśmy podziękować za to Ivanowi. Ci ludzie z Alabamy piją litrami. W zeszłym tygodniu oświadczyli, że przydałaby się beczka. I zapłacili za całą. Zauważyłaś, jacy tutaj wszyscy są rozrzutni?
– Emily, przecież ty gadasz po to tylko, żeby słuchać własnego głosu. Idź wreszcie po piwo, ale zostaw mi papierosy, a jak spotkasz Matta, to nie spiesz się z powrotem.
– Czy aż tak łatwo mnie rozszyfrować? – spytała.
– Tylko mnie. Ale nie przynoś mi samej piany.
– Zapamiętam – odrzekła Emily i ruszyła po piwo.
Wkrótce wróciła z tacą, na której stały trzy szklanki – dwie dla Rosie i jedna dla niej samej.
– Emily, Rosie, czy macie coś przeciwko, żebym przyłączył się do was z Benjym?
Obie kobiety pokręciły głowami.
Emily miała zamiar zapalić papierosa, ale w ostatniej chwili zmieniła zdanie. Przyszło jej do głowy, że obecnie młodzi ludzie nie są fanami palenia i uznała, że to zmiana na lepsze. Myśląc tak, patrzyła jak Rosie wydmuchuje równiutkie kółeczka dymu i ogarnęła ją wściekłość, bo też miała na to ogromną ochotę. Tym bardziej, że nienawidziła pić piwa bez zaciągania się dymem.
– Z kuchni dochodzą wspaniałe zapachy, prawda? Tylko deser jest dzisiaj owiany tajemnicą.
Benjy z ponurą miną skinął głową. Jasne było, że wolałby znaleźć się gdzieś zupełnie indziej.
– Cieszysz się, że niedługo wracasz do szkoły, Benjy? – spytała cicho Emily.
– Nie.
Emily nie dawała jednak za wygraną.
– Tata mówił, że grywasz w piłkę. Należysz może do szkolnej drużyny czy grałeś tylko podczas wakacji?
– Jestem w drużynie. Nie cierpię piłki, ale tata mówi, że muszę grać. Na twarzy chłopca odmalowała się taka wrogość, że Emily zrozumiała, iż jeszcze chwila, a dzieciak wybuchnie. Zauważyła także, że Matt bębni palcami po stole, co oznaczało, iż jest podenerwowany. W końcu Emily stwierdziła, że niepotrzebne jej żadne awantury.
– Może poszedłbyś sprawdzić, czy zakonnice nie potrzebują pomocy, Benjy? – zwrócił się do syna Matt.
– Po co? Chcesz się mnie pozbyć? Dzisiaj nie moja kolejka w pomaganiu.
– Ale byłoby miło z twojej strony, gdybyś to zrobił. Wcale nie chcę się ciebie pozbywać, a jeśli chodzi o kolejkę, to nie ma najmniejszego znaczenia.
– Owszem, ma. Siostry płacą Molly za kelnerowanie, a ja sprzątam ze stołów, wynoszę śmieci i dostaję za to jedynie darmowy posiłek. No i gdzie tu sprawiedliwość? W domu mógłbym zjeść sobie pizzę.
Ostatnie słowa wykrzyczał właściwie, bo szedł już w stronę kuchni. Matt znużony przymknął oczy.
– Zachowuje się okropnie. Nie wiem już co mam zrobić z tym dzieciakiem.
Kiedy zjawiła się Molly z tacą zastawioną talerzami z kolacją i ustawiwszy ją na stole głośno cmoknęła ojca, Emily pomyślała, że to rodzeństwo jest jak dzień i noc.
– Fajnie, że już pani jest zdrowa, pani Finneran. A pani, pani Thorn, wygląda naprawdę świetnie. Prawie wszystkie sińce zniknęły. Założę się, że strasznie się pani z tego cieszy. Tato, nie uwierzysz, ale gdy otrzymam od sióstr dzisiejszą zapłatę, będę miała wystarczająco pieniędzy na mój własny prywatny telefon w domu. A w przyszłym tygodniu uzbieram na pierwszy rachunek. Bo chyba się nie rozmyślisz, tato, prawda? – powiedziała wypowiadając słowa z taką prędkością, jakby strzelała z karabinu maszynowego.
– Jak umowa to umowa – odparł Matt uśmiechając się.
– Jeśli masz ochotę na piwo, tato, sam musisz je sobie przynieść, bo mnie nie wolno.
– Herbata lodowa w zupełności mi wystarczy, kochanie. Dziewczynka ucałowała jeszcze ojca w sam czubek głowy i pobiegła z powrotem do kuchni.
– Wyrośnie na prawdziwą piękność. Już teraz jest bardzo ładna, lecz za parę lat będzie śliczna.
– Wiem, ale wtedy zaczną się moje problemy – odparł skromnie Matt.
– Myśl pozytywnie – poradziła mu wesoło Rosie. – Ta ryba jest wyśmienita. Uwielbiam ryby. I te ziemniaki też. W ogóle kocham jeść.
Emily pomyślała, że Rosie, podobnie jak ona sama, jest podenerwowana. A i Matt też był niespokojny. Zapragnęła, żeby Matt na nią spojrzał, żeby zrobił coś, co byłoby czytelne jedynie dla nich dwojga. Mógłby na przykład mrugnąć albo dotknąć jej ręki. Dobrze jednak wiedziała, że on niczego takiego nie zrobi. Teraz myślał wyłącznie o zachowaniu swego syna. Emily czuła się tak, jakby ktoś grzebał w jej sercu kijem. No cóż, dzieci zawsze są najważniejsze. I będzie musiała się do tego przyzwyczaić. Jej mogą przypaść w udziale tylko drugie skrzypce. Zastanawiała się, czy potrafi się z tym pogodzić.
Matt zjadł, a właściwie pochłonął swoją porcję, po czym wstał od stołu tłumacząc, że musi zobaczyć co z Benjym. Zanim odszedł, rzucił Emily krótkie przepraszające spojrzenie.
Emily grzebała widelcem na swoim talerzu dzieląc rybę na kawałeczki i mieszając je z ziemniakami. Było jej bardzo smutno.
– r Ten chłopiec mnie nie lubi – oznajmiła. – Ale ja też go nie lubię. Właściwie chyba ani ty, ani ja nie czujemy się tu dobrze.
– Benjy nikogo nie lubi – odrzekła Rosie. – Wiesz co, chodźmy na spacer. Może ten tajemniczy deser będzie już gotowy jak wrócimy. Założę się, że to będą owoce. Kiedy zakonnice nie mają już czego wy-myśleć, rozpuszczają pogłoskę, że szykują coś wyjątkowego, a potem podają arbuza z lodami polanymi rumem i zapalają to wszystko.
– Brzmi zabawnie – stwierdziła Emily wybuchając śmiechem.
– Proponuję pójść w stronę kuchni, obejść ją dokoła, a potem przez parking wrócić ścieżką tutaj. Dam radę. W zasadzie powinnam spacerować, tylko że wtedy szwy zaczynają się ściągać i ciężko mi się poruszać. Ale im więcej będę chodzić, tym szybciej dolegliwości ustąpią.
– Naprawdę nie potrzebuję w życiu więcej problemów – zaczęła Emily, gdy ruszyły już z miejsca. – Czasami żałuję, że tu przyjechałam i poznałam Matta. W jednej chwili czuję, że go lubię, no właściwie bardziej niż lubię, a w następnej wracam myślami do Bena i tęsknię za domem. Podejrzewam, że nawiązałam po prostu wakacyjny romans, a ja nie… Bardzo zależy mi na Benie. Czuję się cholernie winna wobec niego. Wierz mi, Rosie, poczucie winy to straszna rzecz.
Potem, gdy siedziały przy stoliku, Emily szepnęła koleżance: – Wiesz czego się boję, Rosie? Tego, że Matt… że on przyjdzie dziś do mojego domku w nocy; złamałoby mi to serce. Zastanawiam się, czy miałabyś coś przeciw temu, żebym spała dziś u ciebie. Nie chcę wiedzieć, czy… czy on w ogóle zamierza to zrobić… lecz wolałabym, żeby nie było mnie wtedy w domku.
– Możesz przyjść do mnie, jasne. Chociaż nie sądzę, żeby on wybrał się dziś do ciebie. Musi odwieźć dzieciaki do domu i nie będzie mu się pewnie chciało jechać taki kawał z powrotem, zwłaszcza że Benjy jest akurat w takim nastroju. Ale jeśli chcesz, możemy już iść.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.