– Tak, chcę.

20

Wakacje się skończyły i zaczął się wrzesień, pogodny i pełen barw. Zrobiło się chłodniej, liście zaczęły żółknąć, a większość gości spakowała manatki i wyjechała zapowiadając, że wróci w przyszłym roku. Jedynymi wczasowiczkami były dwie starsze pary ze swoimi przyjaciółmi oraz Rosie i Emily.

Gdy do końca jej długiego pobytu zostało jeszcze dwa tygodnie, Emily zauważyła, że żyje czekając właściwie tylko na godziny spędzane z Mattem. Romans z nim przerodził się w obsesję, lecz zupełnie nie wiedziała, jak stłumić towarzyszące mu emocje. Kiedy nie była z Mattem, spędzała czas z Rosie grając w rozmaite gry, jeżdżąc na rowerze czy wędrując. Tysiące razy już mówiła sobie w myślach, że straszliwie ciężko będzie jej stąd wyjechać.

Na najbliższy wieczór miała zaplanowaną wyprawę do miasta, więc już się do niej szykowała.

– Ubierz się w co tylko masz najlepszego – zapowiedział jej Matt. – Muszę pomówić z tobą o czymś bardzo ważnym.

Emily naturalnie przyjęła zaproszenie. I ona sama, i Rosie, a i wszystkie zakonnice także, uważały że z pewnością wyjdzie za Matta, a potem będzie im się żyło szczęśliwie. O ile w ogóle coś takiego było możliwe.

Mimo to żołądek jej się ściskał, a w gardle jakby coś uwięzło. Dwukrotnie musiała zmywać cień z powiek i nakładać go powtórnie, bo trzęsła się jej ręka. W końcu przyjrzała się uważnie swemu odbiciu w lustrze. Twarzy, którą zobaczyła, zupełnie nie rozpoznawała. Oczy jej błyszczały, a usta były tak łagodnie zarysowane, że jasne było, iż ich właścicielka często się śmieje; cały czas niemal, jeśli chodziło o ścisłość. Ta osoba w szklanej tafli zdecydowanie nie była żoną Iana Thorna ani tą Emily, która tak bardzo zaangażowała się w związek z Benem Jacksonem.

Emily uprzytomniła sobie, że zaledwie dwa tygodnie dzielą ją od powrotu do domu przy Sleepy Hollow Road w New Jersey. Zakładając oczywiście, że będzie chciała wrócić.

Bo mogło się okazać, że przeczucie jej nie myli, a Matt gotów jest zaproponować jej trwały związek; tylko czy wtedy ona potrafi tak z dnia na dzień zostać żoną i matką? Lubiła wprawdzie Molly i tolerowała Benjy’ego, lecz gdyby chciała stać się prawdziwym członkiem tej rodziny, musiałaby poświęcić chłopcu wiele czasu i starań. Obecnie Benjy akceptował ją jako osobę, która czasami wpada do nich do domu, z którą ojciec umawia się nieraz na wieczór, która podczas piątkowego smażenia ryb siada z nimi przy jednym stoliku i wspólnie z nimi je lody w niedzielne popołudnia.

Jednego Emily była pewna – tego mianowicie, że nigdy nie będzie w stanie zamieszkać w domu Matta. Tylko jak miała mu o tym powiedzieć? I czy w ogóle nadawała się na żonę?

Opuściła deskę sedesową i usiadła na niej. Wiedziała, że małżeństwo dla każdego znaczy coś innego. Czego oczekiwałby po takim związku Matt? Że zyska gospodynię domową? Ze będzie miał kogoś do gotowania i sprzątania? Że przez dwadzieścia cztery godziny na dobę będzie miał kogoś do pomocy?

Z miejsca, gdzie siedziała, dostrzegła, że twarz szczęśliwej kobiety w lustrze spochmurniała. Postawiła sobie pytanie, czy w swoim wieku i obecnej sytuacji życiowej gotowa jest przyjąć na siebie wszelkie wynikające z małżeństwa obowiązki. Bardzo dużo już osiągnęła, wiele przeszła i wycierpiała. Czy po tym wszystkim potrafiłaby cofnąć się niejako i robić to, czego oczekiwałby od niej Matt, czyli to samo, czego spodziewała się po sobie wychodząc za Iana, a nie była w stanie osiągnąć? Musiała szczerze przyznać, że nie umie odpowiedzieć na to pytanie.

Poza tym nie mogłaby dłużej ukrywać przed Mattem, że jej praca to coś znacznie więcej niż prowadzenie zajęć gimnastycznych. On nie miał przecież pojęcia, że kierowała dobrze prosperującą firmą i że miała z tego pokaźne dochody. Kilka razy kusiło ją nawet, żeby mu o tym powiedzieć, lecz jednak tego nie zrobiła obawiając się, że go w ten sposób onieśmieli.

Tak więc zostało jej jeszcze dwa tygodnie. Zastanawiała się, czy związek z Mattem to tylko wakacyjna przygoda? A jeśli tak, to co się dzieje, gdy przygoda się kończy? – Jak to co – odpowiedziała sobie – trzeba się spakować, wrócić do domu, zaleczyć zranione serce i żyć dalej. – Zaraz, kim właściwie jest ta osoba w lustrze? Emily potrząsnęła głową, włożyła pomarańczową sukienkę i obciągnęła ją, po czym zapięła pasek i wsunęła stopy w sandały. Następnie zwichrzyła nieco włosy, skropiła się lekko perfumami i założyła kolczyki.

– Może i jesteś szczęśliwa, lecz, jak na mój gust, za dużo w tobie negatywnych myśli – powiedziała do patrzącej na nią osoby w lustrze.

Wzięła do ręki kluczyki do samochodu i zgasiła światło w łazience. Ku jej zdziwieniu na ganku czekała Rosie.

– Pomyślałam sobie, że odprowadzę cię na parking, a potem od razu pójdę na kolację. Wyglądasz na zdenerwowaną – zauważyła biorąc ko- leżankę pod rękę. – Nie przejmuj się. Przecież nie musisz się na nic godzić, zakładając oczywiście, że mamy rację co do celu tej dzisiejszej kolacyjki. Ty sama o sobie decydujesz. Uwierz w siebie, Emily. Cokolwiek postanowisz, będzie dla ciebie dobre.

– A pewnie, nie pamiętasz już jak schrzaniłam związek z Ianem?

– Chwileczkę, ty go schrzaniłaś?

– No dobrze, wspólnie to zrobiliśmy. Ja podjęłam kilka bardzo złych decyzji, których konsekwencje ciężko było potem znosić.

– Ale jednak je zniosłaś. No i popatrz na siebie. Przecież masz teraz dosłownie wszystko. Zastanów się nad tym. Prowadzisz świetnie prosperującą firmę, którą stworzyłaś wspólnie z koleżankami. W domu czeka na ciebie mężczyzna, który cię kocha, a i tu masz kochającego cię faceta. Jesteś wspaniałą kobietą, wrażliwą i pełną ciepła. Zmieniłaś swoje życie, jak to się mówi, o sto osiemdziesiąt stopni, moja kochana.

– Będzie mi ciebie brakowało, Rosie. Myślałaś już może o mojej propozycji przeprowadzenia się do New Jersey?

– Mówisz tak, jakbyś już postanowiła, że tam wracasz. Na razie chcę pojechać do domu i zobaczyć się z dziećmi i wnukami. Chcę spędzić Boże Narodzenie z rodziną; bardzo lubimy te święta. Sądzę, że do Nowego Roku powinnam podjąć decyzję. No dobrze, jedź ostrożnie i wróć najpóźniej o wpół do dziesiątej – zapowiedziała jej śmiejąc się. – Wyglądasz wspaniale, Emily. Szczęka mu opadnie, jak cię zobaczy.

Emily objęła na chwilę swą nową przyjaciółkę.

– Nie opychaj się za bardzo pieczenia i daruj sobie sos siostry Cookie; to zabójstwo dla żołądka.

– I mów do mnie jeszcze – odparła Rosie ruszając truchtem w stronę jadalni.

Emily umówiła się z Mattem, że podjedzie pod jego dom, żeby nie musiał potem jechać pod górę. On miał tymczasem naszykować kolację dla dzieci i dopilnować, zanim wyjdzie, odrobienia przez nie pracy domowej. Zanosiło się więc na to, że dziesiejszego wieczoru nie będą się kochać, chyba że Matt przyjedzie do jej domku, co było mało prawdopodobne, ponieważ następnego dnia dzieci miały iść do szkoły. Świadomość ta bardzo psuła Emily humor.

Wsiadłszy do samochodu włączyła radio. Nadawano akurat popularną piosenkę. Gdy wsłuchała się w jej słowa: „Mamy tylko kilka kradzionych chwil… nie mogę już tego znieść, więc płaczę… kocham tylko ciebie…” – łzy stanęły jej w oczach. Otarła je ręką i przekręciła kluczyk w stacyjce.

Było wciąż widno, kiedy zaparkowała swego dżipa przed domem Matta. Na schodkach siedział Benjy trzymając na kolanach coś, co przypominało futrzaną kulkę.

– Należy do ciebie? – zapytała Emily śpiewnym głosem przykucając, żeby pogłaskać maleńką główkę. – Jest prześliczny. Czy ma już jakieś imię?

– Na razie nie. Znalazłem go na drodze wracając ze szkoły; pewnie porzucił go jakiś wczasowicz z kempingu. Jeśli tata pozwoli mi go zatrzymać, wtedy dam mu imię. Jak myślisz, Emily, czy tata się zgodzi?

– A czy lubi zwierzęta?

– Jasne. Nigdy nie wolno nam było mieć psa, bo… bo mama mówiła, że ma alergię na sierść.

– A gdyby ten piesek mógł być twój, to jak byś go nazwał?

– Hałhałek. Nie po prostu hau-hau, tylko Hałhałek.

– To pewnie znaczy, że dużo szczeka. Sprytnie to wymyśliłeś – pochwaliła Emily mierzwiąc mu włosy. – Chcesz, żebym szepnęła tacie słówko? – spytała szeptem.

– O tak – odparł chłopiec z nadzieją w oczach.

– W porządku. Ale będziesz o niego dbał, prawda? Czyli masz go karmić, wychodzić z nim na spacery i kąpać, gdy zajdzie taka potrzeba.

– Zrobię wszystko – obiecał. Emily weszła do domu.

– Matt, jestem już – krzyknęła.

Przymknęła oczy w nadziei, że gdy je otworzy zdjęcia w salonie znikną w jakiś cudowny sposób. Tym razem trzymała również kciuki w tej samej intencji, ale nic to nie pomogło i fotografie pozostały w pokoju. Poczuła się zawiedziona.

Nadstawiając Mattowi usta do pocałowania, pomyślała po raz kolejny, że jest ogromnie przystojny. Nie wiadomo jednak, dlaczego tym razem zdenerwowało ją to. Nie mogła zrozumieć, jak to się działo, że mężczyźni wraz z wiekiem przystojnieli, a kobiety zwyczajnie się starzały. Przypomniała sobie jak się odchudzała, jak potem zwisała jej skóra i ile przeszła poddając się liftingowi. Dobrze wiedziała, że gdyby nie te wszystkie zabiegi, nie stałaby teraz w salonie domu Matta Halidaya, w którym wciąż mieszkał duch jego zmarłej żony. Nagle poczuła się tak, jakby ktoś odkroił jej kawałeczek serca.

– Poznałaś już naszego gościa?

– Hałhalka? Tak, jest prześliczny. Zatrzymasz go?

– Tak. Benjy go potrzebuje, a temu szczeniaczkowi też przyda się właściciel. To okropne, kiedy ktoś porzuca zwierzę. Na samą myśl o tym krew się we mnie burzy.

– Kiedy zamierzasz powiedzieć Benjy’emu?

Matt popatrzył na nią nieco zdziwiony, jakby chciał powiedzieć: Już się wtrącasz? Chociaż nie, uznała po chwili, że wcale nie o to chodziło. Jak zwykle była przewrażliwiona.

– Zaraz. Podczas naszej nieobecności zajmie się kąpaniem tego psiaka i będzie miał towarzystwo. Bo Molly jak zawsze siedzi u siebie w pokoju z telefonem przy uchu.

– To też składa się na proces dojrzewania, Matt.

Wyszli na ganek. Benjy siedział na schodku tuląc szczeniaka do policzka. Podniósł wzrok na ojca, który skinął głową.

– Od teraz jesteś za niego odpowiedzialny. Zapamiętaj sobie, że jeśli nie będziesz się o niego troszczył, okażesz się nie lepszym człowiekiem niż ten, co go porzucił. Obiecaj mi, że o niego zadbasz.

– Obiecuję, tato. Jak myślisz, czy powinienem go wykąpać?

– Świetny pomysł. Ale uważaj, żeby do uszu nie dostała mu się woda, a do oczu mydło. A potem bardzo starannie go wytrzyj. Możesz też zabrać go na noc do łóżka. A na podłodze w kuchni, w twoim pokoju i pod drzwiami rozłóż gazety.

– W porządku, tato.

Przechodząc obok Emily, szarpnął ją lekko za spódnicę wyrażając w ten sposób swoje podziękowania.

– Gdzie się wybieramy, Matt?

– Myślałem, żeby pójść do Solly’s. Żeberka są tam wspaniałe, steki mięciutkie jak masło, a ryba zawsze świeża. A na deser podają doskonałe ciasto brzoskwiniowe. Nie jest to na pewno elegancka restauracja, lecz zdecydowanie dobra.

– Jeśli o mnie chodzi, wszystko jedno, gdzie pójdziemy. Nie jestem specjalnie wybredna.

– Między innymi za to właśnie cię lubię – powiedział zdejmując jedną rękę z kierownicy, by dotknąć jej dłoni. – Nigdy niczego nie udajesz, nie jesteś pretensjonalna i nie uważasz, że… że należy ci się to czy tamto. Prosty z ciebie człowiek, dokładnie tak jak ja.

Prosty człowiek – powtórzyła z przykrością w myślach. Wiedziała jednak, że Matt uważał to za komplement.

– Jestem jak otwarta księga.

– No właśnie. Kobiety tak świetnie potrafią ujmować myśli w słowa. Bardzo ładnie dziś wyglądasz, Emily. Jak zawsze zresztą. Nawet wtedy, gdy byłaś cała poobijana.

– Matt, czy tymi pochlebstwami próbujesz przygotować grunt pod coś?

– Boże broń. Po prostu Molly ciągle mi powtarza, że powinienem mówić co myślę, bo nikt nie jest jasnowidzem i nie potrafi sam tego odgadnąć. I rzeczywiście ma rację. Jej rada okazała się bardzo pomocna w postępowaniu z Benjym. Wiesz, Emily, niby do twojego wyjazdu zostało jeszcze dwa tygodnie, ale ja już za tobą tęsknię.

– Przecież zawsze możesz do mnie zadzwonić – odrzekła beztrosko.

– Tak, lecz to zupełnie co innego.

– Fakt – zgodziła się z nim. – Ja też będę za tobą tęsknić.

– Kto by pomyślał, że w wieku pięćdziesięciu pięciu lat zakocham się i znów poczuję jak nastolatek. Czy ty również tak się czujesz?

– Właściwie tak.

Przez kilka następnych minut Matt milczał.

– Nie wydaje ci się dziwne, że nigdy dotąd nie rozmawialiśmy o naszej przeszłości? – odezwał się w końcu.

– Zastanawiałam się nad tym czasami – odparła. – Jak sądzisz, dlaczego tak się stało?

– Podejrzewam, że nie chcieliśmy tracić chwil, które mamy teraz na wspominanie tego, co było. A czy chcesz mi o czymś powiedzieć? Pamiętaj, że nie musisz, nie wymagam zwierzeń…