Początkowo jechali powoli, a Matt opowiadał o wszystkim i o niczym.
Emily nawet nie zauważyła, gdy nabrali prędkości. W blasku reflektora, znacznie jaśniejszym niż światła w ośrodku, widać było każdą skałkę, najmniejszy kamień czy krzak przy drodze. Emily myślała tylko o tym, jak cudownie się czuje i szybko straciła orientację w terenie, a po chwili nie wiedziała zupełnie gdzie jest. Przytuliła się mocno do potężnych pleców Matta, czując jak włosy plączą się i furkoczą jej na wietrze.
Po jakichś dwudziestu minutach w Emily odezwał się niepokój i aż ścisnęło ją w żołądku. Uświadomiła sobie, że jadą zbyt szybko i to po ścieżce pokrytej śliskimi, bo oblepionymi żywicą sosnowymi igłami, a Matt nie był przecież doświadczonym motocyklistą. Rosnące po bokach drzewa prześlizgiwały się w szalonym pędzie, a od wiatru zaczęły jej łzawić oczy. Matt wykrzykiwał coś, ale jego słowa ginęły w hałasie. Emily zresztą także zaczęła wołać do niego, by zwolnił, ale jej głos przypominał ledwie szept. Gnali więc dalej prosto przed siebie. Emily zaczęło ogarniać przerażenie. Radość i podekscytowanie, jakie wcześniej odczuwała, zostały gdzieś tam na początku drogi. W jednej chwili oczyma wyobraźni ujrzała całe swoje życie. Przestraszyła się, że już nigdy nie zobaczy swoich przyjaciółek ani Bena. Kochanego, troskliwego, cudownego Bena. Teraz w każdej chwili groziła jej śmierć i to tylko dlatego, że wybrała się na tę idiotyczną przejażdżkę. W dodatku bez kasku. Krzyknęła, lecz z jej ust wydobył się tylko chrapliwy, charczący dźwięk. Ponieważ Matt wciąż nie zwalniał, zaczęła walić go głową w plecy. Jedynym tego rezultatem był ostry ból czoła.
– Zsiadaj, Emily, i to już! Każ mu zwolnić i zeskocz z tego motoru, – mówił jej jakiś głos.
– Ale on mnie nie słyszy – krzyknęła.
– Wal go rękami, ściśnij mu boki, huknij go w głowę swoją głową,
– podpowiadał czyjś głos. Zrób to natychmiast. Ta przejażdżka to jedna z najgłupszych rzeczy, jakie w życiu zrobiłaś.
Emily przysunęła się do Matta jak najbliżej mogła i walnęła głową w jego kask. Zaczęła też wciskać mu palce w boki, chociaż wiedziała, że przez skórzaną kurtkę nic nie poczuje.
– Zwolnij, Matt! Boję się! – krzyczała. – Kurczowo trzymając się go lewą ręką, prawą wsunęła Mattowi pod kurtkę i dźgnęła go w bok. Przyszło jej jednak do głowy, że on pewnie weźmie to za przejaw entuzjazmu. – Zatrzymaj się! – wrzasnęła ile sił w płucach.
Nagle dostrzegła przed sobą gałąź grubości ręki z licznymi odgałęzieniami i mnóstwem liści. Chwilę później zauważyła głęboką koleinę i usłyszała głos Iana: – Skacz! Teraz!
Widziała wokół liczne skałki, potężne pnie drzew, kolczaste krzewy, a nawet, jak jej się wydało, szopa, który przykucnął pod pniem po jej lewej stronie. A potem zupełnie jakby oglądała film w zwolnionym tempie, zobaczyła i poczuła jednocześnie, że Matt skręcił w prawo, a odłamany koniec wielkiej gałęzi poszybował najpierw w górę, po czym spadł na nią.
Potem nic już nie czuła, a wpatrując się w czubki drzew wyraźnie widoczne w blasku reflektora, słyszała jedynie własne jęki.
Po chwili spróbowała się poruszyć, lecz raz za razem przychodziły straszne zawroty głowy.
– Matt, gdzie jesteś? Matt!
Jej samej wydawało się, że krzyczy, ale w rzeczywistości zaledwie szeptała. Co jakiś czas ponawiała swoje wołania przyzywając Matta i błagając, by jej odpowiedział. Reflektor motoru ciągle świecił w górę, niczym świetlna boja. Emily pomyślała, że Ivan na pewno dostrzeże to światło i przyjdzie im z pomocą, tak jak poprzednim razem.
I nagle dostrzegła Matta; leżał na stosie kamieni z rozrzuconymi rękami i nogami. Emily wiedziała, że musi dotrzeć do niego i spróbować mu pomóc.
Czas wlókł się niemożliwie wolno, lecz w końcu Emily usłyszała szelest gniecionej ściółki i zobaczyła poruszający się snop światła.
– Jezu Chryste! – krzyknął Ivan.
– Ivanie, czy on żyje? Pomóż mu. Ja mogę poczekać. Mam chyba tylko złamaną rękę, bo zupełnie nie mogę nią poruszyć.
– Cóż wy, u diabła, tu robiliście i to w dodatku na motocyklu? – spytał badając palcami ciało Matta. Jego słowa zabrzmiały jak hałas zakłócający nocną ciszę. Najwyraźniej jednak nie oczekiwał odpowiedzi na swoje pytanie, a Emily była zbyt cierpiąca, żeby mu jej udzielić. Pomyślała, że teraz, jeśli tylko chce, może już zamknąć oczy, bo Ivan na pewno zajmie się i Mattem, i nią. Słyszała, jak przez telefon komórkowy wzywa karetkę z lekarzem i noszami.
Po chwili przykucnął nad nią i widziała jego twarz tuż przed swoją.
– Mogę ci owiązać ramię i zabrać z tych kamieni. Miałaś szczęście, Emily, bo upadłaś na krzaki, chociaż ta gałąź nieźle cię uderzyła. Podejrzewam, że to właśnie przez nią się rozbiliście.
– A czy Mattowi nic się nie stało?
– Jest w porządku – mruknął Ivan. – Nigdy wcześniej nie wyprowadzał tego motocykla z garażu, tylko majstrował przy nim, polerował go i podziwiał. Nie powinnaś była mu pozwolić na tę jazdę.
A więc Ivan ją obwiniał za ten wypadek, pomyślała. Zupełnie jak kiedyś Ian.
– Mówisz tak, jak mogłabym go powstrzymać – odparowała atak. – Kazałam mu zwolnić, ale jechał tak szybko, a silnik tak strasznie ryczał, że w ogóle mnie nie słyszał. Próbowałam go ostrzec.
Nawet jej samej te argumenty wydały się nieprzekonujące.
– W ogóle nie powinniście byli wsiadać na ten cholerny motor. Gdybyś nie chciała z nim jechać, zostawiłby go w tym pieprzonym garażu, bo tam jego miejsce.
– Jesteś niesprawiedliwy – powiedziała płacząc Emily. – Nie możesz winić mnie za to, co się stało.
– Właśnie że to twoja wina. Gdyby nie chodziło o popisanie się przed tobą, Matt nigdy nie wyprowadziłby tego grata. On ma pięćdziesiąt pięć lat, a próbował pozować na dwudziestopięciolatka. Powinnaś mieć więcej rozumu.
Nagle Emily usłyszała dochodzący z daleka głos syren. Nadjeżdżały karetki. Potem zobaczyła oślepiające światła, zrobiło się gwarno i zaroiło się od ludzi.
– Nie pozwolę, żebyś zrzucił całą winę na mnie, Ivanie, ani teraz, ani nigdy i nie waż się więcej mówić do mnie w taki sposób – powiedziała jeszcze i zamknęła oczy.
Poczuła, że ktoś ją podnosi i układa na noszach. Mrucząc do siebie powtórzyła słowa Iana, a jakiś wewnętrzny głos szepnął jej słowa otuchy.
Z tego co działo się później Emily niewiele zapamiętała i nie bardzo zdawała sobie sprawę. Wiedziała jedynie, że nastawiono jej ramię i podano środek znieczulający, który sprawił, że musiała bardzo się wysilać, żeby zachować kontakt z rzeczywistością.
Było już południe, kiedy zupełnie się rozbudziła. Pierwsze co wówczas zobaczyła, to zakonnice w habitach; na ich pełnych ciepła twarzach malowała się troska. Wszystkie zdawały się tak samo poruszać i tak samo mówić.
– Dzięki Bogu, że nic ci się nie stało.
Siostry gładziły ją po dłoniach, odgarniały włosy z czoła, ocierały łzy i poprawiały pościel.
– Powiedzcie, co z Mattem. Ivan twierdził, że to moja wina. Może i miał rację. Ale jeśli tak, to jak mam teraz żyć z taką świadomością?
– Nie możesz się obwiniać, drogie dziecko. Matt… Matt dobrze wiedział, co robi i postąpił tak, jak nie powinien. Nie możesz winić za to siebie – uspokajała ją siostra Gussie.
– Ale mnie… mnie coś pomogło. Kiedy nagle zupełnie znikąd pojawiła się ta gałąź, miałam zamiar… zaryzykować i zeskoczyć z motoru. Próbowałam ostrzec Matta, lecz silnik tak warczał, że on mnie nawet nie słyszał. Ale ja naprawdę próbowałam. Proszę, uwierzcie mi. Bo jeśli nie, to… nie potrafię drugi raz przez to przejść. Czy nie można zadzwonić albo zapytać kogoś? Gdzie jest Ivan?
– Przy Matcie. Możemy skorzystać z telefonów straży. Zadzwonimy do szpitala albo pojedziemy tam. Co wolisz, Emily?
– Niech ktoś tam pojedzie, proszę.
Ustalono, że Tiny i Cookie wrócą do ośrodka, by zająć się pozostałymi gośćmi, siostra Phillie zostanie z Emily, a pozostałe pojadą do Asheville.
Czas płynął w ślimaczym tempie, a oczekiwanie na wieści ze szpitala zdawało się nie mieć końca.
Kiedy tuż po ósmej wieczorem Emily przebudziła się, siostra Phillie siedziała w kącie i odmawiała różaniec.
– Miałam wrażenie, że słyszę jakieś głosy.
– Ja też. Może ktoś jest na zewnątrz przy kontuarze. Pójdę zobaczyć.
Ledwie zakonnica podniosła się z krzesła, gdy drzwi pokoju się otworzyły. Emily zaczęła wiercić się w łóżku próbując podnieść się nieco, by lepiej widzieć zmęczone drogą zakonnice. Wzięła głęboki oddech i popatrzyła na nie przerażonymi oczami.
– Życiu Matta nic nie zagraża. Doznał wstrząsu, ma złamaną rękę i kilka pękniętych żeber. Lekarze będą też musieli zoperować jedno z kolan, ale zapowiadają, że zupełnie wyzdrowieje.
– A co z jego dziećmi?
– Zaopiekowała się nimi siostra Matta. Zajmie się na razie domem. Dzieci ją uwielbiają, a Matt i ona są sobie bardzo bliscy.
– Mogą już siostry wrócić do siebie – powiedziała Emily. – Chciałabym teraz pobyć trochę sama. Zresztą wyglądacie na bardzo zmęczone. Lekarz obiecał, że jeśli będę leżeć i odpoczywać, to już jutro rano mnie wypisze. Zastanawiałam się, czy mogłabym zamieszkać na razie z wami, ale jeśli nie, to zadzwonię do domu i przyjedzie jedna z moich przyjaciółek.
– Ależ zajmiemy się tobą z największą przyjemnością, Emily. W głównym budynku jest wolny pokój. W żadnym razie nie zostawiłybyśmy cię samej. A teraz śpij już, dobranoc.
– Proszę sióstr?
– Tak, Emily? – odezwały się jednogłośnie.
– Pomódlcie się za Matta.
– Robiłyśmy to przez cały dzień i będziemy odmawiać różaniec w jego intencji, dopóki nie wyzdrowieje. No, postaraj się zasnąć – powiedziała siostra Gilly.
Emily pomyślała, że chyba już nigdy nie zaśnie. Wcisnęła przycisk przymocowany do poręczy łóżka gasząc światło. Potem wyłączyła także telewizor. Zapadła kompletna ciemność, a ona leżała i płakała.
– Ianie, słyszysz mnie? Muszę z tobą porozmawiać. Gdziekolwiek jesteś, przyjdź teraz do mnie. – Powtarzała to wiele razy, aż ochrypła. – Tak naprawdę to ani razu się nie zjawiłeś, prawda? Byłeś tylko w mojej wyobraźni. A ja chciałam… potrzebowałam świadomości, że mi pomagasz. Wszystko mi się już pomieszało. Siostry mi wierzą, a przynajmniej tak mi się wydaje. Czy ty pojawiasz się… czy przychodzisz na ziemię… tylko wtedy, gdy jestem w niebezpieczeństwie? Ale ja potrzebuję cię w tej chwili, więc gdzie, u diabła, jesteś? Może teraz zrozumiesz, o co mi kiedyś chodziło. Zależało mi na wsparciu psychicznym z twojej strony, lecz nigdy mi go nie okazałeś. Cholerny z ciebie sukinsyn, Ianie. O Boże, mówię do kogoś, kto nie żyje. Zamkną mnie tutaj, a klucz wyrzucą. Ianie, ja muszę wiedzieć, czy rzeczywiście słyszałam twój głos, czy tylko tak mi się wydawało. Odpowiedz mi, ty draniu. Ianie, ja nie chcę zwariować. Mam jeszcze przed sobą kawałek życia i chcę się nim cieszyć. Nie odbieraj mi tej radości. Odpowiedz mi, do jasnej cholery.
Gdy żadna odpowiedź nie padła, Emily walnęła w łóżko zdrową ręką.
– Wiedziałam! – wrzasnęła. – To był tylko wytwór mojej wyobraźni. Powinnam była wiedzieć, że nigdy byś mi nie pomógł. Sama dałam sobie radę. Zawdzięczam wszystko własnej silnej woli, moim szarym komórkom i odwadze. Ty byłeś tylko jak słomka na wietrze, której chciałam się chwycić. Żegnaj, Ianie.
Emily tak była wyczerpana tą przemową, że z wolna zaczęła zapadać w sen. I może był to jedynie szmer otwieranych drzwi albo odgłos podbitych gumą butów zakonnic, a może nawet jej własny oddech, lecz gdy zasypiała zdawało jej się, że usłyszała trzy słowa. – Żegnaj, kochana Emily. – Zasnęła z uśmiechem na twarzy i łzami na policzkach.
Kiedy rano przyszła po nią zakonnica, Emily powiedziała, że przyśnił jej się Ian. Siostra zrozumiała ją i na jej uśmiech odpowiedziała uśmiechem.
Bywają przecież sny zwyczajne i mniej zwyczajne.
21
Na dzień przed świętem Halloween zdjęto Emily gips z ręki, a wkrótce potem wybrała się z siostrą Phillie do Asheville, żeby zobaczyć się z Mattem.
Od wypadku na rowerowym szlaku minęło trzy tygodnie – dwadzieścia jeden długich, nie kończących się dni, w czasie których nie widziała Matta. Jadąc do niego Emily nie była nawet pewna, czy będzie chciał się z nią spotkać. Wprawdzie, gdy do niego zadzwoniła, by powiedzieć, że wpadnie po drodze do szpitala, nie miał nic przeciwko jej odwiedzinom, lecz jego głos brzmiał całkiem obojętnie. Zupełnie jakby mu nie zależało na tym, czy ona do niego przyjdzie, czy nie.
Nie chodziło o to, że przez ostatnie trzy tygodnie nie kontaktowali się ze sobą, bo rozmawiali przez telefon codziennie, a czasem i dwa razy w ciągu dnia, tylko że zawsze dzwoniła Emily. Wspominając teraz, jak bezosobowo brzmiał za każdym razem głos Matta, wzdrygnęła się. Nie można powiedzieć, że nie był uprzejmy, bo pytał o jej ramię i o wieści z ośrodka, i nigdy nie zapominał dowiedzieć się, co słychać u sióstr. Ale nigdy ani słowem nie wspomniał o tym, co było między nimi, i nie powiedział, że ją kocha. Za to dużo mówił o swoich dzieciach i Emily pomyślała, że właśnie po tym już wcześniej powinna się zorientować, że z ich związkiem dzieje się coś złego.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.