– A jakże. Dwie paczki pod fotelem. Dzięki ci, Phillie, za wszystko. A co byś powiedziała, gdybym przysyłała wam co miesiąc papierosy i trochę naprawdę dobrej whiskey i brandy?
– Bardzo bym się z tego cieszyła – odparła zakonnica głęboko się zaciągając.
Emily wypuściła wyjątkowo kształtne kółeczko dymu, a Phillie zaraz poszła w jej ślady.
– Myślę, że wyjadę jeszcze dziś po południu. Nie mam wiele pakowania. Właściwie mogłabym po prostu wskoczyć do dżipa i wyruszyć; moje rzeczy możecie rozdać ubogim. Tak, to właśnie zrobię. Jadę do domu, Phillie. Wiesz, myślę że dom, to najpiękniejsze, najcudowniejsze słowo na świecie. Słyszałaś, Phillie, jadę do domu!
– Słyszałam i uważam, że to znakomity pomysł. Daj mi jeszcze jednego papierosa.
Godzinę później, spakowawszy jedynie podręczną walizeczkę i przewiesiwszy torebkę przez ramię, Emily zaczęła żegnać się z zakonnicami.
1 ona, i one popłakały się i obiecały sobie, że będą do siebie pisywać i odwiedzać się od czasu do czasu. Gdy Emily oddała im papierosy, które jeszcze miała, siostry od razu zaczęły palić tak, że odjeżdżała w chmurze papierosowego dymu. Trzymając na kierownicy lewą rękę, prawą machała na pożegnanie dopóty, dopóki czarno odziane postacie zakonnic nie zniknęły jej z wstecznego lusterka.
Jechała do domu.
Na Sleepy Hollow Road dotarła tuż przed północą. Miała jeszcze na sobie flanelową koszulę, sztruksowe spodnie, buty do chodzenia po górach i przewieszoną przez ramię kurtkę z owczej skóry.
– Cześć, wróciłam! – krzyknęła.
W odpowiedzi usłyszała kłapanie kapci na drewnianej podłodze, a po chwili zobaczyła biegnące ku niej ze wszystkich stron przyjaciółki otulające się szlafrokami.
– Emily! O Boże, jesteś w domu. Musimy to uczcić. Chryste, wyglądasz wspaniale! Tęskniłyśmy za tobą! Naprawdę, i to bardzo! Czy Ben wie, że wróciłaś?
– Dopiero dziś rano zdecydowałam, że wracam. Dotarłabym tu wcześniej, ale miałam parogodzinne opóźnienie w Atlancie. Tak się cieszę, że już jestem z wami – mówiła witając się po kolei z przyjaciółkami. – Powiedziałam dzisiaj siostrze Phillie, że najpiękniejszym słowem na świecie jest dom. Wiecie co, mam ochotę na drinka. Mam też mnóstwo do opowiadania, w tym parę sekretów.
– A Ben?
Emily uśmiechnęła się.
– Do Bena zadzwonię jutro z samego rana. Ten wieczór mamy dla siebie. Jeszcze raz bardzo wam dziękuję za to, że… jesteście sobą, że okazałyście mi przyjaźń wtedy, gdy najbardziej jej potrzebowałam… gdy nie dałabym sobie bez niej rady. A teraz chodźcie, dziewczyny, siądziemy sobie w kółeczku i będziemy gadać aż do wschodu słońca. Ogromnie za tym tęskniłam. O Boże, ależ urosły te zioła na parapecie! Kiedy wyjeżdżałam, ledwie widać je było nad ziemią.
– Bo też długo cię nie było – zauważyła Martina.
– Tak, ale wróciłam. Powiedzcie same, czy to nie zabawne, że jedyne miejsce, w którym zawsze można się spodziewać ciepłego przyjęcia, to dom? To tu czujemy się bezpieczni, a na sercu od razu robi się cieplej. Cholera, szkoda, że nie jestem pisarką, bo pewnie umiałabym to jakoś lepiej wyrazić słowami.
– Myślę, że bardzo dobrze to ujęłaś. Masz rację. To właśnie cudowne domowe zacisze wita nas każdego wieczoru, gdy wracamy po całym dniu i mówi nam dzień dobry, kiedy rano się budzimy.
Zszedłszy do sutereny przyjaciółki jak zwykle usiadły po turecku, formując kółeczko. Bliźniaczki rozdały wszystkim szklanki z drinkami.
– Proponuję wypić pierwszy toast za DOM. Za nasz dom – powiedziała Emily.
– Brawo, brawo! – poparły ją wszystkie.
– Za dom!
Emily rozbudzała się bardzo powoli, lecz od razu poczuła, że jest w domu i leży we własnym łóżku. Wpatrując się w sączące się przez okno promienie porannego słońca, przeciągnęła się z upodobaniem. Zaczynał się nowy dzień. Pomyślała, że być może jest to pierwszy dzień jej nowego życia. Chociaż nie, skądże znowu, poprawiła się zaraz. Nie ma przecież ani nowego życia, ani starego. Jest po prostu życie. To, które tak bardzo zyskało na wartości, odkąd zaczęła je kształtować i dzielić z innymi.
Zegar na nocnej szafce, który dostała od Matta na urodziny, wskazywał piątą czterdzieści pięć, a to oznaczało, że spała całą godzinę. Ponownie się przeciągnęła. Fakt, czuła się znakomicie. W pełni wypoczęta miała ogromną ochotę już iść. Tylko dokąd? Ależ do Bena, oczywiście.
No tak, upomniała samą siebie, zakończyłam romans i wracam do dobrego starego Bena. Niezręczne to trochę. Nie zasługuję na Bena. To sobie powiedziawszy zrzuciła kapcie i z powrotem położyła się do łóżka. Oparła się wygodnie o poduszki, zapaliła papierosa, przez co zaraz się zakasłała, i spróbowała uporządkować myśli. A więc po pierwsze wróciła do domu. Znów mieszkała razem ze swymi przyjaciółkami, a one nie obwiniały ją za to, że urządziła sobie takie długie wakacje. Zrozumiały jej romans z Mattem i żadna jej za to nie napiętnowała. „Skoro to pomogło ci pozbierać się, to w porządku”, osądziła Nancy. Emily zagasiła papierosa. Nienawidziła palić w sypialni i robiła to wyłącznie wtedy, gdy musiała się uporać z jakąś bardzo trudną sprawą.
Za czym ja właściwie gonię, zapytała samą siebie. I skąd będę wiedziała, że osiągnęłam to, o co mi chodzi? Uznała, że pytanie należy do gatunku tych, które aż się proszą, by użyć kartki i ołówka i sporządzić listę odpowiedzi. Wtedy przypomniała jej się lista życzeń, o której przygotowanie poprosił ją kiedyś Ian. Chwileczkę, powiedziała sobie ostrzegawczo, bądź ostrożna, Emily, bo możesz rzeczywiście dostać to, czego zapragniesz. Lepiej po prostu rozważ sobie wszystko zamiast deklarować się czarno na białym. Pójdź do Bena, porozmawiaj z nim, wyjaśnij mu co czujesz. I ustabilizuj wreszcie to swoje cholerne życie! Czas już najwyższy!
O wpół do ósmej Emily jechała powoli Watchung Avenue zmierzając w kierunku domu Bena. Po drodze wstąpiła do sklepu „Dunkin Donuts” przy Park Avenue po pączki i dwie filiżanki specjalnej firmowej kawy, a piętnaście minut później stanęła przed drzwiami domu Bena. Kiedy po trzech długich dzwonkach nikt jej nie otworzył, wyjęła własny klucz, weszła do mieszkania i zaczęła wołać Bena. Szybko zajrzała do kuchni i pokojów na górze i przekonała się, że nie ma go w domu. Zastanawiała się, gdzie też Ben może być tak wcześnie rano w niedzielę. Zwykle lubił sobie pospać w weekendy. Rozejrzała się po schludnych, uporządkowanych pomieszczeniach i poczuła się jakby naruszyła czyjąś prywatność. Wyszła z domu, zamknęła drzwi na klucz i usiadłszy na schodku zjadła trzy pączki i popiła je obiema filiżankami kawy. Kończyła właśnie trzeciego papierosa, gdy Ben wjechał na parking, a zobaczywszy ją wcisnął klakson i pomachał ręką. Emily nie poruszyła się. Pomyślała, że Ben świetnie wygląda w dresie, który na sobie miał. Przez jedną szaloną chwilę miała wrażenie, że serce jej zawirowało.
– Długo czekasz? – spytał Ben chłodno.
– Nie bardzo.
Dlaczego nie wziął jej w ramiona, zastanawiała się. Dlaczego nie powiedział czegoś w rodzaju: „Chryste Panie, Emily, myślałem, że nigdy już nie wrócisz”? Przyszło jej do głowy, że może to ona pierwsza powinna jakoś zareagować. Zresztą miała na to ochotę. Naprawdę chciała to zrobić. – No to zrób coś, do jasnej cholery! – upomniała samą siebie.
– Widzę, że wypiłaś moją kawę. A zostawiłaś mi chociaż jednego pączka? Chodź do środka, zaparzę świeżą kawę. Musiałem wstać o świcie, żeby odwieźć Teddy’ego. Zostałem z nim, dopóki nie wywołano jego lotu.
– Zadowolony jesteś z jego wizyty? O Boże, jasne, że jesteś; sama nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby zadawać takie pytanie. Mam ci bardzo dużo do powiedzenia, Ben, ale nie wiem, od czego zacząć. Chciałabym… to znaczy myślałam, że… że mnie przytulisz i będziesz całował tak mocno, że aż zabraknie mi tchu. Teraz czuję się nieco zagubiona. Nie wiem nawet dlaczego. Nie mogłam się doczekać, żeby cię zobaczyć. Spójrz na mnie, Ben; ta cholerna kawa może zaczekać. Musimy… musimy… porozmawiać.
Ben wsypał kawę do ekspresu, włączył go i dopiero wtedy zwrócił się w stronę Emily.
– Słucham.
– Chcę porozmawiać, Ben. Nie chcę sama mówić.
– Nic z tego. Ja już swoje powiedziałem. Wiesz, co czuję i czego pragnę. Teraz ty powiedz coś o sobie.
– Widzę, że mi tego nie ułatwisz? – zauważyła smutnym głosem.
– Rzeczywiście, nie ułatwię ci.
– Chciałam… spodziewałam się… że cały świat wokół mnie będzie rozbrzmiewał dźwiękiem dzwonów i fanfar. Chciałam, żeby serce śpiewało mi z radości. Myślałam, że jeśli będę miała takie odczucia, to będzie znaczyło, że jestem zakochana. Ale może coś takiego zdarza się tylko w książkach i na filmach. Tylko, że ja naprawdę strasznie za tym tęskniłam. Moje małżeństwo, w ogóle całe moje życie było takie nieudane, więc… skąd właściwie miałam wiedzieć, jak powinno być? Tam w lesie miałam mnóstwo czasu na przemyślenia. Najśmieszniejsze jest to, że nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, że zastanawiam się nad swoim życiem dopóki nie zaczęłam robić różnych wykresów i spisów, i uczyć się na pamięć rozmaitych złotych pomysłów na ubarwienie życia, które, jak mi się wydawało, mogłabym sama wykorzystać. I wtedy… doszłam do wniosku, że… to znaczy… uznałam, że ty… że nasz związek kojarzy mi się z domem. Z bezpieczeństwem, szczęściem, ciepłem. Sam wiesz jak to jest – kiedy coś się nie układa, to człowiek idzie do domu, żeby się schronić w domowe zacisze… Wiem, że niezbyt jasno to wszystko tłumaczę, ale nie przerywaj mi, Ben. Muszę to powiedzieć na swój własny sposób. Dom przy Sleepy Hollow Road był i wciąż jest moim azylem. I o tobie myślę dokładnie w taki sam sposób. To chyba musi być miłość, bo… bo gdybyś się stąd wyprowadził albo zostawił mnie, to… to byłabym zrozpaczona. I tak samo bym się czuła, gdybym straciła mój dom. Jeśli więc poskładać do kupy to, co powiedziałam, jasno widać, że jestem w tobie zakochana. Nigdy wcześniej ci tego nie powiedziałam, bo nie byłam pewna… Ale teraz nie mam najmniejszej wątpliwości. Nie chcę jednak, żebyśmy już od razu się pobrali. Ten kawałek papieru przeraża mnie. Lecz w grzechu także nie chcę żyć. Wiele nauczyłam się od tych zakonnic. Mówiłam ci, że one piją i palą, a w niedzielne popołudnia grywają w karty? Wyobrażasz sobie? W niedzielę! No dobrze, teraz możesz ty coś powiedzieć.
– Zaczekaj tu – odezwał się Ben. Minę miał nieco dziwną. – Emily czekała. Zastanawiała się nad tym, co Benowi powiedziała i czy jeszcze kiedykolwiek jej serce znów będzie bić normalnie. Po piętnastu minutach Ben był z powrotem. – Zamknij oczy – poinstruował ją krzycząc z przedpokoju. Emily posłusznie wykonała polecenie. – Dobrze, teraz możesz je otworzyć.
Uchylając powieki Emily pomyślała, że głos Bena brzmi nieco zabawnie. I wtedy zobaczyła, że w zębach trzyma małą trąbkę, a w obu dłoniach bożonarodzeniowe dzwoneczki. – No, jak teraz słyszysz? – spytał niewyraźnie nie wyjmując trąbki. Potem mocno w nią dmuchnął i zaczął pobrzękiwać dzwonkami.
Emily aż zataczała się ze śmiechu.
– Tylko ty mogłeś wpaść na taki pomysł, Ben. Wierz mi, że to załatwia sprawę. Dziękuję ci, bardzo ci dziękuję, Ben. Chodź do mnie – powiedziała kiwając na niego palcem. – Chcę się z tobą kochać, tu i teraz, na kuchennej podłodze.
– Dziewczyno, myślałem, że już nigdy tego nie powiesz. Mogę już dać sobie spokój z dzwonkami i fanfarami?
– No cóż, jak na mój gust to raczej trudno ci będzie całować mnie z trąbką w ustach, a wolałabym też, żebyś z rąk zrobił inny użytek.
Tak więc trąbka wylądowała w zlewie, a dzwonki poszybowały na drugi koniec kuchni.
– Jestem cały twój, Emily. Teraz i na zawsze.
– Ciii, za dużo mówisz. Dzięki tobie nauczyłam się znów kochać, więc lepiej zajmijmy się tym, co nam najlepiej wychodzi.
Dopiero po południu Emily i Ben uznali, że czas już wyjść z łóżka.
– Ale masz kondycję, Ben – orzekła z uznaniem w głosie.
– Bo ty ją podtrzymujesz i hartujesz. Kocham cię, Emily, i to tak bardzo, że aż czasem boli.
– To teraz wiem, dlaczego ciągle mnie coś rwie i strzyka. A ja myślałam, że po prostu się starzeję.
Czuła się cudownie w obecności tego mężczyzny, bo on ją rozumiał i kochał tak, jak chciała być kochana.
– Kocham cię, Ben. Myślę, że zawsze cię kochałam, lecz nie miałam odwagi wyrazić tego słowami. Bałam się, że gdy powiem to na głos, to… znów będzie tak jak poprzednim razem, a tego nie chciałam. Ale tego, co ty mi dajesz, bardzo pragnę. Szkoda tylko, że tak dużo czasu potrzebowałam, żeby to sobie uświadomić… żeby być wobec ciebie w pełni uczciwa.
– Ci, którzy potrafią czekać, dostają to, co najlepsze. Uprzedzałem cię, że będę czekał aż do skutku. Mówiłem całkiem serio. I widzisz, jacy teraz jesteśmy szczęśliwi, ty szalony dzieciaku?
– Ben, chodźmy do domu. Chcę powiedzieć o tym moim przyjaciółkom. I chciałabym… mam pełno nowych pomysłów na przyszłość i chcę wam o nich opowiedzieć, żeby każde z was mogło wyrazić swoją opinię, bo decydować będziemy razem.
"Kochana Emily" отзывы
Отзывы читателей о книге "Kochana Emily". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Kochana Emily" друзьям в соцсетях.