– Jest bardzo miła – przyznała Autumn. – Po prostu tęsknię za moją starą Maybel.

– Wiem, ale Maybel z wiekiem porusza się z coraz większym trudem. Nie przetrwałaby takiej podróży. Już dawno powinnam była zastąpić ją inną pokojową, ale wiedziałam, jak bardzo ją kochasz, była twoją nianią. Tęskniła za tobą. Mimo wszystko teraz jest zadowolona. Dostała własną chatę z kominkiem. Twój ojciec kazał ją zbudować specjalnie dla niej. Nigdy już nie będzie jej niczego brakowało, a tobie potrzebna jest młoda pokojowa.

– Kim byli rodzice Lily? – zapytała Autumn. – Nikt nigdy o nich nie wspomina. Są spokrewnieni z Fergusem?

– Fergus i Red Hugh mieli młodszą siostrę, która wiele lat temu uciekła z jakimś nieudacznikiem.

Zmarła, gdy Lily miała siedem lat, a ojciec wysłał ją z powrotem do Glenkirk. Była jego dzieckiem, ale on nigdy nie ożenił się z jej matką i nie mógł jej ze sobą zabrać. Red Hugh nie mógł zająć się dzieckiem, a gdy Toramalli i Fergus zrozumieli, że już nie będą mieli własnych dzieci, wzięli ją pod swoje skrzydła i chowali jak własną córkę. Teraz wiesz już wszystko. Wcześniej nikt ci o tym nie mówił, bo to ciebie nie dotyczyło. Chodź, Autumn. Twój brat na pewno będzie się martwił, jeśli zaraz do niego nie przyjdziemy. Księżna Glenkirk i jej córka wyszły z niewielkiego pomieszczenia i dołączyły do markiza Westleigh, który był na podwórzu przed gospodą. Gdy je dostrzegł, poczuł nagle ukłucie smutku, ale udało mu się mimo wszystko uśmiechnąć pogodnie.

– A więc – zaczął jowialnym tonem – jesteście gotowe do drogi po nową przygodę. Mam nadzieję, siostrzyczko, że nie znajdziesz się w takich samych opałach, w jakich znalazły się wszystkie twoje krewne. – Zaśmiał się, nie zważając na groźne spojrzenie, jakie posłała mu matka. – Ależ, mamo – rzekł poklepując ją po ramieniu. – Przecież ty będziesz nad nią czuwać. Jestem tego pewien. Poza tym, ona w niczym nie przypomina Indii ani Fortune. Jest znacznie bardziej ułożona, prawda, dziewczyno?

– Jak dotąd nie miała możliwości pokazania pazurów. Poza tym, Henry, czasy się zmieniają.

– Milady, to okrycia pani i mojej panienki – powiedziała Lily, podchodząc do nich. – Rohana przeprasza, że zabrała je przez pomyłkę na statek. Obawiała się, że zostaną w gospodzie. – Dziewczyna okryła księżnę niebieską peleryną podbitą bobrowym futrem z takim samym kołnierzem. Potem to samo zrobiła z peleryną Autumn, również podbitą futrem, i zapięła wszystkie haftki. Odsunęła się i skłoniła grzecznie.

– Dziękuję, Lily – rzekła księżna i zwróciła się do córki. – Pożegnaj się z Henrym i idź na statek.

Patrzyła, jak jej najstarszy syn żegna najmłodszą córkę.

– Nie musisz robić wszystkiego, co każe ci mama – szepnął Henry – ale przynajmniej czasem wysłuchaj tego, co ma do powiedzenia. To mądra kobieta. Mimo to masz dość rozumu, by wiedzieć, co właściwe, a co nie. Uważaj na słowa, dbaj o reputację. Uważaj na mężczyzn, którzy nadto ci nadskakują. Będą chcieli albo twego dziewictwa, albo majątku. Nie można im ufać. Wyjdź za mąż z miłości, a nie z innego powodu. Gdyby mama lub inni mnie potrzebowali, napisz do mnie.

– Napiszę – odparła Autumn. – Zapamiętam sobie twoje rady, Henry. – Pocałowała go w policzek. – Kocham cię, bracie.

Objął ją mocno, uścisnął i ucałował czule.

– Niech ci Bóg błogosławi, siostrzyczko. Do zobaczenia.

– Jeśli tylko będziesz miał okazję, przypomnij Charliemu, żeby się nie dał zabić.

Uwolniła się z jego objęć i weszła za służącą na oczekujący na nich żaglowiec. Jasmine zwróciła się do najstarszego syna:

– Bądź ostrożny. Nie wdaj się w coś tak niemądrego jak twój brat. Bądź równie ostrożny jak Patrick i inni. Pamiętaj, że Cromwell i jego poplecznicy mimo swej władzy nie są wieczni.

– Wrócisz do domu, kiedy oni odejdą? – zapytał. Uśmiechnęła się do niego i narzuciła na głowę kaptur, bo wiatr zaczął dąć w ich stronę.

– Nie wiem – odparła szczerze. – Bóg jeden wie, że Belle Fleurs nie jest większe od mojego wdowiego domu tutaj, ale zawsze miałam słabość do tego miejsca. Poza tym pogoda w okolicach Loire bardziej mi odpowiada niż angielska. Nie powiem, że nigdy nie wrócę, ale dopilnuj, by pochowano mnie w Glenkirk, kiedy już nadejdzie ta chwila, a jeśli to nie będzie możliwe, to w Queen's Malvern, obok mojej babki.

– Chyba nie masz zamiaru umierać, madame? - rzekł z błyskiem w oku.

– Nie, ale kiedyś ten czas nadejdzie, musisz więc znać moje w tym względzie życzenia. Gdybyś postąpił niezgodnie z nimi, pamiętaj, że będę zmuszona powrócić tu i nawiedzać cię jako duch.

Wybuchnął śmiechem.

– Mamo, nie ma na całym świecie drugiej takiej osoby jak ty. – Ucałował ją serdecznie w oba policzki. – Jedźcie z Bogiem. Napisz do mnie, żebym wiedział, co się dzieje z Autumn.

Markiz Westleigh stał w porcie, póki żaglowiec nie odpłynął. Wrócił do powozu i kazał jak najszybciej wieźć się do domu. Matka i córka wyruszyły na jednym ze statków handlowych należącym do rodziny. Popłynął przez Morze Północne i kanał La Manche, mijał Brest i przez Zatokę Biskajską dotarł do ujścia Loary, a stamtąd, rzeką, do miasta Nantes, gdzie czekał na nich powóz. Kapitan straży przybocznej księżnej wyruszył do Francji wcześniej, by poczynić wszelkie niezbędne przygotowania.

W połowie listopada morze bywało niespokojne, choć na razie pogoda była ładna. Wiatr wiał bez przerwy, przyśpieszając znacznie podróż. Mijali Wyspy Normandzkie. Północno – zachodni wiatr pchał ich obok Przylądka św. Mateusza, a po południu, gdy wpływali już do ujścia rzeki, kapitan Ballard szedł do kajuty zajmowanej przez Jasmine i jej córkę. Autumn i Lily leżały na kojach, bo huśtanie statku sprawiło, że kręciło im się w głowach. Adali drzemał na krześle, a Rohana i jej siostra, Toramalli, siedziały w milczeniu u boku swojej pani, zajęte szyciem. Ciche pukanie do drzwi poderwało Toramalli na nogi.

– Dzień dobry, wasza wysokość – przywitał się kapitan Ballard, wchodząc. Zdziwił się, widząc Autumn leżącą na koi. – Czy jej lordowską mość źle się czuje?

– To tylko zwykła mal de mare, kapitanie – wyjaśniła Jasmine. – Moja córka jeszcze nigdy nie była na morzu. Walczyła z tym od wejścia na statek, ale dziś musiała się położyć. Nic jej nie będzie.

– Może wiadomość, że wchodzimy do ujścia Loary, poprawi jej humor – rzekł kapitan z uśmiechem. – Późnym popołudniem dotrzemy do miasta, wasza wysokość.

– Doskonale, kapitanie – odparła Jasmine. – Pragnę panu podziękować za podróż. Mocno zboczyliście z kursu. Bylibyście już dawno w drodze do Maryland, gdyby nie ta zmiana planów. Proszę też pamiętać o przekazaniu mojej córce, pani Deveres, listów, które panu dałam.

– Ależ oczywiście, wasza wysokość, przekażę. Będzie to dla niej wspaniały prezent gwiazdkowy, nawet jeśli purytanie nie pozwalają nam świętować narodzin Chrystusa.

Jasmine zaśmiała się, a potem ostrzegła kapitana.

– Proszę uważać z tak krytycznymi uwagami. Jeśli wpadną w ucho niewłaściwej osoby, purytanie mogą zażądać zmiany kapitana. Moja rodzina woli sama zarządzać własnymi interesami, bez ingerencji obcych. Kompania handlowa O'Malley przetrwała prawie sto lat dzięki naszej dyskrecji.

– Tak jest, wasza wysokość – przytaknął zawstydzony kapitan.

– Wiem, że masz serce na właściwym miejscu, kapitanie Ballard – uspokajała go Jasmine. – W przeciwieństwie do innych zawsze przyjmowałeś swój los z pokorą. Jednak wśród załogi mogą być ludzie o mniej otwartych umysłach niż my. Uważaj więc, kapitanie, nie tylko z powodu naszych interesów, ale też dla własnego bezpieczeństwa.

Kapitan skinął, skłonił się i wyszedł.

– Ci purytanie narobili niezłego zamieszania – zwróciła się do swojej pani Rohana. – Nie sądziłam, że w naszym wieku znów zostaniemy pozbawione korzeni.

– Nie wiadomo, jak będzie wyglądało Belle Fleurs, księżno – odezwała się Toramalli. – Nie byłyśmy tam od trzydziestu lat. Stary Mathieu już dawno zmarł. Kto się zajmował domem?

– Jego wnuk, Guillaume – odparła Jasmine. – On i jego żona, Pascaline, zarządzają Belle Fleurs. Pewnie Autumn to miejsce wyda się staromodne, ale zawsze było przytulne.

Służąca zachichotała, wspomniawszy czasy, gdy uciekły ze swoją panią z Anglii do Belle Fleurs. Potem książę pojechał za nimi do Francji, ożenił się z panią i wrócili do domu. Od tej pory nie widziały Belle Fleurs. Bliźniaczki spojrzały po sobie i skinęły głowami. Francuska posiadłość ich pani była wtedy bardzo piękna i na pewno teraz też będzie im tam dobrze.

Rano wciąż padał deszcz, ale statek przestał huśtać się na falach. Autumn wyjrzała przez bulaj i zorientowała się, że są już na Loarze. Pośród mgły dostrzegła ląd, Francję! Byli we Francji. Wiedziała, że już niedługo będzie uczestniczyła w dworskich uciechach, zapomni o Cromwellu i jego smutnych purytanach, którzy nienawidzą wszystkiego, co piękne i miłe. Czuła się teraz o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Nawet Lily wstała i podśpiewując pod nosem, pakowała do kufra odzienie swojej pani.

– Gdzie jest mama? – zapytała służącej.

– Na pokładzie, z Fergusem – odparła Toramalli. Autumn skierowała się do drzwi.

– Proszę chwilę poczekać, milady – odezwała się zaniepokojona służąca. – Lily, podaj pelerynę swojej pani. Nie powinna wychodzić bez okrycia. Jest wilgotno, wieje wiatr i choć nastał już dzień, z pewnością jest jeszcze bardzo chłodno. Pośpiesz się, dziewucho! Musisz się nauczyć przewidywać naprzód, co trzeba przygotować.

– Przepraszam, ciociu – odparła Lily i wzięła błękitną, aksamitną pelerynę podszywaną futrem z bobra. Zarzuciła ją na ramiona Autumn, szybko zapięła i narzuciła ciepły kaptur na głowę panienki. Starała się nie roześmiać, bo Autumn, która stała plecami do Toramalli, stroiła do niej miny. – Proszę, panienko – powiedziała poważnym tonem, starając się z całych sił nie chichotać. Potem podała jej skórzane rękawiczki z jedwabną podszewką. – Nie chce chyba pani odmrozić tych pięknych rączek.

– Oczywiście że nie! – wykrzyknęła Autumn. – Cóżby sobie wtedy pomyślał o mnie mój przyszły francuski mąż, kimkolwiek jest i gdziekolwiek teraz przebywa.

Lily parsknęła śmiechem, a Autumn zaczęła chichotać.

– Ale z was śmieszki – rzekła Toramalli. – Lily, weź swoją pelerynę i idź z panią. Może chłodne powietrze obie was uspokoi.

Obie młode kobiety wyszły z kabiny na pokład. Toramalli zamknęła za nimi drzwi, potrząsając głową z dezaprobatą.

– Nie wiem, jak mi się udało nie zgłupieć podczas półrocznej podróży z Indii w towarzystwie księżnej, naprawdę nie wiem – rzekła do siostry.

– Urodziłyśmy się w rodzinie służących i wychowano nas jak służące – rzekła cicho Rohana. – Byłyśmy niewolnicami i inaczej patrzyłyśmy na świat. Z czasem Lily stanie się doskonałą pokojową swojej pani. Obie są Szkotkami i obie jeszcze nie wyrosły z psot.

– Zawsze bronisz Lily – rzekła Toramalli. – Bez nas stoczyłaby się jak jej matka.

– Niepotrzebnie jesteś taka surowa, siostro. Matkę Lily wykorzystał podstępny człowiek. Zakochała się. Pamiętam dobrze ojca Lily. Co z tego, że nie należał nawet do żadnego szanowanego cechu, skoro był przystojny jak piękny, letni wieczór. Pewnie siostra Fergusa nie pierwsza poszła za nim bez oglądania się za siebie.

– Gdybym tak nie kochała Lily, kazałabym jej wracać skąd przyjechała – mruczała Toramalli.

– Nie zrobiłabyś tego – roześmiała się Rohana. Toramalli westchnęła.

– Nie, ale ta dziewczyna wpędzi mnie kiedyś do grobu!

Statek “Pomyślne wiatry" wpłynął do portu w Nantes po południu, wcześniej niż przewidywał kapitan. Red Hugh już na nich czekał. Skłonił się swojej pani, kiedy dostrzegł ją na pokładzie statku.

– Milady, wszystko już na panią czeka – rzekł. – Pomyślałem, że skoro przypłynęliście późnym popołudniem i niedługo zapadnie zmrok, będzie pani chciała spędzić noc tutaj, w Nantes. Wynająłem najlepsze pokoje w mieście. Powóz czeka w porcie – dodał.

– Dziękuję, Red Hugh. Przywitaj się z rodziną i możemy ruszać w drogę. – Księżna się uśmiechnęła.

Wielki Szkot chwycił Toramalli i obdarzył ją głośnym całusem.

– A niech mnie, kobieto, alem się za tobą stęsknił!

– Głuptasie! – mruknęła, a policzki zaczerwieniły jej się z radości. – Dobrze już, ja też za tobą tęskniłam.

Ze szwagierką i siostrzenicą przywitał się znacznie mniej wylewnie, a potem skinął głową w stronę brata.

– Jesteśmy gotowi, milady – odezwał się po chwili. Jasmine podziękowała kapitanowi Ballardowi i wraz z córką i służbą opuściła statek. Wynajęty powóz był duży i pięknie ozdobiony. Red Hugh dodał, że mniejszy powóz czeka pod gospodą i pomógł damom wsiąść do środka. Potem razem z bratem zajęli miejsca na koźle woźnicy i wyjechali z portu, kierując się w stronę gospody.