Na święto Trzech Króli hrabia de Saville zaplanował bal i bankiet o północy. Goście mieli przyjść w przebraniach, a trupa wędrownych aktorów przygotowała przedstawienie.

– Przebiorę się za słońce – obwieściła swoim adoratorom Autumn.

– Więc ja będę księżycem – rzucił szybko Etienne i uśmiechnął się przebiegle w stronę hrabiego de Montroi.

Guy d'Auray nie pozostał mu jednak dłużny.

– Ja będę kometą, która okrąża słońce. Autumn klasnęła w dłonie.

– Och, Guy! Jak sprytnie z twojej strony, że wymyśliłeś takie przebranie.

Hrabia skłonił się elegancko i rzekł: - Merci, chérie.

– Kto dał ci prawo nazywać ją chérie?

– Obaj możecie mnie tak nazywać – odparła Autumn, by uniknąć kłótni.

Mężczyźni spojrzeli po sobie.

– Na niebiosa, mamo – zwierzała się później Jasmine. – Ależ oni są swarliwi. Przez chwilę myślałam, że będą się o mnie pojedynkować.

W jej oczach widać było psotne iskierki.

– Pojedynki są zabronione pod karą śmierci, jeśli kogoś złapią – ostrzegła matka. – Nie baw się więc ze swoimi adoratorami i nie prowokuj ich do łamania prawa. To nie jest najlepszy sposób wybierania.

– Wybierania czego? – zdziwiła się Autumn.

– Którego z nich chcesz poślubić.

– Nie chcę wyjść za żadnego z nich, mamo – odparła panna. – Etienne jest czarujący, a Guy wesoły, ale żadnego z nich nie kocham. Nie potrafiłabym ich pokochać.

– Jest na to za wcześnie. Nie znasz ich jeszcze dobrze, ale do wiosny zdążysz poznać.

Autumn skinęła głową.

– Może masz rację, mamo. Muszę dać sobie trochę czasu, żeby obu poznać lepiej.


*

Księżna Glenkirk była jeszcze w żałobie, nie przebrała się więc na bal u brata z okazji święta Trzech Króli. Miała na sobie suknię w kolorze ciemnego fioletu, którą uszył dla niej wcześniej pan Reynaud. Miała też przepiękną srebrną maskę, zdobioną ametystami. Jedyną ozdobą sukni był kołnierz ze srebrną koronką. Jej córka ubrała się we wspaniałą suknię ze złotej materii. Wierzchnia warstwa była przeźroczysta, połyskiwała złotymi i diamentowymi drobinkami. Odsłaniała jasne ramiona Autumn i dekolt. Bufiaste rękawy zebrane przy łokciach ozdobiono wstążkami z naszytymi maleńkimi topazami. Od łokcia do nadgarstka były dopasowane. Włożyła złote buty z obcasami zdobionymi maleńkimi brylancikami. Włosy miała ufryzowane w elegancki kok i posypane złotym pyłem oraz ozdobione maleńkimi złotymi cekinami, diamencikami i topazami. Na czubku głowy umieściła delikatną złotą koronę w kształcie słońca, a każdy z jego promieni ozdobiony był diamentem. Kolczyki również lśniły diamentami, a na szyi wisiał naszyjnik z różowego złota z diamentami, na środku okrągły diament Golkonda mienił się tysiącem promieni przy każdym poruszeniu się dziewczyny.

– Revissante! - zakrzyknął jej wuj, kiedy weszła do salki balowej. – Żadna kobieta na tej sali nie będzie miała tyle blasku.

– Nie obawiacie się, że to trochę zbyt odważny strój? – zapytała zaniepokojona madame de Belfort, spoglądając na Jasmine i brata.

– Ależ nie! – odezwała się madame St. Omer nim oni zdążyli otworzyć usta. – To odważny kostium, ale kiedy się zakłada pułapkę trzeba do niej włożyć najlepszy gatunek sera. Brawo, ma petite! Mężczyźni oszaleją dziś na twoim punkcie!

Jasmine roześmiała się.

– To pewne, Toinette – zgodziła się z kuzynką, a potem poklepała pulchną dłoń Gaby de Belfort. – Autumn nie ma już szesnastu lat, Gaby. Ubranie jej w strój odpowiedni dla jeune fille byłoby raczej nie na miejscu.

Etienne St. Mihiel i Guy d'Auray tak się śpieszyli, aby dotrzeć do Autumn jak najszybciej, że o mało się nie poprzewracali. Książę odziany był w strój w kolorze srebra, a na głowie miał półksiężyc ozdobiony seledynowymi koralikami. Drugi mężczyzna miał strój w kolorach srebra i głębokiego granatu, z tyłu doczepiono mu złoty ogon komety, a na głowę włożył srebrną czapkę. Autumn pochwaliła stroje obu panów, ale każdy z nich i tak myślał, że wygląda lepiej niż drugi. Gdy orkiestra zaczęła grać, obaj kłócili się, kto zatańczy z nią pierwszy. W tej właśnie chwili wszedł między nich mężczyzna przebrany za bandytę. Miał czarną pelerynę, szeroki, filcowy kapelusz z kilkoma białymi piórami i czarną maskę. Skłonił się Autumn i zaprowadził ją na parkiet.

– Któż to jest? – zapytała Jasmine.

– Jeśli się nie mylę, to d'O1eron we własnej osobie – zachichotała Antoinette. – Podejrzewałam, że w końcu ciekawość wzięła w nim górę.

Jasmine przyglądała się córce z zainteresowaniem i przypominała sobie czasy własnej młodości.

– Jest pan bardzo pewny siebie – odezwała się do swego partnera Autumn po kilku krokach tańca.

– To wina pani kostiumu, chérie. Lśni pani z daleka, jakby wystawiono ją na aukcji, by znaleźć dobrego kupca.

Okręcił ją dokoła.

– Nikt nie musi mnie kupować, m'sieu - odparła sucho. – Jestem dziedziczką znacznej fortuny.

Jej partner roześmiał się szczerze rozbawiony.

– Czyżby, mam'selle'?

Autumn zatrzymała się nagle i tupnęła.

– Owszem! – rzuciła.

– Och, nie rób scen, chérie – szepnął i zaczął dalej prowadzić ją w tańcu. – Ależ masz temperament. Lubię kobiety z temperamentem, to oznaka silnego charakteru. Nie chcę się żenić z kobietą pozbawioną namiętności.

– Ożenić? – zdziwiła się Autumn. – Jak to, ożenić się?

– Przybyłaś do Francji, żeby znaleźć odpowiedniego męża, a przynajmniej tak głosi plotka – powiedział i roześmiał się, gdy się zaczerwieniła. – Ku wielkiej radości moich krewnych jestem gotów się ożenić. Wydaje mi się, że się nadasz, lady Autumn Rose Leslie.

Ten głos. To był on.

– To ty! – odezwała się. – To ty! Ty jesteś tym człowiekiem z lasu, który powiedział, że jest złodziejem.

Muzyka ucichła, a jej partner skłonił się elegancko.

– Jean Sebastian d'O1eron, markiz d'Auriville, do pani usług, mademoiselle.

Ujął jej dłoń i ucałował, ale potem nie wypuścił. Wyprowadził ją z sali balowej do niewielkiego pomieszczenia obok.

– Nie wyszłabym za pana, nawet gdyby był pan ostatnim człowiekiem na ziemi! – rzuciła gniewnie. – Wolałabym raczej umrzeć jako dziewica!

– To mało prawdopodobne, chérie, żebyś umarła jako dziewica, ale chyba nie wolisz żadnego z tych amantów, którzy chodzą za tobą jak tresowane pieski.

– Etienne jest księciem, a pan zaledwie markizem. Za to Guy mnie rozśmiesza, a pana nawet nie znam.

– Poznasz – odparł pewnym siebie tonem. – Co się zaś tyczy St. Mihiela, to może i jest księciem, ale moja krew jest na pewno bardziej błękitna niż jego. – Przyparł ją do kamiennej ściany. – Pocałował cię kto kiedyś? – zapytał ze szczerym zaciekawieniem. – Objął ją ramieniem i palcami delikatnie dotknął pełnych ust. – Masz usta jak płatki róży – szepnął.

Oddychaj! – mówiła do siebie w duchu. Oddychaj, do diaska! Słyszała jak serce tłucze się w piersi. Czy ktoś ją kiedyś pocałował? Nie! Oczywiście, że nie, ale teraz była pewna, że pocałuje. Męska dłoń ujęła jej twarz i uniosła. Usta dotknęły delikatnie jej ust. Autumn westchnęła głośno. Odsunął się.

– Milej jest, gdy zamknie się oczy, chérie - podpowiadał cicho. – Spróbujmy jeszcze raz.

Tym razem przykrył ustami jej wargi, a ona powoli zamknęła oczy i poczuła, że się unosi. Było cudownie. Tak właśnie sobie wyobrażała pocałunek. Właściwie ten był czymś więcej! Ale on nie powinien tak się z nią spoufalać. Uniosła stopę i obcas zdobiony okruchami brylantów z całej siły wbiła mu w stopę.

– Jak pan śmie!

Gdy odskoczył i zachwiał się nieco, uderzyła go w twarz, przeszła obok i wróciła na salę balową.

Sacré bleu, stopa bolała go w miejscu, gdzie wbiła obcas! Był pewien, że kiedy zdejmie but, pod spodem zobaczy siny ślad. Co za dzika kotka! Teraz już nie miał wątpliwości, że właśnie tę dziewczynę chce uczynić swoją żoną. Kiedy zobaczył ją wtedy w lesie, już to wiedział, ale potrzebował czasu. Musiał załatwić kilka spraw, nim zacznie zalecać się do tak szanowanej panny jak Autumn. Musiał odprawić kochankę, Mariannę Boucher, dać jej pensję, a ich córkę umieścić w klasztorze. Opłacił naukę córki u sióstr i zapewnił jej posag, jeśli wyjdzie za mąż zgodnie z jego życzeniem. Wiedział, że Marianna wszystkiego dopilnuje, bo była kobietą praktyczną. Kupił jej dom w Tours, blisko klasztoru, by mogła widywać dziecko. Będzie jej tam wygodnie. Co najważniejsze, rozumiała doskonale, że nadszedł czas rozstania, bo on musi się już ożenić i założyć rodzinę.

Kulejąc lekko, Jean Sebastian d'O1eron ruszył na salę balową. Gospodarz zdejmował właśnie maskę, gdy Jean wszedł do środka. Skłonił się hrabiemu.

– Philippe. Dziękuję za zaproszenie na dzisiejszy bal. – Ukłonił się, a potem odwrócił do trzech starszych dam. – Mesdames. - Znów się ukłonił.

– Niech mi wolno będzie przedstawić moją kuzynkę, księżną Glenkirk – rzekł Philippe.

Markiz ujął dłoń Jasmine i uniósł ją do ust.

– Teraz widzę, po kim pani córka dziedziczy urodę. Chciałbym odwiedzić panie, kiedy wrócicie do Belle Fleurs. Proszę nie obiecywać ręki swojej córki nikomu, póki nie rozmówi się pani ze mną.

Madame de Belfort westchnęła głośno, a madame St. Omer uśmiechnęła się.

– Nie mogę obiecać ręki córki nikomu bez jej zgody, monseigneur – wyjaśniła Jasmine. – Jest w naszej rodzinie tradycją, że moje córki same wybierają sobie mężów, markizie. Jeśli dżentelmen jest odpowiednio urodzony, wybór należy do niej. Wolimy małżeństwa z miłości, a nie innych powodów.

– Może to i ekscentryczne, madame la duchese, ale sam uważam, że miłość może być jedynym powodem małżeństwa.

Skłonił się i znów ucałował jej dłoń, po czym odwrócił się i wyszedł.

– Mon Dieu - westchnęła madame de Belfort, wachlując się energicznie. – Mój bratanek powinien bardziej się postarać, jeśli ma zamiar ożenić się z Autumn.

– Nie ma sensu go ostrzegać, Gaby – rzekła Jasmine. – Autumn już mi powiedziała, że choć bardzo jej odpowiada towarzystwo Etienne'a i Guya, to żaden z nich nie przypadł jej do serca. Poradziłam, by lepiej ich poznała, nim podejmie decyzję. Moja córka jest młoda. Może i jest trochę niedojrzała, ale wie, czego chce i jest rozsądna.

– Ale d'O1eron jest taki… taki… – Gaby starała się znaleźć odpowiednie słowa.

– Tak uroczo niebezpieczny – rzekła madame St. Omer z błyskiem w oku. – Och, gdybym znów miała dziewiętnaście lat i była równie urocza jak Autumn! Cóż za mężczyzna z tego naszego markiza! – westchnęła i mlasnęła, jakby opowiadała o smakowitym daniu.

– Och, Toinette – jęknęła siostra. – Cóż ja mam powiedzieć Etienne'owi? Jest naprawdę oczarowany Autumn.

– Nic mu nie powiesz, kuzynko – odezwała się Jasmine. – To Autumn musi zdecydować, którego chce, a kiedy to uczyni, powiedzieć o tym innym. Nie chcę naciskać na córkę, by nie poślubiła kogoś z niewłaściwych powodów, albo odmówiła komuś, bo inni na nią naciskali.

– Od początku sprzyjałaś d'O1eronowi – syknęła gniewnie Gaby do siostry. – Biedny Etienne!

– Owszem, sprzyjałam d'O1eronowi – przyznała szczerze jej siostra. – Pora, by się ożenił, i to nie z jakimś niemądrym, słabym niewiniątkiem, ale z dziewczyną, w której kipi namiętność. Autumn jest właśnie taką dziewczyną. Może zdarzyć się tak, że nie będzie chciała ani jego, ani żadnego z nich. Etienne St. Mihiel nigdy nie pogodziłby się z faktem, iż Autumn nie da się przerobić na skromną francuską żonę, na którą zasługuje. Związek między nimi byłby klęską! – Ucałowała siostrę w policzki. – Niech sami wybiorą, Gaby. W końcu wszystko się wyjaśni. – Zwróciła się do kuzynki: – Co o nim sądzisz, Jasmine?

– Jeszcze nic, Toinette. Owszem, jest odważny i bardzo przystojny. Absolument! Autumn jest nim zaintrygowana, ale dopiero czas pokaże, co z tego wyniknie.

– Skąd wiesz, że Autumn jest zaintrygowana? – zapytała z ciekawością madame St. Omer. – Dopiero co go poznała, a ty jeszcze nie zdążyłaś się z nią rozmówić od kiedy z nim zatańczyła.

– Nie, kuzynko. Zdaje się, że markiz jest tym mężczyzną, którego Autumn poznała w lesie na konnej przejażdżce. Zaskoczył ją i zainteresował. – Roześmiała się cicho. – Myślała, że jest kłusownikiem, a on powiedział jej, że rabusiem. Kradnie serca. Madame St. Omer roześmiała się.

– To brzmi dokładnie w jego stylu.

– Skąd go znasz? – zainteresowała się Jasmine.

– Jego zmarła matka była moją najlepszą przyjaciółką – wyjaśniła Antoinette St. Omer. – Była również siostrzenicą mego męża, Rauola. Znam Sebastiana od dziecka. Oboje jego rodzice nie żyją. Wyjechali pewnego dnia z wizytą do Paryża i oboje wrócili zarażeni śmiertelną chorobą. Zmarli w ciągu kilku dni. Sebastian miał wtedy szesnaście lat i musiał przejąć odpowiedzialność za całe Auriville, a jego winnice są równie sławne jak te w Archambault.