– Mamo, markiz chciałby zabrać mnie teraz na przejażdżkę. Mogę jechać? – zapytała i patrzyła na nią błagająco, choć w tonie jej głosu nie dało się dosłyszeć żadnych uczuć, jakby było jej to zupełnie obojętne.

– Oczywiście, ma petite. Idźi przebierz się. Pamiętaj, że dzień jest dziś chłodny i słońce nie świeci – zgodziła się Jasmine.

– Merci, madame la duchese - ucieszył się markiz.

– Będę cię nazywać Sebastianem – obwieściła. – A ty od tej pory możesz się do mnie zwracać: madame Jasmine, mon brave.

Autumn wybiegła z salonu, by się przebrać w strój do jazdy konnej, a Sebastian odezwał się do Jasmine.

– Proszę mi opowiedzieć o jej ojcu. Jak zmarł? Tak wielu rzeczy jeszcze o niej nie wiem.

Jasmine ucieszyła się z tego pytania i natychmiast polubiła markiza. Ani książę, ani hrabia nie pytali wcześniej o rodzinę Autumn. Najwyraźniej wystarczyły im informacje na temat jej posagu.

– Mój mąż zginął pod Dunbar, walcząc za króla Karola. Był bardzo odważnym i lojalnym mężczyzną. To właśnie ta lojalność kosztowała go życie, bo poszedł walczyć, choć był już za stary na udział w bitwie. Autumn opowie może panu o losach rodu Leslie i o tym, że mężczyźni o tym nazwisku zawsze wpadają w kłopoty, kiedy stają po stronie Stuartów. Królewski ród przynosi pecha naszej rodzinie. Belle Fleurs należało do moich rodziców. Jesteśmy ze sobą spokrewnieni przez moją prababkę de Saville, a Belle Fleurs to miejsce, do którego wracam, kiedy uciekam przed czymś. Ostatnio byłam tutaj z czwórką moich starszych dzieci, kiedy jeszcze nie byłam żoną Jemmiego Leslie, ojca Autumn. – Uśmiechnęła się pod nosem. – Król rozkazał mi wyjść za niego, ale ja się z nim pokłóciłam i uciekłam z dziećmi do Francji.

– Najwyraźniej jednak później się pogodziliście – rzeki markiz z uśmiechem.

Jasmine roześmiała się.

– W rzeczy samej, choć zdarzało nam się pokłócić jeszcze wiele razy podczas naszego małżeństwa. Po raz ostatni, kiedy uparł się, by ruszyć na wojnę w imię lojalności do Stuartów, niech go! Wybacz, Sebastianie. To świeża rana i wciąż jeszcze odczuwam ból po jego stracie. Opowiedz mi lepiej o swoim zamku.

– Położony jest blisko Archambault – zaczął. – Nazywa się Chermont. W mojej rodzinie jest wraz z ziemią, od kiedy ludzie pamiętają. Sam zamek ma ledwie dwieście lat i jest bardzo piękny. Podobno zbudowano go na ruinach poprzedniego domu. Jest mniejszy niż Archambault, ale większy niż pani zamek. Autumn będzie tam szczęśliwa, madame.

– Gdzie będę szczęśliwa? – przerwała mu Autumn, gdy weszła do salonu ubrana w spodnie do jazdy konnej.

– W Chermont, w moim domu – odparł markiz.

– Jeszcze nie zgodziłam się za pana wyjść za mąż, m'sieu le marquis – rzuciła butnie. – Zgodziłam się jedynie pojechać z panem na przejażdżkę.

– Ruszajcie więc – odezwała się Jasmine, by zapobiec sprzeczce.

Wyszli z salonu i ruszyli na podwórze, gdzie czekał na nich z końmi Red Hugh. Pomógł wsiąść Autumn, a potem sam zajął miejsce w siodle. Autumn i Sebastian ruszyli stępa przez podwórze w stronę mostu, a Hugh podążał za nimi w pewnej odległości. Autumn usłyszała odgłos końskich kopyt.

– Co ty robisz? – zapytała.

– Jadę za panią – odpowiedział spokojnie Red Hugh.

– Niepotrzebna mi eskorta – rzuciła nerwowo.

– Pani matka wydaje mi rozkazy, panienko. Sama pani dobrze o tym wie, a m'sieu le markiz na pewno to rozumie.

– Owszem – odezwał się Sebastian d'O1eron. – Gdybyś jeździła ze mną sama, zanim ogłosimy zaręczyny, chérie, mogłabyś sprowokować plotki, a tego na pewno nie chcesz.

– A co mnie to obchodzi? Zwłaszcza jeśli są nieprawdziwe – skwitowała. – Nie obchodzi mnie, co ludzie mówią. Wystarczy, że wiem, iż mój honor nie ucierpiał, monsigneur.

– Honor i reputacja idą w parze, chérie - wyjaśnił. – Jeśli jedno z nich zostanie naruszone, drugie też nie pozostanie bez skazy. Ludzie chętnie wierzą nawet najbardziej niedorzecznym słowom. Moje intencje wobec ciebie są uczciwe, nie widzę więc nic złego w eskorcie.

Autumn zacisnęła usta, postanowiwszy już nie protestować. Jeśli Red Hugh będzie się za nimi ciągnął, jakim cudem uda się markizowi znów ją pocałować? Popędziła konia i odjechała kłusem. Ku jej zaskoczeniu markiz zareagował natychmiast i był tuż przy niej, a Red Hugh trzymał się w pewnej odległości za nimi. Dojechali na szczyt niewielkiego wzgórza, opadającego w stronę rzeki. Rozciągał się stąd piękny widok na Archambault i kolejne wzgórze, a wszędzie wokół widać było winnice uśpione zimą.

– Winorośle wyglądają tak pięknie, mimo że nie mają liści ani owoców – odezwała się Autumn. – Przypominają armię pokręconych, brązowych gnomów. Ależ tu spokojnie! Gdzie jest Chermont?

– Na południe, kilka mil wzdłuż rzeki, niedaleko Chenonceaux, posiadłości króla, sąsiaduje z Archambault i Belle Fleurs.

– Czy król tu bywa? – zastanawiała się.

– Dawniej bywał tu cały dwór, ale teraz król Ludwik jest zbyt zajęty, uczy się rządzić państwem i chroni się przed ludźmi, którzy chcą go siłą chronić. Dlatego nie ma czasu na odwiedzanie zamku Chenonceaux. To bardzo romantyczne miejsce. Kiedy się pobierzemy, na pewno cię tam zabiorę, chérie.

– Czy koniecznie muszę przypominać panu, monsignew; że jeszcze się nie zgodziłam za pana wyjść?

– A czy ja muszę ci przypominać, chérie, że na pewno wcześniej czy później to uczynisz? Jesteś dojrzała i słodka jak letnia brzoskwinia i mam ochotę cię zjeść! – zażartował, ale w srebrnych oczach dostrzegła niebezpieczny blask.

– Jest pan nieznośny – odparła i ku własnemu oburzeniu zaczerwieniła się.

– Oczywiście, to prawda – zgodził się z uśmiechem. – Ty sama też jesteś nieznośna, chérie, i dlatego tak doskonale do siebie pasujemy. Będziemy się bardzo kłócić, a kiedy się pogodzimy, będziemy się namiętnie kochać.

– Nigdy z nikim się nie kochałam, ani namiętnie, ani inaczej – odparła po prostu, mając nadzieję, że zbije go tym z tropu.

– Oczywiście że nie – odparł spokojnie. – Będę twoim pierwszym i jedynym kochankiem, Autumn Rose Leslie.

– Niekoniecznie, monseigneur - odparła słodko. – Moja mama przeżyła trzech mężów i królewskiego kochanka. Moja babka, dwóch mężów, królewskiego kochanka, a przez pewien czas była też w tureckim haremie. Moja prababka miała sześciu mężów, a swego czasu też kilku kochanków. Dlatego powinien pan zrozumieć, że może lepiej byłoby poczekać, aż przeżyję kilku mężów i wtedy się ze mną ożenić. Nie wolałby pan być ostatnim niż pierwszym?

– Ile masz sióstr? – zapytał.

Jej opowieść, choć oburzająca, była oczywiście zmyślona po to, żeby go rozdrażnić.

– Dwie.

– A one ilu miały mężów?

– Każda jednego – przyznała, ale potem dodała: – Są jeszcze młode!

– Petite menteuse - roześmiał się.

– Nie jestem kłamczucha! – oburzyła się. – Ani India, ani Fortune nie są jeszcze stare. Zamordowałyby pana za takie słowa.

Markiz odwrócił się do Red Hugh.

– Ile lat mają siostry mademoiselle?

– Najstarsza ma ponad czterdzieści, a młodsza zbliża się do czterdziestki – odparł. – Jej wysokość wie najlepiej, monseigneur.

– Są szczęśliwymi mężatkami?

– Niech nam Bóg pobłogosławi, monseigneur, owszem. Lady India w Gloucester, a pani Fortune za oceanem w Nowym Świecie. Obie są szczęśliwe jak krewetki w wodzie – rzucił Red Hugh wesoło.

– Jeśli twoje siostry są zadowolone mając po jednym mężu, to ty też będziesz, mimo doświadczeń babki i prababki – zwrócił się znów do Autumn.

– Nie jestem żadną z moich sióstr – rzuciła ze złością. – Poza tym, one mają więcej doświadczenia niż ja. Zanim wyjdę za mąż, Sebastianie d'O1eron, mam zamiar przeżyć kilka przygód.

– No dobrze, możesz pocałować swoich dwóch zalotników. Wtedy przekonasz się, że tylko ja jestem odpowiednim dla ciebie mężczyzną. Wtedy skończy się cale to zamieszanie i weźmiemy ślub w kwietniu. – Nie!

– Zauważyłaś może, że hrabiemu de Montroi zaczyna się robić druga broda? – zapytał wesoło, zmieniając temat.

Autumn zachichotała. Owszem, zauważyła. Guy wprost przepadał za słodyczami.

– Jesteś straszny.

– Założyłbym się również, że de Belfort nosi gorset – ciągnął markiz. – To mężczyzna, który lubi zjeść i kocha wino, chérie. Za dwa lata będzie chodził do łóżka godzinę po zmierzchu i jedyne, o czym będzie myślał, to głęboki sen. Mogę to zagwarantować, ma petite.

Autumn roześmiała się głośno.

– Potrafisz powiedzieć cokolwiek dobrego o moich zalotnikach?

– W ich żyłach płynie błękitna krew. Obaj są bogaci, całkiem przyzwoici i zupełnie nudni – odparł z uśmiechem.

– Cóż więc czyni z ciebie najlepszego kandydata do mojej ręki? – zapytała.

– Moja krew jest bardziej błękitna, sakiewka pełniejsza i nigdy nie pójdę do łóżka godzinę po zmierzchu, chyba że z zamiarem kochania się z moją piękną żoną całą noc – zakończył na tyle cicho, by tylko ona go słyszała. Ujął obie jej smukłe dłonie, trzymające wodze, i przyglądał jej się z pożądaniem.

Poczuła, jak serce wali jej w piersi, a po plecach przebiegają ciarki. Gardło ścisnęło się i przez chwilę nie mogła wydobyć głosu. W końcu się odezwała.

– Zapewne masz jakieś wady? Nie możesz przecież być idealny.

– Nie toleruję głupców, chérie, i potrafię być bezwzględny. Kiedy czegoś pragnę, naprawdę pragnę, nic nie może stanąć mi na drodze – rzekł i delikatnie ścisnął jej dłonie, po czym wypuścił.

– Potrafię wpadać w złość – powiedziała.

– Wiem.

– Nie lubię, kiedy mi się mówi, co mam robić.

– Wiem.

– Wyjdę za mąż tylko z miłości.

– Mówiłaś mi to wiele razy. Nie kochasz mnie, ani trochę, chérie!

– Owszem, jesteś bardzo zajmujący, monseigneur, ale wywołujesz u mnie złość częściej niż inne uczucia – przyznała.

– Aha! Więc jednak coś do mnie czujesz. Złość jest przeciwieństwem namiętności, więc mogę jednak mieć nadzieję.

– Zaczynam myśleć, że jesteś szalony – stwierdziła.

– Jestem, chérie. Oszalałem z miłości do ciebie! – obwieścił.

– To niedorzeczne! – wycedziła. – Jak można zakochać się w kimś, kogo się ledwie zna? Etienne i Guy lepiej mnie poznali.

– Kiedy zobaczyłem cię po raz pierwszy w lesie, nad tym kamienistym strumieniem, wiedziałem wtedy, że jesteś kobietą dla mnie – odparł markiz. – Nie wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia, chérie"?

– Nie! – zaprzeczyła twardo. – Z całą pewnością nie!

Roześmiał się.

– Zatem ty będziesz tą rozsądną połową naszego małżeństwa, ma petite. Nie ma w tym nic złego. Mam nadzieję, że nasze dzieci będą takie jak ty.

– Proszę mnie odprowadzić do domu – rzekła, zawracając konia. – Nie! Niech pan jedzie do domu, markizie! Red Hugh mnie odprowadzi do Belle Fleurs. Powiem mamie, że sama tak postanowiłam.

– Jeszcze tu przyjadę – powiedział, nie chcąc się przeciwstawiać jej nagłej decyzji.

– Jeśli sprawi to panu przyjemność – odparła.

– Tobie sprawi to przyjemność, Autumn Rose Leslie.

Koń zatrzymał się, a Autumn spojrzała w oczy mężczyzny. Boże drogi! Ależ on przystojny, pomyślała. Nie przestawał jej zastanawiać, bo na przemian zachowywał się to władczo, to znów niemądrze.

– Z przyjemnością przyjmę pana kolejną wizytę, Sebastianie d'O1eron, tak samo jak ucieszą mnie wizyty Etienne'a i Guya. Jeśli jednak na koniec żaden z was nie będzie mi odpowiadał, odeślę was wszystkich. Rozumie mnie pan? Wolę raczej być szczęśliwą panną niż nieszczęśliwą mężatką.

Skinął głową z powagą.

– Rozumiem, chérie - rzekł, ale uśmiechnął się po chwili. – Gdy minie trochę czasu, zakochasz się we mnie i wyjdziesz za mnie – dodał, przycisnął palce do ust, posłał jej pocałunek i odjechał.

– Stanowczy dżentelmen – odezwał się Red Hugh, kiedy jechali w stronę zamku. – Wygląda na to, że trafiła pani na równego sobie, panienko.

Autumn zaśmiała się.

– Jest bystry i zabiega o mnie, przyznaję. Jest też równie uparty jak ja. Jeśli za niego wyjdę, będziemy się kłócić bez końca.

– Na początku rodzice panienki też się kłócili – przyznał Red Hugh. – To tylko umocniło ich małżeństwo. Miłość stała się głębsza, gdy nauczyli się delikatnej sztuki kompromisu, milady.

– Założę się, że to słowo nie istnieje w słowniku markiza – powiedziała Autumn.