Zaprowadziła go na górę, wskazała drzwi do jego sypialni i zniknęła. Sebastian uśmiechnął się smutno i wszedł do sypialni. W narożnym kominku płonął niewielki ogień. Przy łóżku świeciła się świeczka, a na pościeli rozłożono jego nocną koszulę. Na szafce przed łóżkiem znalazł miskę z wodą i ściereczkę do wytarcia. Rozebrał się i umył na tyle, na ile mógł, po czym uniósł koszulę nocną i wsunął ją na siebie. Dopiero teraz zauważył, że pod nią leżał równo poskładany liścik. Wziął go do ręki i otworzył.

– Będę jutro w Chermont. D'Albert – przeczytał. – Merde! - zaklął.

Dlaczego teraz? Dlaczego, kiedy zaczął naprawdę zalecać się do Autumn? Jakiż mógłby teraz podać powód wyjazdu z Belle Fleurs, choćby na krótko? Zresztą jeśli chodzi o d'Alberta, sprawa mogła się przeciągnąć. Tak czy siak, pomyślał Sebastian, nie mam innego wyjścia. Zastanawiał się nad wymówką, którą jutro poda Autumn i która na pewno i tak ją rozzłości. Jeszcze tylko kilka miesięcy i król będzie bezpiecznie zasiadał na tronie, a wtedy wszyscy odetchną z ulgą.

Obudził się o świcie, jak miał w zwyczaju. Ubrał się szybko i wyszedł z pokoju. W salonie jeszcze nikogo nie było, ale w stajni spotkał Red Hugha.

– Dzień dobry, monseigneur – odezwał się Szkot.

– Bonjour, Hugh. Powiedz panience Autumn, że pojechałem do Chermont dopilnować sadzenia nowych winorośli i wrócę najszybciej, jak tylko będę mógł. Przepraszam, że muszę wyjechać bez uprzedzenia, ale kiedy się obudziłem, zdałem sobie sprawę z tego, że dziś czeka mnie praca. To nowe odmiany winorośli, i muszę dopilnować, by posadzono je właściwie, w przeznaczonym dla nich miejscu.

Uśmiechnął się i nie dodając nic więcej, wsiadł na konia przyprowadzonego przez stajennego. To była kiepska wymówka, pomyślał, jadąc w stronę domu, ale będzie musiała wystarczyć. D'Albert był częścią jego życia, której prawdopodobnie nigdy nie będzie musiał wyjaśniać Autumn, ponieważ cała sprawa zakończy się jeszcze przed ślubem, planowanym pod koniec lata. Dotarł do głównej drogi i ruszył kłusem. Wkrótce znalazł się przy wjeździe do Archambault. Potem, gdy słońce całkiem wynurzyło się zza horyzontu, dojechał do Chermont. Zsunął się z konia, a stajenny natychmiast zaprowadził zwierzę do stajni. Markiz wszedł do zamku. W jadalni znalazł d'Alberta spożywającego śniadanie. Usiadł z nim przy stole i zapytał:

– Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?

– Służący mi powiedział. Czy to była tajemnica, Sebastianie?

Wsunął kawałek chleba do ust.

– Żenię się. Zacząłem się zalecać do mojej przyszłej małżonki – odparł markiz i pociągnął spory łyk wina.

– Jaka ona jest?

– Piękna, urocza i zupełnie nieznośna. To Szkotka – wyjaśnił. – Będzie wściekła, kiedy się obudzi i dowie, że wyjechałem.

– Przykro mi – odparł uspokajająco d'Albert. – Niestety, trzeba wykonać pewne zadanie dla mego pana. Dama jest wciąż w Chenonceaux, ale jutro jadą do Paryża. Musimy działać szybko, nim ten fanfaron d'Orleans i jego kłopotliwi przyjaciele w Paryżu przysporzą nam kolejnych problemów. Nie wyobrażasz sobie nawet, jak trudno było utrzymać te wszystkie wilki i lisy z daleka przez ostatnie osiem lat. Najbardziej w świecie pragnęli zawładnąć osobą króla, by móc zmienić ostatnią wolę jego ojca i rządzić Francją w imieniu syna. Czy wiesz, jaka by z tego wynikła tragedia?

Markiz d'Auriville skinął ze zrozumieniem, a potem się odezwał:

– Owa dama lubi perfumowane rękawiczki. Mógłbym zawieźć jej parę i powiedzieć, że miałem zamiar ją odwiedzić i je przywieźć.

– Masz takie? – zapytał d'Albert.

– Oui. Zamierzałem je dać przyszłej teściowej, ale po prostu dam tę parę naszej damie, a po drugą poślę do Nantes. – Wstał od stołu. – Chodźmy, d'Albert. Pójdziemy do biblioteki, tam powiesz mi, w czym rzecz. Jeśli wyjeżdżają jutro, będę musiał pojechać tam dziś po południu.

– Czy mam powiedzieć mistrzowi, że się żenisz? – zapytał d'Albert, kiedy wychodzili z salonu.

– Oui. Powiedz mu też, że kiedy już się ożenię, nie będę mógł dłużej się w to angażować. To byłoby niebezpieczne. Nie chcę w takie sprawy mieszać Autumn. Poza tym, gdyby ona była w jakikolwiek sposób zagrożona, ja stałbym się zupełnie bezbronny, a to pociągałoby za sobą ryzyko. On to zrozumie. Mamy zamiar pobrać się pod koniec lata.

– Powiem mu, ale sam wiesz, monseigneur, że jeśli postanowi dalej korzystać z twoich usług, nie będziesz miał wyjścia. Zresztą to służba dla Francji!

Sebastian się roześmiał.

– Powiedz mi, co muszę wiedzieć – odparł. Dla Francji, pomyślał i o mało się znów nie roześmiał. Jedyna różnica między książętami krwi i kardynałem Mazarin polegała na tym, że kardynał naprawdę oddany był królowi i dbał o jego interesy. Choć to oddanie przyniosło mu władzę, o jakiej inni mogli tylko pomarzyć, nic sobie z tego nie robił.

Późnym popołudniem pojechał do Chenonceaux. Tak się szczęśliwie złożyło, że król i jego matka wracali właśnie z polowania ze służbą. Markiz zdjął kapelusz i skłonił głowę, nie schodząc z siodła. Król powitał go.

– Monsieur le marquiz d'Auriville, prawda? Co pana sprowadza z powrotem do Chenonceaux i jak się miewa piękna lady Autumn? Obiecała mi przyjechać na dwór, kiedy wybuduję mój nowy pałac.

– Powiedziała mi o tym, Wasza Królewska Mość. Mamy się pobrać latem, pod koniec sierpnia. Wróciłem, ponieważ mam podarunek dla pańskiej matki. Kiedy tu byłem wcześniej, zapomniałem go ze sobą zabrać. Nie chciałem, byście wyjechali z Chenonceaux bez niego, Wasza Wysokość – rzekł i uśmiechnął się czarująco.

– Jest pan bardzo uprzejmy, monseigneur - rzekła królowa Anna i skierowała konia bliżej. Wsunęła się między syna i markiza. – Proszę się do nas przyłączyć. Napijemy się wina. Wtedy ofiaruje mi pan swój podarek.

– Dziękuję, Wasza Wysokość – powiedział wesoło. Nagle ciszej dodał, żeby nikt nie słyszał: – Mam dla was wiadomość od d'Alberta.

Królowa Anna skinęła porozumiewawczo i odwróciła się do syna.

Wjechali na podwórze i stamtąd przeszli do pałacu. W sali reprezentacyjnej służba uwijała się, nalewając wino i podając słodkie wafle. Rozmawiali o polowaniu, które zajęło większość dnia. Kiedy d'Orleans zaczął się przechwalać, królowa wzięła markiza na stronę.

– Szybko! – powiedziała tylko.

– Dobrze się stało, że Wasza Wysokość ogłosiła Pierre Seguiera kanclerzem, odebrała pieczęcie królewskie z rąk Chateauneuf i dała je panu Mole. Teraz musi pani ogłosić hrabiego de Chavigny, zaufanego Kondeusza, ministrem. To rozwścieczy d'Orleansa. Gondi zostanie sam, bo wydawać się będzie, iż książęta krwi odzyskali łaski króla. Potem proszę stopniowo zmniejszać wpływy Kondeusza. Wasza Wysokość musi się spotkać z arcybiskupem i zaproponować mu kapelusz kardynalski. Wszystkie polityczne stronnictwa osłupieją z tego powodu. W lipcu proszę udawać, że ulegacie całkowicie ambicjom Kondeusza i odprawić trzech sprzymierzeńców kardynała: Semena, Lionne'a i Le Telliera. Kondeusz musi mieć złudne poczucie bezpieczeństwa. Pod koniec miesiąca trzeba się wam będzie pod byle pretekstem poróżnić z Kondeuszem i sprawić, by to on wydał się wszystkim agresorem. Do tego czasu zdążę przekazać kolejne instrukcje.

Kiedy skończył mówić, podał królowej Annie pięknie zawinięty podarunek i skłonił się nisko.

Królowa teatralnym gestem rozwinęła złotą materię. Uniosła parę rękawiczek i zawołała z zachwytem:

– Mój drogi markizie, są przepiękne.

Przymierzyła je i trzymając dłonie przed sobą, podziwiała prezent wykonany z wyjątkowo miękkiej koźlęcej skóry w kolorze śmietany, obszywane perłami i niewielkimi różowymi kryształkami, podszywane różowym jedwabiem. Powąchała je.

– Są perfumowane! Takie właśnie uwielbiam! Och, nie mógł mi pan podarować nic piękniejszego. Ludwiku! Chodź i zobacz piękne, perfumowane rękawiczki, które przywiózł mi markiz! – Uśmiechnęła się do Sebastiana i powiedziała cicho: – Rozumiem wszystko i będę oczekiwała kolejnej wiadomości od niego. Dziękuję. Nie wiedziałam, że tu, pośród winnic, również ma przyjaciół.

– Przyjaciół mamy wszędzie, madame. Proszę w to nie wątpić. Wiem, że czasem wydaje się Waszej Wysokości, że została pozostawiona sama sobie, ale to nieprawda. Odwagi! Zostało jeszcze ledwie kilka miesięcy i król będzie rządził wszystkim. Wszyscy oczekujemy tego dnia z niecierpliwością.

Markiz ucałował dłoń królowej i skłonił się nisko.

– Pokaż mi swój nowy skarb, mamo – odezwał się król, podchodząc i ujmując dłonie matki. – Och, wspaniałe! Co za robota. Skąd pochodzą te rękawiczki, panie markizie?

– Zrobiono je we Florencji, Wasza Wysokość, ale kupiłem je od kupca w Nantes, który je tu sprowadza – odparł Sebastian.

– Proszę mi podać jego nazwisko. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknych rękawiczek. – Król odwrócił się nieznacznie. – Maurice zdobądź od markiza potrzebne informacje, nim nas opuści. – Znów spojrzał na Sebastiana. – Zostanie pan na kolacji, markizie?

– Jeśli Wasza Wysokość wybaczy, wolałbym wrócić do Belle Fleurs; wyjechałem o świcie. Autumn spodziewa się, że wrócę jeszcze dzisiaj. Jeśli wyjadę niezwłocznie, może uda mi się dotrzeć tam przed zmrokiem. Jeśli Wasza wysokość pozwoli, od razu się oddalę.

Skłonił się królowi.

– Jest bardzo piękna i niezwykle kusząca, monseigneur - zauważył Ludwik. – Nie mogę pana winić. Też wolałbym jej towarzystwo od kolacji z królem. Może się pan oddalić. Dziękuję za piękny prezent dla mojej matki.

Ludwik nieznacznie skinął głową, co oznaczało, że audiencja się skończyła.

Markiz znów się ukłonił królowi, a potem królowej Annie i wycofywał, póki oboje nie odwrócili się tyłem do niego. Jeden z sekretarzy króla, monsieur Maurice, podszedł i dowiedział się, gdzie można kupić rękawiczki. Markiz już wychodził z zamku, kiedy podszedł do niego książę Gaston d'Orleans. Zagrodził mu drogę i odezwał się:

– Po co pan tu dziś przyjechał, monsieur!

– Przywiozłem parę rękawiczek, które miałem zamiar podarować królowej, kiedy tu byłem wcześniej, ale zapomniałem ich zabrać. Dowiedziałem się, że jutro król wyjeżdża, wróciłem więc z podarunkiem. Dlaczego pan o to pyta, książę? Coś się stało?

– Dlaczego przywiózł jej pan podarunek? – zapytał książę.

– A dlaczego ktokolwiek darowuje cokolwiek królowej? W nadziei pozyskania sobie przychylności, zwłaszcza gdy będzie jej potrzebował, choć wątpię, by para perfumowanych rękawiczek na wiele się zdała. – Zaśmiał się. – Dlaczego pan pyta?

– Król jest w niebezpieczeństwie – rzekł książę konspiracyjnym tonem. – Królowej nie można ufać, a jej sługus, kardynał, tylko czyha na okazję, by móc rządzić Francją.

– W takich sprawach nie mam rozeznania, monsieur le prince. Trzeba wierzyć, że będzie dobrze i nie martwić się – rzekł. Odwrócił się i wyszedł na podwórze, gdzie czekał już na niego koń.

– Głupiec! – mruknął książę. – Mimo tytułu i nazwiska to tylko prosty wieśniak. Zaczynam widzieć nieistniejące spiski. Niech tego Mazarina piekło pochłonie! Przez niego zaczynam popadać w szaleństwo!

Markiz wsiadł na konia i wyjechał z Chenonceaux. Książę, oczywiście, o niczym nie wiedział, ale kiedy się spiskuje, nawet najbłahsze sprawy mogą spowodować strach. Uśmiechnął się do siebie rozbawiony sytuacją. Kardynał budził strach u ludzi, którzy mieli wobec króla złe zamiary. Sebastian nigdy nie poznał Julesa Mazarina, ale zaangażował się w działalność spiskową kardynała dzięki siostrze, zakonnicy. Jeanne Marie podziwiała oddanie, pobożność i uczciwość kardynała. Wychowana na wsi, była dziewczyną rozsądną i praktyczną i odpowiadało jej pragmatyczne podejście do życia tego człowieka.

Siostra była starsza od Sebastiana o pięć lat. Nie widział jej od dziesięciu lat, kiedy to przyjechała do Chermont z wizytą. Powiedziała mu wtedy, że rozglądała się w okolicy w nadziei, że znajdzie nowe miejsce do wybudowania zakonu. Poinformowała go, że zamieszka z nim na jakiś czas, by mogli powspominać dawne czasy. Obwieściła to, będąc w towarzystwie pól tuzina smętnolicych zakonnic, które jej towarzyszyły. Nie znały jej dość dobrze, aby wiedzieć, że nigdy z Sebastianem nie byli sobie na tyle bliscy, by warto cokolwiek wspominać. Miał pięć lat, kiedy oddano ją do zakonu, a dziesięć, kiedy zdecydowała, że chce poświęcić życie Bogu.

Oczywiście powitał siostrę i jej towarzyszki podróży w Chermont bardzo uprzejmie i zaproponował całe skrzydło zamku tylko do ich dyspozycji. Jego ksiądz, ojciec Hugo, był zachwycony, kiedy wszystkie przybyły na poranną mszę. Potem Jeanne Marie wzięła brata na stronę i wyjaśniła, co dzieje się w Paryżu od dnia śmierci króla Ludwika XIII. Królowa Anna sprzymierzyła się z kardynałem i starają się utrzymać małego króla z dala od łap złych ludzi, którzy mają na względzie jedynie własne interesy. Przemowa siostry była niezwykle dramatyczna, a Sebastian słyszał wcześniej plotki potwierdzające, że siostra mówi prawdę.