– Dlaczego za każdym razem, kiedy mnie całujesz, mam ochotę zedrzeć z siebie ubranie? – zastanawiała się na głos. – Twoje ubranie też mam ochotę zedrzeć.

Zaśmiał się.

– Ależ z ciebie bezwstydna dziewucha.

– Ale tylko wobec ciebie, monseigneur – zapewniła szczerze, spoglądając mu prosto w twarz.

Nie odrywał od niej oczu.

– Wiem – odparł ze zrozumieniem. – Wiem, ma petite, że w niczym nie przypominasz Elizy. Posłuchaj mnie, Autumn. Jutro wrócę do Chermont. Nie mogę pozostać w Belle Fleurs, bo zbyt cię pragnę, a ty pragniesz mnie. Chcę, żeby twoja mama przyjechała do mojego zamku za kilka dni i zobaczyła, gdzie będziesz mieszkała, żeby obejrzała sobie dom, którego wkrótce będziesz panią. Jeśli następne dwa miesiące spędzisz na przygotowaniach do ślubu, czas szybko minie. Trzydziesty pierwszy sierpnia to dobra data, tuż przed zbiorami. Zatem zgoda? – Zgoda – odparła Autumn z uśmiechem.

ROZDZIAŁ 9

– Stałeś się równie podejrzliwy jak ja, mój drogi Gondi – rzekł książę. – Węszysz spisek tam, gdzie go nie ma.

– Lepiej niesłusznie podejrzewać, Gaston, niż zachować się nieostrożnie – usłyszał chłodną odpowiedź. – Mazarin na pewno ma sieć swoich informatorów. Byłby głupcem, gdyby tego nie zorganizował, a obaj wiemy, że głupi nie jest. Gdyby ktoś nie przekazywał mu informacji, nie wiedziałby wszystkiego, co się tu dzieje. Za późno, by zniszczyć jego powiązania w kraju, ale istnieje pewien sposób, by ukrócić jego wpływ na króla.

– Jaki? – zapytał Gaston d'Orleans.

– Królowa. Władza przypomina partię szachów, Gaston. Jeśli zaszachujemy królową, mamy króla w garści.

– Oszalałeś?! – zakrzyknął książę. – Nie możemy zabić królowej! Nie cierpię jej, ale nawet ja nie śmiem splamić takim grzechem mojej nieśmiertelnej duszy. Czy ty kiedykolwiek zastanawiasz się nad swoją duszą, Gondi?

– Może pewnego dnia zacznę, kiedy otrzymam kardynalski kapelusz, który mi obiecano – odparł Gondi. – Nie mówię o morderstwie, mój biedny książę. Sugeruję jedynie, że jeśli królowa nie będzie miała wpływu na króla, a obaj wiemy, skąd czerpie inspirację, król mógłby być bardziej podatny na nasz wpływ. Prawo Francji może pozwalać, by król został koronowany w wieku trzynastu lat, Gaston, ale przecież to wciąż niedoświadczony chłopiec. Potrzebuje naszej rady i wsparcia. Francja potrzebuje naszego wsparcia.

– Co proponujesz? – zapytał swego towarzysza Gaston d'Orleans.

– Królowa chce doprowadzić do koronacji syna, nawet gdyby miała w tym celu sama zabić kilka smoków. Pozwólmy, by został namaszczony, bo to będzie z korzyścią dla nas. Jeśli spróbujemy powstrzymać koronację króla, zostaniemy nazwani zdrajcami. Gdy jednak korona spocznie bezpiecznie na jego ciemnowłosej głowie, zostaniemy doradcami i powiernikami Jego Królewskiej Mości.

– A moja szwagierka? – zapytał książę.

– Zostanie odsunięta, mój drogi Gaston. Znajdzie się z dala od Paryża, z dala od syna. Powinniśmy znaleźć jej miejsce opływające we wszelkie luksusy. Nie chcemy przecież, by uważano, że król jest okrutny dla swojej kochanej, lojalnej matki. Gdzie znajduje się zamek, który odwiedziliście po Wielkiej Nocy? Nad Loarą?

– Chenonceaux leży nad Chèr, w pobliżu Tours.

– Słyszałem, że to urocze miejsce – rzucił gładko.

– A jeśli król dowie się, że ona tam jest…

– Ależ nie dowie się. Żaden z możnowładców w kraju nie dowie się o niczym. Będzie więźniem w niezwykle wygodnym zamku. Mam wielki szacunek dla jej tytułu. Będzie mógł jej towarzyszyć ksiądz, ale służba zostanie oddalona. Lepiej, by służyli jej nasi zaufani ludzie. Rozumiesz chyba dlaczego? Książę skinął głową w milczeniu.

– Jako oficjalny powód jej usunięcia się w cień podamy chęć ofiarowania synowi swobody w wykonywaniu obowiązków wobec kraju. Oficjalnie królowa wypełni swój obowiązek wobec męża i uzna, że jej syn jest wystarczająco inteligentny i jak na swoje lata mądry, by rządzić samodzielnie. Ona sama na pewno powiedziałaby coś równie niemądrego – zaśmiał się Gondi zadowolony ze swego planu. – Skoro pozbyliśmy się już Mazarina, szachownica należy do nas, Gaston! Jest cała nasza!

– Zapominasz, Gondi, że mój bratanek nie jest już dzieckiem.

– Ale też nie jest jeszcze mężczyzną. Jest również niezmiernie oddany swojej drogiej maman. Dla jej bezpieczeństwa zrobi, co mu każemy.

– A jeśli się nie zgodzi? – zapytał otwarcie książę.

– Jest jeszcze jego brat.

– Jezu! Toż to zdrada, Gondi! – zakrzyknął z oburzeniem d'Orleans.

Dotychczas nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bezwzględny potrafi być jego kompan.

– Nigdy do tego nie dojdzie, Gaston – Gondi uspokajał księcia niewinnym tonem. – Ludwik, mimo swego tytułu, jest jeszcze chłopcem, podobnym do innych chłopców w jego wieku. Na pewno ucieszy się, kiedy Mazarin i matka nie będą go już ograniczać. Z pewnością uwierzy, że wreszcie naprawdę jest królem. Możemy go zająć różnego rodzaju rozrywkami. Najpierw niech zaprojektuje ten pałac w Wersalu, o którym wciąż plecie. Damy mu do dyspozycji najlepszych rzemieślników, którzy wykonają makiety. To zajmie mu kilka miesięcy. On będzie się bawił, a my zaczniemy rządzić w jego imieniu. Jest jeszcze jeden sposób na to, by nas nie niepokoił. Zauważyłeś, jak bardzo młody król interesuje się kobietami? Słyszałem, że niewiele służących uchroniło się przed jego pożądliwymi zakusami. Dopilnujemy, żeby usługiwały królowi tylko najładniejsze dziewczyny i by usługiwały mu we wszystkim – stwierdził ze śmiechem. – No i oczywiście musimy zaaranżować jego małżeństwo. To będzie kolejne zajęcie dla Ludwika.

Chytry wyraz twarzy Gondiego rozjaśnił uśmiech. Zatarł dłonie z zadowolenia i zachwytu nad własnym sprytem.

– Może… – zastanawiał się Gaston d'Orleans. – Może naprawdę jesteś na tyle sprytny, żeby to wszystko przeprowadzić. – Długimi, zgrabnymi palcami pogładził brodę. Błękitne oczy zamgliły się w zamyśleniu. – Jednak mój bratanek jest bardzo przywiązany do swojej matki. Może nie zaakceptować tak łatwo jej nieobecności. W końcu trzeba mu będzie powiedzieć, gdzie ona przebywa. Cokolwiek byś o nim myślał, Gondi, to w końcu król. Przyjdzie taki dzień, kiedy nikt nie stanie na przeszkodzie temu, czego pragnie król. Co wtedy uczynisz, mon ami?

– Matka napisze do syna, że jest bardzo zadowolona ze swojego nowego miejsca pobytu. Dostarczymy jej partnerów do gry. Wiesz sam, jak ona lubi hazard. Będzie miała własną trupę tancerzy i postara się skłonić Ludwika, by zajął się sprawami królestwa i nie kłopotał o nią. Po jakimś czasie takie zapewnienia mu wystarczą. Nie będzie już o nią pytał i nie będzie się o nią martwił.

– Jeśli masz zamiar dostarczyć jej partnerów do gry, jak chcesz utrzymać miejsce jej pobytu w tajemnicy? – zapytał książę.

– Tajemnica będzie potrzebna tylko przez rok lub dwa. Potem chłopak będzie już nasz – odparł duchowny.

– A Mazarin? Sądzisz, że on pogodzi się z faktem, iż królowa zniknęła, a my przejęliśmy stery rządów w imieniu mojego bratanka? W końcu ma do swojej dyspozycji armię! Najedzie Francję. Co wtedy zrobimy?

– Jeśli najedzie Francję, zwłaszcza w sytuacji, gdy zabroniono mu tu wracać, okaże się zdrajcą, mój drogi Gastonie. Znajdzie się w tej samej sytuacji, w jakiej my byliśmy przez wiele lat. Nie ośmieli się porwać króla z naszych rąk. Poza tym, gdy wykona pierwszy wrogi ruch, zagrożone będzie życie królowej. Postaramy się, żeby to zrozumiał. Wszyscy doskonale wiedzą o jego miłości do Austriaczki, mimo że jest kardynałem. Powiedz mi więc, Gaston, jakie zamki są najbliżej Chenonceaux? Muszę sprawdzić, komu możemy ufać, a komu nie.

– Szlachta z tego regionu ma długą historię, ale większość z nich to zwykli wieśniacy, mon amis. Nie interesują się polityką, tylko pogodą, od której zależą dobre zbiory winogron i smak wina. – Roześmiał się z sarkazmem. – Kiedy byliśmy tam wiosną, przyjechali złożyć uszanowanie. Każde z nich ubrało się w najlepsze, co mieli, w większości zupełnie niemodne stroje. Wyjątkiem była tylko młoda Szkotka, która musiała wyjechać z kraju i zamieszkała w niewielkim zamku nieopodal siedziby królewskiej. Była odziana nadzwyczaj elegancko i modnie, jej owdowiała matka zresztą też. Mój bratanek wziął młodszą z nich na spacer po galerii, ale poszedł za nimi narzeczony dziewczyny. – Książę roześmiał się. – Ludwik wrócił dość szybko, a dziewczyna i dżentelmen nieco później. Zapomniałbym o tym zabawnym wydarzeniu, gdyby nie fakt, iż dżentelmen powrócił kilka dni później, by dostarczyć królowej niewielki podarek, którego zapomniał przywieźć wcześniej. To były perfumowane rękawiczki, o ile pamiętam. Moja szwagierka oszalała z radości. Sądziłem, że to trochę dziwne, ale kiedy zapytałem o to owego dżentelmena, okazał się tumanem.

– Kto to był? – zapytał z zaciekawieniem Gondi.

– Markiz d'Auriville.

Duchowny zastanawiał się przez chwilę.

– Nigdy o nim nie słyszałem.

– A dlaczego miałbyś coś słyszeć? To zwykły ziemianin, nikt ważny. Nie ma powodu, żebyś go znał. – Dyskretne chrząknięcie oderwało Gastona d'Orleans od rozmówcy. – Tak, Lechaille, o co chodzi?

– Wasza Wysokość kazał przypomnieć sobie o kolacji z królową. Chciał pan się przebrać. Zostało już mało czasu, więc, jeśli Wasza Wysokość pozwoli, trzeba już iść.

Służący skłonił się.

– Do diaska, skąd on się wziął? – zapytał przestraszony Gondi, widząc służącego księcia.

– Pokaż – rozkazał książę Lechaille'owi. Służący dotknął ściany i natychmiast otworzyły się w nich małe drzwi.

Gondi zdziwił się niepomiernie.

– Ależ on mógł przez cały czas podsłuchiwać naszą rozmowę!

– Podsłuchiwałeś, Lechaille? – zapytał książę.

– Nie, Wasza Wysokość. Układałem stroje Waszej Wysokości i przygotowywałem wodę do mycia – odparł spokojnie służący.

– Widzisz, Gondi, mówiłem ci już, że za bardzo się martwisz. – Wstał z krzesła. – Życzę dobrej nocy. Muszę przygotować się do kolacji ze szwagierką. – Lechaille, odprowadź pana, a potem wróć i pomóż mi się ubrać.

– Od jak dawna jesteś w służbie u księcia? – zapytał Gondi, gdy Lechaille odprowadzał go do drzwi komnaty w królewskim pałacu.

– Od dwóch lat służę Jego Książęcej Mości. Przede mną mój wuj, Pierre Lechaille służył mu prawie czterdzieści lat. Mój dziadek był służącym ojca księcia, króla Henryka IV.

– Kim był twój ojciec? – zapytał z ciekawością Gondi.

– Zmarł przed moimi narodzinami – padła szybka odpowiedź. – To drzwi na podwórze, monseigneur. Będzie tam czekał na pana pański powóz – dodał. Skłonił się i oddalił pospiesznie.

Gondi wzruszył ramionami i wyszedł z budynku. Książę miał rację, węszył podstęp tam, gdzie go nie było. Duchowny wsiadł do powozu i szybko odjechał.

Lechaille szedł w stronę komnaty swego pana. Wszedł i dostrzegłszy swego syna, który był jego pomocnikiem, odezwał się do niego:

– Renę, jak najszybciej znajdź d'Alberta. – Wszedł do garderoby księcia i rzekł: – Wasza Wysokość, odprowadziłem pańskiego gościa.

Młody człowiek narzucił pelerynę i szybko wyszedł z komnaty, po czym oddalił się z pałacu. Szedł ulicami miasta w stronę zajazdu, w którym często zatrzymywał się d'Albert, kiedy przebywał w Paryżu.

Gdy wszedł do “Le Coq d'Or", z ulgą stwierdził, że człowiek kardynała je właśnie kolację.

– Wina! – krzyknął René rzucił monetę na stół. Wziął cynowy kielich i stanął przy wielkim palenisku, tyłem do stołu, przy którym siedział d'Albert. – Mój ojciec musi się z panem zobaczyć – mruknął cicho.

– Dziś wieczorem – usłyszał odpowiedź.

– Późnym wieczorem – dodał René.

– Będę na pewno.

Młodszy mężczyzna dopił wino i pośpiesznie opuścił gospodę, by znaleźć się w pałacu, nim ktokolwiek zauważy jego nieobecność.

Po północy Robert Lechaille wszedł do “Le Coq d'Or". Natychmiast zauważył d'Alberta, który dyskretnie wskazał mu schody na tyłach gospody. Tam, z dala od zgiełku typowego dla jadalni w gospodzie, służący księcia opowiedział mu o podsłuchanej rozmowie swego pana z Gondim.

– Jak najszybciej trzeba przekazać mu tę wiadomość – stwierdził Lechaille. – Oni planują zdradę, niezależnie od pięknych słów, w jakie ubrali swoje prawdziwe zamiary!

– Mówili, kiedy chcą to zrobić? – zapytał d'Albert. Służący potrząsnął przecząco głową.

– Nie wiem, co mógłbym zrobić, prócz ostrzeżenia królowej – powiedział d'Albert. – Wydaje mi się jednak, że nie odważą się jej skrzywdzić. Mamy swoich ludzi niedaleko Chenonceaux i będziemy wiedzieli przynajmniej, że nasza pani jest bezpieczna. Poza tym, będziemy ją mogli w każdej chwili z łatwością uratować.