– Mogę ją ostrzec! – zaofiarował się Lechaille.

– Jeśli to uczynisz, nie będziemy już mieli z ciebie pożytku, Robercie. Narazisz życie swoje i swojego syna. Potrzebujemy cię tam, gdzie jesteś. To wszystko nie skończy się, dopóki król będzie w stanie wezwać naszego pana znów do siebie i pozbyć się tych krętaczy. To wszystko wymaga czasu. Obiecaj mi teraz, że nie uczynisz nic niemądrego. Ufasz mi, Robercie?

Służący potaknął.

– Ufam, choć nawet nie wiem, jak masz właściwie na imię – rzekł z uśmiechem.

– Francoise – odparł rozbawiony d'Albert. – Zaraz wyślę kogoś z Paryża z wiadomością. Wracaj teraz do pałacu i miej dalej baczenie na wszystko.

Mężczyźni uścisnęli sobie dłonie, a Lechaille powiedział:

– Z Bogiem, Francoise. – Zszedł po schodach i zniknął.

D'Albert westchnął w samotności. Nienawidził jeździć po nocy, ale nie mógł nic na to poradzić. Czekała go długa podróż do księstwa Cologne, ale chciał udać się tam osobiście i trzeba się było śpieszyć. Dopiero pod koniec sierpnia d'Albert w końcu dotarł do rezydencji kardynała w Cologne.

– Nie ma rady, muszę wracać do Francji – rzekł do swego sługi Jules Mazarin, kiedy usłyszał wieści.

– Panie mój, błagam cię, nie czyń tego – zaklinał d'Albert. – Zabiją cię. Gondi jest najbardziej bezwzględnym z ludzi.

– Kogo zaufanego mamy w pobliżu Chenonceaux? Czy w ogóle tam kogoś mamy? – zapytał kardynał ignorując prośbę sługi.

D'Albert zastanowił się chwilę.

– Jest markiz d'Auriville, ale niedługo ma się żenić i powiedział mi, że nie będzie już więcej ci służył. Jego zamek, Chermont leży kilka mil w górę rzeki od Chenonceaux. To dobry człowiek, monseigneur, wierny królowi, ale zakochał się i obawia się o bezpieczeństwo swojej przyszłej żony.

– Jeśli to dobry człowiek, d'Albercie, to będzie nam służył póty, póki będzie potrzebny – odparł spokojnie kardynał. – Zorganizujesz wszystko. Wrócisz do Francji przede mną i ustalisz z nim, że zatrzymam się w Chermont. Będę podróżował incognito. – Sięgnął po dzwonek i wezwał służącego, który zjawił się natychmiast. – Poproś mego kuzyna, seigneur Carlo, żeby do nas dołączył.

Kardynał wstał i podszedł do skrzyni z mapami. Wyjął jedną i rozłożył na stole.

– Kiedy przyjeżdżałem do Cologne, jechałem przez Francję do księstwa Luksemburg. To była najprostsza droga i najszybsza. Nikt nie spodziewa się, ze wrócę, ale na wypadek gdyby na granicy ktoś na mnie czekał, pojadę zupełnie inną drogą. – Przyłożył palec do mapy i prześledził planowaną trasę. – Do Colmat, Vesoul, Dijon i Nevers, stamtąd do Bourges i wiejskimi drogami do Chermont. – Spojrzał na d'Alberta. – Co ty o tym sądzisz, stary przyjacielu?

– Rozpoznają cię, panie.

– Nie. Będę podróżował jak zwykły dżentelmen z kilkoma ludźmi ze straży przybocznej.

– Twoja nieobecność w Cologne zostanie zauważona, panie. Ta rezydencja nie jest zamknięta dla ludzi z zewnątrz. Szpiedzy d'Orleansa będą się prześcigali, żeby jak najszybciej go powiadomić, że wyjechałeś z Cologne. Monseigneur, cała Francja zostanie z tego powodu postawiona na nogi – martwił się d'Albert.

Drzwi do biblioteki otworzyły się i weszła postać w masce. Przybyły skłonił się i odezwał:

– Posłałeś po mnie kuzynie? Czym mogę ci służyć?

– Zdejmij maskę, Carlo – rozkazał kardynał, a mężczyzna natychmiast wykonał polecenie.

D'Albert westchnął i z otwartymi ze zdziwienia ustami wpatrywał się w mężczyznę. Potem spojrzał na kardynała i znów na jego kuzyna. W końcu potrząsając głową, wykrzyknął:

– Mon Dieu! Mon Dieu! Mógłby być twoim bliźniakiem, monseigneur. Gdyby was tak samo odziać, nawet ja, który służę panu już od tak dawna, nie potrafiłbym was odróżnić. Kto jeszcze wie o obecności tego pana tutaj? Kto wie o jego istnieniu?

– Tylko mój sługa, Luigi. Zna mnie od dziecka – odparł kardynał. – Mój kuzyn nie wychodzi ze swojej komnaty. Luigi przynosi mu posiłki. Kiedy wychodzi do ogrodu, ja się chowam, żeby nikt nie wiedział, że mam tak podobnego krewnego. – Kardynał uśmiechnął się, rozbawiony zaskoczeniem d'Alberta. – Carlo uczył się w seminarium, choć nigdy nie przyjął święceń. Mogę go tu zostawić i będzie wyglądało na to, że wciąż przebywam w Cologne. Luigi zostanie z Carlem, żeby mu pomóc utrzymać iluzję. Dlatego właśnie mogę ruszyć do Francji, żeby przygotować powrót na stanowisko i obronić królową przed ludźmi, którzy chcą ją skrzywdzić. To dobry plan.

– Panie mój, będziesz potrzebował armii, by wrócić na swoje miejsce u boku króla – zaprotestował d'Albert w obawie o bezpieczeństwo kardynała.

– Mam tysiąc pięciuset ludzi jazdy i dwa tysiące piechurów – rzekł kardynał. – Dotrą do Francji z różnych miejsc w ciągu następnych kilku miesięcy. Spotkamy się w miejscu, które wyznaczę. Tymczasem, d'Albercie, musisz udać się do Chermont, by uprzedzić markiza o moim przyjeździe przed świętami Bożego Narodzenia. Zostanę przedstawiony jako jego daleki kuzyn, Robert Clary, który od wielu lat podróżuje. Powie wszystkim, iż sądził, że nie żyję, ponieważ od dawna nie przysłałem żadnych wieści o sobie. To małe kłamstwo zapobiegnie wielu grzechom – zaśmiał się.

D'Albert był wciąż zupełnie zaskoczony. Przez wiele lat tajnej służby dla kardynała nigdy nie widział, by jego pan się śmiał. Dziś uśmiechnął się już dwukrotnie!

– Monseigneur, wydaje mi się, że cała intryga zaczyna się panu naprawdę podobać – rzeki otwarcie. Jednak błagam na wszystko, zaklinam na głowę króla, niech pan będzie ostrożny. Gondi i pozostali sądzą, że wreszcie znaleźli się blisko celu. Bez wahania zamordują, by zdobyć władzę i le bon Dieu nie pomoże temu, kto stanie na ich drodze.

Kardynał poklepał wąskie ramię d'Alberta.

– Le bon Dieu nas ochroni, mon ami, bo to, co czynimy jest słuszne – zapewnił sługę. – Teraz odpoczniesz tu kilka dni, bo przebyłeś konno długą i ciężką drogę, co do tego nie mam wątpliwości. Sam muszę dopilnować przygotowań do mego wyjazdu.

– Wyjadę z tobą, mój panie – odezwał się d'Albert. – Gdy znajdziemy się we Francji, ruszę przodem, by powiadomić markiza d'Auriville o twoim przybyciu w roli kuzyna Roberta. Czy mam w jakiś sposób zawiadomić królową?

– Nie – odparł kardynał. – Tylko ty, ja i d'Auriville będziemy znali prawdę. Tak jest lepiej i bezpieczniej dla wszystkich.

– Co dziś za dzień? – zapytał d'Albert.

– Trzydziesty pierwszy sierpnia – odparł kardynał.

– W takim razie nasz markiz właśnie się ożenił.


*

Jednak Sebastian d'O1eron, ku swojemu ogromnemu rozdrażnieniu wcale się nie ożenił. Księżna Glenkirk została bowiem wezwana do Paryża wraz z córką przez zbiegłą z kraju angielską królową, Henrykę Marię, by uczestniczyły w oficjalnej koronacji młodego króla, która miała nastąpić zaraz po jego trzynastych urodzinach, piątego września. Ogłoszenie króla dorosłym i zdolnym do przejęcia obowiązków miało nastąpić siódmego września i planowano, że pojawi się na tej uroczystości mnóstwo szlachty. Wszystko postanowiono uczcić hucznie, ponieważ królowa Anna od śmierci króla – a miała ona miejsce osiem lat temu – czekała na dzień, w którym jej syn zasiądzie na tronie ojca. Pokonała wszystkich pragnących przejąć władzę i rządzić w imieniu jej syna. Teraz triumfowała. Jedynie nieobecność Julesa Mazarina, jej wiernego wspólnika, była smutną stroną tego wydarzenia. Niestety, markiz d'Auriville, jak wielu jego sąsiadów, nie mógł opuścić swojej winnicy, ponieważ zbliżał się okres zbiorów.

W Paryżu Autumn, jej matka i obie tantes zamieszkały w domu rodu de Saville przy Quatre Rue Soeur Celestine. Nie miały czasu powiadomić o przyjeździe opiekującej się domem madame Almy. Kobieta była przerażona, gdy na podwórze zajechał wielki powóz. Pobiegła cała w nerwach powitać gości.

– Madame St. Omer! Madame de Belfort! Dlaczego nie przysłały panie kogoś z wieścią, że nadjeżdżacie! Wszystkie meble przykryte prześcieradłami! Nie ma nic do jedzenia. Nie mogę pań odpowiednio przywitać w Paryżu!

– Zabrałyśmy ze sobą służbę. Mogą zdjąć prześcieradła z mebli i pobiec na rynek po coś do jedzenia, Almo – uspokajała ją madame de Belfort, wychodząc z powozu. Objęła staruszkę. – Dobrze cię znów widzieć. To nasza kuzynka z Anglii, księżna Glenkirk, i jej córka, niedługo markiza d'Auriville. Przyjechałyśmy na uroczystość koronacji. Czyż to nie ekscytujące?

– Proszę mi wybaczyć, że to mówię, madame - zaczęła gospodyni – ale dla ludzi takich jak ja, ten król, czy inny, nie ma znaczenia. – Wyjęła z kieszeni fartucha wielki klucz i podeszła do frontowych drzwi.

Przekręciła klucz w zamku i machnęła ręką. – Proszę! Proszę wchodzić! Autumn kichnęła.

– Ależ stęchlizna – powiedziała, wchodząc do słabo oświetlonego korytarza.

– Trzeba otworzyć okno – powiedziała staruszka i szybko ruszyła do roboty.

Służące, które właśnie wyszły z drugiego powozu wbiegły pośpiesznie do środka i zaczęły zdejmować stare prześcieradła przykrywające meble i wynosić je z pomieszczeń. Wkrótce kurz unosił się wszędzie i wszyscy kichali. Śmiejąc się, kobiety wróciły na korytarz i strząsały kurz z sukni.

– Na litość boską, od jak dawna nikt tu nie mieszkał? – zapytała Autumn.

– Przynajmniej od dziesięciu lat, mademoiselle, nikt z rodu de Saville nie był w Paryżu – powiedziała gospodyni. – Nie rozumiem, dlaczego zatrzymali ten dom, skoro w nim nie mieszkają.

– Ale oto jesteśmy, specjalnie na uroczystość koronacji króla. Gdyby nie dom, gdzie miałybyśmy nocować, Almo? – zapytała z uśmiechem madame de Belfort. – Oczywiście, gdybyś ty nie pilnowała domu, pewnie musiałybyśmy zrezygnować z przyjazdu.

– Po to tu jestem – odparta kobieta. – Teraz zabiorę jedną ze służących na targ, żeby sprawdzić, czy dostaniemy coś na dzisiejszą kolację. – Ach! – kobieta podskoczyła, gdy do domu weszli Fergus i Red Hugh. – Kim są te wielkie bestie? – zapytała.

– To moja służba – wyjaśniła Jasmine. – Są łagodni jak baranki, mimo wielkich gabarytów, droga pani Almo.

Staruszka lustrowała przez chwilę obu mężczyzn od stóp do głów.

– Niech oni pójdą ze mną na targ – powiedziała. – Nie pamiętam od jak dawna nie widziano mnie w towarzystwie mężczyzn. To dopiero wprawi w ruch języki starych plotkarek – zaśmiała się wesoło.

– Cóż za mężczyźni mieszkają w tym Paryżu? – zażartował Red Hugh doskonałą francuszczyzną. – Nie zwracają uwagi na tak piękną figurę, jak pani, madame? - Pocałował ją w pomarszczony policzek. – Jeśli umie pani gotować, pójdę za panią na kraj świata.

– Owszem – odparła i mrugnęła porozumiewawczo. – Chodźmy już, mon braves! Trzeba kupić chleb i ser.

Dwaj wielcy Szkoci obstawili staruszkę z obu stron i wyszli z nią z domu. Pozostałe kobiety zaczęły się śmiać. Wrócili z targu ze świeżym chlebem, serem, tłustym, oskubanym kapłonem, gotowym do upieczenia, ze świeżymi owocami i innymi smakołykami. Kurz już zniknął, konie wprowadzono do stajni, a powozy ustawiono na tyłach podwórza. Wyładowano kufry, a z kominów unosił się dym. Wszyscy już się zadomowili.

Rankiem panie włożyły najlepsze suknie. Jasmine miała na sobie granatową, a Autumn różową. Madame de Belfort wystroiła się w srebrną, a madame St. Omer, w suknię w kolorze czerwonego wina. Wyruszyły do Palais Royale, by najpierw złożyć wyrazy uszanowania angielskiej królowej. To właśnie królowa Henryka Maria wysłała im zaproszenie na koronację Ludwika.

– Skąd wiedziała, że jesteśmy we Francji? – zapytała matkę Autumn, gdy przybyły do pałacu.

– Co miesiąc wysyłam królowej pewną sumkę – wyjaśniła Jasmine. – Jest teraz bardzo biedna, ponieważ ani ciotka króla, ani jego matka nie wydają na jej utrzymanie dość, żeby żyła sobie wygodnie. Nie wydaje mi się, by czyniły to złośliwie, ale przecież królowa nawykła do królewskiego życia. Nie potrafi inaczej, a teraz musi się ograniczać. Dlatego popadła w długi. Co miesiąc wysyłam jej sakiewkę, nie za dużo, by jej nie zawstydzać i nie czynię tego ostentacyjnie. To tylko dowód mojej lojalności. Pamiętaj, Autumn, że gdyby los potoczył się inaczej, ta dama byłaby moją szwagierką. Poza tym ma małe dzieci na utrzymaniu. Książę Gloucester ma jedenaście lat, a mała księżniczka tylko sześć. Biedna kobieta straciła w zeszłym roku męża i księżniczkę Elżbietę. Nie wiodło jej się ostatnio dobrze.

Autumn była zaskoczona odpowiedzią matki, zwłaszcza iż słyszała wcześniej o tym, że Stuartowie przynoszą rodzinie z Glenkirk same nieszczęścia. Teraz, w dniu koronacji króla, kłaniała się królowej, której nigdy nie widziała, a która, jak się okazało, znała jej matkę. Autumn wydało się dziwne, że matka tak dobrze zna królową, ale od czasu wyjazdu ze Szkocji, a potem Anglii, wszystko się pozmieniało.