– Czy ona jest enceinte? - zapytała Jasmine.

– Nie, ale chce mieć dzieci. Sama mi to powiedziała. Jest trochę nieokrzesana, ale ją lubię.

– Ciekawe, jak długo twój brat będzie zwlekał z powiadomieniem mnie o swoim małżeństwie – zastanawiała się matka, a potem sobie przypomniała: – Nie jestem już księżną, ale księżną wdową! Nie wiem, czy mogę to wybaczyć Patrickowi, chociaż sama kazałam mu znaleźć żonę.

– Teraz żadne z twoich dzieci nie jest stanu wolnego – powiedziała Autumn. – Spełniłaś już swój obowiązek, mamo.

– I na co mi to było? – odparła oschle, ale wszyscy się roześmiali.

Zebranych gości zaproszono do stołu. Jasmine poprosiła całą służbę zamkową, by dołączyli do uczty weselnej. Rozstawiono dla nich osobne stoły. Ci, którzy podawali do stołu, szybko wykonali swoje obowiązki i potem sami usiedli. Ojciec Bernard pobłogosławił jedzenie. Książę Lundy wzniósł srebrny kielich i zaproponował toast za zdrowie swojej młodszej siostry:

– Za Autumn Rose, ostatnią z nas, urodzoną, kiedy matka sądziła, że już nie da nam rodzeństwa. Wiem, że była błogosławieństwem i wielkim szczęściem dla swoich rodziców. Oby była tym samym dla swego męża. Za Sebastiana, jej męża, który jeszcze nie wie, co uczynił, żeniąc się z tą piękną dziewczyną. Życzę wam długiego życia, dobrobytu, wielu zdrowych dzieci i oby każdy rok, który ze sobą spędzicie zaowocował wspaniałym winem.

– Salut! Salut! - wykrzyknęli goście, wznosząc srebrne lub cynowe puchary.

– Och, Charlie, dzięki tobie ten dzień jest dla mnie jeszcze bardziej szczęśliwy – powiedziała do brata Autumn.

Charles Fryderyk Stuart wziął siostrę za rękę i ucałował czule.

– Dzięki Bogu, że mogłem dzielić z tobą i Sebastianem to szczęście. Inni będą mi zazdrościli, kiedy się dowiedzą.

– Zostaniesz z mamą? Nie odjedziesz zbyt szybko?

– zapytała z nadzieją.

Widząc jej spojrzenie skierowane w stronę brata, Sebastian poczuł zazdrość. On ledwie znał swoją starszą siostrę i nie rozumiał, dlaczego ci dwoje są sobie tak bliscy.

– Rodzina jest dla nas wszystkim – odezwała się cicho jego teściowa. – Teraz jesteś częścią naszej rodziny, mon brave. Nauczysz się kochać tak jak my, nauczą się tego też twoje dzieci. – Poklepała wielką, męską dłoń. – Mimo że była moim ostatnim dzieckiem, Sebastianie, i pozostali są od niej znacznie starsi, zawsze tak czy inaczej trzymaliśmy się razem. Autumn była blisko z braćmi i siostrami, ale Charlie był jej ulubieńcem. Jest z rodu Stuartów i odziedziczył ich urok osobisty.

Jakby dla udowodnienia tego, co powiedziała, Charlie zawołał dwóch ludzi matki:

– Red Hugh, Fergus! Przynieście kobzy. Na pewno je ze sobą wzięliście. Cóż to za Szkot bez kobzy?

– dodał w języku kraju swego pochodzenia. Przeprosił wszystkich i zniknął w holu. Wrócił odziany w kilt i niósł dwa miecze. Położył je na podłodze i skinął do Red Hugha i Fergusa. Zaczęli grać, a Charles Fryderyk Stuart rozpoczął taniec. Poruszał się z gracją pomiędzy skrzyżowanymi mieczami, czyniąc zadość tradycji i uszczęśliwiając tym samym siostrę.

Francuzi zebrani przy stołach podziwiali wysokiego, eleganckiego mężczyznę w czerwonym kilcie, z ciemnymi, kręconymi włosami i piwnymi oczami, tańczącego przed nimi. Nie znali tego tańca, ale rozumieli jego żywiołowość. Autumn położyła głowę na ramieniu męża i cicho zaszlochała. To wszystko jest takie piękne, pomyślała. Jak to cudownie, że Charlie jest tu z nami. Szkoda tylko, że nie ma innych.

Sebastian ucałował kasztanowe włosy.

– To cudowne – szepnął. – Doskonałe zakończenie naszej uczty weselnej. Niestety, chérie, niedługo będziemy musieli wyjechać do Chermont, żeby być w domu przed zmierzchem. Nie jest łatwo podróżować drogą wzdłuż rzeki, kiedy zaczyna się szarówka.

Przez ostatnie kilka dni rzeczy Autumn były przewożone z domu matki do domu męża. Niewielki powóz z bagażami zawierającymi resztki jej własności w asyście Lily i młodego służącego Marca miał jechać za parą młodą. Marc nie miał dołączyć do świty markiza, lecz zostać osobistym lokajem Autumn. Adali uważał, że panienka powinna mieć swojego służącego, który będzie lojalny tylko wobec niej. Wyjaśnił to dokładnie Marcowi, nim zaproponował mu tę posadę.

– Służ dobrze młodej markizie i pamiętaj, że ona jest dla ciebie najważniejsza. Nigdy nie będziesz żałował swojej wobec niej lojalności. Dwie pokojowe księżnej i ja służyliśmy jej od dziecka i nawet wytrzymaliśmy trwającą pół roku podróż do miejsca oddalonego od naszego kraju, by tylko pozostać przy niej. Red Hugh i Fergus przyjechali z nią ze Szkocji. Ta rodzina bardzo sobie ceni lojalność, Marc. Wszyscy zostaliśmy dobrze wynagrodzeni za wierność. Gdyby, Boże broń, zmarła jutro, niczego nie brakowałoby żadnemu z nas. Zapamiętaj sobie dobrze, że nikt, nawet markiz, nie może cię odwieść od obowiązku służenia twojej pani. Potrafisz być wobec niej tak lojalny?

– Potrafię, monsieur - odparł młody człowiek. – Ta praca jest dla mnie prawdziwym błogosławieństwem, bo na pewno pan wie, że darzę uczuciem Lily. Mam nadzieję pewnego dnia ją poślubić, jeśli pani markiza udzieli nam błogosławieństwa.

– Lojalność zasługuje na nagrodę – odparł znacząco Adali. – Jestem pewien, że kiedy się tam zadomowicie i udowodnisz swoje oddanie markizie, z radością się zgodzi. Ta zgoda będzie ci potrzebna, bo bez niej Lily za ciebie nie wyjdzie. Jest daleką kuzynką waszej pani ze strony swoich wujów, Szkotów służących mojej pani. Wychowali ją Fergus i jego żona Toramalli.

– Nigdy nie zdradzę mojej pani, skoro już poprzysiągłem sobie, że będę jej wierny – odparł szczerze Marc.

– Więc zgoda – rzekł Adali, usatysfakcjonowany odpowiedzią. Potem wziął na rozmowę Lily i ku wielkiej radości dziewczyny, wyjaśnił jej wszystko. Doradził jej zadbać o to, by żadna inna panna nie wpadła w oko Marcowi.

– Jestem pewien, moje dziecko, że będziesz wiedziała, jak go przy sobie zatrzymać – rzekł. – Pamiętaj, że pojawi się tam jeszcze jedna pokojowa, która będzie służyć twojej pani w Chermont. Ma na imię Orange, jest młoda, ładna i zuchwała. Nie wiem jeszcze czy jest ambitna, ale ostrzegam cię, że jeśli jest, będzie chciała wszystkiego, co należy teraz do ciebie, łącznie z twoim chłopcem. Jej ciotka jest gospodynią.

– Umiem bronić siebie i tego, co moje – odparła stanowczo Lily. – Jestem dla nich obca, więc będą mnie obserwowali i szukali we mnie wad. Jednak ja postaram się być miła i o wszystko będę pytać. Okażę wszystkim szacunek, ale nie dam się zastraszyć. Polubią mnie, ale wkrótce zrozumieją, że nie uda im się mnie zastąpić. Marc jest dobrym człowiekiem, nie muszę się o niego martwić, bo naprawdę mnie kocha.

Teraz starszy pan patrzył, jak Autumn przygotowuje się do opuszczenia domu matki. Modlił się w myślach, by jego osąd okazał się właściwy i żeby Lily i Marc wiernie służyli swojej pani. Przyniósł błękitną pelerynę z aksamitu na podbiciu z gronostajów i narzucił na ramiona Autumn. Stał przed nią i ostrożnie zapinał srebrne haftki, a potem nałożył kaptur na jej głowę. Żadne z nich nie musiało nic mówić. Autumn uścisnęła go w milczeniu, a on odpowiedział uśmiechem i skinieniem głowy.

– Przyjedźcie nas odwiedzić – powiedział markiz do nowych członków rodziny.

Autumn uścisnęła matkę i brata. Potem mąż pomógł jej wsiąść do powozu.

– Wolałabym jechać konno – mruknęła, rozsiadając się wygodnie. – Nie lubię powozów, są jak klatki.

Usiadł obok niej i zamknął drzwi, a powóz ruszył. Gdy zaczęli podskakiwać na wybojach, mężczyzna odezwał się:

– Gdybyśmy jechali konno, chérie, nie bylibyśmy teraz sami i nie mógłbym się z tobą kochać.

– Chcesz się kochać w powozie? – odpowiedziała z wyraźnym zaskoczeniem. – Nie można się kochać w powozie!

– Jeśli można to robić leżąc przed kominkiem, to dlaczego nie w powozie? – rzekł i wsunął dłoń pod pelerynę, by dotknąć jej piersi. – Później, kiedy będziesz bardziej doświadczona, ma petite, udowodnię ci, że kobieta i mężczyzna mogą to robić właściwie wszędzie. Teraz jednak poprzestaniemy na pocałunkach i przytulaniu.

– Ale kiedy znajdziemy się w domu, idziemy od razu do łóżka?

– W twojej sypialni będzie czekała kolacja, madame la marquise. Będzie wino i ogień w kominku, a ja będę cię pieścił całą noc. – Delikatnie ucałował jej usta. – Będziemy się kochali, a ja powoli nauczę cię wszystkiego, co powinnaś wiedzieć o namiętności. Będziemy jedli, gdy nam przyjdzie ochota. Czy zdajesz sobie sprawę z tego, jak bardzo cię pragnę? Jak bardzo cię potrzebuję?

Wtuliła się w niego, a dłonią sięgnęła do wybrzuszenia w jego spodniach.

– Oui, Sebastianie. Wiem – mruknęła tuż przy jego ustach i łagodnie dotykała jego męskości.

– Jesteś najbardziej bezwstydną dziewicą, jaką znam – powiedział z westchnieniem.

– Czy to cię razi?

– Nie, ma chérie – odparł szczerze.

– Więc, mon coeur, będziemy się zajmować sobą nawzajem całą drogę do domu – rzekła, przytulając się mocniej.

– Zaraz cię rozbiorę – jęknął przez zaciśnięte zęby.

– Masz doświadczenie w rozbieraniu kobiet? – zapytała z błyskiem w oku. – Nie możesz rozedrzeć na mnie odzienia, to suknia ślubna, Sebastianie.

– Rozedrę tylko to, co pod spodem – obiecał. – Nie masz chyba na sobie calecons?

– Nie – mruknęła, całując jego ucho. – Sprawiają zbyt wiele kłopotu, nieprawdaż?

Uniósł jej spódnicę i wsunął dłoń pod halki, by się przekonać, że mówiła prawdę. Palcami pogładził uda nad podwiązkami podtrzymującymi pończochy. Skórę miała równie gładką jak jedwabne pończoszki.

– Madame, obawiam się, że jesteś bardzo kuszącym kąskiem.

– Pan również – gruchała. – Może powinniśmy przerwać tę ucztę zmysłów i popatrzeć na rzekę?

– Jak sobie pani życzy, madame la marquise - zgodził się, wysuwając dłoń spod halek i zsuwając spódnicę na miejsce.

– Madame la marquise wcale sobie tego nie życzy, ale jest już tak żądna spełnienia swoich namiętności, że jeśli się nie powstrzymasz, wybuchnę nim dojedziemy do domu – odparła szczerze.

– Pewnego dnia w tym właśnie powozie usiądziesz na mnie i będziemy razem kołysali się w jego rytmie.

Wokół zrobiło się cicho, a słońce zaczęło zachodzić, gdy zbliżali się do Chermont.

ROZDZIAŁ 11

Wszystko było tak, jak obiecał. Lafite przywitał ich na progu.

– Witamy w domu, madame la marquise. - Zaraz zajmiemy się Lily i Markiem – rzekł i skłonił się.

– Merci - powiedziała łagodnie Autumn.

Dłoń trzymała na przedramieniu męża, gdy łagodnie, ale stanowczo prowadził ją na górę do jej sypialni.

Gdy weszli do środka, markiz odezwał się do dziewczyny, która podeszła, by pomóc markizie zdjąć pelerynę:

– Możesz już odejść, Orange. Idź i przywitaj się z Lily. Ona poinformuje cię o twoich porannych obowiązkach.

Dziewczyna patrzyła na niego wielkimi, wystraszonymi, ciemnymi oczyma. Skłoniła się i wyszła z salonu, ściskając zdjętą z pani pelerynę.

– Cofnij się, niech ci się przyjrzę – odezwał się markiz do swojej żony. – Och, chérie, jesteś taka piękna. Chyba ci jeszcze dziś tego nie mówiłem. Suknia uszyta przez pana Reynauda jest doskonała.

Autumn poczuła, że jej gorąco.

– Pamiętaj, obiecałeś jej nie podrzeć.

– Nie podrę. Jesteś głodna? Kolację podano na stoliku, jak obiecałem.

– Nie mam apetytu… na jedzenie – odparła odważnie.

– Odwróć się – rozkazał, a kiedy to uczyniła, zaczął rozpinać jej suknię. – Rękawy są przyszyte, czy można je zdjąć osobno? – zapytał.

– Przyszyte – odparła i gdy poczuła, że góra sukni jest już luźna, zsunęła ją i odłożyła na krzesło.

Zostały tylko halki. Markiz przyjrzał im się uważnie i zaczął je po kolei rozwiązywać, póki wszystkie nie opadły na podłogę. Nagle jednym ruchem rozerwał jedwabny gorset, zsunął go z niej i odrzucił na podłogę.

– Obiecałem tylko, że nie porwę sukni, ma petite - wyjaśnił, kładąc dłonie na wąskiej talii żony i uniósł ją do góry, wyjmując z kłębowiska leżących na podłodze halek. Cofnął się o krok i zamarł, bo okazała się najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek widział.

Odziana była jedynie w kremowe jedwabne pończoszki wyszywane w maleńkie złote motylki i podtrzymywane przez podwiązki ze złotego jedwabiu. Na stopach wciąż miała wąskie, kremowe buciki z obcasami zdobionymi maleńkimi brylancikami. Miała cudownie małe, pełne piersi, które z wiekiem dojrzeją i staną się doskonałe. Biodra zaokrąglały się wspaniale, a nogi były szczupłe i zgrabne. Brzuch był płaski, a pod nim wyrastał las gęstych, ciemnych włosów, które przykuły jego uwagę.