– Czy pobyt królowej w Chenonceaux miał być utrzymany w tajemnicy? – zapytała.

Potaknął.

– Więc ci, którzy ją porwali, na pewno nie spodziewają się, że do zamku przybędzie tłum odwiedzających? – zapytała Autumn. – Gdyby zatem połowa szlachty z okolicznych winnic pojawiła się w Chenonceaux w dzień świętego Marcina, zaopatrzona w dziczyznę, gęsi i jabłka dla królowej, pewnie nie odmówiono by im wstępu? Zgodnie z obyczajem, królowa musiałaby wyjść do gości, podziękować za dary i zaproponować im poczęstunek. W zamieszaniu podczas pożegnań można by zabrać królową z nami. To proste.

Sebastian d'O1eron, markiz d'Auriville, wytrzeszczył oczy, zaskoczony słowami żony. To naprawdę było proste. Bardzo proste, ale również niezwykle pomysłowe.

– Może by się udało – powiedział sam do siebie. – To naprawdę mogłoby się udać! Nagle ogarnęło go zupełnie nowe uczucie wobec pięknej żony. Zupełnie inny rodzaj szacunku, niż czuł dotąd. Dotąd nie zastanawiał się nad tym, jak bardzo jest inteligentna, choć wiedział, że sprytu jej nie brakuje. To był jednak pomysł godny doświadczonego polityka. – Chyba powinienem się ciebie bać, ma chérie.

– Tylko wtedy, jeśli nie będziesz w stanie zaspokoić mojej wielkiej żądzy – powiedziała i bezceremonialnie usiadła na nim, pieszcząc jego męskość, póki nie urosła do swoich pełnych rozmiarów. Wsunęła się na członek i pochyliła nad mężem, a on pieścił jej małe piersi. – Och, monsigneur - mruknęła, czując jak wypełnia ją do końca. – Och! – Pochylała się i podnosiła, a jej ciało zachowywało się, jak gwałtowna fala przypływu pochłaniająca brzeg. Na wpół przymknięte oczy zdradzały w pełni odczuwaną rozkosz, której szczyt osiągnęli jednocześnie. Autumn opadła na szeroką pierś męża i westchnęła z zadowoleniem. – Jakież to było przyjemne – szepnęła mu do ucha i prowokująco musnęła je językiem. – Możemy to zrobić raz jeszcze?

Roześmiał się.

– Muszę najpierw napić się trochę wina, ty wiedźmo – powiedział i pogładził ją po rozczochranych ciemnych włosach.

– Zaraz przyniosę – rzekła i wyszła z łóżka, by nalać dwa kielichy jasnego wina, które tak lubiła. Podała mu jeden z kielichów i patrzyła, jak wypija jego zawartość. Potem wylała odrobinę ze swojego na jego tors, usiadła na nim okrakiem i zaczęła zlizywać płyn.

Obserwował ją leniwie, czując jedwabisty dotyk języka na swoim ciele. Szybkimi ruchami zlizywała wino, najwięcej uwagi poświęcając brodawkom sutkowym. Przesuwała kolistymi ruchami językiem po jego brzuchu. Zamknął oczy i poddał się pieszczocie.

Czuł, jak drży, napręża ciało, a jej figlarny język znów budzi w nim namiętność. Przewróci! ją na plecy i wsunął się w gorące, wilgotne, rozkoszne wnętrze. Zanurzył się najgłębiej jak mógł.

– Tak – syknęła, gdy ją wypełnił. – Och, tak!

– Jesteś marzeniem każdego mężczyzny – szepnął przez zaciśnięte zęby. – Każdy chciałby mieć żonę, która nie tylko docenia jego zainteresowanie, ale chce jeszcze więcej.

Zaczął poruszać się w jej wnętrzu. Autumn westchnęła, oplotła go ramionami. Zamknęła oczy i pozwoliła się unieść namiętności. Kochała go i uwielbiała jego ciało. Ich usta spotkały się w gorącym pocałunku. Potem przywarł ustami do jej szyi, pieścił ją językiem, a ona mruczała rozkosznie. Razem wykrzyknęli głośno, gdy rozkosz sięgnęła szczytu.

– Piękna, mądra i nieustraszenie lubieżna – mruknął, gdy położył się obok niej i przytulił do siebie.

– Jestem taka, jakiej pragniesz – odparła. Zasnęli prawie jednocześnie, zmęczeni i zadowoleni.

Następnego dnia markiz zaczął rozmowę z kardynałem.

– Moja żona podejrzewała, że nie jest pan tym, za kogo się podaje. To sprytna, młoda kobieta. Musiałem powiedzieć jej prawdę. Na szczęście potrafi zachować dyskrecję, wasza miłość.

– Rozumiem – odparł Jules Mazarin.

– Wpadła na niezwykły pomysł dotyczący uwolnienia królowej – mówił dalej i opowiedział kardynałowi o planie swojej żony. – Zdaje mi się, że to może być skuteczne – zakończył.

Kardynał zamyślił się i przez chwilę nic nie mówił.

– Niech madame la marquise tu przyjdzie – odezwał się. – Chcę z nią porozmawiać.

Autumn przyszła po chwili i skłoniła się nisko. Spojrzała na eleganckiego mężczyznę w ciemnych szatach.

– Proszę usiąść, madame – rzekł, a ona usiadła naprzeciwko niego przy kominku. – Kogo mogłaby pani poprosić o udział w naszym planie?

– Moich krewnych, de Saville z Archambault, i innych sąsiadów, którym ufamy, wasza miłość. Wszyscy jesteśmy oddani królowi Ludwikowi. Książęta i Gondi nie mają w tym rejonie wielkiego poparcia.

– Nikt nie może wiedzieć, że jestem w Chermont, że w ogóle jestem we Francji – rzekł kardynał. – Proszę mi powiedzieć, madame la marquise, jak pani im wytłumaczy, że wie o wizycie królowej w Chenonceaux? Ważne, żeby nikt nie wiedział o tym, że chcemy ją stamtąd zabrać.

– Służba – odparła Autumn. – Służba zawsze wszystko wie. Jeśli chce się utrzymać coś w tajemnicy, trzeba być bardzo ostrożnym, bo jeśli nie, w całej okolicy rozniesie się zaraz plotka i po sekrecie – zachichotała i wzruszyła ramionami.

Kardynał uśmiechnął się i skinął głową.

– Doskonale, madame. Sprawia pani wrażenie uroczej, ale niezbyt zorientowanej w polityce kobiety z prowincji. Mam nadzieję, że kiedy zakończy się nasze zadanie, a król będzie już bezpieczny i w pełni przejmie władzę, przybędzie pani z mężem na królewski dwór. Przydałaby mi się w polityce taka osoba jak pani.

– Merci, monseigneur le cardinal - odparła. – Wolę jednak zostać na wsi i rodzić dzieci.

– To równie zajmujące – odparł. – Za kilkanaście lat Francja będzie potrzebowała wykształconej młodej szlachty. – Uśmiechnął się. – Pani plan jest sprytny i chyba go użyjemy. Jak chciałaby pani przebrać królową?

– Trudno byłoby ją szybko przebrać – odparła. – Peleryna z kapturem będzie musiała wystarczyć. Królowa wymknie się w grupie kobiet o tym samym wzroście i w podobnych pelerynach. Wyjedziemy równie tłumnie, jak wjedziemy do zamku. Miejmy nadzieję, że nim się zorientują, że królowej nie ma w jej komnacie, będzie za późno, by nas dogonili. Na pewno wyślą za nami pościg. Przez jakiś czas ukryjemy królową tutaj, w Chermont, a potem wyślemy pół tuzina powozów na drogi wiodące do Paryża. Nawet jeśli na miejscu zorientują się, że królowa wróciła, nie będą mogli przecież powstrzymać jej przed powrotem na dwór syna. Nie odważą się publicznie podnieść na nią ręki, bo wywołaliby zamieszki w kraju. My musimy tylko zadbać o to, by jej przyjazdowi towarzyszyło wielu świadków, bo wtedy nikt nie będzie śmiał jej znów porwać.

– Powiedziano mi, madame la marquise, że wychowała się pani na wschodzie Szkocji, w górach, i że sama nigdy nie była pani na królewskim dworze – odezwał się kardynał.

– To prawda, wasza miłość.

– Jest pani bardzo sprytna jak na zwykłą prowincjuszkę – stwierdził, przyglądając jej się uważnie.

Roześmiała się.

– Gdyby wasza miłość znał moje pochodzenie, zrozumiałby pan, skąd się to bierze. Moimi przodkiniami były bardzo sprytne i rezolutne kobiety. Jedna z nich była matką tureckiego sułtana, druga zasłużyła sobie na szacunek i zazdrość drogiej królowej Bess. Moja matka jest córką Akbara, Wielkiego Mogoła Indii. Kobiety w mojej rodzinie są bardzo przedsiębiorcze i niezależne. – Znów się zaśmiała. – Nikt nigdy nie nazwałby nas zwykłymi prowincjuszkami. Nie trzeba się urodzić na królewskim dworze, by mieć olej w głowie i umieć sobie radzić w trudnych sytuacjach. Zdaje mi się, że nawet lepiej się tam nie urodzić, bo można nie oprzeć się pustym komplementom i zboczyć z drogi moralności i lojalności. Kardynał skinął z aprobatą.

– Ma pani rację, madame la marquise. Królewski dwór pełen jest mężczyzn i kobiet dobijających się o stanowisko i władzę. To miejsce niebezpieczne. Niełatwo wychować tam chłopca na dobrego króla, ale zdaje się, że jego matce i mnie się to udało. Nie można pozwolić, by Gaston d'Orleans i jego poplecznicy zniweczyli nasze dzieło. Trzeba chronić przed nimi króla, by nie zdołali go zepsuć. Trzeba przywrócić na królewski dwór jego matkę. Zbierz zatem swoją armię w sukniach, madame la marquise, ale informuj mnie o każdym posunięciu.

Autumn wstała z krzesła i skłoniła się przed kardynałem.

– Tak uczynię, wasza miłość. Niech Bóg nas wspomoże w naszych wysiłkach.

– Na pewno – zapewnił ją kardynał. – Na pewno nas wspomoże.

Autumn udała się nazajutrz do swoich krewnych de Saville. Potem, przez kilka następnych dni, odwiedzała sąsiednie posiadłości, prowadząc pogawędki z gospodarzami. Nie wspomniała o kardynale Mazarin, lecz opowiadała wszystkim o tym, jak od służby dowiedziała się o pobycie królowej w Chenonceaux. Wyjaśniła, że jej ludzie dowiedzieli się tego od służby z królewskiej posiadłości i że królowa została zabrana z dworu siłą, a jej synowi doniesiono tylko, że matka postanowiła odpocząć na wsi. Służba zamkowa twierdziła, że ich pani nie jest tam szczęśliwa i obawia się o bezpieczeństwo swego syna, ponieważ w obecnej chwili otaczają go podstępni ludzie, dbający jedynie o własne interesy.

– To my musimy uratować królową – przemawiała Autumn do sąsiadów. – Musimy uwolnić ją z zamku i przewieźć do Paryża! Należy to zrobić dla naszego bon Dieudonne, króla Ludwika! Bóg z pewnością nam pomoże i zadba o nasze bezpieczeństwo, bo służymy właściwemu celowi! Król jest jeszcze młody, ale do tej pory był na tyle mądry, by przyjmować dobre rady swojej matki. Źli ludzie chcą go odmienić! W imię Boga, Ludwika i Francji! – wykrzyknęła dramatycznie, a sąsiedzi natychmiast podzielili jej entuzjazm.

– Przypominała Joannę d'Arc – relacjonował kardynałowi markiz. – Spisała się doskonale!

– Pańska żona, gdyby posiadała władzę, byłaby niebezpieczną kobietą – zauważył w zamyśleniu kardynał. – Czy już ustalono datę uwolnienia królowej?

– Autumn zaproponowała dzień świętego Marcina, jedenastego listopada. Myślę, że to najlepsza pora, wasza miłość. Jest to święto, które ludzie na wsi obchodzą z wielkim entuzjazmem. Dowiedzieliśmy się, że prócz muszkieterów towarzyszących królowej, pozostali ludzie z jej służby, prócz osobistej pokojowej, to wieśniacy. Pokojowa jest na pewno wtajemniczona w intrygę księcia. Muszkieterowie jednak z pewnością służą królowi. Niestety, nie jesteśmy pewni, czy uwierzyliby nam, gdybyśmy powiedzieli im prawdę. Zresztą nie mamy żadnego dowodu, że królowa nie przybyła tu z własnej woli.

Kardynał uśmiechnął się.

– Muszkieterowie są nadzwyczaj uparci. Przekonałem się już o tym wcześniej. Wiesz może, mon ami, jak nazywa się kapitan, któremu powierzono opiekę nad królową? – zapytał.

– Pierre d'Aumont – odparł Sebastian.

– Mmm. O ile dobrze go pamiętam, to nadzwyczaj uparte indywiduum.

– Mamy więc twoje pozwolenie, wasza miłość? – zapytał markiz. – Zostało już niewiele czasu.

– Możemy spróbować. Niech nas Bóg ma wszystkich w opiece, zwłaszcza królową.

Sebastian d'O1eron skłonił się nisko i wyszedł z komnaty, w której siedział kardynał. Zamyślił się. Mimo wysokiej pozycji w duchowieństwie Jules Mazarin, urodzony w domu Sycylijczyka, Giulo Mazarina, był bardziej politykiem niż księdzem. Kształcił się w Rzymie i w Hiszpanii. Uczyli go jezuici. Mimo iż byt pobożny, prowadził raczej świecki tryb życia, ale Kościół doceniał jego talent do polityki. Służył zarówno w wojsku papieskim, jak i w dyplomacji.

W tysiąc sześćset trzydziestym czwartym roku został wicelegatem w Awinionie, a po roku nuncjuszem papieskim we Francji. Jego umiejętności zwróciły nawet uwagę kardynała Richelieu. Wezwany przez papieża, szybko zrezygnował z funkcji kościelnych, wrócił do Francji i został obywatelem tego kraju. Z rekomendacji Richelieu wszedł do grona służb dyplomatycznych króla Ludwika XIII i służył mu wiernie do śmierci.

W tysiąc sześćset czterdziestym pierwszym został kardynałem, mimo braku święceń. Rok później Richelieu wybrał go na swego następcę jako głównego doradcę królewskiego. Królowej spodobał się od razu, a ona jemu, ale oboje zachowywali się na królewskim dworze tak, by nie wzbudzić podejrzeń poufałością. Gdy Ludwik XIII zmarł, kardynał stał się ulubieńcem królowej Anny i jej prawą ręką. Ufała mu we wszystkim, a potajemnie również się w nim kochała.

Anna Austriaczka nie miała łatwego życia. Jej mąż jej nie znosił. Wolał męskie towarzystwo i wierzył, że królowa jest bardziej lojalna wobec Hiszpanii, niż swej nowej ojczyzny. Miała trzydzieści siedem lat, kiedy urodził się jej syn, zwany “darem bożym". Później urodził się jego młodszy brat, znany jako le Petit Monsieur. Mazarin wiedział wszystko o jej życiu i ofiarował jej to, czego nigdy nie zaznałaod męża: uprzejmość i łagodność. Miała w nim wiernego i wyrozumiałego słuchacza. Wielu sądziło, iż kardynał sprzyja królowej dla własnych korzyści, ale ona wiedziała, że tak nie jest. Całe życie spędziła na królewskim dworze i znała różnicę między szczerością a udawaniem. Była znacznie bardziej inteligentna, niż sądzili jej wrogowie, i to dzięki niej syn przejął właśnie tron.