Jednak Ludwik miał tylko trzynaście lat. Potrzebował jeszcze wsparcia ze strony matki. Był przynajmniej na tyle mądry, by to rozumieć. Ciekawe, ile czasu minie, nim król zorientuje się, że matka nie odeszła z własnej woli? Pozostawało jeszcze pytanie, czy ten chłopiec będzie w stanie sprzeciwić się księciu i uwolnić matkę. Nie, tę sprawę musiał załatwić sam Mazarin, musiał sprowadzić królową Annę do Paryża. Wtedy sam będzie mógł poprosić, by pozwolono mu powrócić na dwór, a kiedy to się stanie, rozprawi się ze swoimi wrogami. Zniszczy ich raz na zawsze! Sprawi, że nikt już nigdy nie zagrozi Ludwikowi i jego matce. Spełni swoje postanowienie, nawet gdyby miał to przypłacić życiem.

Zaśmiał się sam do siebie. Był zbyt sprytny, żeby jego wrogowie mogli go zniszczyć. Na pewno dożyje dnia, gdy król będzie dorosłym mężczyzną. Wtedy zaaranżuje swój ślub z Anną, infantką hiszpańską. Przecież tego naprawdę zawsze pragnął. Nie. Nie umrze jeszcze teraz. Ma zbyt wiele do zrobienia.

ROZDZIAŁ 12

Strażnicy przy bramie zamku Chenonceaux dostrzegli w pewnej odległości wzbijający się na drodze kurz. Zastanawiali się, kto też może tędy jechać. Powoli widzieli coraz wyraźniej ponad tuzin powozów i dwukółek pędzących w stronę zamku. Uprząż koni podzwaniała wesoło dzwoneczkami. Jadący konno na przodzie mężczyźni zadęli w trąbki.

– Poślij po kapitana d'Aumont – rozkazał jeden z muszkieterów.

Kapitan przybył na chwilę przed tym, jak pierwszy z eleganckich powozów przekroczył bramę zamku. Szyba w oknie powozu została opuszczona i zobaczył głowę pięknej damy odzianej w szkarłatną pelerynę na podszyciu z gronostajów. Kobieta uśmiechnęła się uroczo.

– Bonjour, kapitanie – zawołała wesoło. – Jestem markiza d'Auriville. Moi sąsiedzi i ja przyjechaliśmy złożyć Jej Wysokości królowej Annie wyrazy szacunku.

– Królowej? – zdziwił się nieco teatralnie kapitan. Autumn roześmiała się.

– Och, kapitanie – uspokajała. – To nie Paryż. Jesteśmy na wsi. Tu nic się długo nie utrzyma w tajemnicy. Wszyscy wiemy, że Jej Wysokość przybyła do Chenonceaux na odpoczynek po wielu latach ciężkich obowiązków na dworze. Przecież nasz król, Ludwik dopiero niedawno został koronowany. Jej Wysokość tak długo zajmowała się sprawami państwa. Jest dzień świętego Marcina. Przywieźliśmy królowej świeże gęsi, pięknego dzika i kilka jeleni upolowanych przez naszych mężów. Mamy też jabłka i gruszki z naszych sadów oraz wino z okolicznych winnic. Dzisiaj na prowincji jest wielkie święto. Chcemy tylko podzielić się z królową naszą radością. Proszę okazać wyrozumiałość i nas wpuścić, s'il vous plait. - Uśmiechnęła się raz jeszcze. – Niektórzy jechali powozem wiele godzin. Chyba nie oczekuje pan, że odjedziemy do domu nie zobaczywszy Jej Królewskiej Mości.

Pochyliła się, a wtedy peleryna rozchyliła się nieco, ukazując śnieżnobiały fragment ciała.

– Madame la marquise, królowa miała odpoczywać tu w spokoju i w tajemnicy przed wszystkimi. Mamy rozkaz od samego króla, by jego matka miała spokój i ciszę.

– Ależ, kapitanie, królowa jest tu już od kilku tygodni. Z pewnością jest gotowa na wizytę sąsiedzką. Proszę! Kiedy w zeszłym roku wiosną przyjechaliśmy tu z całymi rodzinami, przyjęli nas królowa, król i książę d'Orleans. Teraz jest tylko niewielka grupa kobiet. Jeśli pan się nas obawia, zostawimy powozy przed bramą i pójdziemy piechotą, ale obawiam się, że pan będzie musiał nieść podarki dla Jej Wysokości. Są zdecydowanie za ciężkie dla kobiet.

Mężczyzna westchnął.

– Muszę zapytać Jej Wysokość, czy chce, żeby jej teraz przeszkadzano, madame la marquise. Jeśli się zgodzi, pozwolę, byście wjechały powozami na dziedziniec zamku.

– Zapyta ją pan osobiście, kapitanie? Jeśli pośle pan tam jednego z pańskich ludzi, któraś z jej pokojowych może się okazać zbyt opiekuńcza i odmówić, a królowa nawet się nie dowie, że tu jesteśmy – rzuciła sprytnie Autumn.

Teraz on się uśmiechnął.

– Sprytna z pani kobietka, madame la marquise – rzekł poufale. – Dobrze, pójdę osobiście. – Odwrócił się i roześmiał głośno. Sam pochodził z prowincji, bo urodził się i wychował w Poitou. Kobiety, które tu przyjechały, pewnie nigdy nie zawitają do Paryża, a tym bardziej na królewski dwór. Gdyby to zależało od niego, wpuściłby je od razu. Wszystkie były zupełnie niegroźnymi damami ze wsi, które chciały poznać matkę króla.

Wszedł do prywatnej komnaty królowej. Matka króla siedziała przed ramką do haftowania z igłą w ręku. Skłonił się nisko i czekał, aż da mu znak, że może mówić. Kiedy go zauważyła, odezwał się:

– Wasza Wysokość, u naszych bram pojawiła się grupa miejscowych dam. Przywiozły podarki z okazji dnia świętego Marcina. Na wsi trudno jest utrzymać cokolwiek w tajemnicy – dodał przepraszająco. – Damy błagają o pozwolenie na odwiedzenie Waszej Wysokości i ofiarowanie swoich podarków. Powiedziano mi, że przywiozły gęsi, dzika, sarny, gruszki, jabłka i wino.

Skłonił się, ale nim królowa zdążyła otworzyć usta, madame de Laurent, która towarzyszyła królowej, rzuciła ostro:

– Proszę je odesłać!

– Nie! – sprzeciwiła się stanowczo królowa. – Nudzę się. Poza tym, nieładnie odsyłać damy, które przyjechały z darami dla mnie. Wydałoby się to nawet dziwne, gdybym tak uczyniła. Zaproś je do środka, kapitanie, a pani, madame de Laurent, niech się zajmie poczęstunkiem dla moich gości. Wystarczy wino i ciasteczka. – Wstała i wkłuła igłę w płótno, które dotąd pilnie haftowała. – Kapitanie, proszę je wprowadzić do salonu z widokiem na rzekę.

– Według rozkazu waszej królewskiej mości – rzekł, ale zauważył ze zdziwieniem, że madame de Laurent była bardzo poirytowana. Sądził, że powinna być równie znudzona pobytem na wsi jak królowa.

Pośpieszył przekazać dobre wieści madame d'Auriville.

Biały salonik ze złoconymi meblami i widokiem na rzekę znajdował się tuż pod galerią, po której ostatniej wiosny Autumn chodziła w towarzystwie króla. Tłumnie zebrane w nim damy rozmawiały i śmiały się. Kiedy przybyła królowa, wszystkie skłoniły się nisko. Autumn czuła, że serce tłucze jej się w piersi ze zdenerwowania. Co się stanie z nimi wszystkimi, jeśli im się nie uda? Po raz pierwszy zaczęła się nad tym poważnie zastanawiać, jako że wcześniej nie brała nawet pod uwagę porażki.

– To jej strażniczka – odezwała się cicho ciotka Autumn, madame St. Omer. – Będziemy ją musiały oddzielić od królowej, jeśli chcemy, żeby nasz plan się udał. Ale na to mamy jeszcze czas, ma chèr Autumn. Jeszcze jest czas.

Przedstawiono każdą z dam po kolei. Były zaskoczone i uradowane faktem, że królowa pamiętała każdą z nich z ich wizyty w kwietniu. Madame de Laurent przez cały czas stała przy królowej i przyglądała się jej uważnie. W pewnej chwili królowa Anna odwróciła się i rzuciła z irytacją:

– Zostaw mnie natychmiast w spokoju, madame! Pilnuje mnie pani, jakbym była przestępcą. Proszę wrócić do moich prywatnych komnat i sprawdzić, czy wszystko jest gotowe na wieczór. Zawołam cię, kiedy będziesz mi potrzebna. Do tej pory nie chcę cię widzieć.

– Jednak król… – zaczęła madame de Laurent, ale szybko jej przerwano.

– Zostaw mnie! Obie wiemy, że twoje rozkazy, madame, pochodzą od mojego szwagra, a nie syna – syknęła ze złością królowa. – Idź już, na litość boską, bo każę cię wtrącić do lochu. Pamiętaj, madame, że dopóki nie próbuję opuścić zamku, muszkieterowie słuchają mnie we wszystkim.

Na policzkach madame de Laurent pojawiły się dwie wielkie, czerwone plamy. Skłoniła się i wyszła najwyraźniej wściekła. Nie mogła jednak w żaden sposób dać upustu swej złości.

– Wasza Wysokość – szepnęła jej cicho do ucha Autumn, kiedy de Laurent wyszła. – Proszę nie zdradzić się z tym, co powiem. Przyjechałyśmy cię uwolnić. Wysłała nas osoba, której ufasz. Moja ciotka, madame de Belfort ma na sobie dwie peleryny. Za chwilę pozbędzie się jednej z nich. Proszę, żeby Wasza Wysokość włożyła ją, ale na razie nie nakładała kaptura, by wszyscy widzieli twarz. Kapitan d'Aumont powiedział, że wizyta ma być krótka. Kiedy przyjdzie po nas, wszystkie włożymy kaptury i wybiegniemy ze śmiechem. Wasza Wysokość wybiegnie z nami. Jeśli Bóg nam pomoże, wywieziemy cię stąd i pomożemy dotrzeć do Paryża.

– A jeśli Bóg nie jest po naszej stronie, madame la marquise? - zapytała cicho królowa.

Autumn wzruszyła ramionami.

– Nie wiem, co wtedy, ale na pewno nie będzie to przyjemne, Wasza Wysokość. Mimo to warto spróbować. Król cię potrzebuje, pani. Ludzie, którzy go teraz otaczają są podstępni i żądni władzy.

Królowa poczuła, że ktoś narzuca jej na plecy pelerynę. Spojrzawszy w dół, zorientowała się, że okrycie ma kolor jej sukni – głęboki fiolet. Naciągnęła mocniej pelerynę i zapięła srebrne haftki.

– Merci - szepnęła do nieznajomych rąk pomagających jej się ubrać.

Kobiety wypiły wino i zjadły ciasteczka. Kapitan d'Aumont stał już w drzwiach, by poinformować je, że wizyta się skończyła i muszą wyjść.

– Proszę odprowadzić moich gości do powozów i dopilnować, by bezpiecznie panie przejechały przez bramę, kapitanie – powiedziała głośno królowa. – Ja udam się do swojej komnaty. Kiedy pan wróci, proszę przekazać kucharzowi, że chciałabym dziś zjeść na kolację pieczoną gęś.

– Tak jest, Wasza Wysokość – odparł kapitan i machnął zapraszająco ręką w stronę dam. – Proszę tędy, drogie panie.

Królowa Anna z błyskiem w oku uniosła kaptur i zakryła nim głowę. Peleryna podbita była futrem z ciemnych norek, a jej kaptur zakrywał prawie całą twarz kobiety. Otoczona swoimi gośćmi, wybiegła z komnaty. Kobiety rozmawiały i chichotały. Królowa ledwie mogła uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Szła obok innych kobiet i ktoś pomógł jej wsiąść do powozu tuż obok madame de Belfort i madame St. Omer. Powóz ruszył z dziedzińca zamku i jechał dalej za innymi, podobnymi powozami.

Jedynie Autumn została trochę dłużej. Podziękowała kapitanowi, uśmiechając się z dziewczęcym wdziękiem.

– Bardzo miło z pana strony, że zechciał się za nami wstawić, kapitanie. Królowa wyglądała na wypoczętą. Przyjedziemy jeszcze raz przed świętami. Mam nadzieję, że Jej Wysokość jeszcze tu będzie – rzuciła uwodzicielsko i zamrugała gęstymi rzęsami.

Uśmiechnęła się i podała dłoń kapitanowi. On ujął dłoń w uperfumowanej rękawiczce. Od zapachu kręciło mu się w głowie.

– Madame la marquise, będę z niecierpliwością oczekiwał kolejnej wizyty – mruknął i pomógł jej wsiąść do powozu. Gdy wsiadała, przytrzymał jej ramię odrobinę dłużej, niż należało.

Autumn wychyliła się z okna przed odjazdem powozu i przesłała mu całusa.

– Adieu, kapitanie.

Patrzył na odjeżdżający pojazd i zastanawiał się, jakim mężczyzną jest jej mąż. Pewnie jakiś sztywny prowincjusz. Madame la marquise wyglądała na kobietę odrobinę znudzoną, której brakuje dobrej zabawy. Pomyślał, że gdy kobieta znów zjawi się w Chenonceaux będzie musiał znaleźć odpowiednią okazję, by skorzystać z jej ochoty do figli. Jak się okazało, nowe zadanie i pobyt na prowincji mogły być całkiem interesujące.

Kilka kilometrów od Chenonceaux zatrzymały się na drodze dwa powozy. Z jednego z nich wyszła postać w kapturze. Szybko wsiadła do drugiego powozu, w którym siedziała Autumn. Wyciągnięto już dodatkowe siedzenie.

– Przykro mi, że Wasza Wysokość musi jechać za moimi plecami – odezwała się dziewczyna. – Niestety, istnieje prawdopodobieństwo, że twoje zniknięcie, pani, zostanie szybko odkryte. Podejrzewam, że poszukiwania zaczęliby od mojego powozu, bo to ja nalegałam, żeby nas wpuszczono. Podróż na szczęście nie będzie zbyt długa.

Królowa Anna nie próbowała nawet spierać się z młodą kobietą. Jak na damę w średnim wieku, żwawo zajęła ciasne miejsce i usadowiła się na nim z łatwością.

– Nie zamknę Waszej Wysokości, póki nie usłyszę, że ktoś nas śledzi. Mam nadzieję, że Wasza Wysokość nie obawia się ciasnych pomieszczeń.

– Nie wiem. Nigdy mnie w takim nie zamykano. Nie. Kiedyś, gdy jeszcze byłam mała, w Hiszpanii, chowałam się przed moją starą nianią w szafie na pościel. Zapomniałam już o tym. Powiedz, madame, czyJules jest w twoim zamku?

– Król poprosił go o powrót, ale pewne osoby sprzeciwiają się jego woli. Mój mąż pracował w służbie kardynała przez wiele lat. Dowiedziałam się o tym niedawno. Kardynał ma kuzyna, który wygląda jak jego bliźniak. Pokazuje się teraz w Cologne, a wasi wrogowie sądzą, że kardynał wciąż tam jest. Nie wiedzą, że przybył do Francji. Oczekuje Waszej Wysokości z niecierpliwością.