– Wezmę kąpiel i będę czekała na twój powrót w łożu – rzekła.

Przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował.

– Madame, tymi słowami skusiłabyś nawet anioła. Wrócę do ciebie najszybciej jak będę mógł.

Gdy nadeszła pora wyjazdu królowej i kardynała z Chermont, markiz pożegnał ich w imieniu żony, życzył powodzenia i wyjaśnił, dlaczego nie będzie mogła im towarzyszyć. Kardynał zgodził się z nim.

– Muszkieter, kiedy czegoś szuka, jest jak pies myśliwski. Najlepiej, by pańska żona pozostała w domu.

Lafite zapewnił im przejście przez korytarze zamku bez świadków. Marc czekał z końmi przy stajni.

Podróż miała im zabrać kilka godzin, ponieważ musieli jechać wolno przez las, gdzie drogę miała im wskazywać latarnia Marca. Droga była żmudna. Od czasu do czasu słyszeli odgłosy leśnej zwierzyny. Owinięte szmatami kopyta końskie nie czyniły hałasu. Nim dotarli do Belle Fleurs, byli już prawie pewni, że kapitan d'Aumont nie zamierzał narażać swoich ludzi i postanowił zaczekać z poszukiwaniem zbiega do rana.

Gdy wynurzyli się z lasu i znaleźli tuż przy murach otaczających ogród, markiz zsiadł z konia i pomógł królowej uczynić to samo. Była już porządnie zmęczona. Własnym kluczem Sebastian otworzył bramę ogrodu i zaprowadził towarzyszącą mu dwójkę przez ogród do niewielkich drzwi, prawie całkowicie porośniętych bluszczem. Adali już na nich czekał. Skłonił się przed królową, a potem przed kardynałem.

– Moja pani wita państwa. Proszę iść za mną, zaprowadzę państwa do pokoi.

– Jak mamy ci dziękować? – zapytała królowa, ujmując dłonie Sebastiana. – Jeśli mamy więcej takich lojalnych przyjaciół, jak tu na prowincji, to korona Ludwika jest bezpieczna.

Markiz ucałował dłoń królowej.

– Madame la reine, przyjemnością było służyć pani.

– Odezwę się jeszcze do pana, markizie – powiedział kardynał i wraz z królową ruszyli za Adalim.

– Nie mam co do tego wątpliwości, Wasza Miłość – odparł markiz z niezdecydowanym uśmiechem. Wyszedł na zewnątrz przez te same drzwi, którymi wszedł, i powrócił do Marca i koni. Do Chermont wrócili przed świtem.

Autumn powitała męża zaspanym mruknięciem: – Już świta.

Wyciągnęła do niego ręce, kiedy wchodził do łóżka.

– Tak, jest ranek – odparł i zaczął pieścić małe, okrągłe piersi.

– Hm – zachęcała go.

Rozwiązał wstążki koszuli nocnej i przesunął językiem między piersiami. Potem całował brodawkę, delikatnie smakował pachnącą skórę.

Wsunęła palce w jego włosy.

– Och, to miłe – powiedziała, czując, jak jego usta zaciskają się na jej ciele.

Przesunął głowę i zaczął pieścić drugą pierś, a ona westchnęła z rozkoszy.

Podciągnął do góry koszulę nocną i przykrył sobą jej ciało. Autumn przesunęła dłoń po jego długich plecach, gdy wsunął się w nią. Nie wstydziła się już swojej reakcji na jego pieszczoty i każdą z nich witała z entuzjazmem. Gdy w nią wchodził, była gorąca i mokra. Najpierw wsuwał się wolno, potem coraz szybciej i mocniej. Oplotła nogi wokół jego bioder i pojękiwała cicho, aż ich ciała jednocześnie ogarnęła niewysłowiona rozkosz. Przytuleni zasnęli, zadowoleni i zmęczeni, ale nie spali długo. Nagle usłyszeli dudnienie do drzwi, które po chwili otwarły się z łoskotem.

Sebastian d'Oleron usiadł zaspany i zupełnie zaskoczony, bo zauważył, że w sypialni stoją muszkieterowie.

– Co, do diaska…? – zaczął. Jego żona podciągnęła kołdrę, zakrywając nagie ciało. Oczy zaokrągliły jej się ze zdziwienia.

– Powiedziałem im, że państwo śpią – rzucił ze złością Lafite. – Zaproponowałem, że pójdę po państwa, gdy ten człowiek uparł się, że musi zobaczyć się z panem i madame la marquise. - Skinął w stronę kapitana d'Aumonta. – Ale on mi nie pozwolił. Kazał się zaprowadzić na górę.

– Już dobrze, Lafite. Kapitan d'Aumont działa w imieniu króla. Prawda, kapitanie? Powinienem jednak prosić pana o oddalenie pańskich ludzi. Lafite, wyprowadź panów z sypialni, zaprowadź do kuchni, daj im wina i coś do jedzenia. Proszę na mnie poczekać w salonie. Zaraz przyjdę tam z panem porozmawiać – zwrócił się do kapitana. Wyszedł z łóżka. Był nagi, ale pewny siebie i zachowywał się spokojnie. – Przestraszyliście moją żonę. Nie podobają mi się też pożądliwe spojrzenia pańskich ludzi skierowane w jej stronę. – Wsunął ręce w podbity futrem aksamitny szlafrok podany mu przez Lafite'a. Podszedł do drzwi. – Chodźmy, panowie – rzucił, a wszyscy mężczyźni ruszyli za nim.

Kiedy znalazł się w salonie w towarzystwie kapitana, odezwał się do niego:

– Rozumiem, że ta niepotrzebna inwazja na mój dom związana jest ze zniknięciem królowej. Jeszcze jej nie odnaleziono? Mówiłem już żonie, że pewnie Jej Wysokość oddaliła się do niepilnowanej przez nikogo części zamku. W końcu Chenonceaux to wielki budynek.

– Nie odnaleziono jej jeszcze – odparł kapitan.

– Więc przyjechał pan przeszukać mój dom – powiedział z rozbawieniem. – Ma pan na to moje pozwolenie, kapitanie.

Nalał sobie i gościowi wina. Podał kapitanowi puchar. Mężczyzna wziął srebrne naczynie i wzniósł, mówiąc:

– Za króla!

– Za króla! – powtórzył markiz i wzniósł swój kielich.

– Przeszukałbym pański dom i bez pozwolenia, ponieważ, jak pan wcześniej zauważył, jestem tu w imieniu króla. Jego matkę powierzono mojej pieczy, a teraz zniknęła. Król będzie bardzo zaniepokojony.

– Słyszałem z pewnego źródła, że król już jest zaniepokojony, kapitanie, ponieważ nie wie, gdzie znajduje się obecnie jego matka – rzekł spokojnie Sebastian.

– Ależ moje rozkazy pochodzą od króla! Była na nich królewska pieczęć – oburzył się muszkieter, nieco zbity z tropu. – Przecież król musi wiedzieć, gdzie jest jego matka. Mam rację?

– Może to właśnie ci sami ludzie, którzy przez wiele lat wzniecali zamieszki we Francji, teraz podejmują decyzje za niego. Tylko królowa i kardynał trzymali ich z daleka od młodego króla. Nie jest pan głupi, kapitanie d'Aumont. Wie pan, jak bardzo niektórzy pragną władzy. Król jest jeszcze chłopcem. Zasiadł na tronie, ale ciągle w pełni nie dzierży władzy. Czyż podczas swojej koronacji nie prosił matki, by pozostała przy nim jako jego prawa ręka. Moja żona uczestniczyła w uroczystości i powtórzyła mi jego słowa. Zadaj sobie pytanie, kapitanie, dlaczego tak lojalna, oddana synowi kobieta postanowiła w najważniejszej chwili jego życia go opuścić? Nie szukałbym spisku pośród sąsiadów na prowincji, ale wśród tych, którzy na samym szczycie knują, by posiąść większą władzę, wykorzystując w tym celu młodego króla. Zniknięcie królowej jest korzystne dla nich, a nie dla ludzi z prowincji, to sprawa oczywista. My uprawiamy winorośle i robimy wino. Polityka nas nie interesuje i nie mieszamy się w jej sprawy.

Kapitan był już nieco zmieszany, ale powtarzał uparcie:

– Muszę przeszukać pański dom i każdy zamek w pobliżu Chenonceaux. To należy do moich obowiązków.

– Jak pan chce, kapitanie, ale teraz proszę mi wybaczyć, pójdę do żony. – Odstawił kielich, uśmiechnął się i poszedł do sypialni.

Zamknął za sobą drzwi i poczekał, aż w salonie rozlegnie się dźwięk otwierania, a potem zamykania drzwi. Po chwili wyjrzał i sprawdził, czy muszkieter opuścił prywatny salonik jego żony. W oczach Autumn dostrzegł zdziwienie. Przyłożył palec do ust w geście ostrzeżenia. Potem wszedł do łóżka, wziął żonę w ramiona i pocałował czule, pieszcząc jednocześnie dłonią jej pierś.

Autumn odsunęła jego dłoń.

– Nie mogę – szepnęła. – Nie mogę, kiedy ci ludzie są w naszym domu, Sebastianie!

Pocałował jej dłoń, roześmiał się i skinął głową.


*

Na początku stycznia przybył z Paryża posłaniec z podarkiem od króla dla markiza i markizy d'Auriville. Była to srebrna solniczka z pozłacanymi zdobieniami i wygrawerowanymi herbami królewskim i d'Auriville. Do podarku dołączono niewielki liścik, na którym napisano tylko: Dziękuję, Ludwik. W połowie lutego dotarły wieści, że pod koniec stycznia król powitał kardynała Mazarina w Poitiers. Kardynał przybył na czele dwuipółtysięcznej armii ludzi – tysiąc pięćset piechoty i tysiąc jazdy.

Kardynał natychmiast zaczął wzmacniać swoją władzę i w imieniu króla aresztował jego wrogów, uspokajał lojalnych królowi polityków i umacniał Francję. Ci, którzy tak uparcie walczyli przeciwko kardynałowi, zostali w końcu zmuszeni do uznania, że nie da się go pokonać. Zrozumieli, że ten człowiek zrobi co tylko w jego mocy, by uczynić z Ludwika XIV silnego i dobrego króla, a każdy, kto stanie mu na drodze, zostanie bez wahania zniszczony.

Nadeszła wiosna i winnice znów się zazieleniły. Minęło lato i jesienią natura przyniosła im dobre zbiory i wyśmienite wino. Był początek kolejnego roku i Autumn, ku swojej wielkiej radości, zrozumiała, że jest brzemienna. Po kilku pierwszych miesiącach mdłości poczuła się doskonale i rozkwitała, przesiadując w ogrodzie, szyjąc maleńkie ubranka dla dziecka i rozmawiając z matką i dwiema ciotkami z Archambault. Śmiała się, kiedy matka powiedziała, że zrobiła się okrągła, jak winogrono.

– To cudowne czuć w sobie nowe życie, mamo – powiedziała. – Będę miała mnóstwo dzieci!

W drugą rocznicę ślubu markiza i markizy d'Auriville, trzydziestego września tysiąc sześćset pięćdziesiątego trzeciego roku Autumn z łatwością urodziła córkę.

– Chłopiec urodzi nam się za rok – powiedziała uszczęśliwionemu małżonkowi, który ani trochę nie był rozczarowany, widząc ciemnowłose maleństwo. – Nazwiemy ją Madeline Maria.

– Dlaczego? – zapytał zaciekawiony.

– Ponieważ dwie ostatnie królowe, które Francja dała Szkocji, nazywały się Madeline i Maria. La petite Madeline była córką króla, ale umarła, nie będąc w stanie przetrwać ciężkiej, szkockiej zimy. Maria na cześć Marie de Guise, matki naszej królowej Marii i Jakuba Stuarta. Przez jakiś czas była królową Francji. Na ich cześć chciałabym nazwać naszą córkę Madeline Maria.

– Mademoiselle Madeline d'O1eron – powiedział cicho. – Podoba mi się.

Ojciec Bernard ochrzcił dziecko, madame de Belfort i madame St. Omer były matkami chrzestnymi maleństwa, ale wybór ojca chrzestnego dla córki zaskoczył wszystkich.

– Chce żeby nim był Adali – postanowiła. – Jest takim samym dobrym chrześcijaninem jak my i znam go całe moje życie. Madeline nie mogłaby sobie życzyć lepszego ojca chrzestnego.

Staruszek stał dumnie w kaplicy w Chermont podczas chrztu Madeline. Modlił się, by mógł żyć dość długo, by zobaczyć, jak to dziecię dorasta, ale wiedział, że gdyby Bóg spełnił jego prośbę, byłby to cud. Co prawda cuda się zdarzały, ale w tych czasach były już prawdziwą rzadkością.

Gdy nadszedł czas pierwszych urodzin Madeline, dziewczynka była tłuściutkim bobasem z ciemnymi włosami i szaroniebieskimi oczyma. Chodziła już sama i była bardzo uparta. W swoje drugie urodziny biegała i bez przerwy mówiła. Oboje rodzice uwielbiali ją. Kochał ją każdy, kto ją znał, bo Madeline mimo swego uporu była naprawdę uroczym dzieckiem. To prawda, że zawsze dostawała to, co chciała i wtedy, kiedy chciała, ale nigdy nie obrażała się na nikogo, nawet jeśli odmawiano jej spełnienia próśb i żądań.

Autumn znów była brzemienna. Dziecko miało urodzić się wiosną. Kilka dni przed trzecimi urodzinami córki z winnicy przybiegł parobek, wołając madame la marquise. Tuż za nim Lafite dostrzegł kilku innych parobków, niosących coś na rękach. Gdy się zbliżyli, służący poczuł, że serce mu zamarło. Jego pani wybiegła z domu. Po chwili Lafite usłyszał rozdzierający serce krzyk.

Parobkowie nieśli na noszach Sebastiana d'O1eron. Wnieśli go do środka, a tuż obok nich biegła pobladła na twarzy Autumn. Trzymała męża za rękę.

– Poślijcie po moją matkę – krzyknęła do Lafite'a. – I po doktora, jeśli mieszka jakiś w pobliżu. Na górę – rozkazała parobkom i wskazała schody.

Mężczyźni położyli markiza na łożu. Lily i Orange obie wybuchły płaczem, kiedy go zobaczyły. Autumn spojrzała na nie ze złością.

– Wasze płacze tu nic nie pomogą – rzuciła. – Pomóżcie mi go rozebrać. Marc, przynieś koszulę nocną z szafy pana. – Pochyliła się nad mężem. – Już, już, mon coeur. Wszystko będzie dobrze. Gdzie cię boli?

Sebastian z trudem podniósł dłoń i wskazał tors. Orange przyniosła niewielki kielich z winem, a Autumn pomogła mężowi podnieść się na tyle, by wypił trochę wina.

Kobiety wspólnie rozebrały markiza i założyły mu nocną koszulę.

Sebastian chwycił dłoń Autumn.

– Ja… ja… umieram – wykrztusił z trudem. Sam przez chwilę był zaskoczony tym, co powiedział, ale wiedział, że to prawda. – Poślij po… księdza – szepnął jeszcze.