– Schroniła się u kuzyna Johnniego, w sąsiednim domu i jest teraz bardzo zła, Wasza Wysokość – odparł książę Lundy z uśmiechem. – Była bardzo zmęczona, ponieważ jechaliśmy z Queen's Malvern kilka dni.

– Mówisz, że jest wdową?

– Tak. Mama zabrała ją do swojej posiadłości we Francji zaraz po śmierci Bess. Autumn wyszła za Francuza, który zmarł nagle pięć lat temu. Osierocił córkę. Kiedy Wasza Królewska Mość wrócił na tron, matka i siostra przyjechały do Anglii. Ostatnio siostra była trochę przygnębiona i pomyślałem, że wizyta na królewskim dworze mogłaby poprawić jej humor. Jeszcze tu nie była. Kiedy dorosła, by zostać przedstawiona, nie było już dworu w Londynie.

– Tak, pamiętam. Twoja matka zaskoczyła twojego ojca jeszcze jednym dzieckiem. Urodziło się niedługo po mnie. Wychowała się w Glenkirk, prawda?

– Zaskoczyło mnie, że wasza królewska mość pamięta takie szczegóły – rzekł Charlie.

– Kiedy wypocznie, przyprowadź ją na dwór. Teraz musisz koniecznie porozmawiać z Gabrielem. Znajdźcie sobie spokojne miejsce. Pamiętaj, Charlie, że jesteś członkiem mojej rodziny i rozmawiasz w mojej obecności.

Cóż to za dziwne ostrzeżenie, pomyślał Charlie, kiedy wraz z księciem Garwood oddalili się na stronę. Gdy przystanęli, milczeli przez chwilę, a potem Gabriel Bainbridge zaczął:

– Nie wiem, panie, ile dotąd o mnie wiesz.

– Wiem, że pracowałeś dla Jego Królewskiej Mości, panie, i że to właśnie ty wydałeś sir Richarda Willysa, kiedy okazał się zdrajcą. Mogę uścisnąć twoją dłoń? Wyciągnął do niego rękę.

– Możesz zmienić zdanie, kiedy usłyszysz, co mam do powiedzenia, milordzie. Poczekajmy z podaniem sobie dłoni do tego czasu – odparł poważnym tonem Garwood. – Wiesz, że udawałem mego zmarłego kuzyna?

– Wiem. Słyszałem, że nakazałeś służbie, by utrzymała to w tajemnicy.

Gabriel uśmiechnął się nieznacznie.

– To dobrzy ludzie – rzekł cicho. – Bez ich pomocy nigdy by się to wszystko nie udało.

Garwood był przystojnym mężczyzną o ciemnoblond włosach i niebieskich oczach. Wyglądał na czterdziestkę, na tyle przynajmniej oceniał go książę Lundy.

– Żona musi być z ciebie dumna – rzekł.

– Nigdy się nie ożeniłem – odparł Gabriel Bainbridge. – Nim zacząłem o tym myśleć, wszystkie młode damy uciekły przed zakazami purytanów.

– Rozumiem – rzekł. – Moja siostra wyjechała z tego samego powodu. Matka powiedziała, że nie ma już w kraju towarzystwa, w którym można by przedstawić młodej damie kawalera.

– Zmieniamy temat – rzekł książę Garwood. – Muszę ci się z czegoś zwierzyć i poprosić o wybaczenie.

– Przecież nigdy się nie spotkaliśmy – odparł zdziwiony.

– Podczas wojny i za Protektoratu przyjąłem nazwisko kuzyna. Nazywałem się sir Simon Bates – rzekł Bainbridge i zesztywniał, spodziewając się, że Charlie Stuart wymierzy mu silny cios. Nie winiłby go wcale za to.

– Na litość boską! – jękną! książę Lundy. Zaskoczyła go ta wiadomość. Zastanawiał się, od jak dawna król o tym wiedział. Przez chwilę brakło mu słów. To ten człowiek dowodził żołdakami, którzy zabili Bess.

– To nigdy nie powinno się zdarzyć – rzeki Gabriel. – Gdybym wszedł do domu jako pierwszy, pewnie by się nie zdarzyło.

– Dlaczego nie wszedłeś pierwszy? Dlaczego?

– Nie wiem – odparł smutno. – Posłano mój oddział po jedzenie i konie, po zapasy świeżej żywności dla wojska. Żołnierze, którzy tam wtedy byli, nie walczyli ze mną wcześniej, bo mój oddział leżał powalony grypą żołądkową. Dostałem wtedy samych kryminalistów, szumowiny i wałkoni. Nie mogłem im ufać, nie byłem w stanie nad nimi zapanować. Musiałem sam wszystko sprawdzać. Właśnie sprawdzałem obory i stajnię, kiedy usłyszałem strzał. Żołdacy mieli nie wchodzić do domu. Chciałem skończyć rozpoznanie i powiedzieć mieszkańcom, że zabieram zapasy żywności dla wojska. Miałem dać im pokwitowanie, na podstawie którego państwo opłaciłoby straty, gdy tylko zakończy się wojna.

– Sir Simon Bates miał bardzo złą reputację – rzekł Charlie. – Mówiło się, że jest odpowiedzialny za wyrżnięcie rodziny sir Geralda Croftsa w Oksfordzie.

– Sir Gerald Crofts nie istniał. Reputacja Simona Batesa była opracowana przez ludzi Cromwella. Chcieli, żeby wszyscy, którzy o nim usłyszą, bali się go – wyjaśnił Gabriel Bainbridge. – Rozsiewali plotki o tuzinie dowódców oddziałów. Dzięki temu, kiedy wysyłano nas na rekonesans, ludzie w obawie przed nami współpracowali bez oporu. Muszę przyznać, że było to mądre posunięcie.

– Tak – zgodził się cicho Charlie.

– Twoja żona nie powinna była zginąć. Służący też nie. Gdyby ta dziewczyna nie zabiła żołdaka, który ich zamordował, pewnie sam bym to uczynił. Jezu, jaka była odważna!

– Chodzi panu o moją siostrę, Autumn.

– Tak! Tak! Tak się nazywała. Lady Autumn Leslie – rzekł podekscytowany książę Garwood. Spochmurniał i odezwał się poważnie: – Panie, błagam o wybaczenie. Wiem, że mój żal i poczucie winy nie zwrócą ci księżnej, ale gdybym mógł odwrócić czas i oddać swe życie zamiast jej, uczyniłbym to natychmiast! To nie powinno się było wydarzyć!

W jego oczach pojawiły się łzy. Po chwili płynęły już po policzkach. Ukląkł nagle przed Charliem.

Książę Lundy sądził już, że przestał opłakiwać śmierć żony i pogodził się z losem. Teraz, kiedy klęczał przed nim człowiek odpowiedzialny za jej tragiczny zgon, nie był tego pewien. Spojrzał na Gabriela Bainbridge'a i westchnął. Niech diabli wezmą Cromwella i jego dziobatych okrągłogłowych, prawie natychmiast przyszło mu do głowy ulubione powiedzenie młodszej siostry. To nie człowiek, który przed nim klęczał, odpowiadał za śmierć jego żony, ale Oliver Cromwell i jego poplecznicy. Nie on wywołał wojnę domową. Nie on doprowadził do zamordowania króla Karola I. Pomagał Stuartom na swój sposób i ryzykował przy tym życie. Gdyby go złapano, zostałby powieszony albo ścięty. Na szczęście nie zginął, tylko wydał ludzi spiskujących przeciwko Karolowi II i uniemożliwiających jego powrót na tron Anglii. Wiedział, co na jego miejscu uczyniłaby Bess. Była rozsądną, kochającą i dobrą kobietą.

– Wybaczam ci, Gabrielu Bainbridge – rzekł cicho Charlie Stuart i pomógł mu wstać. – Teraz uściśnij mi dłoń.

– Dziękuję, panie – ucieszył się książę Garwood, wyciągnął dłoń i spojrzał mu w oczy, by dostrzec w nich szczerą chęć wybaczenia. – Dziękuję – powtórzył.

– Kiedy poznałeś Autumn, wyglądałeś tak, jak teraz? – zapytał Charlie.

– Nie. Włosy miałem przycięte krótko, jak wszyscy okrągłogłowi i nosiłem prosty strój. Mówiono, że wyglądałem groźnie.

– Nie mówmy więc mojej siostrze o twojej poprzedniej tożsamości – poprosił cicho Charlie. – Autumn będzie zła, gdy pozna obecnego właściciela Greenwood, ale gdyby dowiedziała się, że to sir Simon Bates, nie będzie mogła tego znieść. Porozmawiam na ten temat z moim kuzynem. Chodźmy teraz, trzeba mu powiedzieć, że nie ma między nami żalu. Wiem, że przez ostatnie kilka lat tym, którzy zostali w Anglii, było naprawdę ciężko, ale zapewniam, że król wycierpiał najwięcej z nas wszystkich. Nie chcę, żeby dalej się denerwował.

– Zgoda. Zgadzam się również z tym, co zasugerował pan w sprawie swojej siostry. Już wtedy była bardzo porywcza. Pewnie niewiele się zmieniła.

Charles Fryderyk Stuart roześmiał się, kiedy szli przez salę w stronę króla.

– Autumn nie jest ani trochę mniej porywcza niż była, kiedy ją poznałeś. Lepiej, byś zaczął znajomość z nią od nowa. Niepodobna, by kiedykolwiek dowiedziała się o twojej przeszłości.

– Zgoda więc? – zapytał król, kiedy podeszli.

– Zgoda – zapewnił go Charlie.

– Doskonale. A teraz, kuzynie, proszę, żebyś zabrał jutro ze sobą swoją siostrę, bym mógł osobiście powitać ją znów w Anglii – rzekł król, a w jego piwnych oczach wyraźnie było widać zaciekawienie.

Na Boga! Źle zrobiłem, zabierając Autumn na królewski dwór, pomyślał Charlie. Przypomniał sobie jednak, że jego siostra niedługo skończy dwadzieścia dziewięć lat i jest już doświadczoną kobietą. Miała męża i królewskiego kochanka. Autumn na pewno sobie poradzi. Będzie musiała.

ROZDZIAŁ 17

Whitehall było ulubionym pałacem króla. Zaczął funkcjonować jako dom arcybiskupa Yorku, nieciekawy i dość posępny budynek w dzielnicy Westminster. Potem Thomas Wolsey, arcybiskup Henryka VIII odnowił swoją londyńską rezydencję i powiększył, tworząc pałac, dekorując budynek i upiększając, póki nie wzbudził zazdrości króla. Potem Wolsey został kardynałem i zawiódł króla w sprawie jego rozwodu z pierwszą królową, Katarzyną Aragońską. Królewski dom w Londynie spłonął doszczętnie kilka lat wcześniej, więc Wolsey wykonał ostatni, desperacki wysiłek, by ratować swoją skórę i karierę, darowując pałac królowi. Król nazwał go Whitehall.

Pałac Wolseya położony był między Tamizą i ulicą wiodącą do Charing Cross i dalej do Westminster. Henryk VIII pragnął mieć większy pałac, a do tego potrzeba było więcej miejsca, ale nawet jemu nie udało się zamknąć drogi publicznej. Wykupił za to dwadzieścia cztery akry ziemi po drugiej stronie drogi, zburzył budynki na nich stojące i rozpoczął budowę. Skończyło się na tym, że pałac stał się zlepkiem galerii, korytarzy i pokoi, które, choć stanowiły architektoniczny koszmar z zewnątrz, w środku wyglądały całkiem ładnie. Wewnątrz Whitehall można się było zgubić w labiryncie podwórek i ukrytych wnęk, nigdy nieoglądanych przez dworzan, ponieważ żyły tam legiony służących niezbędnych do dobrego funkcjonowania dworu.

Ze względu na dzielącą pałac ulicę Whitehall nie był spójnym architektonicznie budynkiem, a mimo to posiadał wszystko, co było potrzebne do wygody króla. Były tam ogrody, szranki, kort tenisowy, arena do walki, sala balowa, sala do gry w badmintona i miejsce wyznaczone do gry w kule. Do pałacu wiodły trzy bramy. Po stronie drogi bliższej rzeki była wieża oblężnicza, a w niej brama Whitehall, która miała utrzymać postronnych przechodniów na zewnątrz. Po przeciwnych stronach znajdowały się brama King Street i brama Holbeina i dzięki nim z dworu można było dostać się do parku, o którym mówiono też “arena". Brama King Street znajdowała się na południowo – zachodniej stronie pałacu i otwierała się na King Street, czyli ulicę Królewską. Brama Holbeina była po przeciwnej stronie królewskiej sali przyjęć.

Zanim zamordowano Karola I, ten wezwał Johna Webba, zięcia Indigo Jonesa, by narysował plan przebudowy Whitehall. Nieszczęsny król nigdy nie zrealizował tego projektu, a jego syn nie posiadał obecnie na to środków, choć nie szczędził pożyczonych pieniędzy na utrzymanie źle zaprojektowanego domu. Jednak piękno wnętrza wynagradzało zewnętrzną brzydotę budynku. Kamienne ozdoby, bogate złocenia, malowane sufity i dzieła sztuki, doskonałe arrasy i piękne meble były wszędzie.

Powóz Autumn wjechał na dziedziniec główny pałacu. Wysiadła w towarzystwie brata. Uniosła nerwowo spódnicę, a kaptur zsunął się jej z głowy, gdy poprawiała włosy.

– Jak wyglądam? – zapytała Charliego.

– Jeszcze piękniej niż wtedy, gdy wychodziłaś z domu – rzekł z uśmieszkiem. – Na litość boską, Autumn, to tylko człowiek.

– Królowie nie są ludźmi – stwierdziła ponuro. – Mają nieograniczoną władzę. To właśnie ona czyni ich innymi od takich ludzi jak ja i ty, Charlie.

– Wciąż myślę o tobie jak o młodszej siostrze, a ty jesteś sprytną kobietą – powiedział i potrząsnął głową. – Może nawet zbyt mądrą.

– Poznałam już jednego króla, bracie – przypomniała mu.

– A teraz poznasz innego. Ostrzegam cię jednak, że ten król uwielbia piękne kobiety i nie przejmuje się ich reputacją. Nie daj się oczarować. On naprawdę potrafi być niezwykle ujmujący.

– Jego kuzyn również lubi piękne kobiety i też jest czarujący – odparła. – Nie jestem tak niedoświadczona, jak wtedy, gdy po raz pierwszy znalazłam się w łożu Ludwika.

– Chyba nie spodziewasz się, że… – zaczął odrobinę zdziwiony, myśląc, że chyba nie śmiałaby…

– Podobno król ma kochankę, którą uwielbia, i to mu wystarczy – odparła z uśmiechem.

– Co ty właściwie zamierzasz? – zapytał. Roześmiała się.

– Jeśli niewinny flirt pomoże nam odzyskać Greenwood, to chyba nie ma w tym nic złego, Charlie?

– Nawet nie próbuj! – prawie krzyknął. – Zabieram cię z powrotem do posiadłości Lynmouth! Kobieta tak piękna jak ty nie może się nawet spodziewać, że król Karol poprzestanie na niewinnym flircie i dzięki niemu uda ci się cokolwiek zdobyć. Mój kuzyn jest mężczyzną bardzo namiętnym. Jeśli wzbudzisz jego zainteresowanie, uda ci się jedynie zostać ofiarą!

Zielone oczy Autumn zabłyszczały rozbawieniem.

– Cóż za zabawa. Mam ochotę na małe polowanie, braciszku.