– Mnie to nie robi różnicy, gdzie umrę. Jak umrę, to umrę i tyle. Poza tym moja kobieta nie zostawiłaby siostry, ja też nie chcę ich zostawiać. Będziemy z panią, póki nas Bóg nie wezwie.

– Mamo, zachowujesz się, jakbyś miała umrzeć. Nie strasz mnie – odezwała się Autumn.

– Na razie nie – odparła matka stanowczo. – Jednak śmierć Adalego uświadomiła mi fakty, o których chciałam zapomnieć. Żadne z nas nie jest już młode. Moi służący mają prawo do odrobiny spokoju na ziemi, nim będą musieli znaleźć się pod jej powierzchnią. Nie chcą jednak wracać do domu.

– Co z nimi będzie, mamo? – zapytała Autumn. – Kochają cię i przez całe życie byli z tobą. Umrą, jeśli nie będą w twojej służbie.

– Może powinnam tylko wziąć kogoś do pomocy dla Rohany i Toramalli – stwierdziła Jasmine. – Obie są zmęczone, ale im nigdy nikt nie pasuje.

– Zdaje się, że po prostu są zazdrosne, że ktoś inny ci służy. Ale pewnie teraz ucieszą się, że dasz im kogoś do pomocy.

Wiosna się skończyła, nadeszło lato. Gabriel Bainbridge kilka razy na krótko pojechał do Durham, by upewnić się, że wszystko w jego majątku idzie sprawnie. Postarał się także, nie mówiąc nic Autumn, by jego dom był gotów na przyjazd żony i dzieci. Minął lipiec i w sierpniu nadeszły straszliwe burze, które położyły zboże i postrącały z drzew jabłka i gruszki. Zboże zebrano, nim wysypało się z kłosów ziarno, ale owoców nie można było jeszcze wycisnąć, bo nie zdążyły dojrzeć.

Dziewiętnastego sierpnia Autumn zaczęła rodzić. Miała ledwie niewielkie skurcze, a gdy nagle poczuła parcie. Wiedziała, że ten poród będzie inny niż poprzednie. Odeszły wody, zmoczyły suknie, a Autumn wołała o pomoc. Potem powtórzył się ból, ostry i gwałtowny, jakby coś miało ją rozerwać. Gabriel Bainbridge nie odszedł. Stał przy niej i ocierał jej czoło, a ona krzyczała i przeklinała z bólu. W końcu po kilku godzinach urodziło się dziecko. Był to ładny mały chłopiec, niestety martwy, bo owinął się pępowiną i był teraz siny na twarzy.

– Dlaczego nie płacze? – zapytała. – Mamo, czy to chłopiec? Obiecałam królowi chłopca. Dlaczego nie płacze?

Nic nie można było zrobić. Jasmine pokazała Autumn dziecko, a ona zaczęła wyć z rozpaczy. Nawet Jasmine płakała.

– To wola boska – powiedziała, jakby to mogło wyjaśnić straszliwą tragedię. Odwinęła pępowinę z szyi chłopczyka.

– Znów Bóg! – krzyknęła. – To ten sam Bóg, który zabrał mi męża i mego pierwszego syna! A teraz to maleństwo! Nienawidzę tego Boga za to, że robi mi takie straszne rzeczy, mnie i moim dzieciom! W czym go ukrzywdziło niewinne dziecko, mamo? W czym?

Znów zaczęła wyć z niepohamowanej rozpaczy. Rohana przycisnęła jej kielich z winem do ust.

– Pij, milady. Wycisnęłam do niego sok z maku. Musisz zasnąć, by uciec od bólu.

Autumn przyjęła wino i wypiła wszystko.

– Mam nadzieję, że nigdy się nie obudzę – rzuciła gorzko. – Mam nadzieję, że już się nie obudzę!

– Nie mów takich rzeczy – prosił książę Garwood. – A co z Madeline i małą Margot? Pomyśl o córkach.

– Mama je wychowa.

– A co z nami?

– Znajdziesz sobie żonę – szepnęła zamykając oczy. – Lepszą ode mnie. Bardziej uprzejmą.

– Ale kocham ciebie.

– To miło.

Zaczynała zasypiać. Kocha ją. Ktoś znów mnie kocha, pomyślała i zapadła w nicość.

ROZDZIAŁ 20

Nie chciała się obudzić. Wcale nie miała na to ochoty. Niechętnie otworzyła oczy i zobaczyła siedzące przy łóżku matkę i siostrę. Czuła się pusta. Nie wiedzieć czemu nagle była pusta. Spojrzała na brzuch i dotarło do niej, co się stało. Ledwie mogła oddychać.

– On nie żyje, prawda? – szepnęła.

– Został ochrzczony i pochowany – odparła cicho Jasmine. – Jak się czujesz, drogie dziecko?

– Jak długo spałam? – zapytała, ignorując pytanie matki. Czuła się okropnie, naprawdę strasznie. Jak miała się czuć, kiedy po dziewięciu miesiącach noszenia dziecka pod sercem urodziła je martwe?

– Byłaś nieprzytomna przez dwa i pół dnia – powiedziała matka i wstała. Podeszła do stolika przy łóżku i nalała wina dla Autumn.

Kobieta przyjęła kielich i łapczywie wypiła jego zawartość.

– Muszę napisać do króla – rzekła.

– Już to zrobiono.

– Dziękuję. Nie wiedziałabym, co mu napisać. Obiecałam syna i zawiodłam go. To już drugi martwy syn, co ze mną jest?

– Nic ci nie dolega – zapewniała Jasmine. – Syna Sebastiana straciłaś z powodu szoku po nagłej, niespodziewanej śmierci męża. Ten drugi miał nieszczęście zaplątać się w pępowinę. Udusił się jeszcze przed porodem. Nie chcę cię zasmucać, ale powiem ci tylko, że to był piękny maluch, miał tłuste małe rączki i grubiutkie nóżki. Twarzyczkę też miał śliczną. To straszna tragedia, ale nie było w tym twojej winy, Autumn. Takie rzeczy się zdarzają. – Po chwili dodała: – Wysłałam Charliego do króla, by mu o tym powiedział osobiście i zabrał mój list do Jego Królewskiej Mości. Nikt nie będzie o tym dyskutował na dworze.

– Gdzie go pochowałaś, mamo?

– Obok twojego pradziada. Będzie tam bezpieczny.

– Chcę go zobaczyć – prosiła.

– Za kilka dni, kiedy choć w części odzyskasz siły – odparła Jasmine. – Musisz się dobrze odżywiać i odpoczywać. Ja się tobą zajmę.

– Zdaje się, że nie mam wyjścia – rzuciła z goryczą.

Jadła, co jej podano, piła napary z ziół, wiele spala, ale nie płakała. Autumn miała wrażenie, że jej serce zamieniło się w kamień. Kilka dni po narodzinach martwego syna do sypialni przyszły jej córki, by dotrzymać matce towarzystwa. Madeline i Margot mówiły już po angielsku bez francuskiego akcentu, choć wciąż jeszcze rozmawiały po francusku, by nie zapomnieć języka.

Madeline niedługo miała skończyć osiem lat.

– Mamo, widziałyśmy naszego braciszka, nim go pochowano w grobie – powiedziała. – Był ładnym dzieckiem. Szkoda, że nie przeżył i nie możemy się z nim bawić. Czy tobie też jest przykro, że umarł?

Usiadła z jednej strony łóżka, a Margot już wspinała się na miejsce obok mamy z drugiej strony.

– Jest ci przykro? – powtarzała po starszej siostrze.

– Tak, bardzo.

– Biedny, mały Ludwik – westchnęła Madeline, potrząsając ze smutkiem głową.

– Biedny Ludwik – powtórzyła jej siostra.

– Będzie miał własny pomnik – obwieściła Madeline z bardzo poważną miną. – Babcia mówi, że będzie tam napisane: Ludwik Karol Stuart, urodzony i zmarły dwudziestego sierpnia tysiąc sześćset sześćdziesiątego pierwszego. Na grobie ma być rzeźba aniołka.

– Aniołka, aniołka, aniołka – powtarzała śpiewnie Margot.

– Och, bądź cicho, Maggot! Rozmawiam z mamą – rzuciła poirytowana Maddie.

– Nie nazywaj siostry Maggot – ofuknęła ją Autumn, choć sama o mało się nie roześmiała. Maddie była bardzo inteligentna. – Ma na imię Małgorzata Ludwika, ale wszyscy mówimy do niej Margot.

– Ona się naprzykrza, mamo. Wszędzie za mną chodzi. Jest za mała, żeby się z nią bawić.

– Jesteście siostrami – rzekła Autumn. – Musicie się kochać i chronić nawzajem. Macie tylko siebie, ma filles. Idźcie już i pozwólcie mi odpocząć.

– Papa mówi, że niedługo będziemy miały piękny dom i własne kucyki – obwieściła Maddie, kiedy obie z Margot schodziły z łóżka matki. – Powiedział, że jest najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, bo niedługo sprowadzi do Garwood trzy piękne damy. – Zachichotała. – Miło jest mieć tatę, prawda, Margot?

Młodsza z córek pokiwała głową.

– Ja chcę karego konika.

Dziewczynki wyszły, trzymając się za ręce, a ich zaskoczona matka siedziała, zastanawiając się nad tym, co powiedziały. Papą nazwały Gabriela Bainbridge'a. Jak on śmie kazać jej córkom tak go nazywać? Jeszcze nie zgodziła się go poślubić! Nie potrzebowała jego tytułu i jego domu. Postanowiła zbudować własny dom, a angielski tytuł niech sobie idzie do diabła. Wciąż była madame la marquise d'Auriville.

Pierwszego września czuła się już na siłach wstać i się ubrać. Z pomocą Lily i Orange wyszła z domu i powoli dotarła do rodzinnego cmentarza. Gdy była już na miejscu, usiadła na marmurowej ławce.

– Zostawcie mnie – rozkazała służącym.

– A jak ma pani zamiar wrócić? – rzuciła poirytowana Lily. – Nie doszłaby pani tutaj, gdyby nie pomoc moja i Orange.

– Chcę być sama – odparła. – Wracajcie do domu i przyjdźcie po mnie później, skoro już musicie, ale na razie zostawcie mnie w spokoju.

Obie kobiety ruszyły w stronę domu, a Lily mruczała pod nosem niezadowolona, narzekając, że niektórzy ludzie nigdy się niczego nie nauczą.

Autumn siedziała w milczeniu, czując na plecach ciepłe, wrześniowe słońce. Niewielki kopczyk tuż obok grobu jej pradziada zaczynał porastać trawą. Nagrobek nie był jeszcze gotowy. Dwóch synów, pomyślała, obaj urodzili się martwi. Jednego dnia miała ich pod sercem, a następnego ona leżała wyczerpana, a inni chowali jej synów w ziemi. Syn Sebastiana nie miał nawet imienia, choć, gdy zakradał się do jej myśli, nazywała go Michel.

Ludwika, maleńkiego Ludwika, nosiła w sobie do końca. Nie mogła pojąć, jak to się stało, że go w końcu straciła. Dlaczego zdarzają się takie straszne rzeczy? Czy to Bóg ją karze? Ale dlaczego nie ukarał mamy śmiercią Charliego? A może, jak mawiała matka, takie było przeznaczenie. Zwykłe przeznaczenie wzięło w swoje ręce jej sprawy i sprawiło, że jej synowie umarli. Dlaczego nie była w stanie urodzić syna? Obie córki były zdrowe.

Nie usłyszała, jak się zbliżał, więc Gabriel Bainbridge stał cicho i obserwował Autumn. Z wyjątkiem jednej chwili, gdy zaraz po porodzie zdała sobie sprawę z tego, że jej syn nie żyje, Autumn nie płakała. Czyżby była bez serca? Nie ukrywała, że umyślnie postarała się zająć miejsce Barbary Palmers w łożu króla. Była zadowolona z faktu, że będzie miała królewskiego bękarta. Teraz dziecko nie żyje. Czyżby dla niej to wszystko tak po prostu się skończyło? Czy naprawdę jest taka okrutna i pozbawiona uczuć?

Usłyszał dźwięk, na początku niezbyt głośny, a potem, jakby nagle wylał się z niej cały żal, zaczęła szlochać. W jej płaczu było tyle goryczy i bólu, że poczuł ukłucie w sercu. Więc nie była taką nieczułą latawicą, za jaką ją uważał. Dopiero teraz Gabriel zrozumiał, że Autumn jest znacznie bardziej skomplikowaną kobietą, niż podejrzewał. Zastanawiał się, czy nie podejść do niej i nie pocieszyć, ale przecież przyszła tu płakać w samotności. Nie była jeszcze gotowa dzielić z kimś chwil smutku, a już na pewno nie z nim. Książę Garwood odszedł w milczeniu, a Autumn nie zauważyła nawet jego obecności.

Weszła do jadalni, by usiąść do posiłku z resztą rodziny. Kiedy odezwała się do niego, w jej głosie wyraźnie dało się słyszeć irytację.

– Panie, kto dał ci prawo zasugerować moim córkom, by zwracały się do ciebie jak do ojca?

– Ja – wtrąciła się jej matka. – Lepiej, żeby jak najprędzej zaczęły traktować go jak swego ojca.

– Nie zgodziłam się jeszcze za niego wyjść – przypomniała. – Jeśli nie będę chciała zostać księżną Garwood, moje córki zagubią się w tym wszystkim zupełnie. Co będzie, jeśli kiedyś postanowię jednak wyjść za mąż? Nie powinnaś udzielać takiego pozwolenia, mamo.

– Niepotrzebnie się upierasz – odparła Jasmine.

– Jestem panią samej siebie, mamo.

– Ożenię się tylko z kobietą, która mnie kocha – powiedział spokojnie książę.

– A ja tylko z mężczyzną, który mnie kocha.

– Ależ ja cię kocham. Nie pamiętasz? Powiedziałem ci to tego dnia, gdy urodził się Ludwik.

– Nic takiego sobie nie przypominam • odparła szybko, ale najwyraźniej pamiętała o tym, bo się zaczerwieniła.

– Cóż, pani, kocham cię, choć sam nie wiem dlaczego. Jesteś trudna i nieznośna, ale również piękna i czarująca. Nie potrafię cię zrozumieć, ale cię kocham – powiedział i wzruszył ramionami.

– Nieznośna? Trudna? Nie masz wielkiego doświadczenia w zalecaniu się do kobiet, prawda?

– Ale mam spore, gdy chodzi o zalecanie się do kobiet, madame. Musisz mnie nauczyć, co sprawiłoby ci przyjemność, żebyś przestała wreszcie na mnie fukać – odparł szczerze, a oczy błyszczały mu rozbawieniem.

Autumn poczerwieniała ze złości.

– Dżentelmen nigdy nie wytyka damie wad charakteru. Na pewno nie, jeśli chce jej sprawić przyjemność – dodała i uśmiechnęła się, ale nie było w tym uśmiechu ciepła.

Skłonił się.

– Zapamiętam to sobie i mam nadzieję, że dalej będziesz mnie nauczać, jak mam się zalecać do dam. Czy możemy już usiąść?

Charlie, który powrócił z dworu, spojrzał na matkę i powstrzymał śmiech. Widział wyraźnie, że Jasmine też stara się nie roześmiać. Wyglądało na to, że Autumn w końcu spotkała kogoś odpowiedniego dla siebie. Książę Garwood, mimo iż kochał Autumn, nie pozwalał jej w pełni przejąć kontroli i rządzić sobą. Matka i brat czuli, że oboje będą zacięcie walczyć o to, kto w tej rodzinie będzie nosił spodnie. Charlie z trudem ukrywał rozbawienie. Nie był jeszcze pewien, na kogo stawiać.