– Rustan, ty nie jesteś niewdzięcznikiem i myślę, że twoje reakcje są jak najbardziej normalne. To oni nie potrafią zrozumieć twoich uczuć.
– Chyba tylko Viljo trochę rozumie, jak ja się czuję, chociaż z nim też nigdy o tym nie rozmawiałem – rzekł w zamyśleniu. – Ale on sam wpadł na ten pomysł, że jeśli chcemy doprowadzić do operacji, to musimy działać za plecami mojej rodziny, zamówić miejsce w szpitalu i tak dalej. Ale poza tym… Nigdy jakoś nie potrafiłem się do końca otworzyć przed Viljo, zwierzyć mu się ze wszystkiego… Wydaje mi się po prostu, że nie jest mną specjalnie zachwycony.
Rzeczywiście, Irsa dobrze wiedziała, co Viljo myśli na temat Rustana, powiedziała jednak tylko:
– On sam mówił, że bardzo cię lubi i chce tylko twojego dobra.
Rustan miał dosyć sceptyczną minę. Zamyślony pieścił policzek Irsy.
– Dziękuję, Irso, że mogłem cię spotkać. Że to akurat ty przyszłaś mnie uratować!
– Od samego początku, od chwili kiedy zobaczyłam twoją fotografię, wiedziałam, że potrafilibyśmy się nawzajem zrozumieć – odparła lekko ochrypłym głosem.
Nagle Rustan jakby się ocknął.
– Zapomniałem, że Edna chciała ze mną rozmawiać. Zostawię cię teraz samą, żebyś się trochę ogarnęła po podróży, a jak będziesz gotowa, to zejdź na dół. Mam nadzieję, że trafisz do salonu.
– Oczywiście, dziękuję za wszystko, Rustan!
Dopiero teraz, kiedy zobaczyła go w otoczeniu rodziny, naprawdę zrozumiała, jak bardzo oni oboje do siebie pasują.
Kiedy została sama, zabrała się do porządków. W szafie znalazła bieliznę pościelową i przygotowała sobie łóżko, potem wzięła prysznic i ubrała się bardzo starannie przekonana, że tego właśnie od niej się tu oczekuje.
Kiedy w kremowej, miękkiej sukience, dyskretnie pachnąca, schodziła po głuszących kroki dywanach, z salonu doleciały do niej podniesione głosy.
– Edna, daj mi szansę zdobycia wykształcenia! Czy ty nie rozumiesz, że bym chciał być kimś, mieć jakąś tożsamość? Czy myślisz, że można spędzić życie na kręceniu się po domu, pod opieką innych, jakbym w ogóle nie mógł być do niczego przydatny, jakby świat mnie odtrącił?
Biedny Rustan! Był jak opętany myślą, że powinien potwierdzić swoją wartość jako człowieka. Ale, mój Boże, czy można go nie rozumieć?
– Wykształcenia? – dał się słyszeć pusty głos Edny, jakby nie mogła czy nie chciała pojąć, o co tak naprawdę chodzi. – Czego oni cię mogą nauczyć? Wyplatania koszyków? Tego byś chciał?
Rustan prychnął niecierpliwie.
– Jesteś spóźniona co najmniej o piętnaście lat. Teraz niewidomy człowiek ma wiele różnych możliwości. Irsa uważa…
– Irsa? – krzyknęła Edna, a jej głos przypominał teraz wystrzał pistoletu. Natychmiast się jednak opanowała i ciągnęła dalej już z dawną macierzyńską troską: – Muszę ci powiedzieć, że twój wybór bardzo mnie rozczarował, Rustanie…
– Nie mów złego słowa na Irsę – powiedział groźnie, ale jakby zmęczony. – Nie życzę sobie tego słuchać, Irsa to wspaniała dziewczyna.
– Och, drogie dziecko, ty przecież nie możesz jej widzieć, nie możesz wiedzieć… Jest niezgrabna, brzydka i nudna. Oczywiście, bardzo dobrze rozumiem, że uczepiła się właśnie niewidomego, bo to właściwie jej jedyna szansa. Ale co tam wygląd, można na to machnąć ręką, bo przecież człowiek za to nie odpowiada. Żeby tylko ona nie była taka wulgarna! To dziewczyna uliczna najgorszego gatunku!
– Milcz! – krzyknął Rustan zrozpaczony. – To nieprawda! Irsa to bardzo kulturalna osoba, a poza tym z pewnością nie dostałaby pracy w międzynarodowej agencji prasowej, gdyby choć w części była taka, jak mówisz!
Głos Edny stał się skrzekliwy.
– Agencja prasowa? Czyś ty całkiem zwariował, Rustanie? Sprowadzasz tutaj dziennikarkę? Nie zastanowiłeś się, co władze na to powiedzą. Ona musi zaraz stąd wyjechać! natychmiast!
– Co, teraz już zrezygnowałaś z możliwie najszybszego pozbycia się ulicznej dziewczyny? Nowy pretekst wydaje ci się lepszy? – mówił Rustan z pogardą i ze złością. -Irsa nie jest dziennikarką, ona tam pracuje w biurze.
– To na jedno wychodzi. Nie może tutaj zostać. Wyjedzie dzisiaj wieczorem.
– W takim razie ja wyjadę z nią.
– Zamknę twoje ubrania.
– Czy nie posuwasz się trochę za daleko? Mam przecież trzydzieści dwa lata, a na dodatek w czasie kiedy naprawdę potrzebowałem twojej opieki, ty miałaś kogo innego.
– Rustan! – krzyknęła. – To wstrętne, co mówisz! Jak możesz być aż tak bardzo pozbawiony serca? – Edna zmieniła ton. – Ja przecież chcę tylko twojego dobra, mój ukochany synku. Bardzo dobrze rozumiem, że mogłeś się zachwycić pierwszą lepszą spotkaną dziewczyną, ale…
Irsa uznała, że najlepiej będzie, jeśli teraz już przerwie tę kłótnię, i zapukała ostrożnie.
Głosy momentalnie umilkły, a po chwili Rustan powiedział:
– Proszę!
Weszła na uginających się nogach z okropnym samopoczuciem po wybuchu Edny Garp-Howard.
– Kłaniam się – rzekła z nieśmiałym uśmiechem. – Wydawało mi się, że słyszę stąd jakieś głosy, ale czy nie przeszkadzam?
Zanim Edna zdążyła odpowiedzieć, Rustan podszedł do drzwi i wyprowadził Irsę z pokoju. Był bardzo wzburzony.
– Ten przeklęty dom – klął cicho, kiedy szli na taras. – Irso, ja go kiedyś tak kochałem. Kochałem dom, wyspę i wodę, kiedy mieszkaliśmy tu sami z ojcem. Ale teraz nie marzę o niczym innym, tylko żeby się stąd wyrwać. Ja nie mogę już tutaj żyć!
W jego głosie brzmiała rozpacz.
– Musiałeś tu wrócić – westchnęła Irsa. – Nie miałeś przy sobie nic, wszystkie twoje rzeczy zostały tutaj. I przepraszam cię, że to mówię, ale to jest dużo bardziej twój dom niż twojej rodziny.
– Teraz już nie. Ja wszystko przepisałem na nich tylko pod tym warunkiem, że zapewnią mi byt i opiekę do końca życia. O mój Boże!
– Jak mogłeś coś takiego zrobić? W ten sposób sam się ubezwłasnowolniłeś!
– Naprawdę nie wiem, jak do tego doszło, Irso. W zakładzie dla niewidomych tęskniłem do domu, wierzyłem, że wszystko będzie znowu dobrze, jeśli tylko wrócę do domu. Edna jest przecież moją matką, no i po prostu mnie zagadali! Poza tym oni dużo lepiej prowadzą interesy firmy. Ja jestem niczym.
– Przestań mówić takie rzeczy! – przerwała mu Irsa ostro.
Rustan najpierw się żachnął, ale potem się roześmiał.
– Kiedy mówisz coś takiego, ja ci wierzę, wierzę, że chcesz mojego dobra. A o swojej rodzinie nie mógłbym tego powiedzieć.
Irsa wahała się przez chwilę.
– Rustan, czy myślisz, że mogłabym teraz posłuchać trochę twojej powieści? Jeśli, oczywiście sobie życzysz.
– Naprawdę byś chciała? – zawołał uszczęśliwiony. – Och, ja tak strasznie chciałem, żeby ktoś to ocenił, a wiem, że ty będziesz szczera. To dla mnie bardzo ważne! Chodź na górę, nie traćmy czasu!
Pobiegł po schodach ciągnąc ją za sobą. W swoim pokoju natychmiast wyjął magnetofon i starał się go włączyć.
– Trzymam magnetofon w ukryciu, dobrze zamknięty, żeby się przypadkiem nikt do niego nie dobrał. Oni by natychmiast przesłuchali taśmy, a potem pewnie by je wyrzucili. Ale, na Boga… gdzie się podział kluczyk?
Irsa poczuła, że oblewa ją zimny pot. Rustana nie było w domu przez wiele dni. Jeśli oni szperali w jego rzeczach i znaleźli taśmy z nagraną powieścią – jego jedynym dziełem w życiu, niezależnie od tego, jaki poziom książka reprezentuje – to by była katastrofa, tragedia po prostu! Jeśli jeszcze wierzył w siebie, to tylko dzięki tej powieści.
– Och, jest… Znalazłem – powiedział w końcu i Irsa odetchnęła z ulgą.
– Ale ja… myślę, że powinnaś słuchać tego sama – wykrztusił niepewnie.
– Oczywiście! Wolałabym zostać tylko z taśmą.
W tym momencie w domu rozległ się gong i Rustan drgnął.
– Obiad! Dlaczego przerywają nam akurat teraz?
Irsa poczuła nagle, że nie jest w stanie ponownie spotkać się z tą rodziną. Spontanicznie odszukała rękę Rustana.
– Bądź przy mnie – szepnęła. – Nie mogę zostać sama… mając ich przeciwko sobie.
Roześmiał się cicho i przygarnął ją do siebie.
– Nie zostawię cię ani na chwilę – obiecał.
Irsa wyprostowała się i poszła za nim. Wstydziła się swoich uczuć, to przecież rodzina Rustana, a ona ich nie lubi, co więcej, jest śmiertelnie przerażona przed spotkaniem z nimi.
ROZDZIAŁ VIII
Ten późny obiad był dla Irsy koszmarem. Edna i jej córka kompletnie ją ignorowały. Kiedy zwracały się do Rustana, to na ogół z czymś w rodzaju: „Jutro, kiedy znowu będziesz sam, zrobimy to i to”. Michael nie był aż tak nieuprzejmy, ale w jego oczach Irsa nie była w stanie dostrzec ciepła, kiedy się do niej uśmiechał. Wstała od stołu z głębokim westchnieniem ulgi.
Podczas gdy wszyscy zostali w salonie z drinkami w rękach, Irsa wróciła do pokoju Rustana, by przesłuchać taśmy.
Z początku słuchała trochę rozkojarzona jego niepewnego głosu, starającego się wypowiadać jakieś myśli. Nie było to dobre, czuło się amatorstwo, brak doświadczenia i w ogóle tekst nie angażował słuchacza. W przeciwieństwie do wielu pisarzy Rustan nie używał własnej osoby jako modelu głównego bohatera powieści, on sam zamierzał najwyraźniej stać jakby z boku.
Nie minęło jednak piętnaście minut, gdy Irsa zauważyła, że siedzi napięta i skupiona, wsłuchana w tekst. Po trochę niezdarnym wstępie Rustan odnalazł własny rytm, znacznie rzadsze były też teraz przerwy i poprawki.
Całość stawała się coraz ciekawsza; ciepła, pełna zrozumienia dla ludzi opowieść. Ujawniała przy tym, choć on sam pewnie o tym nie wiedział, człowieka Rustana Garpa, głęboko myślącą, przerażoną samotną istotę.
Irsa słuchała jak zaczarowana. Czas płynął, a ona zmieniała taśmy i zapomniała o całym otaczającym ją świecie. W powieści zawarta też była historia miłosna. Wymyślona przez marzyciela, nierealna historia, która naruszała styl powieści. Rustan egzystował tak bardzo na uboczu życia, że o sprawach erotycznych nie wiedział więcej niż dwunastolatek. Te partie powieści rozgrywały się w jakiejś wyidealizowanej scenerii, kochankowie odrzucali wszystkie nadarzające się okazje jakiegokolwiek fizycznego zbliżenia, nie mówiąc już o pójściu do łóżka.
Surowe wychowanie ojca!
Rustan bał się wspominać o seksie.
Poza tymi płyciznami była to znakomita powieść, pogłębiona psychologicznie, a zarazem niezwykle wciągająca.
Gdyby Irsa odważyła się wprowadzić Rustana trochę bardziej w życie, to może i te słabsze partie nabrałyby rumieńców.
Próbowała się uśmiechnąć na myśl o tym, ale uśmiech zamarł jej na wargach. Irsa czuła, że policzki jej płoną, a serce wali jak młotem.
Nie, nie powinna nawet o tym myśleć. Zawsze była przeciwko wyrachowanemu, zimnemu seksowi. Dla niej w tych sprawach istniało wszystko albo nic, albo obie strony zaangażują się całym sercem ze wszystkimi uczuciami, albo nic z tego.
Wątek miłosny w powieści na razie się skończył i teraz Irsa słuchała dyskusji dwóch starszych mężczyzn, którzy świadomie izolowali się od świata. Nie zauważyła, że drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł Rustan. Dopiero kiedy cień jego postaci padł na stół, podniosła wzrok i wyłączyła magnetofon.
– Bałem się, czy nie zasnęłaś – powiedział niepewnie, skrępowany.
– Zasnęłam? – wyjąkała ze łzami w oczach. – To jest fantastyczne, cudowne, musisz to zaraz wysłać do jakiegoś wydawnictwa!
– Tak myślisz? – zapytał z twarzą rozjaśnioną od wielkiej radości.
– Naprawdę! Rustan, to jest bardzo piękne! Musisz tylko poprawie początek, napisać go jeszcze raz. Bo szczerze mówiąc, początek jest dosyć słaby. Zresztą mnie się zdaje, że on nie jest specjalnie potrzebny. Czy nie mógłbyś od razu zacząć od akcji? A poza tym powinieneś… Nie, przecież ja wiem tak niewiele.
– Oczywiście, że wiesz! Co chciałaś powiedzieć? Chodziłem tam na dole niecierpliwie jak tygrys w klatce, ale nie chciałem ci przeszkadzać. Ale w końcu nie wytrzymałem, musiałem się dowiedzieć, co ty o tym myślisz. No, powiedz to, co zaczęłaś!
– Czy oni się w końcu zdecydują…?
Rustan zarumienił się aż po korzonki włosów.
– Wiem, co masz na myśli. Nie, ja sobie myślałem, że najlepiej będzie, jeśli ona po prostu zniknie.
Irsa kiwała głową.
– Muszę wysłuchać wszystkiego do końca, zanim wypowiem się o całości. A poza tym wiesz przecież, że nie jestem krytykiem literackim ani nie mam doświadczenia w czytaniu rękopisów. Po prostu strasznie mi się ta książka podoba. Myślę, że mógłbyś wysłać do wydawnictwa taśmę, ale jeśli chcesz, to ja to przepiszę.
– Nie chciałbym cię tak obciążać.
– Wolałbyś, żeby to zrobił kto inny…?
– Nie, nie! – zaprotestował gwałtownie. – Gdybyś rzeczywiście chciała mi to przepisać, byłbym ci szczerze wdzięczny.
Irsa czuła się dumna, że okazuje jej tyle zaufania, patrzyła na Rustana z niekłamanym podziwem i cieszyła się, że może to robić tak otwarcie, a on o niczym nie wie. Z każdą mijającą minutą coraz bardziej lubiła jego twarz i całą postać. Ale on, jakby dostrzegając jej spojrzenie, zaczął się cicho śmiać sam do siebie. Był to śmiech szczęśliwy, co Irsę bardzo wzruszyło.
"Las Ma Wiele Oczu" отзывы
Отзывы читателей о книге "Las Ma Wiele Oczu". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Las Ma Wiele Oczu" друзьям в соцсетях.