– Nigdy jeszcze nie całowałem żadnej dziewczyny – szepnął jej do ucha. – Pozwoliłabyś mi?

– Nie wiem – bąknęła. – Nie zapominaj, że ja też mam uczucia.

– To znaczy nie chcesz?

– Chcę, i na tym właśnie polega mój problem.

Jego policzek dotykał policzka Irsy. Czuła, że Rustan się uśmiecha.

– Pragnąłbym tylko wiedzieć, jak to jest. Nic więcej. Będę bardzo delikatny.

Irsa po prostu nie miała odwagi oddychać. Leciutko odwróciła ku niemu twarz na znak, że się zgadza.

Dotykał rękami jej policzków i włosów, wstrzymując dech, jakby otrzymał obiecany, jakiś od dawna wytęskniony dar. Przez moment zdawało się, że odwaga go opuściła, że zrezygnuje, i Irsa poczuła w sercu bolesny skurcz rozczarowania. Wtedy on ujął oburącz jej głowę i przysunął do siebie. Irsa zamknęła oczy. W tej sytuacji powinniśmy być sobie równi, pomyślała z uśmiechem.

Drgnęła, kiedy poczuła jego usta na swoich wargach. Pocałunek był nieskończenie delikatny, bardzo czuły, ale pod nim kryło się nieprzebrane morze skrywanych uczuć.

O Boże drogi, prosiła Irsa. Te uczucia chcę mieć. Nie pozwól, żeby się dostały Veronice. Może ona jest tego bardziej warta, ale, Boże najdroższy, życie nie będzie miało dla mnie żadnego sensu, jeśli nie będzie przy mnie Rustana. Na zawsze! Połączonego ze mną szczerym i pełnym ciepła związkiem!

Nagle przestraszyła się. Nie przypuszczała przedtem, że drzemią w niej aż takie emocje.

Rustan odsunął się z niemal niedosłyszalnym, leciutkim westchnieniem. Irsa wiedziała, że on musi wyczuwać, jak bardzo jest podniecona.

– Muszę ci coś powiedzieć – szepnęła z największą niechęcią. Wiedziała jednak, że powinna wszystko wyjaśnić, nie może ukrywać niczego. – Veronika nie jest twoją przyrodnią siostrą. Ona została adoptowana. Tak, że ty…

– Myślisz, że o tym nie wiem? – odpowiedział ze śmiechem. – Wiem, i to od bardzo dawna. Widzisz, oni zapominają, że ja mam znakomity słuch.

– Wiedziałeś o czymś takim?

– Oczywiście, Edna i Veronika często się kłóciły właśnie o to, czy mi powiedzieć, czy nie.

– Ale kiedy ona cię obejmowała, to miałeś minę pełną obrzydzenia. Myślałam, że to dlatego, że siostra tak się zachowuje…

– Miałem, oczywiście, bo jej nie cierpię. Czy ty myślisz, że ja tęskniłem za jakąkolwiek dziewczyną, że było mi wszystko jedno, kto to? Ja chcę ciebie, Irsa. Bo to ty jesteś taką dziewczyną, o jakiej marzyłem. Czy to tak trudno zrozumieć?

Serce nadal waliło jej jak młotem. Tak obojętnie jak tylko mogła zapytała:

– No słuchaj, a ten telefon od kuratora… Chodziło o to, żeby cię wyciągnąć z kraju, o ile dobrze zrozumieliśmy. Ale skąd ten telefon mógł być? Przecież Viljo, który nie jest jeszcze lekarzem, nie mógł ci sam wypisać skierowania na operację wprost do Szpitala Karolińskiego w Sztokholmie.

Rustan zmarszczył brwi. Najwyraźniej nie chciał teraz myśleć o takich sprawach.

– Viljo zawsze w takich sprawach zwraca się do lekarza rejonowego. U niego też zasięga rady w przypadku, kiedy sam jest niepewny, co robić. Szczerze mówiąc, dokładnie nie wiem, jak to wszystko zostało załatwione. Viljo się wszystkim zajmował.

– Masz zaufanie do tego lekarza rejonowego?

– Do doktora Leino? Mam. To starszy człowiek.

– Starszy człowiek, powiadasz. To niedobrze. Rustan – rzekła stanowczo, próbując odsunąć jego ręce dotykające jej pleców pod cienką nocną koszulą. – Czy ty masz tu w mieście kogoś, komu naprawdę ufasz?

Ręce Rustana zastygły w bezruchu.

– Viljo? – zapytał.

Nie, Viljo ze swoim surowym osądem Rustana nie.

– Jego tutaj nie ma. To musi być ktoś inny.

Choć nie widziała jego twarzy w mroku, czuła, że te pytania sprawiają mu przykrość.

– Nie ma nikogo, kto byłby tylko moim przyjacielem. Oni odsunęli ode mnie wszystkich, Irsa! Chyba że…

– Tak, kogo masz na myśli?

– Miałem kiedyś kilku kolegów. Ale to było bardzo dawno temu…

– No, no – ponaglała. – Na przykład ci, którzy byli obecni przy wybuchu.

Wargi Rustana przesuwały się po jej szyi. Największym wysiłkiem woli wrócił do tematu. Na Irsę jego bliskość również działała tak silnie, że kręciło jej się w głowie i nie była w stanie się skoncentrować.

– Było nas czterech, zwykle razem spędzaliśmy czas. Dwóch z nich później stąd wyjechało. Ale… Tak, jeden wciąż tu mieszka. Zdaje mi się, że został policjantem, chociaż nie spotkałem go co najmniej z dziesięć lat. Edna nie była nim zachwycona, za dużo palił, co szkodziło jej firankom, tak mu w każdym razie powiedziała, wspomniała też coś przy tym o prostej rodzinie, tak czy owak więcej się nie pojawił.

– Jak on się nazywa?

– Armas Vuori. Ale on mnie nie pamięta, jestem pewien.

– Tego nie możesz wiedzieć.

Wargi Rustana stawały się coraz bardziej niecierpliwe, coraz gorętsze. Irsa powoli zapominała o rozmowie, czuła, że ulega.

– Dlaczego pytasz o to wszystko? – szepnął jeszcze Rustan, prowadząc ją równocześnie w stronę łóżka. Usiadła na krawędzi.

– Myślę, że powinniśmy zrezygnować z wycieczki po wyspie jutro rano. Powinnam pojechać do miasta i porozmawiać z lekarzem. Przede wszystkim z nim.

– Jadę z tobą.

– Na to liczyłam.

Teraz już Rustan nie potrafił mówić dalej o tych wszystkich w tej chwili najzupełniej nieistotnych rzeczach. Irsa czuła, że drży on na całym ciele. Ogarnęła ją słodka słabość, kiedy jego wargi szukały jej ust. Kiedy ją w końcu puścił, roześmiała się z cicha, nie mogąc się pozbyć zawrotu głowy, jakby była pijana.

Opuszki jego palców przesuwały się wolno po jej twarzy.

– Tak bardzo cię lubię, Irsa.

– I ja ciebie – wykrztusiła zdławionym głosem.

– Ty… powiedziałaś kiedyś, że niewielu było mężczyzn, z którymi miałabyś ochotę pójść do łóżka.

– Tak, rzeczywiście, nie było takich wielu.

Roześmiał się krótko.

– A teraz poszłaś do łóżka ze mną.

Przestraszona stwierdziła, że już żadne z nich nie siedzi na brzeżku jak przedtem.

– Nie da się zaprzeczyć – westchnęła. – Ale jest różnica…

– Naprawdę? – roześmiał się znowu z… ze smutkiem chyba.

– Oczywiście, że jest różnica. Tamci nic właściwie dla mnie nie znaczyli. W każdym razie nic w porównaniu z tym teraz.

Rustan odetchnął uszczęśliwiony.

– To dobrze, bo byłem już trochę zazdrosny.

Ręka Rustana delikatnie pieściła jej biodro. Bardzo gorąca ręka, niemal parzyła jej skórę, Irsa nie miała odwagi się poruszyć. Leżała absolutnie bez ruchu.

– Oni mnie nie lubią – szepnęła po chwili zgnębiona. – Twoja rodzina.

– Oni nie lubią nikogo, kto ma jakikolwiek kontakt ze mną.

– Ale to okropne! Naprawdę chciałabym być akceptowana.

Bliskość Rustana, niechęć jego rodziny, wszystko, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dni, wydało jej się nagle strasznie trudne do zniesienia i wybuchnęła rozpaczliwym szlochem. Całkiem nieoczekiwanie również dla samej siebie.

– Ależ, Irso, droga, kochana przyjaciółko – bąkał nieszczęśliwy. – Czy moja obecność… Czy ja cię męczę?

– To rzeczywiście najgłupszy moment na to, żeby zacząć beczeć – pociągała nosem. – Nie, Rustan, nie męczysz mnie. Bądź tak dobry i zostań ze mną. Jesteś mi potrzebny, tak strasznie cię potrzebuję! Tak strasznie!

Ucieszyły go jej słowa. Dodały mu odwagi, pozwoliły uwolnić się od nadmiaru nieśmiałości wobec niej. Irsa ocierała łzy i nagle roześmiała się cichutko jakby skrępowana. Doskonale wiedziała, że Rustan wyczuwa jej tęsknotę, i bardzo ją to cieszyło. Bo jego tęsknota była i większa, i bardziej długotrwała, i przeżywana w całkowitej samotności. Irsę zaś lubił od samego początku, wiedziała o tym.

I wtedy poczuła jego usta na swoich wargach w pocałunku zupełnie innym niż poprzednie. Irsa zamknęła oczy i poddała się ogarniającemu ją pożądaniu. Miała bardzo wiele do dania i dała Rustanowi całe swoje kobiece ciepło, łagodność, cierpliwość i wyrozumiałość, a później intensywną, płonącą zmysłowość.

Rustan okazał się naprawdę rycerski, troskliwy i czuły, ale tylko do pewnych granic. Później było tak, jakby stracił poczucie czasu i przestrzeni, jakby cały świat to była tylko Irsa i jego tęsknota za nią.

ROZDZIAŁ IX

Mimo wszystkich oszałamiających wydarzeń i niewielkiej ilości snu przez ostatnie noce następnego ranka Irsa obudziła się wcześnie. Zostawiła Rustanowi swoje wąskie posłanie, pocałowawszy go przedtem w czubek nosa i w usta. Nie obudził się od leciuteńkiego dotknięcia.

Ubrała się i wymknęła do jego pokoju, by przesłuchać do końca powieść Rustana, musiała jak najszybciej poznać zakończenie. Kiedy jednak włączyła magnetofon, doznała szoku. Rozległ się łagodny głos Rustana:

„Irso, moje kochanie! Jest noc i ty śpisz, a ja przyszedłem tutaj, żeby ci powiedzieć coś, czego inaczej nie odważyłbym się wyznać. Kocham cię, Irso, i ty pewnie o tym wiesz. Dzięki ci za to, że dzisiejszej nocy uczyniłaś mnie aż tak szczęśliwym! Czy wiesz, jakie jest moje największe marzenie? Chciałbym być z tobą już na zawsze. Przeżywać takie chwile w przyszłości jak najczęściej, stworzyć z tobą rodzinę, żyć z tobą tutaj swobodnie, bez zakazów i ograniczeń. Nigdy jeszcze nie byłem taki szczęśliwy jak teraz, Irso. Niezależnie od tego, co się stanie później, ta noc była najpiękniejsza w moim życiu. Ja wiem, że wszystkie moje pragnienia to utopia i nie chciałbym, byś odpowiadała na to, co tu mówię. Obiecaj mi to! Ja ci to po prostu musiałem powiedzieć! Jutro rano znowu cię spotkam. Jeszcze nie koniec mojego krótkiego urlopu z piekła”.

Po tych nagranych nocą słowach następował dalszy ciąg powieści. Irsa musiała jednak na chwilę wyłączyć magnetofon, żeby się nacieszyć tym, co usłyszała. Nie, oczywiście, że nie mogła na to odpowiedzieć! Ale gdyby on zapytał raz jeszcze… Wiedziała, jaka by wtedy była jej odpowiedź.

Po kilku minutach ponownie włączyła magnetofon, a w pół godziny później dostrzegła kącikiem oka, że do pokoju wszedł Rustan, ale szepnęła tylko rozpromieniona: „Dziękuję za wiadomość”, i uścisnęła gorąco jego dłoń. Rustan pocałował ją delikatnie we włosy, ale nie chciał przeszkadzać, więc wyszedł.

Dopiero kiedy za jakiś czas powrócił z informacją, że pora iść na śniadanie, ocknęła się z zasłuchania i przecierając oczy wyłączyła magnetofon. Dotarła już prawie do samego końca. Chętnie by wysłuchała również tego ostatniego fragmentu, ale nie chciała okazywać braku uprzejmości rodzinie, nie pokazując się przy śniadaniu.

Na dole czekała prawdziwa niespodzianka. Zjawił się mianowicie Viljo Halonen, z usztywnionym kolanem, ale poza tym w dobrej formie.

Irsa ucieszyła się na jego widok. I uspokoiła, bo przecież wiedziała, że on jest przyjacielem ich obojga, jej i Rustana. Nie są więc już teraz samotni w swojej walce przeciwko… No właśnie, przeciwko komu czy czemu? Przeciwko strażnikom Rustana? Straszne słowo, chodzi przecież o jego najbliższą rodzinę!

Oboje z Rustanem pytali, oczywiście, o samopoczucie Viljo.

– O, jakoś udało mi się wyjść z wypadku bez większego szwanku. Ale najbardziej się cieszę, widząc cię w dobrym zdrowiu i znowu bezpiecznym w domu, Rustanie. Wydawało mi się, że twoja biała laska została w moim samochodzie. Dzwoniłem do warsztatu samochodowego, gdzie policja go odholowała, ale żadnej laski tam nie było.

– Mam ją tutaj, w swoim pokoju. Myślisz, że mógłbym się bez niej obejść? Co powiedziała policja?

– Ci dwaj mężczyźni nie zostali jeszcze zidentyfikowani, ale przekazałem policji informacje na temat Hansa Lauritssona, więc pewnie już podjęli ten wątek śledztwa.

Edna wybuchnęła płaczem, a Michael zaczął ją pocieszać.

– Mamo, to wszystko nie może cię tak denerwować – mówił. – Przecież odzyskałaś Rustana, cały i zdrowy wrócił do domu.

Nie wiadomo dlaczego zabrzmiało to jak groźba, jakby nakazywał jej się cieszyć, a nie płakać.

– Mój syn, którego tak okropnie zaniedbałam, porzuciłam i… – szlochała. – Jak ja jeszcze kiedyś będę się mogła cieszyć? Wybacz mi, ale to wszystko dało się twojej biednej matce bardzo we znaki.

Veronika rozmawiała wesoło z Viljo. Jak to kobiety rozkwitają, gdy tylko w pobliżu pojawi się przystojny mężczyzna. Irsa jednak miała dojmujące poczucie, że Veronice musi chodzić o coś całkiem innego. Ten jawny flirt miał w kimś innym wzbudzić zazdrość!

I dobrze wiedziała, o kogo to chodzi.

Maleńka cząstka jej osobowości pomyślała złośliwie: Za późno, moja kochana, za późno! Niepotrzebnie się tak wysilasz!

Ale czy rzeczywiście było na cokolwiek za późno? Rustan ją teraz kochał, ale czy to nie jest tylko zauroczenie nowością? Czy gdyby mógł zobaczyć je obie, to nie wybrałby natychmiast Veroniki?

Przywołała się do porządku. Nie wolno sobie pozwalać na takie żałosne myśli. Jeśli kiedykolwiek, to z pewnością teraz miała powody, by lepiej oceniać samą siebie, ale jeśli o takie sprawy chodzi, to Irsa była przypadkiem beznadziejnym. Irsa Folling nie ma żadnej wartości, wygląda też okropnie. Koniec, kropka!