Po śniadaniu wrócili z Rustanem do pokoju, by mogła wysłuchać zakończenia powieści. Pozostał już tylko kawałek i szybko się z tym uporała.

Rustan odmówił Viljo, który chciał iść z nimi, by porozmawiać.

– Nie chciałem, żeby słuchał tego, co napisałem. No, i jaka jest twoja ocena, Irso? – zapytał lekko spięty.

– Jeśli nie jestem kompletną idiotką, to każde wydawnictwo powinno to od ciebie kupić – powiedziała. – Wiesz, ze względu na swoją podwójną izolację widzisz życie inaczej niż większość ludzi i przez to możesz nas bardzo dużo nauczyć. Osobiście uważam, że powieść jest bardzo dobra, i chętnie bym ją dla ciebie przepisała. Zaznaczyłam sobie kilka szczegółów, o których chciałabym z tobą później jeszcze podyskutować, ale teraz powinniśmy chyba ruszać do miasta.

– Oczywiście. A ja już teraz wiem, jak powinienem przebudować tę całą scenę miłosną – wtrącił nieśmiało, kiedy już byli na korytarzu.

Irsa roześmiała się niepewnie.

– Mam nadzieję, że nie tylko dlatego zachowałeś się wczoraj tak…

Położył rękę na jej barku.

– Jasne, że tylko dlatego! – roześmiał się z czułością, a ona przytuliła się do niego na ułamek sekundy, by znowu poczuć ciepło jego ciała. – Odmieniłaś całe moje życie, Irso. Cały świat się zmienił. Nie wiem, jak zdołam ci kiedykolwiek za to podziękować – rzekł głosem pełnym miłości.

– A myślisz, że ty mojego życia to nie odmieniłeś? Chyba nie musimy sobie nawzajem za nic dziękować.

Irsa chętnie porozmawiałaby z Viljo, ale jakoś nie nadarzyła się okazja. Był to rzeczywiście sympatyczny młody człowiek o ujmującym sposobie bycia i tak wiele zrobił dla Rustana. Powinni mu oboje okazywać więcej zaufania, nie traktować go tak samo jak członków rodziny Garp-Howard. Czuł się pewnie boleśnie zraniony, ale cóż mogła na to poradzić. Członkowie rodziny byli dosłownie wszędzie, śledzili ich niczym sępy.

Viljo spoglądał od czasu do czasu na Irsę w całkiem szczególny sposób. Jakby w tajemnicy ją podziwiał, ale nie chciał wchodzić w drogę Rustanowi. Tak jej się wydawało, ale to przecież niemożliwe! Nie należę do kobiet, o które mężczyźni się biją, pomyślała znowu, nienawidziła tych swoich kompleksów, z których nie była w stanie się wydobyć.

Kiedy Irsa i Rustan zaczęli się przygotowywać do wyjazdu na stały ląd, zrobiło się okropne zamieszanie. Edna wymyślała jedną przeszkodę za drugą.

– Czy mógłbym wreszcie dostać klucz od łodzi? – wybuchnął Rustan ze złością i w niczym teraz nie przypominał tamtego sympatycznego chłopca z fotografii. Powrócił znowu twardy, uparty Rustan, zamknięty w zimnym pancerza

– Przecież ty nie możesz prowadzić motorówki! – protestowała Edna. – I o ile wiem, Irsa też nie!

– Możemy przecież wziąć łódź wiosłową.

– Za bardzo wieje, a Klemens nie ma czasu!

– My też nie mamy czasu – dodał Michael.

Viljo wtrącił pospiesznie:

– Ja mógłbym ich zawieźć.

Irsa spojrzała na niego z wdzięcznością i stwierdziła, że jej spojrzenie sprawiło mu radość.

– Mowy nie ma – odparł na to Michael. – Podczas twojej nieobecności nazbierało się mnóstwo pilnych spraw.

Irsa mocno uścisnęła rękę Rustana i oznajmiła spokojnie:

– To szkoda, bo właściwie to ja zamierzałam dzisiaj wyjechać…

Nagle jakby wszystko w pokoju pojaśniało.

– No, jeśli rzeczywiście masz zamiar już nas opuścić, droga Irso, to chyba będę ci mogła wypożyczyć Klemensa – rzekła Edna i podeszła do telefonu.

Wróciła za moment.

– Wszystko w porządku – oznajmiła. – Będzie na ciebie czekał na nabrzeżu. Pożegnaj się z twoją przyjaciółeczką, Rustanie.

– Ależ ja ją odprowadzę na lotnisko! Chociaż tyle mogę dla niej zrobić – wykrzyknął Rustan, który natychmiast zrozumiał wybieg Irsy.

Członkowie rodziny wymienili między sobą spojrzenia. Zdaje się, że to taki zwyczaj w tym domu, porozumiewać się wzrokiem, żeby Rustan się w niczym nie zorientował. Przywykli do tego tak bardzo, że zapomnieli, iż Irsa dobrze widzi.

– Oczywiście, że powinieneś pojechać, Rustanie – rzekła Veronika pospiesznie.

I nikt już więcej im nie przeszkadzał, oboje przygotowywali się do drogi. Trwało to aż do chwili, gdy znaleźli się obok Klemensa na kei i Irsa weszła do motorówki, a potem wyciągnęła rękę, by pomóc Rustanowi. Wtedy w stróżówce ostro zadzwonił telefon i natychmiast z budki wybiegł wartownik.

– Panie Garp! – wołał. – Proszę natychmiast wracać do domu! Pańska matka ma poważny atak. To serce!

– O, nie! Na to nie dam się nabrać! – wysyczał Rustan przez zęby. – Chodź tu, Klemens! Podaj mi rękę! Sam wejdę do łodzi, jeśli mi tylko pokażesz…

Ale Klemens się wahał.

– Nie możesz tak zostawić matki – powiedział. – Jest poważnie chora.

Głupia myśl przyszła Irsie do głowy. Nagle wydało jej się, że Klemens dziwnie zwlekał z wprowadzeniem Rustana do łodzi i że rzucał niespokojne spojrzenia w stronę wartowni, jakby czekał na sygnał…

W tej samej chwili na nabrzeże wbiegł Michael.

– Rustan, to poważna sprawa! – wołał. – Klemensie, sprowadź w drodze powrotnej doktora Sundblada, dobrze?

Irsa zwróciła uwagę, że wymienił inne nazwisko lekarza niż to, które wspominał Rustan. Bez słowa wstała, by wysiąść z łodzi.

– Zaraz będę z powrotem – rzucił Klemens Michaelowi i włączył silnik. Irsa i Rustan krzyknęli, ale nie byli w stanie nic zrobić. Ona została w łodzi, on na kei.

Jeszcze raz rodzina zdołała izolować Rustana.


W łodzi Irsa nie rozmawiała z Klemensem. Była kompletnie załamana. Wiedziała aż za dobrze, że teraz nie ma już żadnej możliwości zobaczenia Rustana. I co się teraz z nią stanie?

Nie zamierzała się jednak poddawać. Teraz Rustan należał do niej, kochali się nawzajem i była gotowa zrobić dla niego wszystko. Będzie musiała do niego zadzwonić… Nie, oni jej z pewnością przeszkodzą. Postanowiła jednak, że zatrzyma się w mieście, w hotelu, i…

– Otrzymałem polecenie, żeby odstawić panienkę na lotnisko – oświadczył nagle Klemens.

– Nie, dziękuję, wezmę taksówkę – rzekła Irsa.

– Ale pani Garp-Howard…

– Od tamtej pory pani Garp-Howard zdążyła już dostać ataku serca. Ważniejsze jest teraz, żebyście jak najszybciej zawieźli jej doktora. Ja sobie poradzę.

Wpadasz we własną pułapkę, droga Edno, pomyślała z satysfakcją. Klemens nic więcej nie powiedział, ale miał bardzo zdecydowaną minę.

Gdy dotarli do nabrzeża, próbował wyskoczyć na ląd przed nią, ale Irsa go uprzedziła, błyskawicznie znalazła się na kei. Poprzedniego dnia widziała postój taksówek i teraz modliła się w duchu, żeby stał tam jakiś samochód.

Taksówka czekała i zanim Klemens zdążył zacumować łódź i dobiec do własnego auta, ona była już dawno w taksówce, która wiozła ją w stronę miasta.

Poprosiła kierowcę, by jechał z największą dopuszczalną szybkością, a może jeszcze trochę szybciej. W rekordowym czasie dotarła do celu i znalazła się w poczekalni doktora Leino. Taksówkarzowi poleciła powiedzieć, gdyby go ktoś o to pytał, że odwiózł ją na lotnisko, i wręczyła mu ekstra banknot za tę przysługę. Był to młody człowiek i naturalnie bardziej go interesowała dziewczyna niż jakiś stary sternik łodzi, więc Irsa nie musiała się obawiać, że ją wyda.

Doktor Leino nie zaczął jeszcze codziennych przyjęć pacjentów, więc Irsa mogła z nim porozmawiać kilka minut w gabinecie.

– Sprawa dotyczy Rustana Garpa – poinformowała.

– Domyślam się, że chodzi o juniora?

– Tak, to mój najlepszy przyjaciel i chciałabym dla niego wyłącznie dobra. Ja wiem, że pana doktora obowiązuje tajemnica zawodowa, ale problem jest niezwykle poważny. Dlaczego, to wyjaśnię później. Czy może mi pan powiedzieć, jakie są szanse, żeby odzyskał wzrok?

Doktor odchylił się na krześle i zastanawiał się przez jakiś czas, zanim odpowiedział:

– Nasze oko to bardzo skomplikowane urządzenie, panno Folling. I niesłychanie wrażliwe. W przypadku Rustana… Tak, trzeba się liczyć z faktami: wtedy, kiedy stało się nieszczęście, został po prostu zaniedbany. Wtedy, kiedy stracił wzrok. Ja nie miałem z tym nic wspólnego, ale wiem, że jeździł na badania do Helsinek i tam dawano mu spore szanse. Powinien był być operowany, jak tylko w szpitalu zwolni się miejsce. W tym czasie mieszkał w instytucie dla niewidomych. Zanim doszło do operacji, wróciła jego rodzina z Australii, a potem coś się musiało stać z jego miejscem w kolejce, albo ktoś coś przeoczył, albo szpital skreślił go przez pomyłkę czy może na czyjeś polecenie, nie wiadomo, dość że nigdy operowany nie był, nikt też nie usiłował wyjaśnić sprawy ze szpitalem. Dopóki w ich zakładach nie pojawił się Viljo Halonen. Rustan miewał niekiedy straszne bóle głowy i Viljo zaczął badać jego oczy. Odkrył wtedy, że chodzi o uszkodzenie, które można było operacyjnie skorygować już dawno temu. Ale czy teraz jeszcze można? Prawdopodobnie jest już za późno.

Irsa jęknęła zgnębiona.

– No a Rustan sam? On się wcześniej operacji nie domagał?

– Nie. Rodzina musiała widocznie uznać, że przypadek jest beznadziejny. Tak go w każdym razie informowano. Sam już nie wiem. Teraz doszło do tej operacji dlatego, że właśnie Rustan tak rozpaczliwie o nią prosił. Ale nie oczekujemy cudów.

Irsa poczuła ukłucie w sercu.

– Operacja doszła do skutku, powiada pan?

– Oczywiście, przecież musi pani o tym wiedzieć. Teraz powinno już być po zabiegu, chociaż to dziwne, że nie dostałem żadnej wiadomości ze Szpitala Karolińskiego. Wysłaliśmy go do Sztokholmu, bo tutaj w Finlandii musiałby zbyt długo czekać. A pani o niczym nie słyszała?

Oj, pomyślała Irsa. Oj, oj, teraz znowu się wszystko wywróciło do góry nogami! Bo skoro jest tak, jak mówi doktor, to ze szpitala rzeczywiście ktoś dzwonił. Dlaczego więc rodzina Rustana twierdzi, że było to oszustwo?

Potrzebowała trochę czasu, żeby to wszystko przetrawić, na razie nie dostrzegała żadnego związku pomiędzy poszczególnymi wydarzeniami.

– Doktorze Leino, Rustan nigdy nie dotarł do Szpitala Karolińskiego. Został oszukany. Nie wiem tylko, jak do tego doszło ani w jakim celu to ukartowano. Teraz wiem tylko jedno: prosto stąd idę na policję!

– Nigdy tam nie dotarł? – zapytał doktor wstrząśnięty. – Niczego nie pojmuję.

– Ani ja! Rustan przyjechał do Sztokholmu, a tam poinformowano go, że operacja musi zostać na jakiś czas odłożona, bo należy mu przeszczepić rogówkę, a w tej chwili brak odpowiedniego dawcy.

– Przeszczepić rogówkę? Przecież to w jego przypadku nie ma najmniejszego sensu!

Irsa wstała gotowa do wyjścia.

– Czy sądzi pan, że istnieje jeszcze szansa, by przyjęto go do szpitala?

Lekarz miał zatroskaną minę.

– Trudno mi powiedzieć. Kontakt został zerwany, a niestety, kolejki są długie i jeśli chory przegapi swoje miejsce, to potem może być trudno.

– Och, biedny Rustan – westchnęła Irsa.

Stary doktor wstał i położył jej rękę na ramieniu.

– Proszę iść na policję, panno Folling! To wszystko wydaje mi się bardzo skomplikowane i, powiedziałbym, mętne. I proszę mi później powiedzieć, jak się sprawy mają, dobrze? Zrobię wszystko, żeby Rustan otrzymał kolejny termin operacji, ale szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby można było wiele dla niego zrobić. Myślę, że trzeba spojrzeć prawdzie w oczy: małe jest prawdopodobieństwo, że będzie jeszcze kiedyś widział.

Irsa pospiesznie otarła kilka łez i zmusiła się do bladego uśmiechu.

– W takim razie przynajmniej ja nie powinnam go zawieść. On był straszliwie samotny, doktorze Leino, ale ten czas już minął.


Komisarz policji Armas Vuori miał tego dnia wolne, ale Irsę skierowano do jego domu. Zastała go, jak się mocował z kosiarką, miał bowiem zamiar uporządkować trochę bujny trawnik wokół swojej willi.

Był to człowiek niedużego wzrostu, proporcjonalnie zbudowany, z jego postaci emanował spokój i wielki autorytet. Zza okularów spoglądały na rozmówcę dobre, inteligentne oczy. Z głębi domu dochodziły głosy kilkorga dzieciaków, które się o coś zaciekle kłóciły.

Irsa przedstawiła się i poprosiła o chwilę rozmowy, a on zaproponował, by usiedli pod drzewem na ogrodowych krzesłach.

– Komisarzu Vuori, czy pamięta pan Rustana Garpa?

– Oczywiście! Dla mnie i moich kolegów tamten nieszczęśliwy wypadek zawsze jest powodem do poważnych wyrzutów sumienia. Ale nie widziałem go od wielu lat.

– Mam wrażenie, że Rustan znalazł się w poważnym niebezpieczeństwie, i przyszłam do pana prosić o pomoc. Jako komisarza policji, ale też pewnie jako jedynego przyjaciela, jakiego Rustan ma w tym mieście. Pominąwszy Viljo Halonena, ale z nim nie mam teraz kontaktu.

Bystrooki policjant przyglądał jej się z uwagą.

– Czy to jest oficjalna prośba?

– Tego jeszcze nie wiem, chociaż Rustan już i tak został zamieszany w sprawę, w której prowadzi dochodzenie policja norweska. Chcę pana prosić o radę. Ale i o pomoc. Boję się, że on mógłby zrobić coś desperackiego, na przykład próbować przepłynąć wpław na stały ląd.