– Proszę wyjaśnić mi to dokładniej!

– Pan poznał jego rodzinę, prawda?

Armas Vuori nie zdołał ukryć nieprzyjemnego grymasu.

– Jego ojciec był wspaniałym człowiekiem – odparł dyplomatycznie.

Awersja policjanta do reszty rodziny znacznie ułatwiła Irsie sprawę.

– Może będzie najlepiej, jeśli opowiem całą historię?

– Chyba tak, będę pani wdzięczny!

Irsa opowiedziała więc o dziwnym telefonie ze Sztokholmu od jakiegoś nieznajomego kuratora, który chyba mimo wszystko okazał się prawdziwy, o Hansie Lauritssonie i o makabrycznym znalezisku w norweskich lasach. Kiedy dotarła do własnego udziału w tym dramacie, nie przemilczała niczego z wyjątkiem swego uczuciowego stosunku do Rustana. Chociaż bystry policjant sam się pewnie wszystkiego domyślił. Starała się co prawda opisać wizytę w domu rodzinnym Rustana obiektywnie i bezstronnie, chciała bowiem być wobec niego lojalna i nie obgadywać za plecami jego najbliższych, ale Armas Vuori bardzo dobrze rozumiał jej uczucia.

– Ja ich znam – oznajmił krótko.

Irsa odważyła się na ostrożne pytanie:

– Czy oni… często bywają w towarzystwie? Chodzi mi o to, że tacy młodzi ludzie jak Michael i Veronika nie mogą się przecież tak bardzo izolować od świata i spędzać czas tylko na swojej wyspie.

– Ona często bywa w mieście, wiele też wyjeżdża, jak mi się zdaje. Obraca się w najlepszych kręgach, pojawia się na dancingach w hotelu, ale Michael Howard jest zajęty wyłącznie fabryką. Żywi zdaje się wielkie ambicje, żeby prowadzić przedsiębiorstwo na wysokim poziomie. Matka ma też kilka przyjaciółek w mieście, z najlepszych sfer, natomiast Rustan nie pokazuje się nigdy.

– Z najlepszych sfer?

– Chodzi mi o najbogatszych, rzecz jasna – odparł Armas Vuori z cierpkim uśmiechem. – Ich zdaniem to są najlepsze sfery.

– A Klemens?

– Ten ich zaufany człowiek? Teraz na wyspie nie pozostał już nikt z tych, którzy tam pracowali za czasów Rustana Garpa seniora. Cały personel został po przyjeździe Howardów wymieniony.

– Dlaczego Viljo Halonen tak często bywa na wyspie?

– On tam mieszka. W małym domku na terenie posiadłości.

Irsa widziała ten domek. Więc to Viljo tam mieszka? Nic dziwnego, że tyle czasu spędza z rodziną! Irsa natychmiast wybaczyła mu wszystkie jego poufałości z Howardami.

Armas Vuori rzekł w zamyśleniu:

– Z tego, co pani mówi, wynika, że tylko on jeden stara się rozumieć problemy Rustana. Przez jakiś czas ludzie gadali, że on i Veronika mają się ku sobie, ale widocznie wszystko rozeszło się po kościach.

Viljo poszedł po rozum do głowy, pomyślała Irsa z satysfakcją.

Podjęła znowu swoją opowieść. Policjant zadawał od czasu do czasu inteligentne pytania, które wskazywały, że bardzo uważnie śledzi jej słowa. Kiedy skończyła, wstał i powiedział:

– Przepraszam na chwileczkę, muszę zatelefonować.

Irsa wciąż siedziała na ogrodowym krześle. Jak dobrze było mieć nareszcie kogoś, na kogo można złożyć przynajmniej część odpowiedzialności.

Vuori wrócił.

– Rzeczywiście Interpol pytał policję fińską, czy nie jest jej znany Rustan Carr, którego zwłoki znaleziono w norweskich górach. Nikt jednak nie pomyślał, żeby to mogło chodzić o Rustana Garpa. Zresztą rodzina go nie szukała. Co pani ma teraz zamiar robić, panno Folling? Czy może raczej Irso, jeśli pozwolisz.

– Oczywiście, będzie mi miło. Zamierzam w jakiś sposób wrócić do Rustana na wyspę.

– Sama sobie nie poradzisz. Wystarczy, że powiedzą strażnikowi, iż jesteś niepożądanym gościem, a potraktuje cię jak szpiega. Pojadę tam z tobą, ale najpierw muszę wykonać mnóstwo różnych czynności, żeby wdrożyć śledztwo. Chętnie bym cię zaprosił, żebyś zamieszkała u nas, ale moja żona jest okropnie przeziębiona, ledwie trzyma się na nogach. Może więc mógłbym cię odwieźć do hotelu? Zabiorę cię stamtąd, jak już wszystko załatwię. Nie wiem, ile czasu mi to zabierze, ale czekanie może być dosyć długie.

Irsa bardzo się niepokoiła o Rustana i chciałaby do niego wrócić natychmiast, ale nie miała wyjścia, skinęła głową, że się zgadza.

Jak na ironię musiała znowu zamieszkać w tym okropnie drogim hotelu, który znała z ubiegłego lata. Dyskretnie przeliczyła swoje pieniądze i stwierdziła, że na jedną noc wystarczy, a później poszła do swego pokoju dręczona niepokojem.

Czekanie rzeczywiście okazało się długie. Irsa zdążyła zjeść obiad w hotelowej restauracji i rozwiązała w swoim pokoju dwie krzyżówki, zanim Armas Vuori zadzwonił.

Ale wciąż jeszcze nie był gotów do wyjazdu.

– Odkryliśmy mnóstwo bardzo dziwnych rzeczy, Irso – oznajmił. – Poleciliśmy specjaliście przejrzeć finanse firmy, ale one zdają się być w zupełnym porządku. Natomiast przy okazji znaleźliśmy coś innego. Wciąż jeszcze czekam na jedną rozmowę, ale jak tylko ją skończę, zaraz przyjadę po ciebie do hotelu. Bądź gotowa, nawet gdyby miało to długo potrwać.

– Dam sobie radę. Czy nie mógłbyś zatelefonować do Viljo i poprosić go, by się opiekował Rustanem? Taka jestem niespokojna!

Armas Vuori wahał się.

– Myślałem już o takiej możliwości. Ale zdecydowaliśmy się pracować dyskretnie i na razie nie wzbudzać uwagi nikogo na wyspie.

– Rozumiem. A jak my się tam dostaniemy?

Komisarz roześmiał się serdecznie.

– Nie obawiaj się! Nie będziemy korzystać z pomocy Klemensa ani nikogo z rodziny. Policja ma własną motorówkę.

– Będziemy musieli wypłynąć z miejskiej przystani?

– Kto tak powiedział? Przyjaciele Rustana znają każdą zatoczkę na wyspie jeszcze z chłopięcych lat.

Brzmiało to uspokajająco. Irsa usiadła, by znowu czekać.

Rustan… Co on teraz robi? Dygotała ze zdenerwowania. Chyba się domyśla, że ona nie wyjechała? A może jest przekonany, że został całkowicie opuszczony, że jest jeszcze bardziej samotny i izolowany niż kiedykolwiek przedtem, wydany na łaskę i niełaskę swojej okropnej rodziny?

A może powinna zatelefonować? Usłyszeć jego głęboki głos w telefonie, słyszeć słowa tuż przy swoim uchu, upewnić się, że żyje…

Nie, na Boga, o czym ona myśli! Rustan znajduje się na wyspie, a to przecież dla niego najbezpieczniejsze miejsce na świecie, tam nikt obcy nie ma do niego przystępu. Jest ze swoją najbliższą rodziną.

To ostatnie jednak za bardzo Irsy nie uspokajało!

Mimo wszystko jednak telefonować nie mogła. Rodzina Rustana musi wierzyć, że Irsa odleciała pierwszym samolotem do Helsinek. Och, Rustanie, czekaj na mnie! Nie podejmuj żadnych pochopnych decyzji!

A co robią inni?

Nic nie mogła poradzić na to, że śmiertelnie boi się jego rodziny. Nie ze względu na siebie, bo w czym mogli jej zaszkodzić? Ale ze względu na Rustana. Byli wobec niego tak przesadnie dobrzy, troskliwi i tak się nim przejmowali, że w Irsie wzbudzało to wyłącznie podejrzenia i strach przenikający ją do szpiku kości.

Omal nie doznała szoku, gdy przypomniała sobie, że jakiś czas temu, dzisiaj rano, Edna dostała ataku serca. A ona przez cały dzień nie poświęciła temu ani jednej myśli! Może to poważna sprawa? Może Edna leży w szpitalu i walczy ze śmiercią? Irsę ogarnęły ciężkie wyrzuty sumienia. Może powinna by zatelefonować do szpitala?

Owszem, to akurat mogła zrobić.

Usłyszała odpowiedź taką, jakiej się w głębi duszy spodziewała. Pani Garp-Howard była w szpitalu przed południem, ale już wróciła do domu. To nie był atak serca, to tylko nerwy.

Sumienie Irsy zostało uspokojone.

Nad miastem zaczął już zapadać zmierzch w kolorze indygo, kiedy komisarz nareszcie pojawił się w hotelu. I natychmiast oboje z Irsą wyruszyli w drogę policyjnym samochodem.

– Zepsułam ci wolny dzień – powiedziała Irsa z żalem.

Armas zagryzł wargi.

– Zainteresowałaś nas bardzo dziwną sprawą, Irso. Wygląda na to, że to wszystko sięga daleko poza granice Finlandii. A wolny dzień odbiorę sobie kiedy indziej. Natomiast może teraz mam szansę zadośćuczynić krzywdzie, którą jako chłopcy wyrządziliśmy Rustanowi.

– To przecież nie była wasza wina – wtrąciła zaskoczona.

– Bezpośrednio nie. Ale on był z nas najmłodszy, a to my wymyśliliśmy te wybuchy. Oczywiście, nie mogliśmy przewidzieć wszystkiego, a on był zbyt niecierpliwy i za szybko wybiegł do przodu, ale wiesz, po czymś takim człowiek ma zawsze wyrzuty sumienia, czuje się winny…

– Tak, rozumiem.

– Chciałbym ci też powiedzieć, że ci dwaj, którzy was ścigali i zginęli potem w wypadku koło Trysil w Norwegii, zostali potem zidentyfikowani. Od tego wieczora, kiedy zepchnęli Hansa Lauritssona w przepaść, mieszkali w pobliskim hotelu. Byli to Szwedzi ze Sztokholmu, jeden z nich urodził się w USA, ale ich nazwiska nie mówią nam absolutnie nic, w ogóle nie pasują do całej tej historii.

– A co pasuje?

– To na razie są tylko teorie, na nic nie ma żadnych dowodów i szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie, jak je zdobędziemy. Ale uważam, że Rustan w dalszym ciągu znajduje się w niebezpieczeństwie. Musimy spróbować przemycić go jakoś z wyspy na ląd.

– Z wielką radością! – zawołała Irsa, bo to potwierdzało jej własne obawy co do bezpieczeństwa Rustana. – Ale jak go stamtąd zabrać? Wyspa jest przecież jego domem, nie można go zmuszać, by z niej po kryjomu uciekał.

– Nie, oczywiście, że nie.

W ciągu dnia zerwał się wiatr i powierzchnię jeziora pokryła piana. Irsa bała się trochę, ale Vuori najwyraźniej nie sądził, by wyprawa motorówką była w najmniejszej mierze niebezpieczna.

Zatrzymał samochód przy brzegu daleko od przystani. Tam czekał na nich jeszcze jeden policjant. Powitał Irsę milczącym ukłonem i w ogóle się nie odzywał. Zamknięty w sobie Fin z głębokich borów.

Szybka, cicha motorówka płynęła wzdłuż brzegu, dopóki pokryty lasem kraniec wyspy nie znalazł się za nimi. Wtedy Armas skierował łódź ku wyspie przez wodę tak wzburzoną, że Irsa poczuła ssanie w dołku.

Wkrótce znaleźli się w zacienionej zatoczce.

Kiedy szli przez gęsty sosnowy las, wiatr w koronach drzew szumiał niczym potężne, głucho brzmiące organy.

– W nocy będzie sztorm – oświadczył Armas Vuori spokojnie.

Naprawdę? pomyślała Irsa. Według niej sztorm szalał już od dłuższego czasu, a i noc zapadła co najmniej przed godziną. Nieoczekiwanie uświadomiła sobie, że ten milkliwy policjant całkiem po prostu mówi tylko po fińsku i dlatego się do niej nie odzywa. On i Armas wymieniali od czasu do czasu jakieś uwagi po fińsku właśnie.

– Dowiedzieliście się czegoś na temat Hansa Lauritssona? – zapytała.

– Są pewne dane na temat jego tożsamości, ale to wszystko na razie nie bardzo się ze sobą łączy. To morderstwo w Norwegii jest absolutnie niezrozumiałe.

– Więc nie sądzisz, że może chodzić o kidnaping?

– Nad tą teorią również pracujemy, ale tymczasem nie znaleźliśmy jeszcze niczego, co by ją potwierdzało.

Nic więcej powiedzieć nie chciał, więc Irsa musiała sama borykać się ze wszystkimi swoimi wątpliwościami, na które nie znajdowała odpowiedzi. Nie miała pojęcia, w jakim miejscu na wyspie się znajdują, ale Armas zdawał się znać tu każdy kamień.

– Uff – rzekła z drżeniem. – Rustan powiedział kiedyś, że las ma wiele oczu, i teraz rozumiem, co miał na myśli. Czuję się tak, jakby nas ktoś obserwował, czyjeś niewidzialne oczy.

– Bo też i jesteśmy obserwowani. Każdy ptak, każda wiewiórka siedząca na drzewie, śledzi nas teraz z uwagą. Sowy, lisy, wszystkie leśne zwierzęta przyglądają się nam przestraszone. Tak jest, las ma wiele oczu.

– Żeby tylko żaden człowiek się nam nie przyglądał, to już będę zadowolona.

– Nie, ludzie siedzą raczej w swoich… Cicho!

Zatrzymał się i chwycił ją za ramię. Wiatr wiał w ich stronę i przez jego głośny szum usłyszeli czyjś głos.

Rozpaczliwy, pełen skargi głos kobiecy. Bardzo się starali zrozumieć słowa.

– Rustan! Ratunku! – wołał głos. – To ja, Irsa! Chodź, pomóż mi!

ROZDZIAŁ X

– To przecież nie ja! – zaprotestowała Irsa, kiedy zaczęli biec. – Nie mam takiego idiotycznego głosu.

– Ktoś udaje ciebie – stwierdził Vuori. – I nie bardzo mu to wychodzi. Tędy! Wołanie dobiega z lasu!

– Może powinniśmy odpowiedzieć, żeby przestrzec Rustana?

– Nie, wiatr wieje ze złej strony, i tak by nas nie usłyszał.

Irsa potykając się biegła za policjantami. Wyspę pokrywał piękny sosnowy las, ale podłoże było nierówne, pełne dziur i zapadlisk, porośnięte mchem, po którym Irsa wciąż się ślizgała, zaczepiała też stopami o wystające korzenie, długie niczym olbrzymie węże.

Po chwili las stał się gęstszy.

– Teraz jesteśmy już w pobliżu domu – powiedział szeptem Armas. – Zatrzymamy się tutaj i posłuchamy.

Wszędzie panowała cisza. Irsa modliła się w duchu, by Rustan leżał teraz spokojnie we własnym łóżku.

Nagle jednak usłyszała jego głos. Bardzo blisko. Rustan miał tę przewagę nad innymi, że nocna ciemność nie sprawiała mu żadnych kłopotów. Poruszał się po wyspie równie pewnie jak w dzień.