Wiedziała w głębi serca, że choć to nie jej wina, Leks będzie jąoskarżał. Czekała na wybuch jego złości, wiedziała, że musi nadejść.

– Co?! – ryknął.

– Czego w moim wyjaśnieniu pan nie zrozumiał? Czy też było to po prostu pytanie retoryczne?

– Wszystko zrozumiałem. Nie obchodzą mnie traktory, mogą je sobie zabrać. Ale trzydzieści cholernych lat czekałem na resztę tej dostawy. Ja pociągnę panią do odpowiedzialności za ich utratę! Chcę je mieć z powrotem! Czy pani mnie słyszy, pani Hart?

– Nie potrzebuje pan tak ryczeć mi prosto do ucha. Czyżby pan sugerował właśnie, że kierowcy powinni wozić ze sobą broń dla samoobrony? Jeśli tak, jest pan idiotą. Każdy wie, że kierowcom ciężarówek nie wolno mieć broni na trasie, podobnie jak nikomu nie wolno wtrącać się do śledztwa prowadzonego przez FBI. Niemniej jednak ma pan prawo być jutro w naszym biurze, gdy złożą nam wizytę. A teraz, kiedy już i tak popsuł mi pan cały wieczór, powiem panu, co myślę o facecie, który nie przychodzi na umówioną randkę z kobietą i nawet nie dzwoni, aby wyjaśnić, jakie są tego powody. Myślałam, że jest pan dżentelmenem, ale widocznie byłam w błędzie. – Ariel rzuciła słuchawkę tak mocno, że Snookie podniosła głowę znad swojej miski i warknęła groźnie.

– Coś takiego! On pociągnie mnie do odpowiedzialności! Jak w ogóle przeszło mu coś takiego przez gardło? Firma ubezpieczeniowa zwróci mu przecież pieniądze. Ja rozumiem, ma prawo się zdenerwować, ale nie może mnie winić za ten napad. Powiedział, że nie obchodzą go traktory, chodzi mu jedynie o te starocie, na które czeka od trzydziestu lat. Ach, Dolly, czuję się okropnie. Szkoda, że go nie słyszałaś, jego głos był zimny jak lód. Mężczyźni są wstrętni, nie cierpię ich! – Ariel westchnęła ciężko.

Wykręciła numer do żony Dave’a Dolana. Długo ją uspokajała i zapewniała gorąco, że na przyszłość postara się zapewnić kierowcom lepszą ochronę na trasie.

– Proszę wziąć coś do pisania, podyktuję pani swój numer domowy. W razie potrzeby pani lub pani mąż możecie do mnie dzwonić, niezależnie od pory dnia czy nocy. Dziękuję, pani Dolan. Jutro osobiście porozmawiam z Dave’em. Dobranoc.

– Są dwie albo trzy godziny różnicy czasu między nami a Hawajami. Zadzwonię jeszcze do pana Able’a, może nam coś poradzi. Teraz już widzę, że brakuje mi kwalifikacji do tej pracy. I co się stanie, jeśli kierowcy zaczną się masowo zwalniać z pracy? Taki napad każdego może przerazić, nawet mnie, a przecież siedzę sobie wygodnie we własnej kuchni. Wyobraź sobie teraz, co czują kierowcy na trasie.

W tej chwili zadzwonił telefon. Ariel popatrzyła na Dolly.

– Nie podnoś. To może być… odbierz… albo nie…

– Halo! – Ariel podniosła słuchawkę.

– Ariel, mówi Leks Sanders. Dzwonię, żeby panią przeprosić. Nie miałem prawa tak z panią rozmawiać. Popełniłem niewybaczalny błąd. Chciałbym także przeprosić za nieobecność na randce w sobotę wieczorem. Odbywał się akurat pogrzeb w rodzinie i musiałem przekroczyć granicę. Oprócz tego miałem wiele kłopotów na ranczu i kilka… hm… osobistych problemów, które zabierają mi dużo czasu. Jutro będę w biurze Able Body podczas wizyty władz federalnych. Ariel, czy nic pani nie powie?

– Uważam, że powinien pan jak najszybciej poszukać sobie innej firmy transportowej. Żegnam pana, panie Sanders! – Ariel ponownie rzuciła słuchawkę.

– Aleś mu powiedziała – westchnęła z podziwem Dolly. – Tylko czy ci się to opłaci?

– Raczej nie. Ale coś mi mówi, że to dopiero początek moich kłopotów. Nie potrzebuję na dokładkę Leksa Sandersa, jego osobistych problemów i nie mam zamiaru znosić jego humorów!

Ariel wybrała kod na Hawaje i dalej, bębniąc palcami po blacie, czekała na połączenie.

– Mówi Asa Able, słucham – usłyszała wreszcie zachrypnięty głos. Westchnęła z ulgą.

– Panie Able, mówi Ariel Hart, mam nadzieję, że nie przeszkadzam.

– Skądże. Jestem akurat na lanai, co na Hawajach znaczy tyle co patio. Popijam popołudniowe piwko i smażę się w słońcu. Ale musiało się coś stać, inaczej nie dzwoniłaby pani do mnie. Idę o zakład, że pani chce odsprzedać mi firmę – powiedział z nadzieją w głosie.

– No, niezupełnie – przykro jej było rozczarować starszego człowieka. – Chodzi o to, że jedna z naszych ciężarówek została obrabowana w biały dzień. Jutro będzie tu FBI. To była dostawa dla Leksa Sandersa: kilka osobistych przedmiotów i dziesięć traktorów john deere. Leks jest bardzo zmartwiony.

– Czy chodzi o szafę grającą, automat do coca-coli i automat do gumy do żucia?

– Właśnie tak. Stan powiedział, że tylko te trzy rzeczy warte były ponad sto pięćdziesiąt tysięcy dolarów. A z Leksem Sandersem mam na pieńku, kazałam jjiu poszukać sobie innej firmy transportowej. Od pana chciałabym się dowiedzieć, czy zdarzały się już przedtem podobne napady. Niedawno miałam ciężką przeprawę z Chetem Andrewsem; wyrzuciłam go z pracy. On mi groził. Co ja mam teraz robić?

– Jeśli chodzi o te napady, to owszem, zdarzył się jeden około dwudziestu lat temu. Ale wtedy sprawcy zostali szybko zatrzymani w najbliższym mieście. A z Chetem też miałem problemy, tuż przed sprzedażą interesu. Jemu jest teraz trudno, bo spłaca tę swoją ciężarówkę. Byłem jedynym głupcem, który ze strachu zgodził się go zatrudnić. Jestem już za stary, żeby kręcić, więc powiem prosto, bałem się tego człowieka, podobnie jak moja żona. A teraz niech mi pani powie, dlaczego pani zrobiła takie głupstwo i kazała Leksowi poszukać sobie innej firmy? On pewnie to zrobi, tylko co wtedy stanie się z Able Body? Przecież ja z niej żyję, to znaczy… co ja mówię, pani z niej żyje. To dobry, uczciwy człowiek. W dzisiejszych czasach trudno o drugiego takiego. Powinna go pani przeprosić, tak brzmi moja rada, której udzielam za darmo. Chet Andrews to paskudny człowiek. Z jego powodu miałem wiele bezsennych nocy. Wcale bym się nie zdziwił na wiadomość, że Chet maczał palce w tym napadzie drogowym. To człowiek bez sumienia. Ale dlaczego pani tak potraktowała Leksa?

– Ponieważ on… zachował się bardzo niekulturalnie wobec mnie – powiedziała elegancko Ariel. – Nie chcę rozmawiać dłużej o Leksie Sandersie.

Usłyszała śmiech w słuchawce i zaczerwieniła się.

– To nie jest odpowiednia pora do zadzierania nosa, kochana pani. Może się pani znaleźć w trudnej sytuacji, a wtedy Leks mógłby służyć pomocą. Taka kruszyna jak pani to żaden przeciwnik dla Cheta Andrews’a. Czy pani nie chce przypadkiem, abym wsiadł do samolotu i trochę pani pomógł? Przy okazji poplotkowałbym trochę z Leksem. Naprawdę, mógłbym to zrobić, to żaden kłopot dla mnie – w jego głosie zabrzmiała nadzieja.

– Będę pamiętała o pańskiej propozycji. Czy ją przyjmę, zdecyduję po jutrzejszej wizycie władz federalnych. Jeżeli uznam, że to sprawa ponad moje siły, skontaktuję się z panem. Jak się panu mieszka na Hawajach? – zapytała grzecznie na koniec.

– Nienawidzę Hawajów, ale moja żona je uwielbia. Przez cały dzień nic tylko robi zakupy. Mam już całe mnóstwo kwiaciastych koszul, których nigdy nie włożę. I na okrągło jemy ananasy, do wszystkiego. Nie cierpię ananasów, nigdy ich nie lubiłem i nie będę lubił. Będzie pani dzwonić do Leksa? Ja też chyba powinienem to zrobić. Najwyraźniej trzeba mu przypomnieć, jak należy traktować kobiety. Czy on się w pani kocha? To może być jego problem. On nie umie postępować z kobietami, ale to człowiek dusza, lepszy niż rodzony syn.

– Dam panu znać o wszystkim, panie Able. Dziękuję za rozmowę. Czuję się o wiele lepiej teraz, gdy wiem, że mogę na pana liczyć. Życzę udanego wieczoru.

– On chce dzwonić do Leksa Sandersa, może nawet robi to w tej chwili – rzekła Ariel do Dolly. – Czuję to. Dziwak i zrzęda. Wcale bym się nie zdziwiła na wiadomość, że przyleci tu najbliższym samolotem. On sobie „poplotkuje z Leksem”. Ładne rzeczy. Coś mi mówi, że ci dwaj faceci mają zamiar wtargnąć w moje życie, a potem spróbują nim również zawładnąć. Ale to na pewno im się nie uda – powiedziała Ariel, siadając do stołu. – Już lepiej coś zjedzmy i nie gadajmy więcej o interesach.

– Może chcesz porozmawiać o filmach?

– Nie!

– O pieniądzach?

– Absolutnie nie – powiedziała Ariel.

– Przyjaciołach?

– Jakich przyjaciołach? Od miesięcy nikt do mnie nie zadzwonił. Kiedy już wyniosłam się z okolicy, od razu wszyscy o mnie zapomnieli – westchnęła Ariel.

– Więc może o tym, co ci bardzo leży na sercu? O Leksie Sandersie. Pamiętasz ten okres w swoim życiu, gdy z powodu pryszczy na twarzy nie chciałaś, aby ktokolwiek ani cokolwiek zakłóciło twój spokój? Może on też przechodzi teraz swój trudny okres? Daj mu jeszcze trochę czasu. Interesy to nie to samo co prywatna znajomość. Ariel, przecież ty jesteś profesjonalistką. Teraz pierwszy krok należy do ciebie. Jeśli go potrzebujesz, zapomnij o własnej dumie. To jest moja rada.

– Chyba będzie dziś padać. Twarz zaczyna mnie boleć, a to zawsze zwiastuje deszcz – powiedziała Ariel, wyraźnie ignorując radę Dolly. – Już nie mogę się doczekać długiej, gorącej kąpieli. Będę po prostu w niej siedzieć i odpoczywać. Może rozpalę w kominku, aby ogrzać trochę sypialnię. Mam kilka dobrych książek do przeczytania. A co ty będziesz robić?

– Prasować. A potem może przygotuję nasz ulubiony krem orzechowy. Podwoję proporcje, aby było więcej. Przez cały dzisiejszy dzień miałam ochotę na coś słodkiego. A jutro poczęstujemy dziewczęta z biura.

– Dolly, naładuj pistolet i połóż go przy kominku, tak na wszelki wypadek – powiedziała Ariel spokojnie.

Dolly przełknęła szybko kawę i krzyknęła piskliwie, gdy sparzyła się w język.

– Mogę go załadować, ale nie umiałabym nikogo zabić. Rozmawiałyśmy już o tym wiele razy. Poszłam na naukę strzelania wyłącznie po to, by dotrzymać ci towarzystwa. Ale wiem, że gdyby coś się stało, no wiesz… nie byłabym w stanie tego zrobić. Może lepiej trzymaj go na górze.

– Musimy być przygotowane, Dolly. I nie ma teraz czasu na zbędne dyskusje. Wyobraź sobie, że na górze będę trzymała pistolet. I co się stanie, jeśli w tym czasie na dole będzie włamanie? Przecież nie każę ci strzelać. Zwykle groźba użycia broni załatwia sprawę. Na zajęciach radziłaś sobie świetnie, uważam, że jesteś ekspertem w tej dziedzinie. Najważniejsze, że każdy facet, mam na myśli bandytów, może się zdenerwować, gdy zobaczy kobietę mierzącą do niego z pistoletu. I pamiętaj, co mówił instruktor: celować lufą w okolice poniżej pasa. Wyobraź sobie tylko: strzelasz jakiemuś facetowi między nogi, ile będzie z tego krwi i bólu?

– Pewnie kilka wiader; nienawidzę widoku krwi. Musiałybyśmy się przeprowadzić, nie mogłabym domyć podłogi.

– I kończąc tym stwierdzeniem, żegnam cię i idę na wczesny odpoczynek, pozamykałam wszystko, wchodząc do domu. Obiad był pyszny. Alarm włączony, jeśli będziesz się denerwować, przyjdź na górę. Dobranoc, Dolly. – Ariel uścisnęła swą starą przyjaciółkę i szepnęła: – Chet Andrews musiałby być skończonym głupcem, aby wdawać się z nami w konflikt. Zresztą on nawet nie wie, gdzie mieszkamy. Miłych snów!

Na górze, w swoim pokoju, Ariel zaczęła się przygotowywać do długiej, błogiej kąpieli, jaką sobie sama obiecała. Rozebrała się, włączyła kominek na gaz. Posłała łóżko i roztrzepała poduszki. Pies przez cały czas przemierzał pokój, a kiedy stwierdził, że Ariel siedzi w wannie i nic jej nie grozi, wskoczył na łóżko i przyciągnął do siebie swoje dwie poduszki. Obrócił się kilka razy dookoła siebie, nim w końcu znalazł wygodną pozycję. W chwili gdy zapach gardenii z kąpieli Ariel przywędrował do pokoju, Snookie przymknęła oczy, nadstawiła jedno ucho, a drugie położyła po sobie.

Ariel weszła do gorącej, parującej wody i westchnęła z rozkoszy. Kąpiel w wannie, podobnie jak filiżanka aromatycznej herbaty, świetnie dodawała człowiekowi sił. Ariel postanowiła poczytać książkę w kąpieli. Sięgnęła po ostatni bestseller, powieść szpiegowską. Na początek wygięła ją mocno. Podczas czytania dwukrotnie sięgała dużym palcem u nogi, aby odkręcić gorącą wodę, i dosypywała soli kąpielowych. Była w środku trzeciego rozdziału, gdy poczuła, jak woda opada, odsłaniając jej szyję i ramiona. Okazało się, że palcem u nogi przypadkowo zwolniła odpływ.

W aksamitnym wiśniowym szlafroku powędrowała do sypialni, usadowiła się na stosie kolorowych poduszek, które trzymała przy kominku, i opadła na nie ociężale z listą życzeń na kolanach i detektywistycznym raportem w ręku. Natychmiast wzięła się do swojego ulubionego orzechowego deseru, który Dolly wniosła na górę razem z dzbankiem gorącej czekolady. Szkoda, że ukroiła tak mało kawałków… Właśnie Ariel oblizywała palce po ostatnim z nich, gdy zadzwonił telefon. Z trudem sięgała z tego miejsca do staroświeckiego, francuskiego aparatu.

– Halo!

Cisza.

Odezwała się jeszcze dwa razy, nim wreszcie odłożyła słuchawkę. Spojrzała na Snookie, która przyglądała jej się uważnie.

– Pomyłka. – Ariel wzruszyła ramionami.