Ariel bardzo chciała skoncentrować się na pracy, której nie brakowało, ale myśli wciąż wymykały się spod kontroli; pochłonięta była raczej tym, co wiązało się z bezpieczeństwem Dolly i jej własnym, Leksem Sandersem i wieczorną randką…

Na odgłos pukania do drzwi kolejny raz tego dnia dostała wypieków. Do jej gabinetu wszedł Leks Sanders.

– Jadę do domu. Zabiorę cię około siódmej, czy nie jest to dla ciebie zbyt wczesna pora? Dlaczego masz takie rumieńce?

– Siódma odpowiada mi znakomicie. A rumieńców dostałam od rozmyślania nad tym, co dziś powiedziałam agentowi Navaro. Poczułam się w obowiązku wziąć w obronę kobiety pięćdziesięcioletnie. Byłam wściekła. Powiedz mi, czy to sprawiedliwe, że mężczyźni wraz z wiekiem stają się bardziej dystyngowani, a kobiety po prostu się starzeją?

– A któż ci powiedział coś takiego? – na twarzy Leksa pojawiło się takie zdumienie, że Ariel wybuchła śmiechem. – Jeśli chodzi o mnie, cenię sobie dojrzałość zarówno mężczyzn, jak i kobiet. Nie umiałbym współżyć z dwudziesto – trzylatką ani też nie chciałbym tego – dodał zaraz pospiesznie. – A jakie jest twoje zdanie na ten temat? – chytrze odwrócił pytanie.

– Jest bardzo podobne do twojego – uśmiechnęła się, uświadomiwszy sobie nagle, że jeszcze przed chwilą myślała zupełnie co innego. – Młodość ma swoje miejsce w życiu, podobnie jak dojrzałość. Nie można odwrócić biegu czasu, a rozpamiętywanie, dlaczego nie jest to możliwe, może tylko dodatkowo przyprawić o ból serca. Byłam świadkiem wielu takich rozdzierających scen; mogłabym nawet napisać książkę na ten temat.

– Zadedykuj ją mnie. Uciekam. Do zobaczenia około siódmej – i wychodząc, ręką przesłał jej pocałunek.

Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, Ariel zaczęła machać radośnie rękami.

– Ach, Snookie, on już należy do mnie! Czuję się wspaniale! Zapomnij o urazach, jakie kiedyś żywiłam do niego.

Owczarek wyszedł spod biurka i starał się wdrapać do niej na kolana. Wtedy Ariel, zaśmiewając się radośnie, zsunęła się z krzesła i zaczęła tarzać się po podłodze z psem ważącym dziewięćdziesiąt funtów. Starannie ułożona fryzura zaraz się rozleciała i wszystkie włosy spłynęły luźno jak wodospad, a ciasno opięta spódnica podciągnęła się, odsłaniając górną część ud. W chwili gdy Snookie zwycięsko przycisnęła ją do podłogi, drzwi otworzyły się. Najpierw w wąskiej szczelinie ukazała się głowa Leksa Sandersa, ale już po chwili on sam stanął przed nią w całej okazałości. Odchrząknął głośno. Ariel nie mogła dłużej powstrzymać fali nieopanowanego śmiechu. Zasapana, ale wielce rozbawiona niecodzienną sytuacją i swym dziecinnym zachowaniem, w przerwach dla złapania oddechu, zdołała szepnąć:

– Bierz go, Snookie, ale pamiętaj, to dobry facet.

W mgnieniu oka Leks znalazł się na podłodze. Szamotał się, ale przecież nie miał żadnych szans z ogromnym psem, który, powarkując groźnie, obezwładnił go, siadając mu po prostu na klatce piersiowej. Ariel wciąż zaśmiewała się do rozpuku, aż łzy zaczęły jej ciec po policzkach. Leks wciąż jeszcze zmagał się z psem, który nawet nie drgnął, zupełnie jakby mu przyrósł do piersi.

– Przynieś go tutaj, Snookie.

Suka zsunęła się wolno z piersi Leksa, zabezpieczając się przednimi łapami, które zostały po obu stronach jego szyi. Potem zaczęła trącać i popychać go swym długim pyskiem, nie robiła tego bynajmniej zbyt delikatnie, do momentu gdy ich twarze znalazły się dokładnie naprzeciw siebie. Ariel natychmiast przestała się śmiać.

To nie był taki zwyczajny pocałunek, bo zapowiadał tysiące podobnych w przyszłości, a ponadto obiecywał wiele innych pieszczot. Było jej ciepło, czuła się bezpieczna i, mimo wieku, wciąż godna pożądania. Pierwsza odsunęła się od niego, ale ich twarze wciąż były bardzo blisko siebie.

– Co powiedziałbyś, gdybym zaproponowała, abyśmy zrobili to tutaj i teraz? – zapytała, patrząc śmiało w jego szare oczy.

– Poproś mnie o to.

– Ale drzwi nie są zamknięte na klucz.

– Ten pies jest najlepszym odźwiernym, jakiego znam. A więc?

Nim Ariel zdążyła podjąć decyzję, drzwi nagle się otworzyły i do środka wbiegła z krzykiem Dolly.

– Następny napad na naszą ciężarówkę! – ryknęła na całe gardło. – O, poleciało ci oczko w pończosze. Ja także mam dziś randkę z jednym z tych agentów. Dałam mu kawałek ciasta z masłem orzechowym i od razu połknął przynętę. Czy słyszałaś, co powiedziałam? Dwadzieścia minut temu nasza ciężarówka została obrabowana. Ale czy ja przypadkiem wam tu w czymś nie przeszkodziłam?

– Nie za bardzo – westchnęła Ariel, podnosząc się i przygładzając spódnicę.

– Tylko mi nie mów, że to moje nowe przyczepy do przewozu koni – rzekł Leks do Dolly.

– Niestety, to twój ładunek. W ręce bandytów wpadł tuż za Ocala na Florydzie.

– A to sukinsyn! – zaklął Leks. – To o mnie chodzi tym łajdakom!

Ariel i Dolly patrzyły, jak wybiegając zatrzasnął z hukiem za sobą drzwi pokoju, a potem pchnął drzwi wejściowe tak mocno, że kołysały się jeszcze przez dłuższy czas po jego wyjściu. Obie natychmiast podbiegły do okna, aby popatrzeć, jak biegnie do biura ekspedytora.

– Co z naszą ciężarówką? – zapytała Ariel.

– Cały ładunek zniknął. Kiedy parkowałam samochód, usłyszałam fragment czyjejś rozmowy. Uważam, że powinnaś trochę przyczesać włosy przed wyj ściem z biura. Wyglądasz… jakbyś właśnie… wiesz… Chcę, abyś wiedziała, że jestem całym sercem za łączeniem przyjemności z interesami, tym bardziej że ten facet jest naprawdę miły… Oj, zaczynam już paplać… Firma ubezpieczeniowa prawdopodobnie zacznie myśleć o odwołaniu naszej polisy. Nikt nie będzie chciał wyjechać w trasę bez ubezpieczenia. Ktoś wyraźnie chce doprowadzić Able Body do bankructwa. Harry, bo on się tak nazywa, powiedział mi, że może upłynąć wiele czasu, nim winni zostaną ukarani.

– Jak, do cholery, można ukraść osiemnastokołowca na drodze w biały dzień? Co się stało z kierowcą? Nic mu nie zrobili?

– Nie wiem. Nic więcej nie wiem na ten temat.

Ariel, wprawiając personel swoim wyglądem w prawdziwe osłupienie, ruszyła do drzwi wyjściowych, a potem dziedzińcem dla ciężarówek prosto do biura ekspedytora.

– Kierowcy nic się nie stało. Z tego co mówi tutejsza policja, bandyci rozstawili na poboczu jedną barykadę, a milę dalej następną. Kiedy nasz człowiek minął pierwszą z nich, obie natychmiast zablokowały zarówno wjazd, jak i wyjazd. Utworzył się korek na całe mile, a oni tymczasem wywlekli kierowcę z samochodu i gdzieś go wywieźli. Inni prawdopodobnie przeładowali moje przyczepy do drugiej ciężarówki, a twoja została doszczętnie zniszczona. Te łotry ją podpaliły – zdał sprawę Leks.

– Zniszczona! – jęknęła Ariel – Odwołają nam ubezpieczenie.

– Nie wspominaj o tym swojej firmie ubezpieczeniowej. Jeszcze nie teraz. A na razie zobaczymy, co FBI powie na to wszystko. Coś mi się wydaje, że będziesz musiała zapewnić sobie dodatkową obstawę z bronią, Ariel.

– A jeśli teraz po tym wszystkim kierowcy zaczną masowo zwalniać się z pracy?

– To rzeczywiście byłby problem. Tu Asa może okazać się pomocny. A nuż znajdzie jakieś wyjście z sytuacji? Nie wiem, co jeszcze powiedzieć. Pewno moja firma ubezpieczeniowa też mi wycofa ubezpieczenie. O nic cię nie oskarżam, Ariel. Należy zdać sobie sprawę, że komuś zależy na doprowadzeniu do bankructwa nie tylko ciebie, ale również mnie, bo moje interesy są uzależnione od kondycji Able Body. Jeśli nawet zacząłbym korzystać z usług innej firmy przewozowej, i tak by mnie dopadli. A wszystko tylko po to, by się na mnie zemścić. Nie wstydzę się powiedzieć ci, że wystrychnęli mnie na dudka.

– Masz prawo się denerwować. Jestem pewna, że FBI szybko znajdzie właściwy trop. A bandyci, gdy tylko się o tym dowiedzą, przestaną urządzać napady.

– Ależ Ariel, ci bandyci od początku wiedzieli, co im za to grozi. Problem w tym, że żaden z nich nie wierzy, aby kiedykolwiek został schwytany. Zresztą w ogóle nie przypuszczam, aby myśleli o swojej przyszłości. Czytałem niedawno opis idealnego bandyty drogowego w wyobrażeniu innego kryminalisty. Owa charakterystyka pasuje jak ulał do Cheta Andrewsa! Muszę wracać na ranczo. Do zobaczenia.

– Tak, wiesz, że naprawdę bardzo mi przykro z powodu tych napadów. Teraz żałuję, że wyrzuciłam go z roboty. Powinnam była wstrzymać się jeszcze, dawać mu jakieś krótkie kursy.

– Ariel, to nie jest twoja wina. Nie możesz się oskarżać. On nie byłby zadowolony z krótkich kursów, zarobiłby na nich niewiele pieniędzy. To starannie obmyślony plan, który on stopniowo wprowadza w życie. Powtarzam po raz drugi, Ariel, to nie twoja wina. Zostawmy tę sprawę w rękach policji. Do zobaczenia.

Ariel pomachała mu ręką bez entuzjazmu i odwróciła się do Dolly.

– Gdybyśmy znowu były w Hollywood, a to wszystko byłoby scenariuszem, wystarczyłoby przerzucić następną stronę, aby dowiedzieć się, jakie jest rozwiązanie. Wiesz, Dolly, chciałabym cię o coś zapytać, powiedz mi, czy w tamtych czasach nigdy nie wydawało ci się, że ja żyję w świecie fantazji? Że nie potrafię odróżnić fikcji od rzeczywistości? Teraz uważam, że mój styl życia był bardzo nudny. I może właśnie dlatego, że nie umiałam rozgraniczyć tych dwóch pojęć. Ja wciąż myślę w kategoriach scenariusza. Tylko czy to pozwala mi odpowiednio oceniać rzeczywistość? Odizolowałam się od świata, przyjaźniłam z ludźmi żyjącymi w tym samym co ja świecie pozorów, którzy identyfikowali się ze swoimi rolami w filmach. Czy to wszystko w ogóle miało sens? A teraz? Dlaczego właśnie nam przytrafiają się takie rzeczy?

Dolly oparła ręce na ramionach Ariel.

– Jesteś najbardziej towarzyską osobą, jaką znam. To prawda, czasami było ci nudno, ale nie zawsze człowiek musi mieć dobry nastrój. Z własnego wyboru zrezygnowałaś z Hollywoodu tętniącego bujnym życiem towarzyskim. Dawałaś z siebie więcej, niż brałaś. Wszyscy wiedzieli, że na ciebie zawsze można liczyć, bo nigdy nikogo nie zawiodłaś. I były to tylko bezinteresowne przysługi, przyjacielskie. Jeżeli można ci coś zarzucić, to chyba tylko to, że za bardzo przejmowałaś się cudzymi problemami, ale to przecież nic złego. A przed kamerą zachowywałaś się tak naturalnie, że było to niekiedy aż przerażające. Nie wszyscy tak świetnie umieli sobie radzić z tremą. Ale ty każdego umiałaś usprawiedliwić, wytłumaczyć. Według mnie jesteś dobrym człowiekiem, doskonałym przyjacielem i wspaniałym pracodawcą. Byłaś szanowana przez wszystkich ludzi, także tych bardzo realistycznie patrzących na świat. I przestań się wreszcie gryźć problemem fikcji i rzeczywistości. Powiedz mi tylko jeszcze, gdyby to był scenariusz, a ty przerzuciłabyś następną stronę, to czyja byłaby to sprawka?

– Cheta Andrewsa, to jasne. Szkoda mi Leksa… Wyglądał na przybitego, gdy stąd wychodził. Wcale nie zdziwiłabym się, gdyby po powrocie do domu zadzwonił i odwołał naszą dzisiejszą randkę. Ciekawe, co on teraz robi i o czym myśli, dokładnie w tej właśnie minucie…


* * *

Leks Sanders w tym momencie parkował swój samochód przed biurem prawnika. Przed drzwiami nacisnął mocniej na głowę baseballówkę Padres, odetchnął głęboko i otworzył drzwi. Minął bez słowa recepcjonistkę i poszedł prosto do biura Colin Carpenter. Prawniczka popatrzyła spod okularów na nie zapowiedzianego intruza.

Leks uderzył pięścią w biurko, z takim wyrazem twarzy, którego prawniczka nie potrafiłaby zdefiniować.

– Chcę rozwodu!

– Do diabła, Leks, ja nawet nie wiedziałam, że ty kiedykolwiek byłeś żonaty. Może powinniśmy porozmawiać o tym, zanim wypełnimy papiery. Kiedy, do jasnej cholery był ten twój ślub? Znam cię od dwudziestu lat i przez cały ten czas wydawało mi się, że jesteś kawalerem. Nie cierpię, gdy mój klient zataja przede mną jakieś informacje. Opowiedz mi wszystko dokładnie. Długopis i papier jest już gotowy, więc możesz zaczynać.

Leks zdjął czapkę.

– To długa historia… – zaczał opowiadać. Po dwudziestu minutach, kończąc swoją opowieść, stwierdził: – Jutro wyciągnę akt ślubu. Chcę, aby rozwód został przeprowadzony jak najszybciej. W razie potrzeby mogę przekroczyć granicę; tam potrwa to kilka dni. Potrzebuję tylko pewności, że wszystko odbędzie się legalnie. No, Colin, powiedz coś…

– Widać z tego, że jest ktoś, kto czeka na twoją rękę. Ona musi być wyjątkowa, Leks. Dlaczego nigdy nie powiedziałeś mi o zmianie nazwiska?

– Ona jest wyjątkowa, ale ja nie mogę… nie zrobię… dopóki nie uporządkuję wszystkiego we własnym sercu – tu grzmotnął się w piersi – i tutaj – dodał, wskazując czoło. – A jeśli chodzi o zmianę nazwiska, po co miałem mówić? Rozpocząłem nowe życie. Pan Sanders był bardzo dobry dla mojej rodziny i dla mnie. Nie chciałem… cholera, nie wiem, czego chciałem. Nie myśl sobie przypadkiem, że chciałem odciąć się od moich przodków, rodziny, korzeni, czy jak tam obecnie określa się czyjąś przeszłość. Nigdy nie wyparłbym się swojego pochodzenia. Ono jest dla mnie bardzo ważne.