– Wiem o tym, Leks. Jutro z samego rana nadam bieg sprawie rozwodowej. Jeszcze ostatnie pytanie: co zamierzasz zrobić, jeśli ten prywatny detektyw, którego wynająłeś, odnajdzie Aggie Bixby?
– Powiem jej, że się z nią rozwodzę. Albo lepiej, ty wyślesz do niej list. Po trzydziestu czterech latach nie sądzę, aby jato obeszło.
– Ciebie obchodziło… i obchodzi. A jeśli ona szukała ciebie przez te wszystkie lata, podobnie jak ty jej? A jeśli ona powie, że nie chce tego rozwodu? Jesteś bogatym człowiekiem. A jeśli… musisz przemyśleć to wszystko. Zawsze możesz odwołać detektywa, jeśli nie chcesz wiedzieć, co się z nią dzieje. Następny ruch należy do ciebie, Leks.
– Colin, mówię szczerze jak na spowiedzi, po prostu nie wiem, co bym zrobił. Jest to dla mnie o tyle trudniejsze, że jestem praktykującym katolikiem, zresztą podobnie jak Aggie. Ale stało się. Po wielu latach spotkałem inną kobietę, którą pokochałem. Mam już pięćdziesiąt trzy lata i nie chcę dłużej marnować życia w samotności. Chcę wreszcie wyrwać się z otaczającej mnie pustki i, przy boku Ariel, rozpocząć nowe życie. Postaraj się załatwić moją sprawę jak najszybciej. Możesz dzwonić o każdej porze. A jeśli przyjdzie ci ochota pojeździć konno, zapraszam na moje ranczo.
– Będziemy w kontakcie. Nie martw się, poradzę sobie.
– Zrób to jak najszybciej. Chciałbym mieć to już za sobą.
Dopiero gdy dojeżdżał do bram swojego ranczo, uświadomił sobie w pełni, co zrobił. Chryste, wreszcie wyrzucił to z siebie! I jak lekko mu na duszy, zupełnie jakby pozbył się jakiegoś wielkiego ciężaru…
8
Ariel wyszła spod prysznica o szóstej, wytarła się ręcznikiem do sucha, skropiła się swym ulubionym zapachem gardenii, lekko przypudrowała, a na koniec rozpyliła wysoko nad głową buteleczkę starannie dobranych perfum. Jakże cudownie jest tańczyć pod taką mgiełką i delektować się jej wspaniałą wonią!
I tak, otulona jedynie upojnym zapachem i pudrem, powędrowała do sypialni. Zaczęła przerzucać zawartość szuflady z bielizną, w poszukiwaniu czegoś właściwego. Biustonosze, majtki, pończochy leciały w każdym kierunku, nie omijając głowy Snookie, która strząsała je z siebie i z zaciekawieniem obserwowała dalej dziwne zachowanie swojej pani. Ariel podstawiła jej pod nos biustonosz tak delikatny jak misternie utkana pajęcza nić i majtki, które wyglądały równie seksownie.
– Tak? Nie? – zapytała i zaraz potem machnęła jej przed nosem parą przejrzystych pończoch.
Pies warknął.
– To chyba znaczy, że nie. Ja też tak uważam. Ale z drugiej strony każda dama powinna mieć na sobie pończochy. Zdaje się, że mam tu jeszcze takie, które będą w sam raz.
Poszperała jeszcze trochę i po chwili wyciągnęła parę tak przejrzystych pończoch, że w ogóle nie było ich widać na nodze. I tego właśnie szukała. Potem naciągnęła jedwabną koszulę, która sama w sobie była tak piękna, że mogła uchodzić za suknię. Ale Ariel skoczyła ponownie do szafki i, robiąc w niej istne spustoszenie, zaczęła wyciągać przeróżne kreacje, jedną po drugiej, które zaraz potem leciały z impetem na łóżko, krzesła, komodę, inne zaś, które miały mniej szczęścia – lądowały prosto na podłogę. A kiedy w jej obszernej szafie nie było już absolutnie nic, stanęła przed wielkim lustrem sięgającym podłogi i zaczęła przykładać do siebie różne stroje, aby dobrać coś właściwego.
– Wiesz co, Snookie? To chyba będzie w sam raz – powiedziała i wsunęła przez głowę delikatną, prostą suknię w kolorze indygo. Do tego wybrała naszyjnik perłowy i perłowe klipsy. I już, elegancko i skromnie. Jeszcze tylko buty i torebka w spokojnym odcieniu żółci, a na koniec: fryzura. Przez ostatnie dwadzieścia minut Ariel usiłowała ułożyć sobie włosy. Kręciła, rozczesywała, robiła kok, potem koński ogon. Ale wciąż nie była zadowolona; uplotła francuski warkocz, ale ten znowu nie pasował do stroju. I tak, wciąż od nowa, nakręcała je i szczotkowała, aż wreszcie odezwał się dzwonek u drzwi. Przerażona, aby Leks nie pomyślał, że jest jedną z takich kobiet, które każą długo na siebie czekać, rozpuściła włosy, po bokach upięła dwa grzebyki, roztrzepała swą gęstą grzywkę i skierowała się do schodów. Snookie, oczywiście, za nią. Już tylko trzy stopnie dzieliły ją od podłogi, gdy Dolly otworzyła drzwi.
Boże, jaki on jest przystojny – pomyślała Ariel. – A nawet więcej: on jest po prostu boski. Wprost wymarzony dla Hollywood. I ta twarz… – jakże pięknie prezentowałaby się przed kamerami.
– Podoba mi się twoja punktualność – pochwaliła go Ariel.
Leks uśmiechnął się.
– Ja także wzdychałem, abyś nie była jedną z tych kobiet, które każą mężczyznom czekać w nieskończoność tylko dlatego, że nie wiedzą, co na siebie włożyć.
– Ja nie należę do nich. Po prostu, idę do szafy i biorę, co mi wpadnie w ręce. Takie ubranie zwykle starcza mi na cały dzień lub noc. I nie znoszę maruderów – odparła, nie mrugnąwszy nawet okiem.
Dolly stojąca za jej plecami wzniosła oczy do nieba, ale ani Leks, ani Ariel nie widzieli tego, bo byli zbyt zaabsorbowani wpatrywaniem się w samych siebie.
– Masz być w domu przed północą – przykazała Dolly.
– Tak, mamo – uśmiechnęła się Ariel. – Jeśli zaś chodzi o ciebie, lepiej żebyś była tu przede mną. O której przyjeżdża po ciebie ten agent FBI?
– W każdej chwili może tu być. Ale my nigdzie nie wychodzimy. Będziemy oglądać filmy na wideo i jeść prażoną kukurydzę. W sobotę wychodzimy na obiad. On nie ma zbyt wiele czasu: pracuje na zmiany.
– Czy on w ogóle ma jakieś imię? – zakpiła Ariel. Dolly zarumieniła się.
– Nazywa się Joseph Harry Minton. Prosił, bym mówiła na niego „Harry”. Owdowiał pięć lat temu. Ma dorosłego syna, którego widuje zaledwie dwa razy w roku, i żadnych wnuków. Od niedawna pracuje w San Diego. Może dostać przeniesienie, ale nie musi się na to zgodzić. Zresztą ma jeszcze czas, aby prosić o pozwolenie na pobyt stały. A wszystko to wyrecytował, zupełnie jak ty to kiedyś robiłaś, gdy uczyłaś się scenariusza na pamięć.
– Zdaje się, że przynajmniej Harry robił tu coś więcej ponad suche ustalanie faktów – zażartowała Ariel. – Jeśli chodzi o agenta Navaro, ten wyraźnie dał mi do zrozumienia, że kobiety po pięćdziesiątce nie powinny nawet myśleć o chodzeniu na randki. Czy Harry zadawał ci wiele osobistych pytań?
Dolly skinęła głową, cokolwiek zdumiona pytaniem.
– Miłego wieczoru, kiedy wrócę, będę zachowywać się cicho jak myszka. Był piękny, kwietniowy wieczór. Ariel pozwoliła się prowadzić Leksowi.
Zauważyła, że dziś przyjechał po nią mercedesem.
– „Kupuj amerykańskie wyroby”, tak? – zakpiła.
– Przysięgam na Boga, przyjechałbym moim starym autem, ale czułem, że się wystroisz, a tam w środku jest wiele różnych rupieci. Mercedesa kupiłem dawno temu, chciałem w ten sposób podkreślić swój status. Ale popełniłem błąd. Okazało się, że mercedes może przydać się tylko wtedy, gdy w garniturze wyjeżdżam na pogrzeby, śluby czy chrzty. Przepraszam.
– Przyjmuję przeprosiny.
– O mój Boże, co się dzieje?! Co to było?! Kładź się na ziemię, prędko! Jezu Chryste, twój dom chyba wylatuje w powietrze!
– Co?! – wychrypiała Ariel. – Snookie! Skąd się tu wzięłaś?!
– Skąd? Wyskoczyła przez to cholerne okno. Słyszałem brzęk tłuczonego szkła i coś czarnego mignęło mi przed oczami. Myślałem… cholera, sam już nie wiem, co myślałem. Przez frontowe okno, to ci dopiero przywiązanie! – mówił z niedowierzaniem i nagle wybuchnął śmiechem na widok Ariel siedzącej „po turecku” na środku podjazdu i Snookie, która usadowiła się na jej kolanach.
– Ariel! Ariel! – krzyczała Dolly. – Nie mogłam jej zatrzymać! Cofnęła się do jadalni, aby wziąć rozbieg, i pomknęła jak strzała w stronę okna. Od razu domyśliłam się, co chce zrobić, ale było już za późno. Dobrze choć, że zasłony wisiały w oknie. Nic j ej się nie stało? Nie krwawi? Na pewno pomyślała sobie, że chcesz ją zostawić, psy są inteligentne. Zawsze zabierasz ją ze sobą i nagle, pierwszy raz tego nie zrobiłaś. Chyba na razie trzeba zabić jakoś to okno, może Harry coś wymyśli.
– Pomogę mu – zaofiarował się Leks. – Zadzwoń do firmy przewozowej, niech ktoś przywiezie tu kawałek sklejki. Dziękować Bogu, że alarm nie był włączony. Nie mogłabyś go unieruchomić, dopóki okno nie zostałoby naprawione. Wiesz co? Dajmy sobie spokój z obiadem, zamówmy lepiej pizzę do domu. Jeśli tylko Dolly i Harry nie mają nic przeciwko, razem możemy pooglądać filmy na wideo, a przy tym Snookie nie będzie się niepokoić. Czy aby na pewno z nią wszystko w porządku, Ariel?
– Ma kilka zadrapań i kilka plam krwi. Jest przerażona, cała drży.
– Gdybym tego nie widział na własne oczy, pewnie bym nie uwierzył. Takie zachowanie musi mieć związek z jej wcześniejszą tresurą w szkole dla niewidomych. Tam uczy się psy, aby nigdy nie opuszczały swoich opiekunów.
Leks szarpnął swój krawat, rozluźnił go i ściągnął przez głowę. W chwilę potem krawat razem z marynarką wylądowały na tylnym siedzeniu mercedesa, a Leks, podwinąwszy rękawy koszuli, schylił się, aby pomóc wstać Ariel.
Nie ucierpiawszy wiele z powodu swojego powietrznego wyczynu, Snookie biegła raźno między Ariel i Leksem, który mruczał coś z niezadowoleniem, że Snookie nie lubi, gdy ktoś obcy znajduje się zbyt blisko jej palii. Ariel uśmiechała się tylko w ciemnościach.
Pizza pepperoni w ilości czterech sztuk smakowała wybornie. Filmy wideo ze Stevenem Seagalem tropiącym czarne charaktery bardzo podobały się panom, trochę zaś mniej – paniom. Snookie z brzuchem pełnym ukradkiem ściągniętej ze stołu pizzy spała przez cały wieczór; nie bez wpływu były tu przeżycia popołudniowe i doznane w ich wyniku skaleczenia oraz zadrapania na skórze. Harry, chrupiąc pizzę i zapijając ją obficie schłodzonym piwem, umiał nie tylko świetnie żartować, ale również wytknąć błędy Seagala, na co, jak twierdził, FBI nigdy nie mogłoby sobie pozwolić. Opowiedział przy okazji o kilku trudniejszych przypadkach z własnego doświadczenia, podkreślając, że rozum zawsze dominuje nad siłą.
– Rzeczywistość to nie to samo co fikcja, nieprawdaż, pani Hart?
– Oczywiście.
Ariel myślała właśnie o swojej koronkowej bieliźnie i grzesznym scenariuszu, który sobie wcześniej obmyśliła. Zaraz potem westchnęła głośno, wielce rozczarowana, co Leks odebrał jako oznakę jej zmęczenia i natychmiast się podniósł, nie ukrywając smutku.
– Na mnie także już czas – poderwał się Harry. – Dolly, do zobaczenia, w sobotę wieczorem.
Przy drzwiach każdemu, nie wyłączając Dolly, podał rękę na pożegnanie. Leks uczynił to samo.
– Jeżeli w niczym nie uchybia to FBI, to mnie tym bardziej nie – powiedział półgłosem i mrugnął do Ariel z szelmowskim uśmiechem, który przyprawił Ariel o mdłości.
– Nie mogę w to uwierzyć! – syknęła, gdy tylko zamknęła za nimi drzwi.
I w mgnieniu oka rozsunęła zamek błyskawiczny na plecach, suknia osunęła się delikatnie na podłogę.
– Włożyłam to… to… i dosłownie skąpałam się w tych drogich perfumach, a tu facet ściska mnie za rękę na pożegnanie! Widziałaś wyraz jego twarzy, a ściślej biorąc, oczu? Muszę przyznać, że byłam trochę napalona. Zaraz, zaraz, co to ja widzę na twojej twarzy? Dolly, tylko mi nie mów, że nie jest to pożądanie! Na domiar złego, ten mój cholerny pies wyskakuje przez frontowe okno. Jakże mam iść z facetem do łóżka, jeśli ten pies nie pozwoli mu się do mnie zbliżyć? No, powiedz! – powiedziała dramatycznym głosem, idąc po schodach na górę.
I nagle dostała ataku niepohamowanego śmiechu. Wspięła się na barierkę i uniósłszy halkę, zjechała z powrotem na dół, gdzie Dolly, przyglądając się wyczynom swej przyjaciółki, także zaśmiewała się do rozpuku.
– Wiesz co? To była najgorsza randka w moim życiu – zdążyła wykrztusić Ariel między jednym a drugim atakiem śmiechu. – Chyba nie jest mi pisane iść do łóżka z Leksem Sandersem. Trzeba przyznać, że ten facet ma duże poczucie humoru, no i miło było z jego strony, że zapłacił za wszystkie cztery pizze, z których twój przyjaciel zjadł aż trzy, nie wspominając już o sześciu piwach, które wyżłopał.
– Harry zaofiarował się zapłacić, a Leks nie pozwolił mu tego zrobić. Rzeczywiście to było sympatyczne. Jak sądzisz, czy ten Harry jest dobry w łóżku? Wiesz, zauważyłam u niego bokserki, a ja nie cierpię długich szortów, podobają mi się dżokejki. Tamte odznaczają się przez spodnie. – Dolly otrząsnęła się z odrazą.
– Nie ma to jak rozmowa z prawdziwym ekspertem – zażartowała Ariel. – Kiedy on ostatnio to robił?
– Powiedział, że odkąd umarła mu żona, nie spotykał się z żadną kobietą. Ale. z jakiegoś powodu nie wierzą mu, co więcej, nie sądzę nawet, aby kiedykolwiek w ogóle był żonaty. Tak sobie tylko powiedział, jakby… recytował wyuczoną lekcję. Może nie mam racji, ale uważam, że nie był szczery, gdy opowiadał, z jakim entuzjazmem wykonuje swoją pracę. Lubię go, ale jest w nim coś dziwnego… pewnie dlatego, że jest z policji… wiesz, o co chodzi.
"Lista życzeń" отзывы
Отзывы читателей о книге "Lista życzeń". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Lista życzeń" друзьям в соцсетях.