– Co tu się dzieje?! – usłyszały głos dochodzący zza drzwi. – Co się stało?! Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś?! Jezu Chryste, niechże mi ktoś w końcu powie, co się stało?! – ryknął zniecierpliwiony Leks.

Snookie otworzyła drzwi lekkim pchnięciem, podbiegła do niego i obwąchała buty, ale zaraz wróciła, aby raz jeszcze spróbować rozdzielić szlochające kobiety.

– Czy chodzi tu o jedną z owych kobiecych spraw, których mężczyźni nie są w stanie pojąć? – zapytał Leks po sprawdzeniu, czy nowe frontowe okno i ramy są właściwie zainstalowane i czy w domostwie Ariel wszystko jest w porządku.

Obie kobiety przetarły załzawione oczy.

– Rozmawiałyśmy o śmierci.

– Dlaczego?

– Ponieważ nasze organizmy dają nam znać, że przeżyłyśmy już pół wieku. Pewnie nawet nie zdajesz sobie sprawy, że jestem taka stara. Niestety, to prawda. Niedługo skończę pięćdziesiąt jeden lat! – dodała dramatycznym głosem.

– A ja pięćdziesiąt cztery – powiedział Leks spokojnie, wciąż jeszcze nie pojmując, o co chodzi.

– No jasne. Mężczyzna w tym wieku to smakowity kąsek dla każdej dwudziestolatki. Ale powinieneś wiedzieć, że takim dziewczynom chodzi przede wszystkim o pieniądze. Świetnie znam się na rzeczy, więc nawet nie próbuj ze mną dyskutować na ten temat.

– Nie zamierzam tego robić. Nie sądzisz, że właśnie z tego powodu wciąż jeszcze jestem kawalerem? A w ogóle, czy warto się denerwować taką błahostką?

– Warto, bo to wielka niesprawiedliwość, że mężczyźni z wiekiem stają się bardziej atrakcyjni, a kobiety wręcz przeciwnie. A skoro podjąłeś już ten temat, powiedz, dlaczego nie ożeniłeś się po raz drugi? Prawdopodobieństwo spotkania takiego faceta jak ty w wolnym stanie, szczególnie w Kalifornii, to jedna szansa na trzy miliony – spytała podejrzliwie.

Leks drgnął, co nie uszło jej uwagi, i zaczął machać rękami.

– Czyja przypadkiem nie powinienem teraz wyjść, abyś mogła sobie poprawić makijaż po płaczu, a potem wejść i zacząć tę rozmowę od nowa?

– Nie ma mowy. Nie będzie żadnego poprawiania makijażu. Jestem gotowa do wyjścia. I mam nadzieję, że brałeś pod uwagę Snookie. Ona jedzie razem z nami, musimy wybrać takie miejsce, w którym można jeść świeżym powietrzu. Burger King będzie w sam raz. Snookie uwielbia ich frytki.

Stojąc na podjeździe z rękami na biodrach, Ariel popatrzyła na pikapa krytycznym wzrokiem.

– Nie mam nic przeciwko twojemu samochodowi, ale gdzie będzie siedzieć Snookie?

Leks wstrzymał oddech.

– Z tyłu?

– Snookie to nie jest jakiś sprzęt roboczy, mogłaby wypaść. Ze mną, podczas jazdy, zawsze siedzi w pasach. Teraz też musi siedzieć w pasach. No to mamy problem.

– Czy to oznacza, że znowu zostaniemy w domu i zamówimy pizzę?

– Nie, bo przecież możemy wziąć mojego range rovera. Chyba że się na to nie zgodzisz, wtedy owszem, zostaniemy w domu.

– Założę się, że sama chcesz prowadzić.

– Oczywiście, to przecież moje auto.

– Hm… powiedz mi jeszcze coś, czy w tańcu… także ty prowadzisz? – Leks parsknął śmiechem, zbliżając się do drzwiczek od strony pasażera.

– Czasami, jeśli mój partner ma dwie lewe nogi – rzuciła Ariel w odpowiedzi. – Do tyłu, Snookie – ale Snookie szczeknęła tylko i nie ruszyła się z miejsca. – Do tyłu, Snookie – powtórzyła Ariel, ciągle stojąc przy otwartych drzwiach. – Ona chce siedzieć z przodu.

– I skąd ja wiedziałem, że właśnie to powiesz? – Leks wyszedł z samochodu, a na jego miejscu natychmiast usadowiła się Snookie.

– Widocznie masz intuicję. I chcę ci powiedzieć, że wcale nie jest mi głupio z powodu tego zajścia.

– Nawet nie śmiałbym pomyśleć, że mogłoby być inaczej – śmiał się rozbawiony. – A ponieważ jedziemy twoim samochodem, ty prowadzisz, twój pies siedzi na przednim siedzeniu, chciałbym jeszcze wiedzieć, czy to ty będziesz płacić za obiad?

– Co takiego? Chcesz, żebym fundowała ci obiad? – obraziła się Ariel.

– Mamy lata dziewięćdziesiąte. Teraz na randkach jedzenie fundują kobiety.

– Może to i racja. Czy chcesz jeść w samochodzie, czy wolisz usiąść przy stoliku? Jest dziś trochę wietrznie.

– Lubię jeść w samochodzie z kobietą i psem, który sam potrafi zapinać sobie pasy bezpieczeństwa. To niezwykle romantyczne. A więc wybierzemy restaurację szybkiej obsługi, w której jedzenie podają prosto do samochodu?

– Tak, chyba że wolisz wysiąść z samochodu i zjeść wewnątrz, przy stoliku, tylko że wtedy ty będziesz płacił. Wybór należy do ciebie – Ariel skręciła na parking.

– Niech będzie w samochodzie. Proszę o dwa duże hamburgery, dwie duże porcje frytek, coca-colę i mrożony koktajl mleczny. Może być każdy deser, który akurat serwują.

Ariel wychyliła się z okna, aby złożyć zamówienie.

– Sześć dużych hamburgerów, w tym trzy z przybraniem, pięć dużych porcji frytek, trzy mrożone koktajle mleczne, jedną coca-colę i trzy ciastka jabłkowe – wrzuciła bieg i podjechała do okna odbioru, zapłaciła i resztę włożyła do kieszeni.

– Czy chcesz zjeść na parkingu, tam nawet widzę jedno wolne miejsce, czy wolisz, abym zawiozła cię gdzie indziej?

– Lubię jadać na parkingach razem z kobietą i psem. Co prawda, nigdy przedtem tego nie robiłem, ale, jak mówią, wszystkiego należy spróbować – stwierdził Leks.

– Też to słyszałam – wycedziła Ariel przez zęby. – Sam chciałeś, abym zabrała tego psa, więc musisz wziąć na siebie połowę odpowiedzialności za… tę randkę.

– Tak, to prawda. Czy z moich ust wydostało się choć jedno słowo skargi? Nie. Wręcz mówiłem, że to romantyczne. Sama widzisz. Jednak mam jedno pytanie. W jaki sposób będziemy jeść frytki z ketchupem?

Ariel prychnęła.

– Skoro masz się poczuwać do częściowej odpowiedzialności za ten obiad, powinieneś coś wymyślić.

– Moja decyzja brzmi: frytki zjemy bez ketchupu.

Ariel zobaczyła we wstecznym lusterku, jak Leks uśmiecha się od ucha do ucha.

– To niezły pomysł, tylko że ja lubię ketchup, Snookie także.

– W takim razie otworzę wszystkie torebki z ketchupem i zleję ich zawartość do któregoś pudełka po dużym hamburgerze. Czy to ci odpowiada?

– W trzy pudełka. Lubię mieć własny ketchup. Nie cierpię, gdy inni ludzie maczają swoje frytki w moim ketchupie. Snookie także tego nie lubi.

– Nienawidzę tego psa.

– Tak się składa, że w tej chwili ja także za nim nie przepadam.

– W jaki sposób możemy rozwijać naszą znajomość, skoro ten pies nie odstępuje cię ani na krok? Jak sądzisz, nie dałoby się jej jakoś przechytrzyć?

– Nie ma mowy. Ona zna moje zamiary, zanim zdążę je wprowadzić w życie, a poza tym świetnie mnie rozumie i kocha z całego serca. Należę tylko do niej i jest to twoja wina.

Sięgnęła po dwie torby z jedzeniem oraz tacę z piciem i wręczyła je Leksowi. Potem zaparkowała i wyłączyła silnik. Snookie rozpięła pasy, dźwignęła swe potężne cielsko i wychyliła się z siedzenia. Leks tymczasem rozdzielał jedzenie. Snookie poczekała cierpliwie na swoją torebkę z ketchupem, po czym odwróciła się i usiadła.

– Snookie jak zwykle zachowuje się elegancko przy jedzeniu – stwierdziła Ariel.

– Przecież widzę – odrzekł Leks. Ariel zacisnęła zęby.

– To tak ma wyglądać nasz miły wspólny wieczór? – zapytał Leks z ustami pełnymi frytek.

– Miły wieczór! – prychnęła Ariel. – Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam tak… udaną randkę – parsknęła śmiechem.

– Dla mnie jest to swoisty test, ale na co, nie mam pojęcia – rzekł Leks. Snookie poruszyła się i zapięła swój pas.

– Ona już skończyła – powiedziała Ariel z pełnymi ustami. – Jeśli nie pojedziemy, ona spróbuje uruchomić samochód i kręcić kierownicą. Zrobi to, jest szalenie inteligentna.

– Wcale nie mam jeszcze dosyć – mruknął Leks.

– Uwierzysz, że ja także nie? – zapytała Ariel, trzymając w zębach swojego burgera i wycofując range rovera z miejsca parkingowego. Snookie pisnęła cicho.

– Ona lubi jeździć. Dokąd teraz?

– Ty tu rządzisz. Możesz wozić mnie dookoła, aż się zmęczysz.

– A potem co?

– Co „co”?

– No, co potem, gdzie mam cię zawieźć?

– Mam pomysł. Jedźmy do twojego domu i przeanalizujmy ową rozmowę, którą prowadziłaś z Dolly tamtej nocy, gdy strzelałaś do mnie przez okno.

– To była prywatna rozmowa.

– Być może, ale dotyczyła mojej osoby, dlatego uważam, że mam prawo poznać te fragmenty, których nie usłyszałem. O, tok właśnie to powinniśmy teraz zrobić. – Leks z zadowoleniem wyciągnął nogi i rozprostował je, odchylając się do tyłu.

– Nie! – powiedziała Ariel

– W takim razie możesz mnie odwieźć do domu, jesteś nudna – rzekł z udawanym rozdrażnieniem.

– Do Bonsall? Ty także nie tryskasz humorem na prawo i lewo.

– Tak? W takim razie mam jeszcze jedną, ostatnią propozycję. Wracajmy do twojego domu, zrzućmy z siebie te ciuchy i kochajmy się długo, dziko i namiętnie.

– To jest myśl! – Ariel w tej samej chwili zawróciła na środku drogi. Czuła, że poczerwieniały jej uszy. Leks patrzył na nią z drżeniem serca.

Snookie zaczęła szczekać i położyła uszy po sobie.

– Co to znaczy, gdy ona tak kładzie uszy? – zapytał Leks zmartwionym głosem.

– Czuje się obrażona. Mówiłam już, że jest bystra. Dobrze zrozumiała, o czym przed chwilą rozmawialiśmy, i wie też, że jej to nie dotyczy. No, rusz wreszcie głową i nie zapominaj, że poradziła sobie z frontowym oknem. Ona mogłaby cię nawet zabić, a ja nie chciałabym mieć cię potem na sumieniu. Ale mam pomysł, ona lubi ziołową, uspokajającą herbatkę, damy jej jedną lub dwie filiżanki. Sądzę, że byłaby nawet w stanie przegryźć drzwi, gdybyśmy nie wpuścili jej do środka.

– Ale ja nie lubię widzów – zmartwił się Leks. – Więc może by tak trochę brandy do tej herbatki?

– Nie ma mowy. Nie popełniam dwa razy tego samego błędu. Musimy obmyślić inny plan.

– Planowanie to dobra rzecz – uśmiechnął się Leks.

– Pójdziemy na górę, do mojego pokoju, włączymy telewizor. Będziemy pić herbatę. Naparzę cały dzbanek. Napalimy w kominku. Ona lubi leżeć przy kominku. Wtedy na pewno sobie pomyśli, że mamy zamiar spać. I jeśli nie będziemy zbytnio hałasowali, powinno się udać.

– Ale ja jestem znany z tego, że ryczę lubieżnie niczym lew.

Ariel z trudem przełknęła ślinę.

– A ja z tego, że popiskuję.

– Może jakoś się uda – rzekł bez przekonania.

– Mam nadzieję, bo mam wielką ochotę.

– Co za bezwstydna dziewczyna.

– Żebyś tylko był wart zachodu.

– Zdefiniuj słowo „wart” – poprosił tak zmartwionym głosem, że Ariel uśmiechnęła się w ciemnościach. – Zmyśliłaś sobie ten potrójny orgazm, zgadza się?

– Skądże znowu!

– Mam pięćdziesiąt cztery lata.

– Wiem, ja niedługo będę mieć pięćdziesiąt jeden.

– Nigdy nie słyszałem o czymś takim. Skąd mogę mieć pewność, że to prawda?

– Czytałam o tym w „Cosmo”. Helen Gurley Brown świetnie orientuje się w tych sprawach. A jeśli „Cosmo” nie jest dla ciebie wystarczającym autorytetem, to powiedz, dla kogo ty nim jesteś?

– Prawie cię nie znam. Nie możesz oczekiwać… perfekcji za pierwszym razem.

– Oczekuję jej. Czy chciałeś przez to powiedzieć, że… nic z tego nie będzie? – Ariel z trudem powstrzymywała się od śmiechu; widziała wyraźnie we wstecznym lusterku, że Leks bardzo jest zmartwiony.

– Nie, skądże znowu – bąknął pod nosem.

– To dobrze, bo już jesteśmy na miejscu.

Kiedy Snookie biegała po ogrodzie, Ariel zaparzyła dzbanek ziołowej herbaty. W oddzielnych pojemnikach przygotowała mleko i cukier.

– Lubisz herbatę z cytryną, Leks?

– Nie. Herbatę piję z mlekiem. Chyba nigdy jeszcze nie piłem ziołowej herbatki – powiedział i wyciągnął ręce, aby ją przytulić, ale w tej samej chwili w drzwiach kuchennych ukazała się Snookie. Ręce mu opadły, zrezygnowany sięgnął po tacę.

– Widocznie taki już mój los, że muszę tu wszystkich obsługiwać.

Ariel ze śmiechem wskazała schody na górę. Snookie natychmiast znalazła się między Ariel a Leksem. Drzwi pokoju zamknęli na klucz. Ariel napaliła w kominku i rozłożyła na podłodze obszyty atłasem, gruby pled i mnóstwo poduszek. Leks postawił na kominku tacę z herbatą.

– Zdejmij buty – rozkazała – wtedy ona od razu się odpręży. Będzie wiedziała, że nie masz zamiaru stąd wychodzić. – I sama dla zachęty zrzuciła w kąt swoje espadryle, sadowiąc się na podłodze obok Leksa.

Nalała herbaty do trzech filiżanek, jedną porcję od razu podsunęła Snookie. Owczarek wypił ją elegancko i, czekając na dolewkę, sprawdzał wzrokiem, czy oni także piją. Po trzech kolejkach Ariel przytuliła głowę do Leksa.

– To chwilę potrwa, nim zaśnie. A tymczasem opowiedz mi o sobie. Coś, czego jeszcze nie wiem. Najlepiej zacznij od dnia, w którym się urodziłeś – powiedziała rozleniwiona.

Leks rzucił okiem na Snookie; nie wyglądała na senną. Za to jemu powieki ciążyły niczym kamienie. Wymamrotał z trudem, że ważył siedem funtów.