Ariel, czy ty nie przesadzasz z tym rozczulaniem się nad sobą? Może masz dziś po prostu pechowy dzień? Taki, kiedy nic się nie udaje, włosy nie układają się jak trzeba i wyglądasz mizernie.

Nie, dłużej nie można się oszukiwać – Ariel nade wszystko ceniła sobie szczerość, także w stosunku do samej siebie. Dzisiejszy dzień to początek końca jej kariery aktorskiej. Najwyższy czas, aby zajęła się czymś innym. Jeśli teraz zejdzie ze sceny, jej nazwisko wciąż będzie wiele znaczyć w tym miasteczku. Tylko czy dalsze życie w Hollywood ma w ogóle jakiś sens? Co za pytanie! Oczywiście, że ma, przecież tu właśnie spędziła ostatnie trzydzieści lat i tu ma swój dom.

Kiedyś, dawno temu, gdy była dzieckiem, kochała inne miejsce na ziemi i nazywała je swoim domem. Miała wtedy zaledwie szesnaście lat. Chula Vista, niedaleko San Diego, właśnie tam przeżyła najszczęśliwszy okres swojego życia. Nawet teraz, po upływie trzydziestu lat, ciągle ma to w pamięci. Ojca Ariel, który pracował w wojsku, przenoszono nieustannie. Jego córka nigdy nie miała dość czasu, żeby przyzwyczaić się do któregoś z miejsc pobytu na tyle, aby je pokochać i nazwać swoim domem.

„Chciałabym…” – Ariel nigdy nie kończyła tego zdania, ale miała swoją długą listę życzeń. Na pięćdziesięciu stronach przyczepionych do wewnętrznej strony drzwi szafki, od góry do dołu tylko to jedno słowo… Dlaczego? Trudno powiedzieć. Może się bała. To był na pewno bardziej dyskretny sposób niż przelewanie swoich refleksji do pamiętnika, który mógłby się dostać w niepowołane ręce. Ariel bez trudu orientowała siew swej długiej pięćdziesięciostronicowej liście życzeń, bo zawsze miała na myśli… tylko jedno jedyne życzenie. I tak od wielu lat, codziennie przed pójściem do łóżka, wciąż na nowo dopisywała na kolejnych kartkach tylko jedno słowo: „Chciałabym…”

Aktorzy opery mydlanej spierają się na temat testów DNA.

Dlaczego ludzkie życie nie jest takie proste jak akcja serialu telewizyjnego? – pomyślała rozgoryczona Ariel. – Dlaczego ludzie mogą być prości, a życie – takie skomplikowane?

– Dolly!

– Co? – rozległ się wrzask z kuchni.

– Chyba kupię sobie psa! A może też i kota, żeby mu nie było smutno samemu.

Oddech Dolly przypominał sapanie długodystansowca, gdy ślizgając się na wypastowanej podłodze, dotarła do swej chlebodawczyni.

– W takim razie ja odchodzę! Nie mam zamiaru sprzątać po psie. Mam dość pracy, sprzątając po tobie! Poza tym psy wszystko gryzą, koty sikają gdzie popadnie i w żaden sposób nie można się pozbyć ich zapachu. Nie mam czasu wychodzić z psem na spacery. Ty musiałabyś zajmować się zwierzętami, a jesteś przecież zbyt zajęta. Odchodzę! – pokrzykiwała zdenerwowana.

– No i dobrze – odparowała Ariel. – Tylko czy znajdziesz kogoś, kto zapłaci ci tyle co ja i, na dodatek, pozwoli ci gapić siew telewizor całymi popołudniami? Wątpię. Obie dobrze wiemy, że jesteśmy na siebie skazane, i tyle. Pamiętaj, że także tobie lat nie ubywa, a wręcz przeciwnie. Nikt ci nie zaoferuje lepszych warunków niż ja. Płacę ci ubezpieczenie społeczne, zawsze na czas dostajesz pensję, a dwa razy w tygodniu masz wychodne. Pozwalam ci jeździć moim samochodem i przygotowuję ci wspaniałe prezenty pod choinkę. Jeśli to wszystko nic dla ciebie nie znaczy, proszę bardzo! Możesz odejść!

Ariel i Dolly prowadziły tego rodzaju dyskusje przynajmniej raz na tydzień, a przecież nigdy się na siebie nie gniewały. Od lat się przyjaźniły i zawsze były wobec siebie szczere, nie wahały się mówić, co im leży na sercu, zgodnie z zasadą Ariel: „Nie można obrażać się za szczerość”.

– Tak? A cóż takiego masz zamiar podarować mi w tym roku? – zapytała Dolly z chytrym uśmieszkiem.

– Nic – przecież chcesz odejść, i to tylko dlatego, że mam zamiar kupić sobie psa i kota. A ty co chciałaś mi dać? – głos Ariel brzmiał równie chytrze jak przed chwilą głos Dolly.

– Ja takie zakupy zostawiam na ostatnią chwilę. No wiesz, jak zwykle, wybiorę coś konkretnego. Dobra, ostatecznie mogę się zgodzić na jednego zwierzaka. Niech będzie pies, który nie linieje. Możesz znaleźć coś właściwego w Towarzystwie Ochrony Zwierząt. Tam nawet tresowanego psa można dostać za bezcen, kosztuje najwyżej piętnaście dolarów. Kot absolutnie odpada.

– Dwa psy.

– Nie zgadzam się! Jeden!

– Ojej, zapomniałam, przecież już dawno chciałam ci dać podwyżkę. – Ariel zaczęła wymachiwać rękami. – A w przyszłym tygodniu są twoje urodziny? Miałam zamiar zabrać cię do „Planet Hollywood” na obiad i kupić ci torebkę firmy Chanel.

– Zgoda! – Mogą być dwa, jeśli chcesz, ale to moje ostatnie słowo.

– Zgadzam się. Wiesz, Dolly, trochę się boję, nie, źle się wyraziłam, ja jestem śmiertelnie przerażona. Aktorstwo to wszystko, na czym się znam. – I rozpłakała się, a łzy strumieniami spływały jej po policzkach.

Był to dość niecodzienny widok, bo Ariel, będąc aktorką, rzadko mogła sobie pozwolić na płacz. Nie wolno jej było stawać na planie z opuchniętymi i zaczerwienionymi oczami.

– Już dobrze, dobrze – powiedziała Dolly, klękając przy niej. – Wypłacz z siebie ten żal. Kiedy skończysz, położę ci ogórkowy okład na oczy. Płacz to prawdziwe lekarstwo. Pomaga usunąć z organizmu wszelkie napięcia i trucizny. Musisz wytłumaczyć sobie, że ci z wytwórni popełnili wielki błąd, co zresztą jest świętą prawdą. Nie jesteś byle kim w tym mieście. Dostałaś Oscara, tytuł supergwiazdy i odcisnęłaś ślad swojej stopy. Niewielu szczęśliwców może pochwalić się takim dorobkiem. Ale trzeba się pogodzić z tym, że nic nie trwa wiecznie. Zdaje się, że jest to jedno z twoich ulubionych powiedzeń.

Dolly przytuliła Ariel i, nucąc cichutko, zaczęła kołysać się lekko razem z nią, zupełnie jak matka, która pragnie uspokoić płaczące dziecko.

– W porządku, niech będzie także kot. Dwa psy i kot. Napiszą o tobie artykuł w „Variety”.

Ariel dostała czkawki, ale widać było, że powoli zaczyna wracać do siebie.

– W całym tym cholernym mieście tylko ty jesteś moją jedyną, prawdziwą przyjaciółką, Dolly. Czasami mam wrażenie, że oprócz nas nikt nie wie, co znaczy lojalność. Już mi lepiej. Boję się, ale przecież jakoś sobie poradzę. Całe szczęście, że okoliczności nie zmuszają mnie do niczego, mogę zrobić, co zechcę. Dziś przejrzałam na oczy: w tym mieście, jako aktorka, jestem skończona. Jestem o tym przekonana. A w kwestii zwierząt masz rację, przygarniemy jakieś stworzenie dopiero wtedy, gdy podejmiemy decyzje dotyczące naszej przyszłości. Powiedz mi, Dolly, czy chciałabyś kiedyś prawdziwie kochać i być kochaną? Tak z całego serca, bo mam na myśli prawdziwą miłość. A może przeżyłaś coś takiego? Znam cię od dwudziestu pięciu lat i dopiero dziś pytam cię o to, choć wcale nie wiem, dlaczego właśnie dziś. Kiedyś, dawno temu przeżyłam prawdziwą miłość, ale nie mam tu na myśli żadnego z moich dwu małżeństw. Jak sądzisz, czy to prawda, że kocha się tylko raz? – zapytała drżącym głosem.

– Kochałam kiedyś, dawno temu – rzekła miękko Dolly. – Ale temu związkowi nie było pisane przetrwać. A potem nigdy już nie spotkałam odpowiedniego mężczyzny. Prawdę mówiąc, nie szukałam też nazbyt gorliwie. Ale niczego nie żałuję, może tylko jednego: nie mam dzieci. Chcesz, żebym ci się zwierzała? W takim razie powiedz też coś o sobie. Miałaś przecież dwóch mężów, przeżyłaś kilka romansów, powinnaś dużo wiedzieć o miłości. Żałuję tylko, że żaden z tych facetów nie był ciebie wart. Powiedz mi, czy to prawda, że kiedyś straciłaś kogoś, kogo bardzo kochałaś, a potem nie zdarzył się już nikt taki?

– Chciałabym…

– Które to życzenie na dzisiejszej liście?

– Drugie – odpowiedziała Ariel.

– Dwa to jeszcze nie tak źle. A na pewno lepiej niż sześć wczorajszych i pięć przedwczorajszych. Ta twoja lista życzeń powiększyła się znacznie przez ostatni rok, czy zdajesz sobie z tego sprawę?

– Oczywiście, ale to jest bez znaczenia. Taka tam pisanina. Czy odpowiedziałam już na twoje pytanie?

– Nie.

– Kiedyś, dawno temu kochałam pewnego chłopca, ale mój ojciec był przeciwny naszemu związkowi, nazwał to uczucie szczenięcą miłością, poza tym ani jemu, ani mojej matce nie podobał się mój narzeczony. A potem mój ojciec dostał rozkaz wyjazdu i cała rodzina musiała się przeprowadzić. Koniec historii.

Nie, to nie koniec historii. Któregoś dnia będziesz musiała porozmawiać z kimś na ten temat. Chciałabym…

– Zrobię ci herbatę, Ariel, wyglądasz marnie. Na pewno rozchorujesz się na grypę. Może nawet złapałaś jakiegoś pasożyta jelit? Najlepiej zdrzemnij się trochę. Obiad będzie dopiero około ósmej. Tu, przy kominku jest bardzo ciepło i przyjemnie. Na dworze pada deszcz i wieje wiatr. Zapowiada się paskudna noc.

– I jak tu cieszyć się życiem? – mruknęła Ariel, układając się między poduszkami.

Kiedy Dolly przyniosła herbatę, Ariel już spała głęboko. Dolly postawiła tacę na niskim stoliku przy sofie. Uklękła przy Ariel i przyłożyła rękę do jej czoła. Całe szczęście, nie ma gorączki. Ariel zawsze tak świetnie radziła sobie w życiu. Nic bez planu, każdy problem analizowała wnikliwie z każdej strony, by być pewną trafności swojej decyzji. Ileż to razy przesiadywały długo w nocy i rozważały do upadłego jakąś kwestię, popijając czarną herbatę z rumem i skubiąc uschniętego tosta! Ariel dzieliła się z Dolly swoimi problemami i bardzo liczyła się z jej opinią. Była wspaniała nie tylko dlatego, że stworzyła jej świetne warunki pracy, ale również dlatego, że była serdeczną przyjaciółką.

Dolly wstała i sięgnęła po tacę z herbatą. Pokręciła głową. Odrzucenie kandydatury to szczególnie dla aktorki ciężkie przeżycie. Ariel ostatnio przestała się zwierzać, a przecież przez te wszystkie miesiące, gdy wytwórnie odmawiały jej angażu, wybierając młodsze i ładniejsze aktorki, musiała się bardzo dręczyć. Właściwie to już od ponad roku nikt nie zaproponował Ariel żadnej poważniejszej roli. Kiedyś mogła przebierać w scenariuszach jak w ulęgałkach, a teraz… nic. Dzisiejszy dzień musiał być dla niej czymś w rodzaju niewidzialnej granicy, kresu jej dążeń i ambicji. Dolly nie pamiętała dokładnie, ile prób angażu skończyło się fiaskiem dla Ariel w bieżącym roku. Sid pewnie by wiedział…

Dolly odłożyła jeszcze raz tacę na stolik i, pochyliwszy się nieco, zaczęła przypatrywać się twarzy Ariel. Małe krostki, które były powodem wielkiego jej zmartwienia, nie wyglądały jak normalne pryszcze ani brodawki. Dolly poczuła, jak ze zdenerwowania krew napływa jej do głowy, i czym prędzej wybiegła z pokoju. Herbata rozchlapała się na tacę i spływała kropelkami na wypastowaną drewnianą podłogę. Z twarzą Ariel działo się coś naprawdę niedobrego… i z każdym dniem wyglądało to coraz gorzej.


* * *

– Dolly, co jemy dziś na śniadanie? – zapytała Ariel.

– Pół grejpfruta i jedną grzankę, ale dopiero za pięć minut, a kawę już mogę podać.

– Dolly, dziś proszę o jajecznicę z dwóch jaj, trzy grzanki obficie maczane w żółtku, dużo dżemu truskawkowego i prawdziwą śmietankę do kawy. Mam przed sobą cały długi dzień, przecież muszę mieć siły. Na początek chcę przejrzeć ogłoszenia o scenariuszach w „Variety”, potem skontaktuję się z adwokatem i Sidem. Mam zamiar zacząć realizować swoje plany o własnej firmie producenckiej. I powiem ci, że w przyszłości mam też zamiar zostać reżyserem, ale z tym poczekam na odpowiedni scenariusz. Po śniadaniu zadzwonię do swojego doradcy finansowego. Chcę, żeby mi powiedział, czy jest w stanie zorganizować fundusze na ten cel w myśl pierwszej zasady biznesu: „Własne pieniądze trzymaj z dala od inwestycji”. Nie wiadomo tylko, czy mi się to uda. Na początku pewnie będzie trudno dać sobie ze wszystkim radę, ale z czasem jakoś się ułoży. To zdumiewające, jak wiele nauczyłam się przez te wszystkie lata, nowe nawyki, przyzwyczajenia. Dopiero teraz mogę zrezygnować ze szpilek na rzecz wygodniejszych butów. W Hollywood kobiety reżyserzy nie są traktowane poważnie, ale ja dam sobie radę. Z czasem przejmę nad wszystkim kontrolę i stanę się jedyną właścicielką firmy. Jestem w stanie tego dokonać. Czuję to. A ty, co o tym sądzisz, Dolly?

– Jeśli czujesz, że dasz radę, zrób to.

– Oczywiście, że czuję – rozpromieniła się Ariel.

– Jak długo nosiłaś się z tym zamiarem?

– Od chwili gdy po raz pierwszy odrzucili moją kandydaturę. Przez trzydzieści lat pracy w moim zawodzie zawsze dostawałam rolę, po którą sięgałam, aż do tamtego pamiętnego dnia. Wtedy też znakomicie pasowałam do tamtej roli, tak uważali producent i reżyser, ale ci, którzy dawali pieniądze, byli innego zdania. Kiedy sytuacja powtórzyła się drugi i trzeci raz, przejrzałam wreszcie na oczy. Znasz mnie, nie należę do takich, którzy się łatwo poddają. Ale po dwunastu nieudanych próbach angażu nawet idiota zorientowałby się, co jest grane. A ja nie jestem idiotką.

Dolly postawiła śniadanie na stole.

– Nie jadłaś takiego śniadania przez ostatnie dziesięć lat, a może nawet piętnaście. Mam nadzieję, że twój żołądek da sobie z tym radę. Oprócz tych niezwykle wygodnych butów powinnaś sobie od razu zakupić opaskę na biodra – powiedziała drwiąco.