– Według mnie sprawy zaszły już zbyt daleko, pani Hart. Ten człowiek to urodzony terrorysta. Jego pociąga ryzyko. A teraz powiem pani, co wymyśliliśmy wspólnie z Harrym. Wiem, że ma pani prawo jazdy i umie pani prowadzić ciężarówki. Pani człowiek, Stan Petrie dzwonił wcześnie rano i poinformował mnie, że agent Sandersa w Nevadzie znalazł dla niego owe starocia, których pan Sanders poszukuje. Ich dotychczasowy właściciel umarł w ostatnim tygodniu, a jego żona pilnie potrzebuje gotówki. Tak się składa, że posiada wszystkie trzy maszyny, które chce kupić Sanders. Stan Petrie zorganizuje przewóz, ale pomyślałem sobie, że aby uniknąć powtórnej utraty cennych przedmiotów, powinniśmy upozorować drugi przewóz. Rozgłosimy, że pani je wiezie, a wtedy Andrews, gdy tylko się o tym dowie, pojedzie za panią, podczas gdy tamta ciężarówka bezpiecznie dowiezie towar na miejsce. W ten sposób Sanders nie poniesie straty, a my przyłapiemy Andrewsa na gorącym uczynku. Jeśli wszystko się powiedzie, Sanders dostanie swój towar, my dostaniemy Andrewsa i zakończymy całą tę sprawę. Będzie pani musiała przekroczyć granicę stanu, może być Nevada czy Arizona, decyzja należy do pani. Ciężarówka będzie pusta, nie licząc mnie oraz Harry’ego; będziemy siedzieć z tyłu. Całą akcję będą śledzić również inni agenci podążający za nami w nie oznakowanych samochodach. Pani za kierownicą tej ciężarówki będzie doskonałą przynętą dla Andrewsa. My także podejrzewamy, że te napady to jego sprawka, więc nie jest pani odosobniona w swojej opinii. Ale zanim zdecyduje się pani na ten wyjazd, musi pani wiedzieć, że jest to niebezpieczne.

Serce Ariel biło jak oszalałe. Skąd ten błysk w oczach Harry’ego?

– No cóż… ja… a jeśli się nie uda? Mogą was dostrzec. A jeśli nie będzie żadnego napadu? On nie jest taki całkiem głupi. Może się domyślić, że to pułapka, i nie da się nabrać. I dalej, co stanie się z ranczerami i ich zbiorami? A może on już wie o prawdziwym transporcie staroci Leksa i przejrzał ten pański plan? Leks nie przeżyłby powtórnej straty. Co wtedy, panowie, co wtedy?

– Wszystko, co pani mówi, może okazać się prawdą. Ale nie dowiemy się tego, dopóki nie spróbujemy. Odpowiadając natomiast na pani pytanie dotyczące ranczerów: po prostu nie wiem. Wszystko zależy od tego, ile pieniędzy im obiecał i jakim sposobem zdołał ich nakłonić do rzucenia dotychczasowej pracy. Tego nie da się wydedukować. Ale robimy, co w naszej mocy. Mam nadzieję, że pan Sanders dostanie swoje starocie. Nie ma innej alternatywy. Żaden przestępca nie jest w stanie umknąć FBI. Czy ta odpowiedź panią zadowala, pani Hart?

– Pojadę razem z tobą, jeśli zdecydujesz się to zrobić, Ariel – wtrąciła Dolly. – Snookie także pojedzie, tak?

– Tak sądzę. Dobrze, zrobię to, ale pod jednym warunkiem: będę mogła wziąć ze sobą pistolet.

– Czy ja dobrze słyszałem?! – nie dowierzał agent Navaro.

– Dobrze pan usłyszał. Co więcej, chcę pozwolenie na piśmie, inaczej w ogóle tego nie zrobię. Zresztą wy także nie jesteście w porządku, prosząc mnie o coś takiego. Ale chcę pomóc. Pan zapomina, agencie Navaro, że ja grałam w setkach filmów, jestem entuzjastką kina i mnóstwo czytam. Pan zapewnia ochronę i obiecuje, że będzie tam razem ze mną. Ale ja dobrze wiem, że w krytycznym momencie sama będę musiała sobie radzić. A niespodzianek na tej drodze może być wiele, tego nie muszę panu mówić. Filmy sapo to, aby pokazać człowiekowi, co naprawdę może wydarzyć się w jego życiu. Niech pan nie zaprzecza, to prawda. Nie boję się być zdana na samą siebie, ponieważ potrafię zadbać o własne bezpieczeństwo, tak samo zresztą jak Dolly; potrzebujemy tylko pistoletu. Dostałam pozwolenie na broń i umiem strzelać, więc w czym problem? Pan dobrze wie, że może się zdarzyć tak, że w przydzielonej mi ochronie znajdzie się jakiś policjant niezguła, i co wtedy?

Obraził się, poznała to po jego oczach, ściągniętych ramionach i zaciśniętych wargach.

– Musimy stosować się do przepisów – powiedział.

– Tym bardziej nie powinien pan odmawiać mi pisemnej zgody. Navaro szybko przytaknął głową.

– Na całą tę akcję należy przeznaczyć co najmniej jeden dzień. Pani pojedzie do Nevady, to miejsce świetnie pasuje do naszego planu, i tam przejmie prowadzenie ciężarówki. Kierowca, który miał wykonać ten kurs, właśnie nagle się rozchoruje, a pani, przypadkiem bawiąca w Las Vegas, zaproponuje, że odprowadzi ciężarówkę do bazy. Poczekamy dostatecznie długo, aby wieść o tym dotarła do odpowiednich osób, a dopiero potem ruszymy w drogę. Niektórzy kierowcy bardzo lubią poplotkować sobie przez CB-radio. Używają jakiegoś kodu, ale rozszyfrowałem go, wystarczyło trochę ruszyć głową. W tym samym czasie samochód z towarem dla pana Sandersa także ruszy w drogę.

– Dziękuję za te wszystkie informacje. Jak pan sądzi, kiedy powinniśmy przeprowadzić całą akcję? – zapytała Ariel.

– Na przykład jutro. Jeśli nie ma pani żadnych innych planów, już dziś mogłaby pani pojechać do Las Vegas. Jeden z naszych ludzi przyprowadzi pani samochód. Zatrzyma się pani w hotelu „Mirage”, zje obiad, może zajrzy do kasyna… lub co pani zechce. Potem zadzwoni pani do Stana Petrie przez CB-radio i przedstawi mu całą sprawę. Jest pani aktorką, nie muszę udzielać pani rad, jak to zrobić. Będziemy w kontakcie.

– A co ze Snookie? Nie wpuszczą jej do tego wielkiego, wspaniałego hotelu.

– Już moja w tym głowa – agent Navaro machnął jej przed oczami swoją odznaką. Ariel miała niepewną minę. Przez chwilę miała ochotę wyrwać mu z rąk i zniszczyć tę jego odznakę.

– Pójdę nas spakować – rzekła Dolly.

– A w hotelu proszę iść prosto po klucze. Pokój będzie zarezerwowany. Żadnego zamieszania czy czekania w kolejce, nic z tych rzeczy. Podobnie przed wyjazdem: klucze wystarczy odłożyć na toaletkę i wyjść. Proszę tylko o jedno: niech ten pies nie zabrudzi dywanów.

Snookie warknęła groźnie, a Navaro cofnął się przezornie o krok.

– Dobrze.

– A potem spotkamy się na zewnątrz – dodał.

– Ty chyba zwariowałaś, Ariel – rzekła Dolly, gdy agenci zamknęli za sobą drzwi.

– Tak? Dlaczego nie powiedziałaś tego w ich obecności? Gdy proponowali całą tę eskapadę?

– Miałam kompletny mętlik w głowie. Poza tym wiedziałam, że ty się tego podejmiesz, więc nie chciałam robić zbędnego zamieszania. Świetnie umiem czytać w twoich oczach, Ariel.

– Nie wróciłaś do domu ostatniej nocy, gadaj mi zaraz, jak było?

– Całkiem przyjemnie, ale muszę przyznać, że spodziewałam się czegoś więcej. A jak tam poszło z Leksem?

– Nie pytaj. Cały wieczór wszystko kręciło się wokół Snookie, istny koszmar. Opowiem ci wszystko w drodze do Nevady. Chyba potrafię… jak myślisz, Dolly, potrafię?

– Potrafisz, i to z zamkniętymi oczami. To znaczy, masz na myśli prowadzenie ciężarówki, tak?

– To i wszystko inne. To już nie będzie film, lecz rzeczywistość.

– Harry twierdzi, że jest dobrym agentem, ale ja uważam, że on jest jakiś dziwny. Nigdy nie wiadomo do końca, co sobie tak naprawdę myśli. A ja myślałam, że agenci FBI są bez zarzutu. Twierdzi, że wiele razy był wyróżniany. Pokazał mi nawet trochę zamazane zdjęcie, na którym wymienia uścisk dłoni z Dannem Quale’em. Agent Navaro o trzy miesiące dłużej pracuje w FBI. Tworzą zgrany zespół, tak twierdzi Harry. Będą się nami opiekować. Czy bierzemy jakieś suknie?

– Po jednej. Nikt nie stroi się w Vegas. Lepiej mieć niekrępujące ubrania, kiedy się traci pieniądze. Włożę luźne spodnie, koszulkę z krótkim rękawem. Wystarczy mała torba z przyborami na noc. Przynieś jeszcze koc Snookie. Jest uprany, trzeba go tylko wyjąć z suszarki. Zdajesz sobie sprawę, że będziemy musiały jadać w pokoju albo w samochodzie?

– Zepsułaś ją, Ariel. Ona myśli, że jest człowiekiem. Spójrz tylko na jej pysk, dobrze wie, że o niej mowa. Ach, Boże, wreszcie zaczęło się coś dziać w moim życiu.

Jaka ona szczęśliwa – pomyślała Ariel, idąc na górę. – Ale jest tego warta i życzę jej jak najlepiej. Przez łzy patrzyła na kosmetyki i bieliznę, którą pakowała do torby. Snookie dreptała przy niej, zdezorientowana.

– Widzisz, Snookie, myślę, że Dolly się zakochała – szepnęła do niej ze smutkiem Ariel. – To wspaniałe, tylko boję się, że będę za nią bardzo tęsknić, gdy się wyprowadzi. Zostaniemy same, tylko ty i ja, maleńka. Damy sobie radę. Chyba wypada, abym urządziła jej huczne wesele. Zaprosimy wszystkich moich znajomych, aby Dolly dostała mnóstwo prezentów. Musi być bardzo uroczyście. A ty wystąpisz z białym goździkiem w obroży. Ach, Boże, naprawdę będzie mi jej brakowało.

Snookie stanęła na tylnych łapach, przednimi opierając się o jej ramiona i zlizywała jej łzy cieknące po policzkach. Ale Ariel rozpłakała się jeszcze bardziej’ Snookie doszła więc do wniosku, że powinna zrobić coś niezwykłego, aby Ariel zapomniała o swoim nieszczęściu. Przesunęła się ku plecom swej pani i zaczęła ją poklepywać, zupełnie jak matka usiłująca pocieszyć swoje dziecko.

– Ty naprawdę jesteś kimś więcej niż psem, wiesz o tym, prawda? – zapytała Ariel z uśmiechem.


* * *

Gdy tylko kobiety znalazły się na autostradzie między stanowej, Ariel zażądała:

– A teraz opowiadaj, jak było. Wszystko, z najdrobniejszymi szczegółami, przysięgnij.

– Przysięgam – zachichotała Dolly. – Znasz taką piosenkę zespołu Pointer Sisters: „Pragnę mężczyzny, któremu nie spieszy się zanadto…”


* * *

Leks Sanders zamknął za sobą drzwi stajni. Przez ostatnie cztery godziny pracował tak ciężko, że prawie padał z nóg. Usłyszał dziwny hałas dochodzący od mieszkań pracowniczych i zaniepokojony odwrócił się w tamtą stronę.

– Co u licha…

To nie żadne święta, nie ma żadnej fiesty, więc co się dzieje? Niedziele jego robotnicy, zawsze posłuszni przykazaniu: „Dzień święty święcić”, zwykle spędzają wylegując się na tarasie czy pod drzewami, czytając meksykańskie gazety i grając w karty. Kobiety donoszą im jedzenie w wiklinowych koszach, a dzieci bawią się cichutko. Dlaczego teraz zachowują się jak stado gęsi? Leks nie miał zwyczaju wtrącać się do prywatnego życia swoich pracowników, ale dziś musiało się wydarzyć coś niezwykłego.

Kobiety mówiły, dzieci płakały, a mężczyźni pokrzykiwali na swoje żony, które wyraźnie ignorowały głośne, pełne gróźb słowa. Odczekał jeszcze chwilę, starając się zrozumieć, o co komu chodzi w tym zgiełku, i naraz serce zabiło mu gwałtownie: mężczyźni chcą odejść z jego ranczo, a kobiety i dzieci się temu sprzeciwiają.

Leks gwizdnął głośno. Zapanowała cisza.

– Co tu się dzieje? Dlaczego chcecie odejść? Za kilka dni rozpoczną się zbiory. Jak możecie robić mi coś takiego? Żądam wyjaśnień, natychmiast, do jasnej cholery!

– Chodzi o pieniądze, señor Leks. Ranczo Marino, oprócz zwykłego wynagrodzenia za każdą godzinę, obiecuje każdemu pracownikowi tysiąc dolarów za podpisanie kontraktu na sezon. Chcemy to zrobić, señor Leks.

Leksowi zakręciło się w głowie od tych słów. Tysiąc dolarów premii dla tych ludzi, to tak jak sto tysięcy dolarów dla niego samego. Skąd ten Marino ma, do diabła, tyle pieniędzy? Jest nowy na tym terenie, od pewnego czasu skupuje co pomniejsze rancza i łączy je w jedno.

– Gdzie będziecie mieszkać? A co ze szkołą dla waszych dzieci? Z godziwym zakwaterowaniem dla waszych rodzin? Czy pomyśleliście o tym?

Pomyślały jedynie kobiety. Znowu zaczęły zawodzić.

– Kto obiecał wam te pieniądze? Kiedy je dostaniecie? – zapytał, z trudem rozpoznając swój ochrypły głos.

– Po zbiorze i sprzedaży zbiorów – odezwał się jeden z mężczyzn. – Tak nam obiecał przedstawiciel señora Marino.

– To tak! Pracowaliście dla mnie przez piętnaście lat, a niektórzy nawet dwadzieścia pięć. A teraz, tuż przed sezonem, macie zamiar mnie zostawić? To jest owa wdzięczność za opiekę, za wykształcenie, które umożliwiłem waszym dzieciom, i za troskę o ludzi starszych. Dostaliście wygodne domy, dobre warunki pracy, zapewniłem wam lekarza, dentystę i okulistę, a wy robicie mi coś takiego? Wynoście się z mojej własności i nie spodziewajcie się, że was przyjmę, gdy Marino wam nie zapłaci. Będziecie mieli szczęście, jeśli w ogóle dostaniecie te swoje pensje, nie wspominając o premii.

Przerwał zdumiony, bo stało się coś, czego nigdy w życiu nie spodziewał się zobaczyć na własne oczy: oto kobiety zaczęły wymyślać swoim własnym mężom! W każdych innych okolicznościach pewnie uśmiałby się serdecznie, słuchając, jak w imieniu wszystkich zabrała głos jedna kobieta.

– Jeśli teraz odejdziecie, nie wracajcie więcej do naszych łóżek. Odtąd nasze dzieci nie będą miały ojców ani dziadków. Psy zostają z nami, a wy jesteście głupcy. Czy my możemy zostać, señor Leks? Pójdziemy do zbiorów, dzieci też pomogą.

– Oczywiście, że możecie zostać. To jest wasz dom – popatrzył groźnie na mężczyzn, czekając na ich decyzję. Do końca nie wierzył, że mogą go opuścić.