– Siedem.

Pół godziny później Ariel miała o dwadzieścia pięć dolarów więcej, a Dolly przegrała wszystkie siedem.

– To oznacza, że ty stawiasz drinki. Zamawiam piña colada. Już trzecia, a o siódmej mamy być na nogach, zgadza się?

– Nie będziemy zamawiać żadnego budzenia na telefon, jeśli ci o to chodzi. Pośpimy smacznie do czasu telefonu od Navaro, chyba że Snookie nas wcześniej obudzi. Ja także proszę piña colada - wręczyła Dolly dziesięć srebrnych dolarów.

– Czy to nie dziwne, że ani jedna osoba nie zwróciła uwagi na Snookie? W tym mieście naprawdę liczy się tylko hazard. Nieprawdopodobne.

– Ty w ogóle nie doceniasz FBI. A teraz na górę i do łóżek. Co za zwariowany dzień…

– Masz teraz lepsze zdanie na temat Hollywoodu, zgadza się?

– Nie zawiedli mnie. Jestem im za to bardzo wdzięczna. Żal mi tych ranczerów, ich życie i tak jest ciężkie bez jakiegoś sukinsyna, który dodatkowo je im zatruwa. Ale rzeczywiście, masz rację, jestem w świetnym nastroju.

– Mam nadzieję, że obu nam dopisze humor, gdy jutro przyjdzie pora wyjechać w trasę.

– Musiałaś sprowadzić rozmowę na ten temat?

– To nieuniknione, Ariel.


* * *

Była dziesiąta rano, gdy zadzwonił agent Navaro. Ariel zapisała adres firmy przewozowej, zadzwoniła do recepcji, aby zamówiono taksówkę, a potem zatelefonowała do biura ekspedycyjnego w Chula Vista. Przekazała Stanowi informację, której wcześniej wyuczyła się na pamięć.

– Wyjeżdżamy punktualnie o dwunastej. Kiedy weźmiemy ciężarówkę, Navaro i Harry będą już z tyłu. Wszystko załatwione. To zabawne, ale w ogóle nie jestem zdenerwowana. Mam przeczucie, że Andrews nie da się na to nabrać. Ten krezus musiał go przyjąć do siebie i, z tego, co mówi Navaro, dobrze mu zapłacił. Nie będzie chciał ryzykować utraty takiej pracy. Terrorysta dobrze wie, kiedy uderzyć, a kiedy sobie odpuścić. Powiedz mi, czy owe trzysta osiemdziesiąt dolarów, które wygrałaś wczoraj w kasynie, masz zamiar wydać na seksowną bieliznę?

– Przestań, Ariel, co moja bielizna ma z tym wszystkim wspólnego? W tej chwili mogę myśleć tylko o jednym.

I Dolly tak energicznie zasunęła suwak w swojej torby, że Ariel aż podskoczyła ze strachu, słysząc ten zgrzyt w cichym pokoju.

– No wiesz, przecież trzeba o czymś gadać. Jestem gotowa. Gdzie klucz?

Dolly cisnęła go na toaletkę zgodnie z instrukcją Navaro. A godzinę później Ariel była już przy ciężarówce, którą miała prowadzić. Usiadła za kierownicą i przez chwilę rozkoszowała się swą nową pozycją. A potem włączyła CB-radio i głośno i wyraźnie podała w eter wiadomość o swoim kursie.

Kiedy je wyłączyła, sięgnęła po glocka i zatknęła go z tyłu za paskiem spodni, a bluzkę obciągnęła na biodra. Spojrzała na pobladłą Dolly, a potem na Snookie; pies chyba się uśmiechał.

– No dobrze, poczekamy tylko na znak ekspedytora i już nas tu nie ma!

– Czy nie powinnaś powiedzieć teraz coś beztroskiego w rodzaju: „szczęśliwej drogi, już czas…”? – zapytała Dolly przez zaciśnięte zęby.

– Tak mówi się w filmach, a propos, przypominaj mi co jakiś czas, że ten kurs to rzeczywistość. Ale powiedz mi jeszcze, czy poczułabyś się lepiej, gdybym tak powiedziała?

– Może, nie wiem.

– No dobra, maleńka, w takim razie: szczęśliwej drogi, już czas… – uśmiechnęła się Ariel, naciskając pedał sprzęgła, ze wzrokiem utkwionym w ekspedytora. – Lepiej, żeby ci faceci w tyle mocno się trzymali, bo trudno im będzie utrzymać równowagę. Przed nami szmat drogi i dużo ostrych zakrętów. Za sześć, siedem godzin powinnyśmy być w domu. Lepiej porozmawiajmy teraz o przyjęciu.

– Wolne żarty. Pomyślmy raczej o ciężkiej pracy, która się z tym wiąże. Jak tu się cieszyć z imprezy, gdy człowiek pada z nóg?

– To nie ma znaczenia. Będzie się rozmawiać o dobrze wykonanej pracy. Niekoniecznie zawsze trzeba śpiewać czy tańczyć na przyjęciu. Przyjęcie to przyjęcie, kupimy tysiące balonów.

– Co komu po balonach, jak nikt nie będzie miał siły ich nadmuchać? – narzekała Dolly.

– Kupimy nadmuchane, po prostu dopłacisz. Już lepiej porozmawiajmy o miłości, seksie i przystojnych facetach. Czas upłynie nam szybciej.

Ariel chciała sprowokować Dolly do rozmowy o Leksie. Niech powie raz jeszcze, że Leks jest w niej zakochany, choć przecież Ariel sama zaczynała w to głęboko wierzyć.

– Jak myślisz, Dolly, czyja będę dobrą żoną? Moje dwa pierwsze małżeństwa nie były udane…

– Prawdziwa miłość zdarza się tylko raz w życiu, wtedy tylko ci się wydawało, że kochasz. Ale tym razem… sama dobrze wiesz. A ponieważ wiele dobrego spotkało cię w życiu, będziesz mogła spłacić wreszcie ów dług wdzięczności; razem to zrobicie. To jest najważniejsze. Odpowiadając zaś na twoje pytanie, uważam, że będziesz dobrą żoną, bo w ogóle jesteś wspaniałą osobą. I wszyscy miłośnicy twojego talentu wydadzą wspólne westchnienie rozpaczy, gdy tylko dowiedzą się, że ktoś się stara o twoją rękę. Od tej pory tylko pozytywnie możesz być nastawiona do życia.

– Będę posłuszna, o matko.

– Włącz CB-radio. Mężczyźni też lubią sobie poplotkować. Na słuchaniu czas szybciej zleci.

– No właśnie, może dowiemy się przy okazji, gdzie jest owo miejsce, w którym masaż trwa aż dwie godziny, a bitą śmietanę podają razem z syropem truskawkowym…


* * *

Tuż przed wschodem słońca samochód Leksa Sandersa skręcił na plac Able Body Trucking. Pierwszy wyskoczył z niego z młodzieńczą werwą Asa.

– Boże, to miejsce jest dla mnie jak cudowny okład na schorowane od kilku miesięcy oczy. Stan, jak to miło znów cię widzieć. Czy pani Hart dobrze was tu traktuje?

Leks patrzył, jak siwy staruszek poklepuje radośnie po plecach swojego dawnego spedytora. Zaraz potem wręczył mu cuchnące cygaro, a drugie przypalił dla siebie, używając do tego zapalniczki w kształcie lampy lutowniczej. Asa nie był wysokim mężczyzną, ale brak wzrostu z powodzeniem nadrabiał obwodem swojego pasa. Widać rozsmakował się w hawajskiej kuchni i miał za mało ruchu. Leks mógłby się założyć o ostatniego dolara, że Asa nie przepuścił żadnego odcinka mydlanych oper, teleturniejów czy programów kryminalnych, i to kosztem własnego snu. W jego wyblakłych, niebieskich oczach widać było wyraźne rozczarowanie odpowiedzią Stana, który nie szczędził pochwał nowej właścicielce Able Body. Przygładził ręką swe siwe, krótko przystrzyżone włosy. Widać było jego zniszczoną, usianą zmarszczkami twarz. Ubierał się dokładnie tak samo jak przez ostatnie dwadzieścia pięć lat ich wspólnej znajomości: miał na sobie luźne niebieskie dżinsy, bawełnianą koszulę, ciężkie buty robocze, a w kieszonce na piersiach pudełko obrzydliwych cygar.

– Powinien pan zobaczyć odnowione biura, panie Able. Pani Hart nie żałowała na to czasu ani pieniędzy. Robota pierwsza klasa, wszystko dopięte na ostatni guzik. Różowa łazienka, sztuczne kwiaty, kolorowe mydełka, glazura… miękki dywan na podłodze, słowem, wiele zmian.

Asa mruknął coś niezrozumiale, a Leks uśmiechnął się tylko nieznacznie.

– Drzwi otwarte, na placu zauważyłem już samochód Bernice, wcześnie dziś przyjechała. A pani Hart, nie wiesz, o której będzie?

– Raczej późnym wieczorem. Ona wczoraj wyjechała do Las Vegas. Myślałem że wie pan o wszystkim od tych facetów z FBI. Ona odprowadza tu ciężarówkę, to pułapka – dodał znacząco.

– Co? – krzyknął Leks.

– Ciiii, to tajemnica FBI. Mówię o tym w zaufaniu, bo wiem, że pan bardzo lubi panią Hart, więc powinien pan wiedzieć. Pańscy ludzie znaleźli nowy komplet staroci, których pan od dawna poszukuje. Pani Hart odgrywa tylko rolę wabika, a pańskie rzeczy, drugą ciężarówką, zostaną bezpiecznie dostarczone na miejsce. Idę o zakład, że podoba się panu to rozwiązanie, zgadza się?

– Tak, tak. Jezu Chryste, co ona wiezie?

– Z tyłu siedzą ci dwaj agenci FBI. Mówiłem już panu, że to pułapka. – Stan klapnął się po nodze rechocząc z radości.

– Używają kobiety jako przynęty – stwierdził Leks ze wzgardą. – Niech mnie diabli, jeśli to jest w porządku.

– Dwie kobiety i pies – wykrztusił Stan, zanosząc się ze śmiechu.

– Wszystko różowe i zielone! Muszle! A gdzie podziała się moja spluwaczka i mój biedny Teddy? – bełkotał Asa.

– Pakuj się do wozu, Asa. Jedziemy do Las Vegas! Podaj mi, jaką trasą jadą, Stan, i niech ci nawet nie przyjdzie do głowy powiedzieć mi, że jej nie znasz – zażądał Leks i po chwili wetknął do szorstkiej ręki Asy świstek papieru, który dostał od Stana.

– Vegas! Jasny gwint! – gwizdnął Asa, siadając do samochodu i zapinając pasy. – No, chłopcze, gaz do dechy. Chętnie wydam trochę pieniędzy, a i moje stare oczyska nacieszę widokiem ładnych dziewcząt. Oczywiście, o wszystkim opowiem żonie, gdy tylko wrócę do domu.

– Ją to guzik obchodzi!

– To nieprawda! A po co jedziemy do Vegas?

Asa, wysłuchawszy wyjaśnień Leksa, potarł ręką kilkudniowy zarost.

– Coś takiego nie zdarzyłoby się, gdybym wciąż jeszcze był właścicielem tej firmy. Kobiet nie powinno się używać jako przynęt na oszustów! – stwierdził tonem najuczciwszego człowieka świata, czym niepomiernie zadziwił Leksa.

– Zamierzam się jej oświadczyć, zrobię to jak najszybciej, w najbliższych dniach, może w przyszły weekend, może trochę później, na przykład, gdy wyjaśnią się wszystkie sprawy z robotnikami. Może w ogóle tego nie zrobię, bo cały mój dorobek szlag trafi. To nie jest jakaś głupia gęś, aby ją do tego nakłonić, musieli wstawić jej jedną z tych swoich górnolotnych gadek o odpowiedzialności względem ojczyzny i od jej udziału uzależnili powodzenie akcji.

– Ona prawdopodobnie zrobiła to z myślą o tobie. Kobiety są w stanie popełnić wiele głupstw, gdy są zakochane, podobnie zresztą jak mężczyźni, chociażby to, co robisz w tej chwili, może być tego jaskrawym przykładem. Nie wiadomo, czy ujdziemy z życiem, jeśli będziesz próbował zatrzymać tę ciężarówkę, i tylko mi nie mów, że nie taki jest twój plan. Będziemy siedzieć jej na ogonie, potem w dogodnej chwili przesiądziemy się do ich wozu, a obie kobiety i pies wsiądą do naszego.

– Daj spokój, Asa, to nie jest mój plan.

– W takim razie jaki masz plan?

– Niech szlag trafi plan! Nie mam żadnego, choć może i mam, będziemy po prostu jechać za nimi. Chyba że masz lepszy pomysł? – mruknął Leks. – Dlaczego nie zadzwoniła i nie powiedziała, co robi?

– Ci faceci z FBI zobowiązują wszystkich do utrzymania takich akcji w tajemnicy. Widziałem to na filmie, a pani Hart zrobiła wiele filmów i zna się na rzeczy. Tylko Stan nie potrafi zachować tajemnicy. Ona zrobiła to dla ciebie, synu, obaj o rym wiemy.

– Nie chcę, żeby dla mnie robiła takie rzeczy. Pragnę, aby siedziała w domu cała i zdrowa.

– Mamy lata dziewięćdziesiąte, synu. Kobiety nie chcą siedzieć w domu całe i zdrowe. Weźmy chociażby moją żonę: zamiast siedzieć w domu, robi biżuterię z morskich muszelek, a potem sprzedaje ją na chodniku. No, sam powiedz, czy to nie koniec świata? I całkiem nieźle na tym zarabia. A za zarobione pieniądze kupuje kwiaciaste ubrania, cały pokój już nimi wypchała.

Nawet w tej sytuacji Leks nie mógł się powstrzymać od śmiechu.

– To wszystko byłoby jeszcze zabawniejsze, gdybyś powiedział, że pomagasz jej robić tę biżuterię.

– Od czasu do czasu. Albo te ananasy, nic tylko ananasy, jak ja ich nie cierpię, jak ja nie cierpię Hawajów! Nienawidzę tamtejszego słońca, całego tamtejszego blichtru. A meble, nic tylko żółte i zielone. Jak sądzisz, czy pani Hart odsprzeda mi moją firmę?

– Jeśli to wszystko się wreszcie skończy i jeśli zgodzi się wyjść za mnie, masz całkiem duże szanse. A co na to twoja żona?

– Będę ją odwiedzał. – Asa parsknął śmiechem. – Odpręż się, synu, w tej chwili nie możesz wiele zrobić. Ona ma wystartować w południe, będziemy wtedy około dwóch godzin jazdy od Vegas. Moja rada brzmi: czekać tam na nią spokojnie. Nie mam złych przeczuć, federalni źle to wymyślili. Pułapka jest dobra tylko wtedy, gdy jest ktoś, kto może w nią wpaść. Chet nie dałby się na to nabrać, to szczwany lis. Przez wiele lat zdążyłem go dobrze poznać, możesz mi wierzyć, że on w tej chwili piecze inną pieczeń.

Dalej jechali w milczeniu. Od czasu do czasu Leks włączał radio, słuchał przez chwilę i natychmiast je wyłączał. Palił papierosy i zanosił się kaszlem, podczas gdy Asa delektował się swoimi obrzydliwymi cygarami. Westchnął z ulgą, gdy stwierdził, że starszy człowiek uciął sobie drzemkę. Jechał ze stałą prędkością zerkając na prędkościomierz w obawie, aby wskazówka nie wychyliła się ponad sześćdziesiąt pięć mil. Pojedyncze oko antyradaru spoglądało na niego niczym mitologiczny Cyklop.

Leks robił wszystko, aby tylko nie myśleć, co w tym samym czasie dzieje się na jego ranczu. Jadł orzeszki ziemne, żuł gumę, palił papierosy, nucił coś pod nosem, wystawiał głowę przez okno i oddychał głęboko. Dopiero na początku trzeciej godziny jazdy przestał się wiercić.