Ariel poruszyła lekko głową i ostrożnie zrobiła kilka okrężnych ruchów, aby rozluźnić mięśnie karku.
Wracając do alejki, w której ostatnio pracowała, spotkała Leksa. Jego pikap po brzegi był załadowany skrzynkami awokado. Pomachała mu ręką.
– Gdzie byłaś? – zawołał.
– Robiłam sobie manicure! – odkrzyknęła Ariel, nigdy nie tracąca animuszu.
– Nie zapomnij o naszej randce w gorącej wannie!
Ariel odwróciła się i podeszła do samochodu. Leks wystawił głowę przez okno.
– Pocałuj mnie – poprosiła, a kiedy to zrobił, stwierdziła: – podobało mi się, poproszę jeszcze raz.
– Mogę powiedzieć szczerze – stwierdził Leks – że jeszcze nigdy w życiu z nikim się tak nie całowałem.
– Jak ty niewiele widziałeś na tym świecie, Leksie Sandersie. Musisz wiedzieć, że stać mnie na dużo więcej, gdy pracuję na najwyższych obrotach. I mam nadzieję, że potrafisz mi wtedy dorównać. Czyja ciągle śmierdzę?
– Szczerze? Tak. A teraz posłuchaj, nikt o tym nie wie oprócz mnie, a teraz także ciebie. Otóż ja posiadam ogromne rezerwy i dlatego raczej ty, moja pani, jesteś tą, która mało widziała na tym świecie!
Ariel śmiała się serdecznie przez całą drogę do swojej alejki.
– Wiesz co, Snookie? On pewnie tylko tak gada, a w rzeczywistości… Całe ciało mnie swędzi, już nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam coś takiego. Jestem odrętwiała od tej pracy.
Snookie szczeknęła głośno, merdając ogonem.
– I jeszcze ty. Co ja mam z tobą zrobić? Jak tu iść do łóżka z mężczyzną, skoro ty nie pozwalasz mu zbliżyć się do mnie ani na krok?
– Dobrze ci radzę, zabandażuj oczy cholernemu psu – usłyszała obok siebie piękny głos.
– Raquel! Już nic lepszego nie jesteś w stanie wymyślić?
– Przecież jej nie powiesisz. Ona mi wygląda na jednego z takich psów, które nie namyślają się wiele, gdy trzeba skakać przez ogień lub zbrojone szyby okienne. Na szczęście, j a nie mam tego problemu – ciągnęła. – A tak na poważnie, chciałam ci powiedzieć, że miałaś naprawdę genialny pomysł, Ariel, bardzo się cieszę, że mogę brać udział w tej akcji. Aha, kilka godzin temu szukał cię jakiś facet. Wyglądał jakoś dziwnie, wielki brzuch, długi zarost i śmierdziało od niego na kilometr. Do zobaczenia, muszę dodźwigać jakoś ten kosz do ciężarówki. A po robocie proponuję wspólny lunch.
– Będzie mi bardzo miło.
Chet Andrews. Czyżby ośmielił się tu przyjść? Na teren należący do Leksa? Wiedziała, że tak. I co teraz? Rozejrzała się bacznie dookoła. W takiej chmarze ludzi niepodobna nikogo odnaleźć. Za to on nawet w tej chwili może ją ukradkiem obserwować. Zadrżała przerażona.
Wróciła jednak do pracy i dopiero po dwóch godzinach zrobiła sobie przerwę na kawę. Patrzyła na wschód słońca i gawędziła z kamerzystami. To byli starzy znajomi.
– Nawet nie wiecie, jak się cieszę z waszego przyjazdu. Może kiedyś zdołam wam się jakoś odwdzięczyć.
– Hollywood nie potrzebuje żadnych dowodów wdzięczności – stwierdził jeden z mężczyzn.
– Ci ludzie zasługują na szczególny dowód uznania. Zwykłe pochwały to zbyt mało. Kręciliście jakieś zdjęcia?
– Mamy kilka udanych ujęć. Przyślemy ci wideo po obróbkach. Chyba że masz zamiar do nas wrócić, a wtedy pokażemy ci go na dużym ekranie. Może wykorzystamy go do czegoś, w naszym zawodzie powinno się jak najwięcej nagrywać, bo nigdy nie wiadomo, co i kiedy może się przydać.
– Zrobiło się jakoś cicho. Gdzie się wszyscy podziali? – zdziwiła się Ariel.
– Została już tylko jedna aleja. Poszli zaopatrzyć się w prowiant na ostatnie czternaście godzin pracy, jak oszacował sam pan Sanders. Słyszałem, że pracuje tu ponad siedemset osób. Nie licząc mediów, które, mówiąc na marginesie, pracowały równie ciężko jak cała reszta. No, musimy się zbierać. Trzymaj się, Ariel. Za kilka tygodni wideo powinno być gotowe.
– Tylko że to już nie będzie jej potrzebne – usłyszała nagle czyjś zgryźliwy głos. – Jej czas już się skończył, prawda, pani Gwiazdo Filmowa? – syknął ktoś w półmroku.
Serce zamarło jej z przerażenia.
– Nie, panie Andrews, pan mówi jakieś bzdury. A w ogóle czego pan tu chce?
Zerknęła pospiesznie w lewo. Kamerzyści byli już daleko, prawie nie widziała ich w ciemnościach. A więc jest zdana tylko na siebie i na Snookie. Oblizała zaschnięte wargi.
– To wszystko twoja wina, ty suko. Wszystko szło jak trzeba, dopóki ty się nie pojawiłaś. Byłbym ustawiony na całe życie, a tak… Zapłacisz mi za to. Moi ludzie mają na oku ciebie i tego psa. Załatwimy go prądem, zaraz będzie po nim.
– Spokojnie, Snookie, zostań. – Ariel miała nadzieję, że mówi opanowanym głosem. – Tutaj są setki ludzi. Już po wszystkim. Prawdziwe FBI bada całą sprawę. Wiedzą wszystko o Drew Marino. Każdy następny, nieprzemyślany krok może tylko pogorszyć pańską sytuację.
– Jej już nie da się pogorszyć, ty suko! Ty i ten twój Meksykaniec odpowiecie mi za wszystko. Na niczym więcej mi już nie zależy. Zaraz dostaniesz za swoje, a potem przyjdzie kolej na niego.
Podtrzymuj rozmowę i myśl, to nie jest film. On chce zabić ciebie i Leksa. On naprawdę jest w stanie to zrobić. Ariel rozejrzała się, szukając wzrokiem kompanów, o których wspomniał. W porannym brzasku nie sposób stwierdzić tego na pewno, ale wydało jej się, że rzeczywiście widzi cienie ludzkich postaci. Ręką dotknęła obroży Snookie. Czy wolno jej ryzykować życie tego zwierzęcia? Stanęła naprzeciwko dyszącego psa.
– Znajdź Leksa i Dolly – szepnęła cichutko.
Snookie w okamgnieniu skoczyła ponad krzakami. Jej zawrotna szybkość zbiła na chwilę z tropu Cheta Andrewsa. I co teraz? Gdzie ją postrzeli? W klatkę piersiową, w głowę, a może brzuch?
– Zrobię z ciebie siekany kotlet. Rozgniotę ci na miazgę tę twoją twarzyczkę gwiazdy filmowej. Zrobię to tak, żebyś długo konała, z radością na to popatrzę.
– Morderstwo to morderstwo. Nieważne, jak umrę. Ale ty na pewno resztę życia spędzisz w więzieniu, chyba że wcześniej wylądujesz w komorze gazowej.
Ale, mimo że w grę wchodziło jej własne życie, nie była sobie w stanie przypomnieć, czy stan Kalifornia uznawał karę śmierci.
Andrews zaśmiał się tylko szyderczo.
Koncentracja, przypomnij sobie, co mówił mistrz Mitsu. Obrona przed kilkoma napastnikami. Wyobraź sobie, że to film. Przypomnij sobie tę stronę scenariusza i kwestie, których wyuczyłaś się na pamięć wczoraj wieczorem. Rozluźnij się, ale bądź skupiona. Przyjmij właściwą postawę. Wszystko zależy od twojej prawej ręki i stopy, ale postaraj się, aby lewa walczyła równie profesjonalnie. Obserwuj napastników. Pełna koncentracja. Cholera!
Poradzisz sobie z tym facetem, Ariel. Jesteś w dobrej kondycji. Popatrz, to tylko kupa sadła, tak, tak, jakieś dwieście pięćdziesiąt funtów sadła… Jestem zmęczona. Bolą mnie ręce i plecy. On będzie próbował złapać cię za ręce. Obronisz się, kopiąc go lewą nogą w krocze, potem się cofniesz i chwycisz go za rękę, wykręcisz mu ją i powalisz faceta na ziemię. Skończysz z nim, waląc go pięścią prosto w twarz. Jeśli będzie próbował się podnieść, usiądziesz mu na podbrzuszu, lewą ręką ściśniesz za gardło, a prawą wymierzysz kilka ciosów w twarz. Jeśli mimo to wciąż będzie się ruszał, kopniesz go mocno w klatkę piersiową, i koniec. Tak, tak, na macie tak to powinno wyglądać, ale nie tutaj.
Ariel oddychała ciężko. Powinna za wszelką cenę zachować spokój i skoncentrować się. Nagle instynktownie wyczuła jakiś ruch. Ludzie Andrewsa? Leks? Jej przyjaciele? Zobaczyła wyciągnięte w swoją stronę, olbrzymie ręce. To on. Poruszał nimi, usiłując ją zastraszyć. Natychmiast przyjęła pozycję obronną, kucając do półprzysiadu, rozluźniła ręce. Koncentracja.
Nie spuszczaj go z oczu nawet na ułamek sekundy. W tym momencie usłyszała szczekanie Snookie, co o mało nie wytrąciło jej z równowagi.
Uspokój się, Snookie idzie po pomoc, wszystko jest w porządku.
Pomoc? Ariel nagle poczuła, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Ruchem rąk zaczęła go do siebie przywoływać.
– A więc chodź i weź mnie, panie Wielki Kierowco.
Coś znowu się poruszyło. Gwałtowne ruchy. To jego ludzie. Odchodzili. Zostawili ich samych.
Skoncentruj się, to tylko strachliwy tłuścioch. Dasz mu radę, nawet gdyby nie był dziś twój najlepszy dzień. Mistrz Mitsu powiedział, że poradzisz sobie, a on wie, co mówi.
– Ty kurwo! – ryknął Andrews.
– Sukinsyn! – odkrzyknęła Ariel, wymierzając mu w tej samej chwili kopniaka w kolano. Runął na ziemię. Ruszyła do przodu jak błyskawica. Ach, podeptać mu tę gębę, niech wie, czym jej groził! Ale on wstał i zaczął bezładnie machać swymi spasionymi rękami. Zadał jej przy tym dwa ciosy, w policzek i w szyję. Poczuła ciepło na policzku, krew.
Nie myśl o tym. Odeszła na bok, zakręciła się jak fryga i z rozpędu kopnęła go mocno w krocze. Oklaski. Boże, a więc ma widownię.
Nie myśl o tym. Skoncentruj się.
– Niech ktoś coś zrobi! – nagle usłyszała głos Leksa.
Znowu jakieś ruchy. Jacyś ludzie przytrzymują Andrewsa. Skoncentruj się.
– Nie! – to był jej głos. Da sobie radę bez niczyjej pomocy. Musi sama to załatwić. Przesunęła się. W tej chwili Andrews, pomimo swej ogromnej wagi, skoczył gwałtownie do przodu i zadał jej potężny cios w klatkę piersiową. Zatoczyła się do tyłu oszołomiona.
Dolly uspokajała wszystkich drżącym głosem:
– Ona da sobie radę, zostawcie ją w spokoju – a potem spokojniej: – ja wiem, że Ariel sama chce załatwić porachunki z tym człowiekiem, uwierzcie mi.
Dolly miała rację.
– Ty kurwo! Doszło do tego, że nawet to twoje miasteczko nie mogło znieść widoku twojej szpetnej gęby. Postaramy się, aby była jeszcze bardziej odrażająca.
W jego rękach dostrzegła jakiś pręt albo kij, nie była pewna.
– Masz na myśli siebie i tych swoich bandziorów? Co ty sobie wyobrażasz? Organizowałeś napady na drodze, kradłeś moje ładunki i terroryzowałeś moich pracowników. Znam zasady i nie pozwolę takiemu zbójowi jak ty doprowadzić do ruiny ludzi, którzy całe życie ciężko pracowali na chleb. Czy dobrze mnie słyszysz, ty cholerny tępaku?
Znowu oklaski. Usłyszał je również Andrews; to na jedną, krótką chwilę wytrąciło go z równowagi.
Ariel nie omieszkała wykorzystać okazji. Wirując jak fryga, na oślep wymierzała kopniaki prawą stopą. Jeden z nich dosięgnął jego szyi. Jeszcze raz. Tym razem jej stopa wytrąciła z jego rąk gruby kij.
I w tej właśnie chwili straciła panowanie nad sobą, zaczęła robić wszystko to, czego uczono, aby nie robić.
– Ty skurwysynu! Zachciało ci się terroryzować moją rodzinę i moich przyjaciół? Zapomnij o tym! Umiesz tylko wkradać się w ludzkie życie, a potem niszczyć je od środka! Teraz na własnej skórze przekonasz się, co to znaczy! Rodzina cię nie obchodzi, nawet o własne dzieci nie chciałeś się troszczyć i pan Able musiał robić to za ciebie! Teraz zobaczysz! – oddychając nierównomiernie, ruszyła do przodu jak błyskawica. Atakowała z góry i z dołu, nogami i rękami. Okładała go pięściami na oślep, gdzie popadło, przez cały czas obrzucając wyzwiskami, o których przedtem nie miała pojęcia, że je w ogóle zna. Kiedy powaliła go na ziemię i była pewna, że jest niezdolny do zadania jej żadnego ciosu, wtedy dopiero przywołała do siebie Snookie.
– Siadaj na nim!
Owczarek warknął pokazując kły.
– CIĘCIE!
– Co? – sapnęła Ariel, zataczając się na Dolly, która szczęśliwie zdążyła podbiec i ją przytrzymać. – Co on mówi?
– Przecież to określenie rodem z Hollywood, znasz je – szepnęła Dolly. – Nic ci nie jest? Uderzył cię kilka razy. Z policzka leci krew. Ale powiem ci, że spisałaś się pierwszorzędnie, naprawdę znakomicie. Pewnie Leks chciałby wiedzieć, czy z tobą wszystko w porządku.
– Ze mną wszystko w porządku – rzekła słabo, padając wprost w ramiona Leksa. – Na pewno teraz jeszcze bardziej ode mnie śmierdzi, co?
– To nie ma znaczenia. Ci ludzie przyszli uścisnąć ci rękę. Słyszałem, jak mówili, że wcale nie zrobiliby tego lepiej. Nie wiem tylko, czy teraz przyznają się do tego otwarcie.
– To nie jest dla mnie ważne.
– Jak na kobietę, całkiem ładnie sobie poradziłaś.
– Dzięki, Steven.
– Mogę udzielić ci kilku wskazówek, choć nie wydaje mi się, byś ich potrzebowała.
– Dziękuję, Jean.
– Wiesz, postanowiliśmy zrobić razem film. Mam zamiar dać ci w nim rolę. Wyobraź sobie tylko: ci dwaj faceci i ty, w koronkowym obcisłym kostiumie i szpilkach. W napisach twoje nazwisko idzie pierwsze. No to jak, zgadzasz się?
– Może dopiero w przyszłym wcieleniu, Sly, ale dziękuję za propozycję. Leks, muszę usiąść – powiedziała, osuwając się na niego.
Zaczął nucić cicho i czule coś miłego, tak samo jak czasami robiła to Dolly, gdy Ariel nie umiała sobie poradzić z problemami. Jej własna matka nigdy tego nie robiła. Zachciało jej się płakać, ramiona zaczęły drżeć.
"Lista życzeń" отзывы
Отзывы читателей о книге "Lista życzeń". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Lista życzeń" друзьям в соцсетях.