– Płacz, Ariel. Nie trzeba wstydzić się łez.

Nie panując dłużej nad sobą, rozbeczała się głośno. Obtarł jej łzy swoim brudnym rękawem od koszuli. Ale łzy dalej lały się strumieniami. Za to, co się stało, mogło się stać i powinno się stać. A potem płakała już tylko ze szczęścia.

– Już mi lepiej. Wracajmy do roboty, trzeba ją skończyć, aby ci wszyscy wspaniali ludzie mogli wreszcie rozjechać się do swoich zajęć. Ja też potrzebuję trochę spokoju i ciszy.

– Na to będziesz musiała jeszcze trochę poczekać. Nie zapominaj, że na jutro zaplanowałaś przyjęcie – przypomniał Leks.

– Na śmierć o tym zapomniałam.

– Ale ja, na szczęście, nie, ani Tiki i pozostałe kobiety. Dolly przejęła nadzór nad całością przygotowań. Musimy dać z siebie wszystko, bo ci twoi przyjaciele właśnie na tyle zasługują. Będzie dobra muzyka. No to jak?

– Z powrotem do roboty – powiedziała. – Zobaczymy się później.

– Czy wspólna gorąca kąpiel jest wciąż aktualna?

– Jasne, że tak!

Ariel gwizdnęła na Snookie.


* * *

To było przyjęcie nad przyjęciami. Całe góry jedzenia od najlepszych dostawców z Los Angeles znikały w przeciągu kilku sekund, a na ich miejsce natychmiast pojawiały się nowe. Szampan lał się strumieniami. I wszędzie, jak okiem sięgnąć, ludzie tańczyli i śmiali się. Panował cudowny nastrój.

– Przyjęcie powoli przybliża się ku końcowi. – Leks zwrócił się wesoło do Ariel. – Powinnaś pożegnać się z przyjaciółmi.

– Wiem, to, co zrobili, warte jest czegoś więcej niż zwykłego „dziękuję”.

– A mnie się wydaje, że oni nie spodziewają się żadnych specjalnych przemówień na swoją cześć.

– Masz rację. Sam powiedz, czy to nie wspaniałe?

Ariel wspólnie z Leksem i innymi ranczerami wymieniała uściski dłoni i wyrażała swą wdzięczność na wszelkie możliwe sposoby. Wszyscy odpowiedzieli bardzo ciepło, w stylu: „kiedy tylko będziesz potrzebować, po prostu zadzwoń, cała przyjemność po mojej stronie”. Ariel wiedziała, że były to prawdziwie szczere słowa. Ze wzruszenia łzy napłynęły jej do oczu.

Ostatnia trójka gości zatrzymała się trochę dłużej.

– A co powiesz na kostium w kolorze indygo ze srebrnymi dodatkami i jaskrawo czerwone szpilki?

– Tak jak mówiłam, może skorzystam z propozycji w następnym wcieleniu. Bardzo wam dziękuję za przyjazd.

Popatrzyła we wlepione do siebie trzy pary oczu, które zdawały się mówić – „To my dziękujemy, że nas zaprosiłaś, życzymy powodzenia”.

Kiedy ogromne wrota zamknęły się za nimi, Leks przyciągnął ją do siebie.

– Mamy randkę.

– Zgadza się. Co to za hałas?

– Kobiety okładają swoich mężczyzn. Wrócili ostatniej nocy.

– A ty, oczywiście, ich przyjąłeś.

– Oczywiście.

– No dobrze. Pójdę się rozebrać. Spotkamy się przy wannie.

Serce zaczęło jej walić jak oszalałe. A więc nadszedł wreszcie moment, o którym rozmyślała całymi dniami, tygodniami i miesiącami.

Odszukała swoją torbę w głównym hallu. Wciąż leżała tam, gdzie ją zostawiła: za wielkim kaktusem w czerwonej, glinianej donicy. Co my tam mamy? Szczoteczka do zębów, zestaw do makijażu, bielizna, czyste dżinsy i koszulka z krótkim rękawem na jutro. Jest też lista życzeń i małe pudełeczko, które trzymała w szufladzie nocnego stoliczka od wielu długich lat. Trzeba iść na górę.

Ariel weszła do pokoju, który wskazała jej Tiki, i od razu rzuciła torbę na łóżko. Zdjęła buty i drżącymi rękami zaczęła ściągać pończochy. Zemdliło ją, o Boże, szybko do łazienki. Łzy pociekły po policzkach, ramiona drżały, dawno nie była tak zdenerwowana.

Oto, pod wieloma różnymi względami, nadchodził koniec pewnego okresu w jej życiu. Całe lata marzeń i kartek z jej listy życzeń – skończyły się.

Patrząc na swoje odbicie, jak niegdyś przy przygotowywaniu jakiejś sceny, zaczęła rozmawiać z samą sobą.

Koniec, pomyśl, jaki będzie koniec. U boku Leksa będziesz żyć długo i szczęśliwie. A jeśli… jeśli… Jak mu to powiedzieć? Co sobie pomyśli? Czy mi uwierzy? Uwierzy, gdy zobaczy obrączkę, którą sam ci kiedyś uplótł. A może on już wszystkiego się domyślił? Może zwrócić się do niego: Feliksie? Czy lepiej o niczym mu nie mówić? Może… może…

No, dalej z tym, Ariel. On czeka na ciebie. Może on w tej chwili tak samo bije się z myślami jak ty, może… może…

Srebrna, obszyta cekinami suknia osunęła się lekko na podłogę. Body w kolorze ciała także opadło wolno na suknię. Ciężkie, błyszczące kolczyki i bransoletki z hałasem wylądowały w pudełeczku na biżuterię.

Ariel sięgnęła po żółty, gruby ręcznik i okręciła go dokoła siebie. Wspaniale, dużo lepiej niż w futrze z norek. Jeszcze tylko sandały i… gotowa.

Mogła wyjść naprzeciw swojemu przeznaczeniu, którym był Leks Sanders alias Feliks Sanchez. Wiedziała to od dnia, w którym wspinała się na wierzchołek góry w białej sukience.

Przy drzwiach przypomniała sobie o obrączce. Wróciła i, z biciem serca, wsunęła ją sobie na palec.

Tak naprawdę, dopiero teraz była całkiem gotowa.

Snookie idąc przy nodze Ariel w stronę schodów z uwielbieniem obserwowała swoją panią. Na dole Ariel zatrzymała się i przykucnęła, by porozmawiać z psem.

– Snookie, bądź dobrym psem. Teraz chciałabym… żebyś usnęła. Możesz być o mnie spokojna. Teraz kolej na Leksa. On zaopiekuje się nami obiema. Zaufaj mi, przez całe życie czekałam na tę chwilę, a teraz, kiedy nadeszła, pomóż mi ją przeżyć jak najpiękniej. – Ariel mocno, obiema rękami przytuliła do siebie psa. – Ja także cię kocham. Tak się cieszę, że jesteś, co ja bym bez ciebie zrobiła…

Snookie polizała ją po policzkach. Przechyliła głowę i z jej gardła wydobył się dziwny dźwięk. Obie poszły korytarzem prowadzącym do patio z ogrzewaną wanną.

Ariel zobaczyła, że pokrywa jest już zdjęta, a nad wodą unoszą się kłęby pary. Słychać było bulgotanie wody. Nigdzie nie zauważyła Leksa. Obok stolika z kutego żelaza Ariel rozłożyła posłanie dla Snookie. Owczarek rozejrzał się dookoła i dopiero potem usadowił się na posłaniu. Ułożył głowę na przednich łapach i rozglądał się czujnie.

Puszysty ręcznik wylądował na krześle, a Ariel wskoczyła do wody. Krzyknęła głośno, czując, że coś wciąga ją pod wodę. Wynurzyła się z wesołym uśmiechem na twarzy.

– Co za romantyczne powitanie! – krzyknęła. – Jak długo tu siedziałeś?

– Już czwarty raz zanurzyłem się pod wodę. Dobrze, że przyszłaś, bo dłużej bym nie wytrzymał, popatrz na moje dłonie, są całe rozmięknięte.

– Chcesz mi wmówić, że to coś, to są twoje ręce?

– Aha – powiedział wolno. – Ale możesz to oczywiście sprawdzić.

– Aha – odpowiedziała Ariel równie niespiesznie. – Mam nadzieję, że wiesz, iż takie rzeczy trudno robić pod wodą.

– Może i masz rację. Ale równie dobrze możesz zrobić to później, gdy będziemy słuchać mojej szafy grającej, popijać coca-colę i żuć gumę.

– Dlaczego ja na to nie wpadłam?

– Ponieważ… ponieważ… ja jestem bardziej bystry i… Ariel, muszę cię o coś zapytać. Chyba mam rację. Jestem tego prawie pewien. Ale jeszcze niedawno miałem mieszane uczucia, raz byłem pewny, innym razem znowu nie. W tym względzie duże znaczenie miały niektóre drobiazgi, które dobrze zapamiętałem. Tam, na stoliku leży skoroszyt. Chciałbym, żebyś zobaczyła, co w nim jest.

– Nie potrzebuję tego oglądać, Leks. – Ariel uniosła lewą rękę, poruszając palcami, aby zwrócić jego uwagę na ślubną obrączkę.

– Od kiedy domyśliłaś się wszystkiego? – zapytał ochryple.

– Masz na myśli absolutną pewność? Nie tak dawno. Już pierwszego dnia zadziwił mnie twój śmiech. On dotknął najgłębszych zakamarków mojej duszy. Bardzo chciałam, żeby to była prawda. Wynajęłam nawet prywatnego detektywa, aby spróbował cię odnaleźć. Ale skutki owych poszukiwań okazały się tak znikome, że chciało mi się płakać. Kiedy… po mojej operacji musiałam się zdecydować, co dalej zrobić ze swoim życiem, pomyślałam tylko o jednym miejscu na ziemi, do którego zawsze chciałam wrócić. Tylko tu byłam naprawdę szczęśliwa. Z twojego powodu. Kiedyś, po naszym nieoczekiwanym rozstaniu próbowałam cię odnaleźć, ale prawnik, którego wynajęłam, powiedział, że w rejestrach nie istnieją żadne zapiski o naszym małżeństwie. Wtedy zwątpiłam i odtąd zaczęła się moja kariera w Hollywood. Ach, Leksie, te wszystkie lata zmarnowane. Na myśl o tym chce mi się płakać.

– Ciii, już w porządku. Znaleźliśmy siebie. Takie było nasze przeznaczenie: ty znalazłaś mnie, a ja ciebie, tak nam było pisane. A przy okazji, ile dobrego zrobiłaś. Ty i twoi przyjaciele uchroniliście wielu porządnych ludzi od bankructwa.

– Ale też i kłopoty były z mojego powodu.

– Mylisz się, i w ogóle musisz przestać tak myśleć. Nie byłoby ciebie, znalazłby się ktoś inny. To było nieuniknione. Nie możesz się obwiniać. I jeszcze jedno: słyszałem, jak twoi przyjaciele składali ci oferty. Chcą, żebyś do nich wróciła. Pamiętaj, że dla mnie nie jest to żaden problem. Wiem, że żyjemy w latach dziewięćdziesiątych i że kobiety przywiązują wielką wagę do kariery zawodowej. Będę wyrozumiałym mężem.

– Ale ja nie chcę tam wracać, podobnie jak nie chcę wracać do dawnego nazwiska: Aggie Bixby. Nie ma tu żadnej Aggie ani Feliksa. Jest Ariel i Leks, i tak powinno zostać. Jeśli Asa wciąż jest zainteresowany odkupieniem firmy, jestem gotowa mu ją sprzedać. I bardzo bym chciała zamieszkać tu z tobą, aby nadrobić wszystkie utracone lata.

– Naprawdę?

– Pragnę tego całym sercem. Czy to prawda, że Marino porzucił swoje ranczo?

– Tak słyszałem. To wredny facet, ale oprócz podkupywania cudzych pracowników i wynajęcia Cheta nie można mu było nic więcej zarzucić. Z napadami na nasze ciężarówki nie miał nic wspólnego. Na pewno wrócił do Nowego Jorku i tam próbuje zdobyć dla siebie cudzy kapitał. Są ludzie, którzy lubią takie nieustanne balansowanie na krawędzi, on widocznie do nich należy. I więcej nie zaprzątaj sobie głowy Andrewsem. Pomyśl, ile szczęśliwych lat mamy jeszcze przed sobą.

– A co z Dolly i Tiki?

– Tiki chce odejść. Dostała kiedyś ode mnie mały domek w górach. Poza tym ma wiele wnucząt. Sama podjęła tę decyzję. Już od ponad roku wspominała o odejściu. I jeszcze jedno, nie mogę sprawić zawodu swoim ludziom, którzy czekają na nasze wesele. Już wszystko sami zaplanowali. Tu wesela trwają trzy, czasami cztery dni…

– Cztery dni! Cóż takiego można robić na weselu przez cztery dni?

– Jeść, śpiewać, tańczyć. Państwo młodzi dostają mnóstwo prezentów, które upychają po szafach, a potem rozdają innym ludziom na Gwiazdkę. Słowem, bawić się. Osobiście nie mam nic przeciw temu, pod warunkiem że ty się zgadzasz. Jest tylko jeden szkopuł: ta obrączka na pewno im się nie spodoba.

– Ale ja nie chcę żadnej innej. Ta jest najważniejsza, i ta razem ze mną pójdzie do grobu. Mówię poważnie, Leks.

– Doskonale cię rozumiem, bo czuję dokładnie to samo. Nie wiem, hm… czy to odpowiedni moment, aby to mówić… ale… cały nasiąkłem wodą jak gąbka.

– O Boże, a więc wychodźmy!

Wyszli i przytulili do siebie nagie, ociekające wodą ciała. Ariel sięgnęła po ręcznik.

– Czy chcesz przez to powiedzieć, że mamy wejść do domu, pójść korytarzem, schodami i następnym korytarzem do mojego pokoju w tak skąpym stroju? – zapytał Leks, wolno cedząc słowa.

– No cóż, zastanawiałam się nad tym. A może lepiej będzie, jeśli ty pobiegniesz przodem, a ja będę trzymać ręcznik?

– A może ja zatrzymam ręcznik, a ty pobiegniesz przodem? Zresztą tu nie ma nad czym się zastanawiać – i Leks wrzucił ręcznik do wanny. – Nago wejdziemy do twojego nowego domu, mogę cię przenieść przez próg. Wybór należy do ciebie, pani Sanders.

– Chcę, żebyś mnie niósł całą drogę.

– Na łóżku leży świeża pościel. Wylałem na nią całą butelkę perfum z gardenii. Co ja mówię, spryskałem nimi cały pokój. Wszystko jest już gotowe, ja jestem gotowy. O Boże! – krzyknął nagle, padając na jedno kolano.

– Co się stało?!

– Zdaje się, że gdzieś tu zgubiłem swój tyłek… – zażartował.

– Co?! Nie chcę tego słyszeć! Czy rozumiesz, Leksie Sandersie?

– To wcale nie jest gorsze niż ta twoja suka, która popsuła nam cały wieczór. No właśnie, gdzie ona się podziała?

– Śpi smacznie, i tak będzie przez całą noc. Jest na dole przy wannie. Mamy przed sobą jakieś sześć godzin. Jak myślisz, co można zrobić przez sześć godzin?

– Może sama mi to powiesz!

Ariel przykucnęła obok i opowiedziała mu wszystko ze szczegółami. Gdy skończyła, poderwał się raźno na nogi i popatrzył na nią z góry z wesołymi iskierkami w oczach.

– Chyba nadeszła właściwa pora, abyś poznała w praktyce te swoje magiczne sztuczki.

I pociągnął ją ze sobą na łóżko. Zaczęli się śmiać, łaskotać, całować i bawić jak para najszczęśliwszych na świecie ludzi.

– Wiesz, że ja lubię popiskiwać w takiej chwili… – powiedziała Ariel i zaśmiała się.