– To na pewno nie może być gorsze od mojego ryczenia, ale dom jest zupełnie pusty, możemy robić, co nam się żywnie podoba.
– No, lepiej nie budzić Snookie.
– O Boże, nie!
– Chciałabym, abyś zrobił to ze mną tak jak za pierwszym razem… Czy pamiętasz, co wtedy robiliśmy i o czym rozmawialiśmy? Bo ja tak.
– Ja też. Ale nie jesteśmy już tymi samymi ludźmi, jakimi byliśmy wtedy. Zaczekaj chwilę – poprosił, spuszczając nogi na podłogę. – Przecież ja miałem plan. Wstawaj i włóż coś na siebie. Będziemy postępować zgodnie z moim planem.
– Już zaczynamy?
Leks szybko wciągnął na siebie dżinsy i koszulkę. Ariel, trochę zdziwiona, pobiegła korytarzem do pokoju, w którym miała swoje rzeczy. Po co zawracać sobie głowę bielizną?… Wciągnęła szybko same dżinsy i koszulkę. Z Leksem spotkała się w korytarzu, przy schodach.
– No chodź – powiedział biorąc ją za rękę.
Dopiero w jego gabinecie wszystko zrozumiała. Jego wymarzony wurtlitzer spoglądał na nich jak jakaś nieziemska maszyneria. Ariel uśmiechnęła się.
– Mogę zafundować ci colę? A może wolisz gumę balonową?
– Tak, proszę trzy czerwone gumy.
– Nie, to za mało. Musisz wziąć co najmniej sześć, jeśli chcesz dmuchać porządne balony. Potem będziemy popijać colę. Jak ci się podoba ten scenariusz?
Ariel przypomniała sobie o swojej porcelanowej powłoce na zębach. Guma na pewno do niej przywrze.
– Zobaczymy.
– Czy mogę kupić ci colę?
– Koniecznie.
– Chcesz zatańczyć?
– Czy powinnam to zrobić z colą i gumą do żucia, czy bez?
– Nie wiem. Nie robiłem tego nigdy przedtem. A ty jak sądzisz?
Ariel odstawiła colę, a kulki gumy wsunęła do kieszeni.
– Chcę, abyś miał wolne ręce, kiedy będziesz mnie obejmował w tańcu. Potem napalimy sobie w kominku, a ty kupisz mi colę i trochę gumy do żucia. Czy tak może być?
– Tak się to wtedy robiło?
Miała ochotę powiedzieć, że w tej kwestii jest równie niezorientowana jak on, ale nie zrobiła tego.
– Tak, jeśli mnie pamięć nie myli. Nieczęsto w młodości chodziłam do lokali, bo rodzice mi zabraniali. Ale czy to ma jakieś znaczenie?
– Tak. Przez całe życie czekałem na tę chwilę i chciałbym, aby wszystko wypadło jak trzeba.
Ariel usiadła po turecku na podłodze.
– W takim razie porozmawiajmy o tym. Przecież oboje widzieliśmy wiele filmów, w których pokazywane są takie sceny. Uważam, że powinniśmy robić wszystko, co tobie… nam się wydaje właściwe.
– Ariel, czyja przypadkiem nie zwariowałem?
– Oczywiście, że nie. To twoje marzenie. Należy zrealizować je tak, abyś potem nie czuł niedosytu ani rozczarowania. Powinieneś uporządkować swoje wspomnienia. To dla nas obojga ma ogromne znaczenie. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że w twoich marzeniach znalazło się miejsce także dla mnie. Chcę, żeby tak zostało, byśmy resztę życia przemierzyli razem tą samą drogą. Czy masz zamiar poprosić mnie wreszcie do tańca?
– Nie umiem tańczyć, a w dodatku jestem boso. Ale wybierz jakąś piosenkę. Trzydzieści lat temu też bym cię o to poprosił.
– Naprawdę?
– Oczywiście. Zawsze byłem dżentelmenem.
– Byłeś nim. Zawsze to w tobie kochałam. Byłeś taki elegancki, przynajmniej w moim mniemaniu. Poproszę monetę. – Leks wręczył jej dziesięciocentówkę, którą Ariel wsunęła do otworu i przycisnęła guzik. Odwróciła się do tyłu, wprost w ramiona Leksa. Zaczęli wirować w tańcu do wtóru pięknej piosenki Hanka Wiliamsa pod tytułem „Your cheating hart”. Na początku robili to dosyć niezgrabnie, nie obyło się też bez podeptania palców obu par stóp, ale po pewnym czasie udało im się rozluźnić, wtedy ich ciała odnalazły wspólny rytm i jakby stopiły się w jedno.
– Świetnie pasujesz do moich ramion – stwierdził Leks.
– Wyjąłeś mi to z ust. Oj, chce mi się pić. Proszę coca-colę, a jeśli masz dość pieniędzy, poproszę także o gumę do żucia.
Leks zaśmiał się szeroko.
– Z największą przyjemnością. – Wrzucił monetę do otworu i poczekał, aż butelka ukaże się we wgłębieniu. Odkorkował ją i wręczył Ariel, dragą kupił dla siebie. – Powinniśmy teraz wznieść toast – stwierdził. – Tylko jak sądzisz, za co?
– Niech będzie za Hollywood, bez którego nie zdołalibyśmy się odnaleźć. A następny, za długie życie w szczęściu i radości.
– Dobrze – zgodził się Leks. Symbolicznie stuknęli się butelkami i wypili.
– Ho, ho, dwa łyki i nie ma. Jak byłem dzieckiem, taka butelka starczała mi na dłużej.
– Nie mam zdania w tej sprawie, nie pozwalano mi jeść zbyt wielu słodyczy. Moja matka mówiła, że psują zęby. Już nie mogę się doczekać tych gum do żucia, które mi obiecałeś. Chcę, żeby wszystkie były czerwone.
Kiedy ponownie usiedli przy kominku, Leks trzymał w ręku dwie cole i całą garść kolorowych gum do żucia.
– Ciekawe, ile naraz można ich zmieścić w ustach? Położyli się na poduszkach i jakiś czas słuchali szafy grającej.
– Według mnie było świetnie – stwierdziła Ariel. – Czy spodziewałeś się czegoś więcej?
– Było wspaniale, przede wszystkim z twojego powodu. Bez ciebie zagrałbym prawdopodobnie jeden raz na szafie grającej, wypił jedną colę i przeżuł kilka gum. A potem nigdy więcej do tego nie wracał. Razem zrobiliśmy to wspaniale. Wiele jeszcze rzeczy musimy zrobić razem…
– Jeśli można, chciałabym się dowiedzieć, kiedy wreszcie pójdziemy do łóżka? – zapytała Ariel, nadmuchując w jego stronę balon wielkości grejpfruta.
Leks w odpowiedzi dmuchnął podobny balon i przysunął się na tyle blisko, aby oba balony mogły zetknąć się ze sobą. Dokładnie w chwili, gdy przymknęli oczy, obie bańki pękły. Lepkie, różowe gumy okleiły im twarze, a Ariel, próbując je ściągnąć, zaśmiewała się do łez.
– Chyba powinieneś to jakoś zlizać, przeżuwać czy coś w tym stylu. Miało być zabawnie, zgadza się?
– Wspaniale się bawię.
Popatrzył na nią z pożądaniem, a potem przewrócił ją na poduszki i zaczął całować gorące, uległe usta, policzki, dołeczek na brodzie i pachnące, jasne włosy, a rękami pieścił jej cudowne ciało – dokładnie jak kiedyś, przed laty. Westchnął ze szczęścia, gdy nagie kształty wtuliły się w jego umięśnione ramiona.
Ariel pchnęła go delikatnie na poduszki i usiadła na nim okrakiem, mocno ściskając kolanami. Patrzyła na twarz, która, podobnie jak przed laty, była dla niej najdroższa na świecie. Wtedy fala miłości przepełniła jej serce i pochyliła się, by go pocałować. Włosy rozsypały się i przesłoniły ich twarze, a długi, miłosny pocałunek drżeniem wdzierał się do ich wnętrz i pobudzał zmysły.
Leks uśmiechnął się, gdy poczuł jej wibrujące wnętrze. To była jego Aggie! Aggie, którą kochał, jego niezrównana, kochająca i dająca z siebie wszystko. No właśnie – dająca, zawsze tylko dająca.
Ach, ileż uczucia, czułości i radości było w ich miłosnym zespoleniu! Długie lata tęsknoty, nadziei i niepokoju dobiegły wreszcie końca, aby oboje mogli wstąpić na nową, wspólną drogę życia.
– Ach – westchnął Leks.
– Mój najdroższy. – Ariel wtuliła się w jego ramiona.
Jedynym odgłosem w pokoju Leksa, którego nigdy dotąd z nikim nie dzielił, było poruszanie się ich ciał na poduszkach i ciche pomrukiwania. Ariel położyła głowę na jego szyi, a jej jedwabiste włosy opadły mu na ramiona. Z przyjemnością wdychała zapach jego ciała zmieszany z zapachem jej własnych perfum. Palcami stóp muskała jego świetnie umięśnione nogi. Razem dopełniali się jak światło i cień lub jak księżyc z nocą. Leks, wdzięczny losowi za cudowne odnalezienie, tulił ją do siebie uszczęśliwiony i głaskał, sprowadzając łagodnie na dół z wyżyn miłosnego uniesienia. Teraz, gdy wszelkie bariery zniknęły, oboje czuli głębokie ukojenie i satysfakcję.
Ariel wtuliła się głębiej w jego opiekuńcze ramiona, a Leks przygarnął ją mocno. Ta kobieta była dla niego wszystkim. Zaczął wodzić delikatnie nosem po jej szyi.
Ariel natychmiast wyczuła zmianę: tym razem on chciał prowadzić. Z uległością poddawała się pieszczotom jego rąk, raz delikatnym, czułym i łagodnym, to znowu silnym, zdecydowanym i władczym. Z niekłamanym zachwytem i ciekawością penetrował najskrytsze zakamarki jej ciała, pieścił włosy, piersi, uda, a potem obsypywał je namiętnymi pocałunkami. I wziął ją, dając i biorąc zarazem wielką rozkosz, najpierw gorącą, drapieżną i gwałtowną, potem ociężałą, leniwą i przepojoną słodyczą. Ariel mruczała tylko z zadowoleniem, obsypując go pieszczotami, których pragnął całym sercem.
Gdyby tak najpiękniejsze chwile w życiu mogły trwać wiecznie…
– Aaach – mruknął Leks.
– Mój kochany.
– Hau – to Snookie szczeknęła cicho.
– Aach – mruknął znowu Leks.
– Kochaj mnie i mojego psa – rzekła Ariel.
– Do końca życia – obiecał Leks.
– A nawet jeszcze dłużej. Chodź tu, Snookie.
Owczarek podbiegł do stosu poduszek i, pochyliwszy wielką głowę, polizał po twarzy Leksa, a potem Ariel. Zawył cicho raz i drugi, a potem wrócił do drzwi, popchnął je łapą i wyszedł z pokoju.
– Ach – mruknął Leks.
– To wyglądało jak oficjalna akceptacja naszego związku – stwierdziła Ariel.
– Masz rację – zgodził się, obsypując jej twarz pocałunkami.
– Jakie to wspaniałe. Kochajmy się jeszcze, i jeszcze, i jeszcze!
12
– Pakowanie rzeczy to smutny widok – rzekła Ariel – a przynajmniej tym razem, gdy wiadomo, że to już ostami raz. Wydawałoby się, że tak niedawno przeprowadzałyśmy się tu z Hollywood i robiłyśmy dokładnie to samo. A tak na marginesie, skąd nam się nazbierało tyle tego wszystkiego?
– Lubisz otaczać się pamiątkami. Na przykład, wciąż trzymasz swoje pierwsze podkolanówki… Ariel, muszę z tobą porozmawiać. To poważna sprawa. I proszę, nie odwracaj oczu. Tej rozmowy nie da się uniknąć. Wiesz, że nie lubię Bonsall, poza tym nie jestem już ci dłużej potrzebna. Masz Leksa, a Leks ma ciebie. Wszystko jest w największym porządku. A ja jestem egoistką i chciałabym, aby wszystko było po staremu jak przez ostatnie trzydzieści pięć lat. Ale to nie jest możliwe, obie dobrze o tym wiemy, tylko ty nie dopuszczasz do siebie tej myśli.
– Dolly, co ty chcesz zrobić?! Dlaczego nie lubisz Bonsall? Pan Able powiedział, że możesz pracować na komputerze, dobrze ci zapłaci. Mogłabyś codziennie jeździć do pracy moim samochodem. Nie miałabyś żadnych innych obowiązków, tylko proszę… nie odchodź.
– Ciiii – szepnęła Dolly, przytulając mocno Ariel. – Wiesz lepiej niż ktokolwiek inny, że w tym życiu nic nie trwa wiecznie. Dla ciebie nadchodzi teraz najwspanialszy jego okres, będziesz żoną człowieka, którego zawsze kochałaś i który cię potrzebuje. Od tej pory razem pójdziecie przez życie. A my na zawsze zostaniemy przyjaciółkami, to sienie zmieni. Często będziemy do siebie dzwonić i odwiedzać się. I, oczywiście, na twoim weselu będę sprawować obowiązki pani domu. Wspaniale, że kolejny raz weźmiecie ślub.
– Proszę, Dolly, nie odchodź. Spróbuję spędzać z tobą więcej czasu. Leks to zrozumie – błagała Ariel, choć nie lubiła tego robić, tak samo jak okazywać tak jawnie swoich uczuć.
– Czy nie rozumiesz… sama widzisz. Powiedziałaś, że spróbujesz. Teraz Leks jest dla ciebie najważniejszy. I oczywiście, że zrozumie, bo jest dobrym, miłym, opiekuńczym mężczyzną. Ale ludzie zmieniają się na starość. Nie mamy żadnego wyboru, jest jak jest, i koniec. – Dolly wciąż tuliła do siebie swą najlepszą w świecie przyjaciółkę i nuciła jej cicho.
– Dolly…
– Nawet nie myśl o tym, Ariel. Nie możesz wybierać między mną a Leksem. Ja to rozumiem.
– Ale wciąż jeszcze nie powiedziałaś, co zamierzasz ze sobą zrobić. Ach, Boże, to gorsze niż śmierć. Nie jesteś młodziutka, masz już prawie…
– Sześćdziesiątkę na karku. Nie krępuj się, Ariel. Niech szlag trafi tę cholerną liczbę. Pytasz, co ze sobą zrobię. Otóż jeden z koordynatorów kaskaderów, który przyjechał tu zbierać awokado, dzwonił już kilka razy do mnie. Dość sympatyczny facet. Jest w moim wieku i ma duży dom w górach. Na terenie jego posiadłości jest też mała chatka, którą, jak mi obiecał, wynajmie Carli. A propos, Carla dostała dobrą rolę w jednej z nocnych oper mydlanych. A ja mam zajmować się obojgiem, no wiesz, gotowanie, sprzątanie… takie rzeczy. Mam trochę odłożonych pieniędzy, więc nie ma się czym martwić. Poza tym umiem żyć oszczędnie, a za kilka lat pewnie dostanę też coś z ubezpieczenia społecznego.
Ariel opadła bezwładnie na brzeg łóżka. Dolly ma rację, nic nie trwa wiecznie.
Byłam głupia i egoistyczna spodziewając się, że wszystko zostanie po staremu. – Ariel patrzyła na swoją najdroższą przyjaciółkę i zastanawiała się, kogo wybrałaby, gdyby musiała tego dokonać: Dolly czy Leksa. Ale zanim odpowiedziała, potrząsnęła tylko głową, aby odpędzić natrętną myśl.
– Więc masz zamiar opiekować się Carla i tym „jak mu tam”. Tylko czy naprawdę tego chcesz, Dolly? Jeśli tak, to uszanuję twoją decyzję. Ale nie chcę, abyś takie odejście traktowała jako swoiste wyjście z sytuacji. Wiesz przecież, że mogłybyśmy raz jeszcze wszystko dokładnie przeanalizować i na pewno wymyśliłybyśmy razem coś właściwego. Ja nade wszystko pragnę, abyś była szczęśliwa, bo dopiero potem sama mogę nią być. I to jest nasz najważniejszy punkt odniesienia.
"Lista życzeń" отзывы
Отзывы читателей о книге "Lista życzeń". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Lista życzeń" друзьям в соцсетях.