– Nigdy, aż do tej pory, nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele obie dla mnie znaczycie – powiedziała szczerze. – Dziękuję, że jesteście tu ze mną. Na pewno sama nie poradziłabym sobie. Przepraszam, że zachowywałam się jak… jak…

– Ofiara losu, chciałaś powiedzieć – dokończyła Dolly i uśmiechnęła się.

– Niech będzie, choć to pewnie nie jedyne określenie, jakie tu można zastosować. No, jedźmy wreszcie do domu, bo mam wielki apetyt na tego indyka. Czy naprawdę sama zrobiłaś bułeczki, Carlo? Myślałam, że nie potrafisz gotować.

– Nie potrafię. To pierwszy raz. Pewnie będą smakowały jak krążki do hokeja.

– I co z tego?


* * *

Usiadła wyczerpana na brzegu łóżka. Długie przedstawienie dla Dolly i Carli warte było Oscara. Położyła się i wtuliła w poduszki. Nareszcie sama, zamknięta we własnym pokoju! Mogła do woli walić pięściami w ściany, rzucać czym popadło, wyć, przeklinać, słowem robić, co jej się podoba. Ale Ariel chciała tylko płakać. I nie tylko z powodu ostatnich przeżyć, lecz wszelkich niepowodzeń, jakie zgotowało jej życie. Doczekała się czasów, gdy może wypłakać się do woli, bo kogo obchodzą teraz jej oczy? Zaczerwienione czy podpuchnięte, to nie ma znaczenia. Świateł ani kamer nie będzie ani jutro, ani pojutrze, w ogóle nigdy.

Chciałabym… - nagle Ariel wyskoczyła z łóżka. Sięgnęła po ołówek wiszący na sznureczku przy pliku arkuszy z listą życzeń. Drżącymi rękami zaczęła pisać szybko i niewyraźnie. Chciałabym być żoną Feliksa. Chciałabym go odnaleźć. Chciałabym, żeby mnie pamiętał, wciąż kochał i nie tracił nadziei, że mnie odnajdzie. Chciałabym odzyskać to wspaniałe, niepowtarzalne uczucie, które przeżyłam w wieku szesnastu lat, gdy potajemnie wzięliśmy ze sobą ślub w Tijuanie. Chciałabym… Ach, Feliksie, gdzie jesteś?

Ariel popatrzyła uważnie na ostatni zapis. Aż trudno uwierzyć, że pierwszy raz od trzydziestu lat dokończyła swoje życzenie. Dlaczego w ogóle zaczęła pisać tę swoją listę życzeń? Żeby nie zapomnieć o Feliksie, a także dlatego, że on też obiecał pisać swoją listę życzeń. Ciekawe, czy dotrzymał słowa.

Ariel z hukiem zamknęła szarkę i znowu się rozpłakała. Przypominasz sobie o Feliksie jedynie wtedy, gdy jest ci smutno i zastanawiasz się, co by było gdyby… Zawsze tak samo. Uporządkuj wreszcie tę sprawę, przypomnij sobie wszystko dokładnie i sporządź ponumerowany plan. Spróbuj, jeśli naprawdę tego chcesz. A potem zastanów się, jaki to wszystko ma związek z twoją listą życzeń. Do roboty, Ariel! Wiesz dobrze, dlaczego chcesz wrócić do Chula Vista – bynajmniej nie z tęsknoty za domem, lecz właśnie z powodu Feliksa. Przyznaj to i bierz się wreszcie do tego cholernego planu, no już!


* * *

1. Nazywam się Agnes Bixby. Trzydzieści lat temu przekroczyłam granicę i w tajemnicy przed światem wzięłam ślub z Feliksem Sanchezem.

2. Dwa dni później mój ojciec dostał przeniesienie do Niemiec. Nie miałam czasu, aby przekroczyć granicę i zawiadomić Feliksa o wyjeździe. Marynarka wojenna pomogła się nam spakować i w ciągu trzydziestu sześciu godzin opuściliśmy kraj. Wiadomość o wyjeździe zostawiłam w skrzynce na listy.

3. Z Niemiec pisałam listy do szkoły i do wszystkich znajomych. Do Feliksa korespondencję kierowałam na poste restante. Robiłam co mogłam, aby być z nim w kontakcie.

4. Podczas pobytu w Niemczech chodziłam na randki z innymi chłopcami. W ciągu czterech lat prawie zapomniałam o Feliksie. To zmieniło się, gdy tylko wróciłam do Kalifornii.

5. Próbowałam odnaleźć Feliksa. Miesiącami usiłowałam ustalić miejsce jego pobytu. Wynajęłam prawnika, który ustalił, że w rejestrach nie istnieje żaden zapis o moim ślubie z Feliksem. Powiedział, że Feliks zaaranżował wszystko tylko po to, aby się ze mną przespać. Dodał też, że ślub nigdy nie był ważny, nawet przez jedną chwilę. Teraz, gdy o tym myślę, wydaje mi się, że tamten prawnik nienawidził Feliksa.

6. Ukończyłam akademię teatralną. Zmieniłam nazwisko z Agnes Bixby na Ariel Hart. Stałam się gwiazdą filmową. Wkrótce zmieniłam jeszcze kolor oczu i włosów. Zęby ukryłam pod porcelanowymi koronkami. Od tej pory Agnes Bixby przestała istnieć.

7. Potem nie próbowałam już szukać Feliksa. Gdyby nasz związek został ujawniony, byłabym skończona jako aktorka. Myślę, że on także nie próbował mnie odnaleźć.

8. Kochałam Feliksa. Wciąż jeszcze jest w moim sercu. Czasami śnię o nim. Często też zastanawiam się, co by było gdyby…

9 Miałam zaledwie szesnaście lat… Moi rodzice twierdzili, że Feliks nie jest dla mnie odpowiednim kandydatem na męża. Niemcy to taki daleki kraj. Pisałam do niego setki listów, jednak większość z nich wróciła na adres nadawcy.

10. Przykro mi, Feliksie, tak bardzo mi przykro.


* * *

Ariel podeszła do szafki, odsunęła stos papierów i przyczepiła zapisaną przed chwilą kartkę papieru do grubego pliku. Popatrzyła jeszcze przez chwilę na swoją pracę i zamknęła drzwiczki. Lubiła wspominać Feliksa, to poprawiało jej samopoczucie, wprawiało w dobry nastrój i przynosiło ukojenie. Dobrze, dobrze, teraz idź już wreszcie do łazienki, przejrzyj się w lustrze i przygotuj do spania. Jutro będzie nowy dzień, od ciebie zależy, jak go sobie zorganizujesz.

Ale, nie stosując się do żadnej ze swoich rad, Ariel oparła się na poduszkach i po kilku minutach usnęła. Śniła o wysokim, szczupłym, czarnookim chłopcu z aureolą czarnych jak heban, kędzierzawych włosów i najsłodszym uśmiechu na świecie.

„Nie bój się, Aggie. On tylko powie kilka słów po hiszpańsku. Szeptem ci je przetłumaczę. Mam tu obrączkę. Uplotłem ją z żyłki rybackiej. Drugą zrobiłem dla siebie. Włożysz ją na mój palec, a ja włożę na twój. Kiedyś, gdy będę bogaty i sławny, kupię ci obrączkę wysadzaną diamentami. A jaką ty kupisz dla mnie?”

„Szeroką, złotą, może z jakimś wzorem. Na wewnętrznej stronie każę wygrawerować nasze inicjały i datę ślubu. Jak długo wiadomość o naszym ślubie musimy zachować w tajemnicy, Feliksie?”

„Musimy poczekać, aż twoi rodzice mnie polubią. Może to nie potrwa zbyt długo, jak sądzisz, Aggie?”

„Nie mam pojęcia, Feliksie. Na pewno nie dłużej niż pięć lat. Wtedy będę pełnoletnia i sama o sobie zdecyduję. Ach, jak bardzo gniewa mnie fakt, że moja matka zatrudniała twoją do sprzątania domu, że rodzice nie chcą, byś został moim mężem, że mój ojciec cię nie lubi. Jest taki staroświecki, dla niego nic nie znaczy nawet to, że masz również obywatelstwo amerykańskie. Szkoda, że twoja matka powiedziała mojej, że urodziłeś się na kuchennej podłodze u któregoś z jej pracodawców. Podobno gdy umyła cię po porodzie, musiała zaraz wracać do pracy i wyszorować kuchnię, bo nie dostałaby pieniędzy za ten dzień. Płakałam, słysząc matkę, jak opowiadała o wszystkim ojcu”.

Feliks zaczerwienił się.

„Moja matka przepracowywała się i dlatego przedwcześnie umarła. Z miłości do swoich dzieci przyjmowała każdą pracę. Żadna praca nie hańbi, Aggie.

Chciałbym. – chciałbym, żeby moja matka jeszcze żyła. Gdybym był bogaty, wiem że kiedyś będę miał dużo pieniędzy, kupiłbym jej dom, a jakaś anglojęzyczna kobieta sprzątałaby go dla niej”. Aggie ścisnęła Feliksa za rękę. Tak bardzo cię kocham i wiem, że postępujemy właściwie, ale czegoś się boję – A ty?”

Jestem podekscytowany. Nie bój się, czeka nas świetlana przyszłość, jesteśmy przecież w sobie zakochani. Wczoraj znalazłem odpowiednie miejsce na naszą ślubną altankę. Przygotowałem ją dla nas. Jest cała porośnięta mchem i tonie w pachnących kwiatach. Tam spędzimy naszą noc poślubną”.

Czy jesteś pewien, że nikt się nie dowie, Feliksie? Mój ojciec zabije cię, jeśli… on naprawdę to zrobi, mój kochany”.

Bądź spokojna. Przecież właśnie dlatego jedziemy w góry. Tam ksiądz – staruszek, którego znam od dziecka, udzieli nam błogosławieństwa bożego. A potem przechowa nasze dokumenty ślubne tak długo, jak długo będziemy chcieli. Według mnie, to dobre rozwiązanie. Czy też tak uważasz, Aggie?”

„Na pewno nie mogłabym trzymać ich w domu. Matka często szpera w moich rzeczach, przetrząsa podręczniki. Zawsze czegoś szuka. Listy od ciebie muszę niszczyć, ale zawsze przedtem uczę się ich na pamięć. Bardzo dobrze, że ksiądz chce nam pomóc. Kiedy nadejdzie odpowiednia pora, będziesz mógł tu przyjść i odebrać nasz akt ślubu. Czuję, że jestem bardziej podniecona niż przerażona. Już jutro o tej samej porze będę panią Sanchez. To ładne nazwisko. Kiedyś przygotuję sobie papier listowy z nadrukiem mojego nazwiska. Jak sądziesz, lepiej brzmi Aggie czy Agnes?”

„Najbardziej podoba mi się Aggie. Już czas ruszać w drogę. Musimy dojść do mostu – czeka nas długi spacer. Potem przez most do miasteczka i ścieżką w góry. Mamy przed sobą około trzech godzin marszu. Jeśli będziesz zmęczona, wezmę cię na ręce. Może tego nie widać, ale jestem bardzo silny”.

„Jesteś wspaniały, Feliksie. Mamy przed sobą całe dwa dni! Nigdy nie spędziliśmy ze sobą tak wiele czasu. Wiesz, że to zasługa mojej przyjaciółki Helen, która zgodziła się powiedzieć rodzicom, że u niej spędzam ten weekend? Chcę, abyśmy przez całe życie byli tacy szczęśliwi jak dziś”.

„Obiecuję ci, że tak będzie. A ty przyrzeknij, że nigdy nie przestaniesz mnie kochać”.

„Przyrzekam, i ty zrób to samo”.


* * *

To była długa, trudna wspinaczka i trwała całe trzy godziny, tak jak powiedział Feliks.

„Sama nie umiałabym trafić tu jeszcze raz. Skąd wiesz, dokąd idziemy?”

„Jako dziecko nosiłem księdzu woreczki z żywnością dwa razy w tygodniu. Teraz zajmuje się tym inna rodzina w parafii. Ten ksiądz to bardzo dobry człowiek. Nie będzie o nic pytał. Już trzy razy rozmawiałem z nim na nasz temat. Zgodził się udzielić nam ślubu, ale kazał mi obiecać, że zawsze będę cię kochał, w zdrowiu i w chorobie, i że tylko śmierć może nas rozłączyć. Przyrzekłem. Ty także musisz to zrobić. Mówiłem ci, że on nie mówi po angielsku, ale o to się nie martw. No, jesteśmy już prawie na miejscu. Przyniosłem ze sobą trochę wody i miękką chusteczkę, proszę, możesz się odświeżyć. Mam też jeszcze prezent dla ciebie” – dodał nieśmiało.

„Prezent? Czy to prezent ślubny? Wiesz, ja także mam coś dla ciebie” – rzekła Agnes równie nieśmiało.

„Kocham cię, Aggie”.

Wiedziała, że Feliks mówi prawdę.

Po dwudziestu minutach dotarli na miejsce. Feliks popatrzył na słońce.

„Do spotkania z księdzem zostało już tylko piętnaście minut. Jeśli nie będziemy u niego na czas, on położy się spać, a wtedy nie wolno go budzić. Nie chcemy czekać do jutra, pospiesz się, Aggie”.

Aggie miała na sobie zwykłą, białą muślinową suknię i atłasową szarfę. Wsunęła na nogi parę skórzanych pantofli, które ze sobą przyniosła, aby uzupełnić swój ślubny strój.

„Jestem gotowa”.

„Ach, Aggie, wyglądasz tak ślicznie. Na zawsze zapamiętam cię taką, jaka jesteś w tej chwili. Proszę, uplotłem ci wianek z kwiatów i zrobiłem piękny bukiet. Trzymałem je w wodzie, bo nie chciałem, aby zwiędły. A czyja wyglądam dobrze?”

„Tak – powiedziała Aggie. – Wyglądasz lepiej niż gwiazdor filmowy. Podoba mi się twój krawat”.

„Pospiesz się. Już niedaleko, ale nie możemy zwlekać, a właściwie powinniśmy 1 zacząć biec. Dałabyś radę?”

„Na własny ślub mogłabym nawet pofrunąć, gdyby zaszła taka potrzeba. Prowadź, Feliksie”.

Bez tchu, z rumieńcami na twarzy dobiegli do małej chatki zatopionej wśród bujnej zieleni. Wszędzie rosło mnóstwo kwiatów, kolorowych i kwitnących, a od ich zapachów aż kręciło siew głowie.

Ksiądz był bardzo stary i zgarbiony, zupełnie jakby na ramionach dźwigał grzechy całego świata. Jego białe włosy lśniły w słońcu. Aggie była pewna, że widzi aureolę wokół jego głowy i nagle, nie wiadomo dlaczego, poczuła, że staruszek jest ciężko chory.

„Uszczypnij mnie, Feliksie, chcę być pewna, że nie śnię” – szepnęła Aggie, wyciągając ku niemu lewą rękę. Oczy zaszły jej łzami, gdy patrzyła na zwykłą, ręcznie wykonaną, ślubną obrączkę. Była tak bardzo zakochana, że uniosła dłoń Feliksa do ust i ucałowała palec, na którym miał obrączkę.

„Ksiądz ogłosił nas już mężem i żoną, a teraz czeka, żebym cię pocałował. Muszę mu dać prezent. Bogaci ludzie dają księdzu pieniądze. Ja mam dla niego tylko kapciuch z tytoniem”.

To był cudowny pocałunek.

„Kocham panią, pani Sanchez”.

„Kocham pana, panie Sanchez”.

Ariel obudziła się cała zlana potem. W pierwszej chwili nie wiedziała, co się z nią dzieje. Sięgnęła po omacku do lampki nocnej, a potem wyjęła z szuflady pudełeczko z pamiątkami. Obrączka, którą Feliks włożył jej na palec, leżała na samym dnie, zawinięta w chustkę. Ariel oglądała ją już wiele razy i odkładała do pudełeczka. Jednak teraz, pierwszy raz od wielu lat, włożyła ją na palec. Tamten dzień znowu stanął jej przed oczami. Ogarnęło ją niezwykłe wzruszenie.

Z trudem wróciła do łóżka. Dotknęła ręką policzka. Znowu była w zarośniętej mchem, uginającej się pod ciężarem kwiatów altance. Uśmiechnęła się słodko zasnęła.