3
Ariel z pogardą patrzyła na choinkę. Cóż z tego, że perfekcyjnie wykonana, skoro sztuczna i usiana błyszczącymi ozdobami z plastiku. Co za paskudztwo! Był drugi stycznia nowego, tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku.
– Musimy pozbyć się tej choinki i zapomnieć o niej. Ogarnia mnie przygnębienie, gdy patrzę na drzewko z białego plastiku obwieszone niebieskimi, również plastikowymi ozdobami. Aż trudno uwierzyć, że to ja je kiedyś kupiłam! Nie ma w nim ani krzty świątecznego uroku, przynajmniej takiego, jaki kiedyś znałam. Moja matka zawsze nalegała, abyśmy na Boże Narodzenie, niezależnie od okoliczności i miejsca pobytu, mieli w domu prawdziwe, żywe drzewko. A tego brzydactwa nie ma co żałować, będzie mniej do pakowania. Moja decyzja brzmi: wszystkie plastiki na śmietnik! Mam zamiar przeprowadzić się do prawdziwego, naturalnego świata i nie mam zamiaru brać tam ze sobą jakichś jego imitacji. Na następne Boże Narodzenie kupimy sobie zielone drzewko z Oregonu i mnóstwo pachnących girland uplecionych z roślin zimozielonych, którymi obwiesimy cały dom. Wierzę głęboko, że pod wieloma innymi względami następne Boże Narodzenie będzie lepsze niż ostatnie.
Doiły oderwała z rolki kawałek taśmy do pakowania.
– Jeśli tylko będziesz w lepszej kondycji psychicznej niż w tamtym roku, już będzie wspaniale. Czy już wiesz, co zrobisz z domem?
– Rano zadzwonił Maks i złożył mi ofertę, która opiewa na sumę dwukrotnie większą aniżeli wartość tego domu. Twierdzi, że chce go kupić dla swojej teściowej. Ale ja go dobrze znam, on po prostu troszczy się o moje interesy, bo dobry z niego człowiek. Pewnie i tak w końcu mu sprzedam, bo będzie to najprostsze rozwiązanie. A za miesiąc pożegnamy to miejsce i nie sądzę, abyśmy kiedykolwiek żałowały tej decyzji.
– No właśnie, jesteś tego absolutnie pewna? Wciąż jeszcze żyjesz wydarzeniami ostatnich tygodni, jesteś rozgoryczona. Musisz liczyć się z tym, że kiedyś zatęsknisz za tym miejscem. Do przeprowadzki zostało dokładnie dwadzieścia jeden dni. Ale po tym, co przeszłaś, masz jeszcze prawo do zmiany decyzji.
Ona jest wyraźnie zmartwiona – pomyślała Ariel – tak samo jak Maks. Czyżby przestali już we mnie wierzyć? Czy boją się, że teraz już sobie nie poradzę?
– Nie, Dolly, nie chcę tego robić. Czuję, że tak będzie dla mnie najlepiej, i żałuję, że nie zdecydowałam się na to dwa lata wcześniej. Jest mi strasznie głupio, że narobiłam tyle zamieszania wokół Perfect Productions. Powiem ci szczerze, tego przedsięwzięcia nie udałoby mi się zrealizować. Znasz mnie przecież, zaharowałabym się na śmierć w przeciągu sześciu miesięcy, a co gorsze, nie potrafiłabym znieść litościwych spojrzeń, wiesz z jakiego powodu. A teraz, gdy nie mam już wielkiego wyboru, mogę mieć tylko nadzieję, że ta przeprowadzka będzie dla mnie ciekawą przygodą, która zapoczątkuje drugą połowę mojego życia.
– Skoro tak, to w porządku. Chodź, maleńka, czas na ciebie – powiedziała Dolly, odwracając się w kierunku białej choinki. I przeciągnąwszy ją do drzwi, pchnęła mocno. Drzewko zamocowane na stojaku na kółkach odjechało z turkotem środkiem chodnika, a obie kobiety klasnęły w ręce wielce uradowane.
– Decyzja numer jeden wykonana. A teraz trzeba się pozbyć pozostałych błyskotek. Na przyszły rok kupimy sobie prawdziwy wystrój na Boże Narodzenie, mam na myśli rękodzieło, pozytywnie oddziaływające na człowieka. Ken ma dziś przynieść zdjęcia naszego nowego domu. Posłuchaj tylko: pięć sypialni, przestronny salon, gabinet, biblioteka, kuchnia w stylu meksykańskim, osobny domek gościnny. A do tego basen iście olimpijskich rozmiarów, kort tenisowy, ogród w stylu japońskim, no i weranda. A ściślej rzecz ujmując: prawdziwa, opleciona kwiatami weranda z bujanymi fotelami. Ken twierdzi, że dom jest fantastyczny, chociaż tani, i że to dobry interes. Aha, zapomniałam o kominkach, jest ich aż cztery: w gabinecie, w salonie, w mojej sypialni i jeden dwustronny do kuchni i jadalni. Jeśli tylko chcesz, możemy dostawić jeszcze jeden do twojej sypialni. Kto wie, może najdzie cię kiedyś romantyczny nastrój i zechcesz zabawić się przy płonącym kominku…
– A po cóż mi kominek? Jeśli kiedykolwiek znajdzie się mężczyzna, z którym zechcę pójść do łóżka, na pewno skorzystam z domku gościnnego, abym potem mogła przygotować mu śniadanie.
– Ależ Dolly, chyba żartujesz, mamy przecież lata dziewięćdziesiąte. To on tobie powinien przygotować śniadanie. Czytałam o tym aż w dwóch scenariuszach!
– Zapamiętam to sobie. To już ostatnie pudło z tego pokoju. Jak sądzisz, zacząć teraz następny pokój czy zrobimy to po wizycie pana Lamantii? Może tymczasem przygotuję tościki chlebowe na ostro? Na pewno będą lepiej smakowały z zupą jarzynową niż z tuńczykiem i zdążę je zrobić przed jego przyjściem. A na deser skończymy ambrozję, która została od wczorajszego obiadu.
– Niezły pomysł. Ja ustawię jeszcze tylko te kartony pod ścianą. Osobiste rzeczy stoją oddzielnie, w hallu. Mój range rover powinien poradzić sobie z tym dodatkowym ciężarem. Nie chcę ich mieszać z resztą rzeczy. Oooo, zmęczyłam się trochę tym pakowaniem, zaczerpnę teraz trochę świeżego powietrza.
Wyszła na dwór i popatrzyła na dom, w którym mieszkała przez ostatnie dwadzieścia pięć lat. Czy będzie za nim tęsknić? Może tylko przez krótką chwilę.
Boże, co ja robią? – Ariel dotknęła dołeczków na swojej twarzy i znowu coś ją ścisnęło za gardło.
„To nie są żadne dziury, tylko zwykłe ślady po nacięciach, które staną się mniej widoczne, jeśli tylko choć odrobinę przybierze pani na wadze” – przypomniała sobie słowa chirurga. – „To, co panią spotkało, to nie żadna katastrofa, musi się pani z tym pogodzić i zacząć normalnie żyć”.
Łatwo mu mówić, bo to nie jego twarz.
– Ależ ja próbuję z całych sił – odpowiedziała. – A jutro i pojutrze jeszcze bardziej będę się starać.
Była akurat przy bramie, gdy zadzwonił dzwonek. Przycisnęła guzik zwalniający blokadę i niebieski mercedes 560, własność Kena Lamantii, wjechał na posesję.
– To doprawdy wielka przyjemność być witanym osobiście przez gospodynię domu już przy wjeździe. Wskakuj, Ariel, zaparkuję z tyłu domu i przemknę się kuchennym wejściem. Zobaczymy przy okazji, co tam Dolly przygotowuje na lunch, i może uda mi się zwędzić kilka słodkich, pulchniutkich ciasteczek z waszych zapasów.
Ken był wysokim, szczupłym mężczyzną z czarnymi włosami, które już lekko siwiały na skroniach, i z wąsami także lekko przyprószonymi siwizną. Ariel popatrzyła mu w oczy ukryte za szkłami w metalowych oprawkach. To niezwykle miły człowiek i dobry, zaufany przyjaciel, a przy tym wierny, co było niezwykle rzadką cechą w Hollywood. Ariel zawsze z przyjemnością słuchała jego niskiego głosu; spokojny, opanowany i troskliwy ton dodawał otuchy i wiary w przyszłość. Poczuła, że humor jej się poprawia.
– Ładny dziś dzień, nieprawdaż?
– O, widzę, że pozbyłaś się wreszcie tego rachitycznego drzewka. Jeśli przy tej okazji wolno mi jeszcze coś dodać, sądzę, że nadeszła odpowiednia pora, abyś pozbyła się również kilku ciężarów z przeszłości, zarówno fizycznych, jak i emocjonalnych. Znalazłem ci wspaniały dom. Dory twierdzi, że to dom marzeń i że ci go zazdrości. Ale ona tak nie myśli, prawda, Ariel? Przecież też mamy piękny dom. To prawda, że czasami zastanawiam się, czy nie poszukać sobie czegoś nowego, ale przecież moje życie jest tutaj, no i w pobliskim kanionie mieszka rodzina Dory.
– Dory ubóstwia swój dom i nie sądzę, by kiedykolwiek chciała opuścić to miejsce. Jest najszczęśliwszą osobą, która znakomicie potrafiła się przystosować do życia w tym miasteczku, podobnie zresztą jak ty. A że zazdrości, powiedziała to tylko dlatego, żeby mi było przyjemniej. Wiedziała, że mi to powtórzysz. Wciąż jeszcze nie mogę uwierzyć, że poprosiłam cię, abyś kupił mi nowy dom.
– Dlaczego? Ten także ja kupowałem. I tylko mi nie mów, że był to zły interes. Dowiedziałem się od Maksa, że chce go od ciebie odkupić. Dobrze ci radzę, nie odrzucaj jego propozycji, a nigdy tego nie pożałujesz.
– Ale wartość tego domu jest dwukrotnie niższa niż jego oferta kupna. To nie jest w porządku, poza tym ja nie potrzebuję jego litości – powiedziała lekko poirytowana, choć wcale nie chciała, aby Ken to odczuł.
– Ty nie masz pojęcia o tym, co się w tej chwili dzieje na rynku nieruchomości. Mówię ci, przyjmij jego ofertę, a Maks na zawsze pozostanie twoim dłużnikiem. Poza tym on chce, aby jego teściowa miała się dokąd wyprowadzić, więc wyświadczysz mu dodatkową przysługę. No to jak, mogę do niego zadzwonić i powiedzieć, że interes ubity?
– Niech będzie. A teraz opowiedz mi o domu, w którym wkrótce zamieszkam. – Ariel wzięła go pod rękę i poprowadziła w stronę kuchennego wejścia.
– O nie. Najpierw muszę dostać coś do jedzenia. I lepiej, żebyś ty także najadła się do syta, w ten sposób lepiej zniesiesz to, co ci powiem, jasne?
– Nieważne, ale wiem, o czym chcesz rozmawiać. Sądzę, że potrafimy poprowadzić razem jakąś małą restaurację. Gotowanie powierzymy Dolly, a ja będę dostarczać produktów i zajmę się planowaniem. Inny wariant to prowadzenie psiarni, wiesz, pielęgnacja i rozmnażanie. Może wybiorę jack russel terriery – podobają mi się. Jednak w tym przypadku istnieje zagrożenie, że będę chciała zatrzymać wszystkie szczenięta. Dolly wymyśliła pijalnię herbaty, w której serwowałybyśmy też małe przekąski. Carla natomiast zaproponowała kupno sklepu, w którym przez okrągły rok można handlować akcesoriami świątecznymi. Zobaczymy. Na razie potrzebuję trochę czasu, aby się zaaklimatyzować w nowym miejscu. Może napiszę swoją biografię, każdy to robi, więc dlaczego miałabym być inna? Chciałabym ładnie urządzić dom, kupić trochę nowych rzeczy. Ponieważ mam w nim spędzić resztę życia, musi on być moim odbiciem, stanowić odpowiednie tło dla Aggie Bixby, a nie dla Ariel Hart. Czy wiesz, o co mi chodzi?
– Tak, ale to bardzo niewiele. Możesz dać z siebie dużo więcej, przyjąć jakieś ambitne wyzwanie i służyć innym ludziom. Mogłabyś w ten sposób spłacić dług wdzięczności za szczęście, które dopisywało ci przez całe życie. Jeśli tylko zgadzasz się teraz ze mną, to mam już dla ciebie coś odpowiedniego.
Cóż to za zagadkowa wypowiedź, i co, u licha, znaczy to „ambitne wyzwanie”?
– Dolly, jestem głodna. – Ariel starała się ukryć zażenowanie. – Co dziś mamy na lunch?
Dolly uśmiechnęła się.
– To co lubisz, tościki na ostro i zupa jarzynowa ze świeżą białą fasolką. Ambrozja na deser.
– Nasza gosposia wszelkie desery przyrządza z dyni, a z dań obiadowych najlepiej robi wieprzowinę: kotlety schabowe i polędwicę z ziemniakami i marchewką. Callandra ciągle powtarza, że wieprzowina to taki drugi rodzaj białego mięsa. Nie narzekamy, bo przyrządza smakowite desery, ale ciebie, Dolly, od razu bym przyjął, jeśli tylko byś się zgodziła, i dałbym ci dwa razy tyle co Ariel. – Przy każdej wizycie robił jej podobną propozycję, ale czy coś takiego można traktować poważnie?
– Jedz! Pospiesz się, Dolly – ponaglała Ariel. – Już się nie mogę doczekać, chcę wreszcie wiedzieć, w jaki sposób będę od dzisiaj zarabiać na życie. Jeszcze kawy? Pij, byle szybko, no, mów.
Ken podparł rękami brodę i łokcie oparł na stole. W jego oczach migotały figlarne ogniki.
– Ariel, niedługo będziesz właścicielką największej firmy transportowej w okolicy San Diego. Prawda, że to ekscytująca wiadomość? To dochodowa firma. Jej dotychczasowy właściciel z powodu podeszłego wieku nie może jej dłużej prowadzić, a jego żona jak najszybciej pragnie się wyprowadzić na Hawaje. Ich jedyny syn, z zawodu muzyk rockowy, nie chce nawet słyszeć o prowadzeniu tej firmy. Sprzedają po rozsądnej cenie. Moim zdaniem, na prowadzeniu tej firmy możesz zbić fortunę, jeśli tylko dobrze się do tego zabierzesz. No, rzeknijcie coś, miłe panie.
– Zwariowałeś – powiedziała krótko Ariel.
– Ariel, poczekaj, zastanówmy się – dodała pospiesznie Dolly. – Może mogłabym gotować i sprzedawać kierowcom kosze zjedzeniem? Co ja mówię, masz rację, to wariat.
– Wiedziałem, że taka będzie wasza pierwsza reakcja. Moja żona, a nawet gosposia zachowały się podobnie. Pomyślcie tylko! Przewożenie towarów na terenie całego kraju! Ciężarówki to nasz znak. Firma nazywa się Able Body Trucking. Pan Able odziedziczył japo ojcu, a ten po swoim ojcu. To pewny interes. Fakt, że wygląd biur pozostawia wiele do życzenia, ale to nie jest problem. Cena zakupu obejmuje też dziewięć ciężarówek. Zdajesz sobie sprawę, ile kosztuje jedno takie cudeńko? Otóż sto tysięcy dolarów, a niektóre z nich nawet dwieście! Obie jesteście już zapisane na lekcje jazdy na ciężarówkach. No, co jest? Czyżbyście nie umiały wyobrazić sobie ciężarówki, która prowadzona waszą lekką ręką mknie po autostradzie życia? – zażartował. – Boże, to przecież jeden z najlepszych interesów, jakie zrobiłem w życiu!
"Lista życzeń" отзывы
Отзывы читателей о книге "Lista życzeń". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Lista życzeń" друзьям в соцсетях.