– Zapisałeś nas na… co?! – pisnęła zdenerwowana Ariel.
– Na lekcje jazdy ciężarówkami. Kiedy interes się rozwinie, same będziecie mogły robić krótkie kursy. Co jest? Myślałem, że się ucieszysz, straciłem wiele czasu na rozmowach z panem Able’em, aby tylko dobić targu. Nie liczyłem, że z radości będziecie podskakiwać do góry, ale spodziewałem się co najmniej przychylnej postawy. Proszę, bądźcie obiektywne. Pomyślcie tylko o ciuchach, jakie będziecie mogły nosić: ciasne dżinsy firmy Levi, flanelowe koszule, czapki baseballówki i żółte, długie buty robocze sznurowane w kostkach. Co zaś do mężczyzn?… Ha! Do wyboru do koloru. Pod warunkiem, oczywiście, że w ogóle na mężczyzn zwracacie uwagę. Będziecie na ustach całego miasta. Wierzcie mi, pokochacie tę pracę całym sercem. Zresztą za późno na zmianę decyzji, bo transakcja została już zawarta. Sama upoważniłaś mnie do tego, Ariel. Kazałaś mi znaleźć interes zapewniający skromny byt, coś, z czym sobie dasz radę. To jest właśnie to! Ciężarówki mają swoje imiona, będziesz mogła je nazwać po swojemu. No wiesz, może być coś w stylu „Gorące Usteczka” albo „Słodka Dolly”. Nauczysz się obsługi CB i… – zająknął się przy ostatnich słowach, gdy zobaczył piorunujące spojrzenia obu kobiet. – Rusz głową, Ariel, to będzie wielka przygoda. Dolly, ty jej to powiedz. Pijalnia herbaty czy jakaś jadłodajnia to rzeczywiście nie to samo co firma transportowa. Musicie być obiektywne.
– Powtarzasz się. Czy chcesz powiedzieć, że poczułeś się upoważniony do kupienia firmy transportowej? Ja nie mam zielonego pojęcia o ciężarówkach i nie chcę się tego uczyć. To samo odnosi się do Dolly. Ciągle słyszy się o strajkach kierowców ciężarówek, którzy domagają się wciąż więcej i więcej. Ci faceci nigdy nie zaakceptują kobiety szefa, a tym bardziej eks-aktorki z oszpeconą twarzą. Będą zmuszać mnie do ustępstw. Wycofaj się z tej transakcji, nie chcę prowadzić firmy transportowej.
– Za późno, już wszystko załatwione.
– W takim razie poprowadź ją razem z Dory. Masz szansę podbić ten kraj u boku swojej maleńkiej, drobnej żoneczki. Dobrze wiesz, że te ciężarówki z czterema przyczepami to monstrum naszych szos. To robota dla mężczyzny. Moja odpowiedź brzmi: nie!
– Musisz ochłonąć, przemyśleć dokładnie i położyć się z tym spać. Ja dobrze wiem, chodzi ci o to, że ta praca zupełnie nie ma związku z tym, co robiłaś do tej pory. Ale przecież otwiera przed tobą szerokie perspektywy. Ariel, gdyby to nie był złoty interes, który trafia się człowiekowi raz w życiu, nie walczyłbym o niego. Moim zdaniem, ta praca postawi przed tobą wiele wyzwań, które ubóstwiasz, i w efekcie będziesz prowadzić styl życia, jakiego potrzebujesz. Na pewno dasz sobie radę. No, no, że to właśnie mnie udało się dokonać tak trafnej inwestycji… W porządku, wyjdę stąd, jeśli tylko Dolly zapakuje mi kilka tych waszych słodkich ciasteczek. Co za wyborny lunch. Ariel, pamiętaj, nigdy w życiu nie pozwoliłbym, byś z mojego powodu była nieszczęśliwa. Zadzwonię do ciebie pod koniec tygodnia.
Dolly mrugnęła do Kena, wsuwając do torby cztery pulchne słodkie ciasteczka.
– Wiesz, podoba mi się ten pomysł – szepnęła. – Co sądzisz o „Wielka Dolly”?
– Brzmi po prostu świetnie. A kiedy emocje opadną, wybierzcie się na Rodeo Drive i znajdźcie sobie kilka odpowiednich ciuchów… Najważniejsze są te długie, żółte buty. One mają nawet swoją nazwę, ale jej nie pamiętam. Sanie do zdarcia, a gdyby nawet zdarzyło się coś takiego, producent wymienia je na nowe. No dobra, do zobaczenia za kilka dni.
– Nic się nie martw, Ken, na razie nie siedzę jeszcze za kierownicą jakiejś ogromnej ciężarówki! – powiedziała oschle Ariel.
Ken zwolnił kroku, aby Ariel mogła go dogonić. Uśmiech zniknął z jego twarzy, podobnie jak figlarne ogniki w oczach.
– Zapomniałem o jednej niezwykle istotnej rzeczy. Koniecznie musicie kupić sobie psa, dubeltówkę i rewolwer i zawsze mieć je ze sobą. Z psów proponuję owczarka lub dobermana. Pozwoliłem już sobie zapisać was na lekcje strzelania. Są prowadzone przez emerytowanego oficera policji w najbliższej strzelnicy. Dla ciebie, Ariel, to tylko kurs przypomnieniowy, pamiętam, jak świetnie strzelałaś w „Lady Bandit”. Ale zrozumiałe, że mogłaś wiele zapomnieć, a poza tym w życiu jest inaczej niż na filmie. Pozwoliłem sobie także zapisać was na kurs karate. Pamiętam, że grałaś kiedyś w filmie rolę uczennicy mistrza i świetnie sobie dawałaś radę, ale, jak już mówiłem, to jest prawdziwe życie, więc kilka lekcji na pewno ci nie zaszkodzi.
– Oddaj mi te ciastka! – krzyknęła Ariel, wyrywając mu torbą z ciastkami. – Idź stąd! Wynoś się i nie myśl sobie, że ci je oddam! Psy, pistolety, karate, ciężarówki! Jestem przecież aktorką!
– Byłaś aktorką. Nadszedł czas, abyś zabrała się do czegoś innego. Po tym, co zrobiłaś, nie wziąłbym tych głupich ciasteczek, nawet gdybyś mnie o to prosiła. A łzy nie działają na mnie, więc nawet nie zaczynaj beczeć. Chcesz wiedzieć, dokąd teraz pójdę? Słuchaj dobrze – idę do biura, aby ci kupić tę pieprzoną pijalnię herbaty. Tam będziesz mogła do końca życia serwować herbatkę ziołową i kanapki z ogórkiem. Teraz już wiem: do takiej pracy nadajesz się znakomicie! – wyrwał jej torbę z ciastkami i wybiegł, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
– Powiedz coś, Dolly.
– Nienawidzę herbaty ziołowej i nigdy w życiu nie robiłam kanapek z ogórkiem.
– Na tym nie trzeba się znać, kroisz chleb na kromki, smarujesz, układasz jakieś plasterki, a na sam wierzch ogórek. Herbata robi się sama.
– Chyba nie chciałabym robić czegoś takiego. Lepiej zadzwoń do Kena i powiedz, żeby nie kupował tej pijalni herbaty. Czy ja kiedykolwiek mówiłam, że się zgadzam na tę pijalnię? Jeśli tak, to musiałam chyba postradać zmysły. Nie cierpię wymiętych obrusów i równiutkich, białych firaneczek. Już widzę te kelnerki w obrzydliwych fartuszkach z falbankami i gości, samych starców. Głosuję na „nie”!
– A niech to szlag! – zaklęła Ariel.
– To trafne podsumowanie tego przedsięwzięcia. – Dolly pokiwała głową. – Biorę się do sprzątania, a ty możesz zacząć pakować rzeczy ze swojego pokoju.
– W życiu nie siądę za kierownicą ciężarówki!
– Nie powinnaś reagować tak impulsywnie, Ariel. Pomyśl tylko, prowadząc ten biznes, będziesz mogła zwiedzić cały kraj. Jeśli tylko ludzie się o tym dowiedzą, zaraz nakręcą film o twoim życiu. Mam pomysł, nie pojedziemy na Rodeo Drive, tylko do Searsa i wybierzemy kilka ciuchów, żeby się zabawić. Poprzymierzamy sobie trochę, czy jest nam w tym dobrze, a potem je oddam. Postaram się o pozwolenie na broń i przyniosę do domu kilka straszaków, abyśmy mogły sobie poćwiczyć. Ale z psem trzeba będzie poczekać. Jak ci się podoba ten plan?
– Nigdy w życiu nie wsiądę do żadnej ciężarówki! A do ciebie, moja droga, chyba jeszcze nie dotarło, że nie jestem już żadną gwiazdą. Nikt nie zechce robić filmu o moim życiu, a jeśli nawet znalazłby się ktoś taki, powiedziałabym: nie!
Dolly odwróciła się plecami, aby nie parsknąć śmiechem na widok Ariel wznoszącej toast szklanką mrożonej herbaty.
– Zdrowie firmy przewozowej!
Dolly z łomotem wrzuciła naczynia do zlewu. Błyskawicznie włożyła swoje zdarte mokasyny i z impetem wybiegła za drzwi.
– Sears, już jestem! Pif, paf! Nie ruszać się!
Miesiąc później Ariel Hart weszła do biura Able Body Trucking i przedstawiła się jako nowa właścicielka firmy. Popatrzyła surowo na kobiecy personel, choć i bez tego nikt nie śmiał się ruszyć.
– Proszę, abyście oderwały się teraz od swoich zajęć i napisały mi w kilku zdaniach, czym każda z was zajmuje się w tej firmie. Można do tego dołączyć formularze, próbki czy cokolwiek, czego używacie w swojej pracy. Macie na to godzinę, a potem możecie iść na lunch.
Dopiero wtedy ze wszystkich stron odezwały się niespokojne głosy.
– A kto będzie odbierał telefony?
– Nigdy wszystkie naraz nie wychodzimy na lunch.
– I tak brakuje już nam formularzy.
– Która z was jest kierowniczką biura?
– Czy nadal będzie nią Margie?
– Duke i Chet będą tu za dwie godziny i ktoś musi odebrać telefon, gdy zadzwoni Leks Sanders. Ostatnio bardzo łatwo wpada we wściekłość.
– Proszę się o nic nie martwić – odpowiedziała spokojnie Ariel. – Zabierajcie się do roboty, a ja razem z Dolly świetnie tu sobie damy radę, potrafimy również odbierać telefony. W ten sposób szybciej rozpracujemy system pracy w firmie. A w waszym przypadku rozmawianie przez telefon nie jest produktywne.
– Czy to odnosi się także do mnie? – zapytała dziewczyna z rudymi kędziorami.
– Oczywiście, do każdego, kto tu pracuje. Czy pani ma jakiś problem?
– Ależ nie, tylko Leks Sanders będzie zły. Jestem tu przydzielona do prowadzenia jego interesów. On jest naszym najważniejszym klientem. Często do nas telefonuje, czasami cztery lub pięć razy na dzień. I bardzo się złości, gdy musi czekać albo gdy my później odpowiadamy na jego telefony.
– Proszę się więcej nie martwić o pana Sandersa. Właśnie zwolniłam panią z tej odpowiedzialności. Proszę tylko, aby pani znalazła jego akta czy jakąś inną dokumentację prowadzoną, jak sądzę, w sprawie każdego klienta i przyniosła je do mnie. A przedstawiając mi na piśmie zakres swoich obowiązków niech pani dokładnie określi, czym się pani zajmowała w związku z osobą pana Sandersa. Chcę się dowiedzieć, co to za porządki, gdy jedna osoba jest przydzielona do odbierania telefonu od jednego klienta! Ale przejdźmy do innych spraw. Czy któraś z pań wie, kto urządzał biuro?
Kobiety zaśmiały się.
– Pan Able myśli… myślał – powiedziała ta z rudymi włosami – że czerwone odcienie i zielony dywan skłonią ludzi do myślenia o Bożym Narodzeniu, a wtedy będą mieli dobry nastrój. Nie wiem, skąd wziął biurka i krzesła, może z Armii Zbawienia. Ale to jeszcze nic, proszę zobaczyć jego gabinet, chciałam powiedzieć… pani gabinet.
– O mój Boże! – we wszystkich biurach firmy, mieszczących się na powierzchni pięciu tysięcy stóp kwadratowych, rozległ się głośny jęk Ariel, a zaraz potem krzyk. – Gdzie podziała się sprzątaczka? Dawać ją tu! Natychmiast!
– Tu nie ma żadnej sprzątaczki. Pan Able sam sprzątał swój gabinet. My zajmowałyśmy się resztą pomieszczeń biurowych – usłyszała w odpowiedzi.
– Ależ tu śmierdzi – stwierdziła Ariel z obrzydzeniem.
– To kocie siki – powiedziała Dolly, pociągając nosem. – A oto i winowajca – wskazała na wyleniałego kota, siedzącego na środku skórzanej, zniszczonej sofy.
– To jasne, że kota dostałyśmy razem z całym interesem. Dolly, bierz się do robienia listy, kosz dla kota, karma, kosz na śmieci. Jak sądzisz, ile lat ma ten dywan? Chyba nigdy w życiu nie widziałam dywanu w kolorze musztardowożółtym, nawet w rekwizytorni w Los Angeles. A tych plam już nawet nie da się opisać – uklękła, zatykając nos. – Kawa, woda sodowa, sos pomidorowy, przeżuty tytoń, kocie siki, atrament. Jak sądzisz, zapomniałam o czymś?
– O stuletnim brudzie. – Dolly znowu pociągnęła nosem. – Powinniśmy go natychmiast stąd zabrać. Uniesiemy go, mamy sześć silnych pań do pomocy.
– A ja sądzę, że same sobie z nim poradzimy – rzekła Ariel. – Spójrz na te krzesła, pełno na nich kocich włosów, plam i zaciągniętych nitek. A kanapa jest w jeszcze gorszym stanie: widać wystające sprężyny. Aż trudno uwierzyć – kręciła z niedowierzaniem głową, wyszarpując materiał, którym ktoś załatał jedną z dziur – to nogawka od dżinsów! W tych meblach na pewno zagnieździły się myszy, kot je zjada i dlatego tu nie ma kociej karmy. Boże!
W jednym oknie wisiała przekrzywiona żaluzja, w drugim zasłona zrobiona z pledu, w trzecim postrzępiona, podarta stora, a w czwartym i piątym nie było nic oprócz grubej warstwy brudu, która uniemożliwiała widzenie czegokolwiek przez szybę. Ariel szarpnęła storę, wzniecając tumany kurzu, które buchnęły jej prosto w twarz. Stół jadalny, kiedyś może i całkiem ładny, pełnił tu funkcję biurka. Leżało na nim pełno śmieci, a on sam nosił ślady nadpaleń po papierosach i był brudny do obrzydliwości. Coś jak zielony groszek i kukurydza, które dostały się kiedyś do starych pęknięć i rowków, zarosły pleśnią i kurzem. Na samym środku owego „biurka” stała archaiczna maszyna do pisania firmy Underwood. Ariel usiadła na chwilę na obrotowym krześle w kolorze czerwonego burgunda.
– Jest wygodne, ale nie może tu zostać. Ten kot musiał tu spędzać wiele czasu. Chyba w sejfie miał swoje siedlisko.
Ariel ruchem głowy wskazała duży sejf firmy Wells Fargo, którego przekrzywione drzwiczki wisiały na jednym zawiasie. W pomieszczeniu nie było żadnych mebli, bo przecież nie można było tak nazwać sterty pudeł, ustawionych równo pod ścianami. A ściany, w tym samym musztardowożółtym kolorze co dywan, były wprost upstrzone obrazami z podobizną Teddy’ego Roosevelta w przeróżnych pozach: na koniu, w fotelu, przy torach kolejowych, z cygarem i w towarzystwie Asy Able’a. A wszystkie zadedykowane podobnie: „Dla mojego przyjaciela Asy”. Podpis był bardzo prosty… T.R.
"Lista życzeń" отзывы
Отзывы читателей о книге "Lista życzeń". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Lista życzeń" друзьям в соцсетях.