– Asa to na pewno ojciec pana Able’a. Ciekawe, dlaczego nie zabrał tych obrazów ze sobą. Mogą mieć jakąś wartość. Jeśli nie chce ich dłużej mieć, możemy podarować je do muzeum.

Nagle zadzwonił telefon, wydając z siebie niskotonowy bulgocący dźwięk podobny do rechotu żaby. Dolly zachichotała, gdy Ariel przechyliła się nad jadalnym stołem, aby podnieść plastikową czarną słuchawkę.

– Able Body Trucking – przedstawiła się słodkim głosem i mrugnęła do Dolly, która robiła głupie miny. Słuchała przez chwilę, ale już po chwili sama zaczęła mówić.

– Bernice jest zajęta, podobnie jak Ethel i Helena. Może pan mnie powiedzieć, czego pan sobie życzy. Z kim mam przyjemność? Leks Sanders, świetnie, czym mogę panu służyć? – znowu słuchała chwilę. – Nie, nie zamierzam odpłacać się panu pięknym za nadobne, panie Sanders. Jak się nazywam? Jestem Ariel Hart. Nie, pana Able’a już tu nie ma. Firma należy teraz do mnie. Pan Able powiedział, że wyśle do swoich klientów specjalne zawiadomienia o sprzedaży. Przykro mi, że nie dostał pan jeszcze żadnej wiadomości na ten temat. Mogę szybko zrobić kopię i przefaksować ją do pana, gdy tylko zdobędę faks. A w ogóle jesteśmy właśnie w trakcie odnawiania biur i instalowania systemu komputerowego. Jak się to skończy, nasze sprawy będą załatwiane szybciej i łatwiej. Nie, Bernice jest wciąż zajęta. – Ariel trzymała słuchawkę w pewnej odległości od ucha, aby Dolly mogła słyszeć niewyraźny, skrzekliwy bełkot. – Dzisiaj późnym popołudniem lub jutro z samego rana. To wszystko, co mogę dla pana zrobić. Tak, panie Sanders. Dam sobie radę. Pan nie wierzy, ale to nie ma żadnego znaczenia.

– Bernice!

Piegowata i rudowłosa wsunęła głowę do biura.

– Słucham?

– Dzwonił pan Sanders. Twierdzi, że nasza ciężarówka spóźnia się już o dziewięćdziesiąt minut i był wyraźnie niezadowolony z tego powodu. Czy kierowca kontaktował się z biurem? Czy pan Sanders nie może zadzwonić do niego za pomocą CB czy czegoś w tym rodzaju?

– Nasz kierowca spóźnił się nie dziewięćdziesiąt, ale czterdzieści pięć minut. Po drodze pękła mu linka i trzy razy wlepili mu mandat za przekroczenie szybkości. Ale dowiózł transport na miejsce. A nasza firma nie ponosi żadnych konsekwencji, jeśli spóźnienie mieści siew granicach jednej godziny.

– Dlaczego on się tak denerwuje? – zapytała Ariel z ciekawością.

– Pan Sanders twierdzi, że dba o swoje interesy. On jest najbogatszym ranczerem na tych terenach. Przed rokiem „Lifetime” zamieścił na swoich łamach obszerny opis jego działalności. Napisali, że jest multimilionerem, że zatrudnia setki ludzi i jest największym klientem Able Body Trucking. Pan Able zawsze… był na usługi pana Sandersa, bo wiedział, że to pewny klient. Właściwie można powiedzieć, że żyliśmy z pana Sandersa. Czasami zdarzało się, że pan Able odsyłał mniej ważnych klientów do innych firm przewozowych, aby uczynić zadość panu Sandersowi. Dzięki temu mieliśmy świetne stosunki z konkurencją.

– Rozumiem. – Ariel popatrzyła porozumiewawczo na Dolly. – Niczym się to nie różni od układów w Hollywood. Nie jest ważne, co umiesz, ale kogo znasz. Musiałam znosić takie sytuacje przez wiele lat, ale teraz już koniec, nigdy więcej. Poprowadzimy ten interes jak należy. A jeśli zdarzą się jakieś błędy, będziemy z nich czerpać naukę. Już na samym początku należy ustalić pewne zasady. A w tym celu muszę się przekonać, o ile wpływy pana Sandersa przewyższają nasze zarobki od reszty klientów. No dobrze, zabierajmy się do wynoszenia stąd tej rupieciami.

Późnym popołudniem przyjechała śmieciarka i meble pana Able’a powędrowały do przyczepki. Ariel zdziwiła się, gdy mężczyzna wręczył jej czek na pięćset dolarów.

– Za sejf, można go jeszcze zreperować – powiedział – i za antyczny jadalny stół.

Ledwie śmieciarka wyjechała za bramę, a już żółty kabriolet limuzyna ford mustang, należący do projektanta wnętrz, skręcił na posesję firmy. Wysiadł z niego mężczyzna w okularach. Niósł ze sobą ciężką walizę wypełnioną skrawkami materiałów i najrozmaitszymi próbkami. Dobranie koloru dywanu, kafelków przy wejściu i tworzywa na żaluzje zajęło mu dokładnie dziewięćdziesiąt minut. Krzesła, biurko, dębowe szafki na akta i lampy wybrano z katalogu meblowego, który pozostał w biurze. Dostawa miała nadejść w ciągu pięciu dni, a do tego czasu osoba wynajęta przez projektanta wnętrz miała odnowić wszystkie biura. Kwiaciarka obiecała, że dostarczy pięć doniczek żywych roślin, oraz zgodziła się opiekować nimi przez dziesięć dni. Ktoś inny miał usunąć zdziczałe kwiaty i chwasty rosnące na zewnątrz budynku, jeszcze inny człowiek został zatrudniony do zawieszenia zasłon przy frontowych oknach i przy głównym wejściu. Nowoczesna kuchenka, zmywarka do naczyń oraz najwyższej klasy lodówka miała być zainstalowana, gdy tylko podłogi w kuchni będę gotowe. Projektant powiedział, że podwójny zlew ze stali nierdzewnej to po prostu konieczność, podobnie jak gotowe szafki kuchenne. Stwierdził, że ma już na oku dębowy, intarsjowany stół z ozdobnymi kafelkami ceramicznymi. W kuchni bez trudu zmieści się sześć krzeseł. Na oknie zawieszono kolorowy lambrekin.

Ariel po podpisaniu kontraktu zamaszyście otrzepała ręce z kurzu, a potem skrzywiła się nieznacznie, podpisując czek.

– Zrobione, Dolly. Ludzie zamówieni do telefonu i komputera zjawią się tu jutro, a my w tym czasie będziemy na naszej pierwszej lekcji jazdy ciężarówkami. Czy już wszystko przygotowane na wieczorną naradę pracowniczą?

– Tak, mam przy sobie ubezpieczenia, listy płac. A czy ty nie zapomniałaś o czymś, Ariel?

– Nie. Dlaczego pytasz?

– Czy nie powinnaś zadzwonić do pana Sandersa?

– Zgadza się, ale teraz jest już za późno, bo rolodex spakowany. Zadzwonię do niego z domu. A jeśli nawet nie zrobię tego, to co? Nie mam czasu dla jakiejś tam primadonny. Nie wiesz czasem, jak nazywa się męski odpowiednik primadonny?

– To może być na przykład „głupek” – zażartowała Dolly, a Ariel zachichotała. Jak to przyjemnie znów usłyszeć jej śmiech – pomyślała Dolly. Najwyraźniej nowe przedsięwzięcie naprawdę miało wielkie szanse na powodzenie.


* * *

Ariel i Dolly były zajęte wnoszeniem swoich pakunków i toreb do domu, gdy w tym samym czasie Leks Sanders wołał ile sił w płucach, aby ktoś wpuścił go do biura firmy Able Body Trucking. Kiedy wreszcie doszedł do wniosku, że na próżno traci czas, kopnął ze złością drzwi i jak burza ruszył w kierunku placu załadunkowego, gdzie Stan Petrie sprawdzał właśnie ostatnią dostawę artykułów papierniczych.

– Gdzie się wszyscy podzieli, Stan? Jest dopiero czwarta.

– Wszystko pozamykali i wyjechali już około trzeciej. Ile tu się dziś wydarzyło! Czy coś się stało, Leks?

– A niech to wszyscy diabli! Oczywiście, że się stało. Dzisiaj w ogóle nie mogłem się do was dodzwonić, chociaż próbowałem nie mniej niż dwanaście razy! Jaki był powód tej nagłej sprzedaży?

– A co mnie do tego, Leks. Wiem tylko, że pani Able bardzo chciała jak najszybciej wyprowadzić się na Hawaje. No i wyjechali razem trzy dni temu. Nowa właścicielka powiedziała, że z wyjątkiem paru zmian, które mają być przeprowadzone z korzyścią dla firmy, cała reszta zostanie po staremu. Miała dziś bardzo pracowity dzień. Całe wyposażenie biura pana Able’a wyrzuciła na śmietnik. Wynajęła projektanta wnętrz, jutro przyjadą specjaliści od instalacji telefonów i komputerów. Mają też być alarmy antywłamaniowe i ogrodzenie pod prądem; tym zajmie się ślusarz. Dobra, Zack – powiedział do kierowcy ciężarówki – to wszystko, do jutra – i machnąwszy mu ręką na pożegnanie, zapalił cuchnące cygaro.

– Ale dlaczego?! – wybuchnął Leks.

Stan skrzywił się nieznacznie.

– Albo ja wiem? Wszystkiego dowiedziałem się od Bernice, która przyszła tu dopompować sobie koła i zdążyła zamienić ze mną parę słów. Ta nowa właścicielka to jakaś gwiazda filmowa. Jak na moje oko, babka niczego sobie. – Starszy człowiek uśmiechnął się porozumiewawczo.

– Jezus Maria! Czy ona ma jakieś pojęcie o prowadzeniu firmy przewozowej?

– Nie wiem. Bernice mówi, że na pewno zna się na urządzaniu biur i wydawaniu pieniędzy. Zażartowała nawet, że nie wiadomo, czy z rozpędu nie zarządzi zawieszenia firaneczek w kabinach ciężarówek. To teraz wiesz już więcej, co? – parsknął rubasznym śmiechem, poklepując się po kolanach.

Leks Sanders nacisnął na głowę baseballówkę i popatrzył złowieszczo spod oka.

– Tak, masz rację, Stan. Może już czas, abym rozejrzał się za inną firmą transportową. Możesz im to jutro powiedzieć.

– Już lepiej zrób to sam. Mnie zostało tylko pięć lat do emerytury. Nie będę wtykać nosa w cudze sprawy. Ale, jeśli chcesz, mogę wsunąć jakąś wiadomość czy list pod drzwi.

– To nie będzie konieczne. A powiedz… pewnie nie masz numeru domowego telefonu tej pani?

– Co za pytanie! Jasne, że nie mam. Jeśli zadzwonisz po szóstej, będzie tu nocny stróż, on może go mieć.

– Chyba tak zrobię.

– Co za nerwowy facet – mruknął Stan, gdy Leks Sanders wyjeżdżał, zostawiając za sobą tuman kurzu.

W drodze do domu, do Bonsall, Leks starał się uspokoić. Zależało mu na tym ze wzglądu na araby, które natychmiast wyczuwały jego zdenerwowanie. Gwiazda filmowa! Cholera jasna. I ten Asa, jak mógł tak wyjechać bez słowa pożegnania? Niech go piekło pochłonie! List pożegnalny! Na pewno otrzymałby go, gdyby tylko został wysłany. Leks nie miał nic przeciwko sprzedaży Able Body Trucking. Ale Asę zawsze uważał za swojego przyjaciela, przybranego ojca. Pomógł mu dorobić się fortuny, a ten wyjechał bez pożegnania!

– A niech cię cholera, Asa, nie zasłużyłem sobie na takie traktowanie!

Leks wcisnął się głębiej w fotel swojego zniszczonego pikapa, poprawił okulary i pogrążył się w rozmyślaniach nad swą przeszłością. Bardzo lubił jeździć samochodem, ponieważ zawsze miał nadzieję, że gdzieś, w którymś miejscu drogi lub na jej końcu zobaczy Aggie Bixby. Ale nic takiego nie zdarzyło się przez ostatnie trzydzieści lat. On jednak nie tracił nadziei. I dlatego każda podróż do domu, nie wyłączając tej, działała na niego jak odurzający narkotyk.

Żeby Aggie mogła go teraz zobaczyć! Odniósł w życiu sukces, był bogaty i mógł jej dać wszystko, co kiedyś obiecał. Ale po Aggie zostały mu tylko wspomnienia i postrzępiony akt ślubu. Może trzeba było się rozwieść… ale to jest trudne, gdy jest się praktykującym katolikiem. A teraz to już bez znaczenia. W jego wieku nie pora myśleć o powtórnej żeniaczce. Po co ma dzielić się z jakąś obcą osobą tym, na co przez całe życie pracował w pocie czoła? Po co miałby jej zdradzać tajemnicę swojego życia? Nikt nie musiał wiedzieć, że kiedyś był wynędzniałym meksykańskim dzieciakiem, urodzonym na kuchennej podłodze w domu jakiegoś gringo. Podobnie jak nie musiał nikomu się spowiadać, że po porodzie jego matka wróciła do szorowania podłóg. A potem, gdy dorósł, Arnold Sanders wysłał go do szkoły rolniczej i zostawił mu w spadku swoje maleńkie, jedenastoakrowe ranczo z drzewkami awokado, z zastrzeżeniem, że zawsze będzie się nazywało Ranczo Sandersów. Zgodził się, a nawet zmienił nazwisko na Sanders, aby ułatwić sobie życie. Dlaczegóż by nie? Cała jego rodzina pracowała kiedyś dla Sandersów. Aby nie stracić tej pracy, musieli pomieścić się w dwu ciasnych przyczepach. Siostry i ciotki sprzątały Sandersom dom, a bracia i ojciec opiekowali się ranczem i doglądali zwierząt. On jeden odniósł z tego korzyści. Otrzymał wykształcenie, a obecnie był właścicielem ponad dziesięciu tysięcy akrów ziemi, na których uprawiał drzewka awokado. Na innych dziesięciu tysiącach akrów rosła sałata i brokuły, oprócz tego zajmował się hodowlą koni arabskich. Gdyby tylko rodzice jeszcze żyli… Na pewno bardzo by się cieszyli z dorobku swój ego syna, a on mógłby ich przygarnąć do siebie na stare lata. I gdyby tylko Aggie była teraz towarzyszką jego życia… codziennie obsypywałby ją prezentami, dokładnie tak, jak to kiedyś obiecał! Przymknął oczy na ułamek sekundy. Natychmiast stanęła mu przed oczami jak żywa w białej sukni i w wianku z kwiatów przez niego uplecionym. Oczy powilgotniały mu ze wzruszenia… He to już lat… Dlaczego ona nigdy nie próbowała go odnaleźć? No tak, ale przecież on sam także w pewnym momencie poddał się i zrezygnował z dalszych poszukiwań. Ciekawe, jak ona teraz wygląda? Na pewno ma wspaniałe, długie kasztanowe włosy, które wijąsię na końcach, i te piękne ciemne oczy. Leks czasami widywał lalki, które były trochę podobne do Aggie, ale żadna z nich nie dorównywała jej urodą. Czasami kupował je swoim bratanicom, prosząc przed zapakowaniem, aby sprzedawczynie wplotły im we włosy kilka kolorowych wstążek, takich jakie miała Aggie. Cholera, trzydzieści lat to zbyt wiele. W tak długim czasie każdy ognik pierwszej, młodzieńczej miłości dawno by już wygasł.

To po prostu oznacza, że jesteś wyjątkowo stały w uczuciach do jednej kobiety, ale musisz pożegnać się z Aggie Bixby, podobnie jak kiedyś z Feliksem Sanchezem – mruknął do siebie.