– Nie chcę, żebyś tu zostawała, Kate – powiedział.
– Kocham cię – rzekła na to, w tych słowach zawierając wszystko, co ich łączyło.
– Ja też cię kocham – szepnął. Przez długą chwilę tulił ją do siebie. Pomyślał, że postąpi jak inni i siłą wepchnie ją do szalupy, nie potrafił się jednak na to zdobyć. Zbyt mocno ją kochał, zbyt długo razem żyli. Potrafił uszanować jej decyzję, nawet jeżeli miała kosztować ją życie. To, że chciała umrzeć razem z nim, bardzo wiele dlań znaczyło.
– Jeżeli ty zostaniesz, to ja też – oświadczyła Kate wyraźnie, gdy ją przytulał. Bert gorąco pragnął uratować żonę, ale nie potrafił jej do niczego zmusić. – Skoro masz umrzeć, chcę umrzeć z tobą.
– Kate, zastanów się!… – próbował ją mimo wszystko przekonać. – Nie mogę na to pozwolić. Pomyśl o dzieciach…
Ona wszakże podjęła już decyzję. Dzieci kochała bezgranicznie, lecz teraz należała tylko do niego. Przecież był jej mężem! Dzięki Bogu Edwina jest na tyle dorosła, że w razie jej śmierci zaopiekuje się rodzeństwem. Wciąż jeszcze wydawało jej się, że wokół nich rozgrywa się jakiś nierealny, koszmarny melodramat i w głębi ducha wierzyła, iż w końcu dla wszystkich znajdzie się miejsce w szalupach, a przed lunchem powrócą na "Titanica". Tę nadzieję próbowała tchnąć w Berta, ale on przecząco pokręcił głową.
– Nie sądzę. Myślę, że jest o wiele gorzej, niż nam powiedziano.
Istotnie tak było, ba! o wiele gorzej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. O 1.40 marynarze na mostku wystrzelili ostatnią rakietę i równocześnie spuszczono na wodę ostatnią łódź ratunkową. A w luksusowym apartamencie na pokładzie D mała Alexis wciąż bawiła się Panią Thomas. O tym jednak nikt nie wiedział.
– Kate, odpowiadasz przecież za nasze dzieci – usiłował przekonać żonę Bert. – Musisz opuścić statek.
Ale Kate jakby nie słyszała. Popatrzyła mu w oczy, mocno ściskając jego dłonie, i powiedziała:
– Bertramie Winfield, nie opuszczę cię, rozumiesz?
Niedaleko od nich pani Straus dokonała właśnie takiego samego wyboru, tyle że ona była starsza i przynajmniej nie musiała się martwić o małe dzieci. Pani Allison, chociaż miała dzieci, też postanowiła zostać z mężem i córeczką, by razem z nimi dzielić los. Powoli do wszystkich pasażerów docierała okrutna prawda.
– A co z Filipem? – Bert na krótko oderwał myśli od Kate, choć wciąż miał nadzieję, że żona zmieni zdanie.
– Może uda ci się przekupić załogę i wpuszczą go do łodzi – powiedziała Kate.
Na pokładzie łodziowym pasażerowie sadowili się właśnie w szalupie numer 4, ostatniej, która miała opuścić "Titanica". Jak w ukropie uwijał się przy niej drugi oficer pilnując, aby pomieściła jak najwięcej kobiet i dzieci. Bert podszedł doń po mocno już przechylonym pokładzie. Zdecydowany był zrobić coś, czego nigdy by nie uczynił w innych okolicznościach. Obserwująca go Kate zobaczyła, że Lightoller, spojrzawszy na ich syna, stanowczo pokręcił głową. Filip wciąż stał obok chłopca Thayerów, który rozmawiał z ojcem.
Bert po chwili wrócił do żony.
– Nie chce o tym słyszeć, dopóki na pokładzie są kobiety i dzieci – powiedział.
Ewakuowano teraz pasażerów drugiej klasy, wszystkie dzieci z pierwszej opuściły już pokład. Tylko mała Lorraine Allison stała uczepiona ręki matki i tuliła lalkę łudząco podobną do tej, którą wszędzie ze sobą zabierała Alexis. Na myśl o córeczce Kate uśmiechnęła się do małej, lecz wnet odwróciła głowę. Sceny na statku były zbyt poruszające, by mogła się im spokojnie przyglądać.
Bert i Kate naradzali się gorączkowo, jak wydostać z opresji Filipa i Charlesa, a później, jeżeli to będzie możliwe, jak ratować siebie.
– Chyba nie pozostało nam nic innego, jak trochę poczekać – rzekł w końcu Charles. Przez cały ten czas nie stracił nic ze swych dobrych manier ani humoru. -Ale pani powinna wsiąść do łodzi. Nie ma sensu zostawać z mężczyznami. – Uśmiechnął się do niej serdecznie i nagle dostrzegł uderzające podobieństwo pomiędzy nią i Edwiną. – Nam nic się nie stanie, za to kobiety, jeśli będą zwlekały, mogą mieć potem kłopoty. Wie pani, jacy są mężczyźni… Na pani miejscu próbowałbym zabrać ze sobą Filipa.
Pozostawało pytanie, jak to zrobić. Chłopcu w wieku Filipa, który dostał się do łodzi w kobiecym przebraniu, grożono bronią i w końcu odpłynął w szalupie tylko dlatego, że nie starczyło czasu, by go wysadzić. Ale teraz atmosfera stawała się coraz gorętsza i Bert nie miał pojęcia, jak by się zachował Lightoller, który swe obowiązki traktował nadzwyczaj poważnie. Nikt tymczasem nie wiedział, że przy prawej burcie sytuacja wyglądała zupełnie inaczej – tam wpuszczano także mężczyzn. Z powodu ogromu statku ludzie znajdujący się z jednej strony pokładu nie orientowali się, co dzieje się gdzie indziej.
Kate wciąż stanowczo odmawiała opuszczenia Bertrama. Filip podszedł do Jacka Thayera i rozmawiał z nim, a Charles usiadł na leżaku i spokojnie zapalił papierosa. Nie chciał przeszkadzać rodzicom Edwiny teraz, kiedy się spierali. Z rozpaczliwą tęsknotą pomyślał o ukochanej. On już stracił nadzieję, że zdoła się uratować.
Kiedy personel sprawdzał kabiny pasażerskie, woda sięgała już do poziomu C. Do Alexis, która wciąż bawiła się lalką, dobiegały dźwięki muzyki, od czasu do czasu odgłos kroków, gdy korytarzem przechodził ktoś z załogi lub pasażerów drugiej klasy, poszukując wyjścia na pokład łodziowy w klasie pierwszej. Mała nie mogła się już doczekać, kiedy wreszcie rodzice wrócą. Była zmęczona zabawą w samotności i zaczynała tęsknić za mamą, nadal jednak nie miała ochoty wsiadać do łodzi. Pogodziła się już z myślą, że dostanie burę. Tak było zawsze. Wszyscy krzyczeli na nią, gdy uciekała, zwłaszcza Edwina.
Usłyszała ciężkie kroki i uniosła głowę zastanawiając się, kto to może być – ojciec, Charles, a może Filip? Ale w drzwiach pokazała się twarz zupełnie obcego mężczyzny, najwyraźniej zaskoczonego jej widokiem. Był to steward, który po raz ostatni sprawdzał, czy kabiny na pokładzie B zostały opuszczone, wkrótce bowiem miała je zalać woda. Dziewczynka beztrosko bawiąca się lalką wprawiła go w osłupienie.
– Coś takiego!… – zawołał rzucając się za nią, bo Alexis próbowała ukryć się w następnej kabinie i już zamykała za sobą drzwi. Mocno zbudowany rudobrody steward okazał się jednak szybszy. – Chwileczkę, młoda damo, co ty tu robisz? – Zastanawiał się, w jaki sposób odłączyła Się od rodziny i dlaczego nikt jej nie szuka. Wydało mu się to dziwne. – Chodźmy stąd – rzekł rozglądając się po pomieszczeniu, Alexis nie miała bowiem na sobie ani czapki, ani płaszcza, które zdjęła wróciwszy z Panią Thomas do apartamentu.
– Nie chcę nigdzie iść! – zaprotestowała i rozpłakała się, kiedy rosły mężczyzna brał ją na ręce wraz z lalką, którą kurczowo do siebie tuliła, i okrywał ściągniętym z łóżka kocem. – Chcę tu zaczekać!… Chcę do mamusi…!
– Znajdziemy twoją mamusię, maleńka. Ale teraz nie mamy czasu do stracenia.
Pobiegł z zawiniątkiem w ramionach, a gdy dotarł na poziom pokładu spacerowego, stojący tam marynarz krzyknął doń:
– Ostatnia zaraz odbija! Pędź na spacerowy, dopiero zaczynają ją opuszczać… Pośpiesz się, człowieku!
Wbiegając na pokład spacerowy steward ujrzał, że Lightoller i jeden z marynarzy mocują się z blokami łodzi numer cztery zwisającej za burtą, tuż pod otwartym oknem.
– Zaczekajcie! Mam tu dziecko! – zawołał. Alexis krzyczała i wyrywała się, na próżno wzywając matkę, która była przekonana, że Alexis bezpiecznie odpłynęła. – Zaczekajcie!…
Lightoller już opuszczał łódź, gdy steward z Alexis w ramionach podbiegł do otwartego okna. Popatrzył przez ramię, ale było za późno, by zatrzymać wodowanie szalupy, która zabierała ostatnie kobiety godzące się na opuszczenie pokładu, wśród nich młodą panią Astor i matkę Jacka Thayera. John Jacob Astor pytał Lightollera, czy ze względu na stan żony nie mógłby jej towarzyszyć, lecz oficer był nieugięty, toteż Madeleine Astor odpływała z pokojówką. Jej mąż wraz z innymi nieszczęśnikami zostawał na statku.
Steward popatrzył w dół. Szalupa zwisała dokładnie pod nimi, tyle że dużo poniżej poziomu pokładu. Pomyślał, że na "Titanicu" małą czeka pewna śmierć, szybko zatem podjął decyzję. Pocałował Alexis w czoło, jakby była jego własną córką, i rzucił ją do łodzi modląc się, żeby ktoś złapał dziewczynkę i żeby spadając nie zrobiła sobie krzywdy. Kilku pasażerów doznało kontuzji przy wsiadaniu do szalup, Alexis wszakże miała więcej szczęścia – jeden z wioślarzy wyciągnął ramiona i złapał ją w powietrzu. Kiedy leżała owinięta w koc krzycząc ze strachu, na pokładzie stała nic nie podejrzewająca Kate i cicho rozmawiała z mężem.
Rosły steward upewnił się, że Alexis umieszczono bezpiecznie obok kobiety z dzieckiem, po czym Lightoller z marynarzami skończyli opuszczać łódź na lodowatą czarną wodę. Alexis siedziała sparaliżowana strachem, tuląc lalkę i zastanawiając się, czy jeszcze kiedyś zobaczy mamę. Zaczęła krzyczeć, gdy szalupa uderzyła o taflę wody i obok wyłonił się z mroku monumentalny kadłub statku. Marynarze żwawo robili wiosłami, by jak najdalej odpłynąć od "Titanica", toteż cielsko olbrzyma jęło się z wolna oddalać. Alexis znalazła się na ostatniej łodzi ratunkowej z prawdziwego zdarzenia, opuszczonej na wodę o 1.55.
O drugiej marynarze jeszcze się mocowali z czterema składanymi łodziami. Trzech nie udało się uwolnić z zaczepów, wreszcie odczepiono składak D. Nikt nie miał wątpliwości, że jest to ostatnia szansa na opuszczenie statku. Załoga otoczyła łódź, do której znów wpuszczano tylko kobiety i dzieci, ktoś przyniósł dwoje porzuconych niemowląt. Na koniec Bertowi udało się przekonać Lightollera, by wpuścił Filipa do łodzi. Przecież chłopiec miał zaledwie szesnaście lat! Ostrożnie spuszczono na wodę również tę łódź i wkrótce jak inne zniknęła w ciemnościach.
Na tym zakończyła się akcja ratunkowa. Ci, którym nie udało się ewakuować, mieli pójść na dno razem ze statkiem. Do świadomości Berta z trudem przebijała się myśl, że Kate zostaje z nim do końca. Ponieważ nie chciała odpłynąć z Filipem, próbował wepchnąć ją do łodzi, lecz uczepiła się męża z całych sił i nie dała się od niego oderwać. Teraz, gdy zbliżały się ostatnie chwile ich życia, trzymał ją w ramionach.
Strausowie spokojnie spacerowali pod rękę, Benjamin Guggenheim wraz ze służącym stał niewzruszony na pokładzie odziany w strój wieczorowy, Bert i Kate czule się całowali i trzymając się za ręce rozmawiali spokojnie o dniu, w którym się spotkali. I o dniu ich ślubu… I o narodzinach dzieci.
– Dzisiaj są urodziny Alexis – powiedziała cicho Kate, patrząc na Berta. Wspomniała ową słoneczną niedzielę sprzed sześciu lat, gdy w ich domu w San Francisco Alexis przyszła na świat. Kto mógł wtedy przypuszczać, że ich przeznaczeniem będzie śmierć w morskich odmętach? Z ulgą myślała, że ich dzieci się uratują, ale serce jej pękało na myśl, że nigdy więcej ich nie ujrzy.
– Czemu nie zabrałaś się razem z dziećmi? Przecież one cię potrzebują! – czynił jej wyrzuty Bert. Ogarnął go ogromny smutek, gdy sobie uświadomił, że nie musiało do tego dojść. Gdyby popłynęli innym statkiem… gdyby "Titanic" nie zderzył się z górą lodową… gdyby… gdyby…
– Nie mogłabym żyć bez ciebie – wyznała Kate, przytuliła się do męża i wspięła na palce, by go pocałować.
Długą chwilę trwali w uścisku, gdy tymczasem część pasażerów zaczęła skakać do wody, między innymi Charles. Pokład łodziowy znajdował się teraz tylko dziesięć stóp nad poziomem wody. Niektórym udało się dotrzeć do łodzi ratunkowych, ale Bert wiedział, że Kate nie umie pływać, nie było więc sensu opuszczać pokładu. Zrobią to, gdy będą musieli. Wciąż mieli nadzieję, że gdy statek pójdzie na dno, im uda się jakoś uczepić pływających w pobliżu łodzi i przetrwać do nadejścia pomocy.
Podczas gdy Winfieldowie rozmawiali, inni wciąż próbowali zdjąć z uchwytów dwie składane łodzie. Udało się wyplątać je z lin, lecz opuszczenie ich na wodę okazało się niemożliwe, ponieważ pokład był nachylony pod zbyt dużym kątem. Wtedy Jack Thayer poszedł w ślady Charlesa, cudem jakimś dotarł do składaka i tam znów spotkali się z Filipem. Łódź pod ciężarem nowych rozbitków nabierała coraz więcej wody, tak że trzeba było w niej stać, aby nie zamoczyć się całkowicie. A powyżej znajdowali się rodzice Filipa, mocno objęci ramionami.
Kiedy woda wtargnęła na statek, Kate wydała cichy okrzyk, zaskoczona brutalnym chłodem oceanu. Zaczęli się pogrążać. Bert próbował utrzymać żonę na powierzchni, lecz toń nieodparcie ich wciągała. Kate zdążyła krzyknąć: "Kocham cię", uśmiechnęła się i już jej nie było. Wyśliznęła mu się z rąk, a on, uderzony chwilę później przez spadające szczątki bocianiego gniazda, podążył za nią. Znajdujący się w pobliżu Charles podzielił ich los.
Zniknęły w falach budka radiotelegrafisty i mostek kapitański, tylko składana łódź unosiła się na powierzchni niczym dmuchany materac. W wodzie znalazły się setki ludzi. Dawno ucichły murzyńskie melodie, a ostatnie ich dźwięki brzmiały w uszach tonących niczym requiem, którego echo doleciało do rozbitków w łodziach. Te żałobne tony mieli zapamiętać na zawsze.
"Miłość Silniejsza Niż Śmierć" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć" друзьям в соцсетях.