– I tak nie mogłabym zasnąć – odparła.

Nie potrafiła zapomnieć o porannym przeszukiwaniu miejsca, gdzie zatonął "Titanic". Kapitan Rostron chciał mieć pewność, że na morzu nie ma już nikogo, dlatego "Carpathia" kilkakrotnie okrążyła miejsce katastrofy. Natrafiono jednak tylko na pływające po powierzchni oceanu leżaki, kawałki drewna, kamizelki ratunkowe, dywan przypominający dokładnie ten, który Edwina miała w kabinie, wreszcie na zwłoki marynarza unoszące się na fali. Wspomnienie tych scen przejmowało Edwinę grozą. Zaledwie poprzedniego wieczoru Widenerowie wydawali przyjęcie na cześć kapitana Smitha, a teraz, dwadzieścia cztery godziny później, nie było ani statku, ani kapitana, ani pana Widenera i jego syna Harry'ego, nie było ponad tysiąca pięciuset pasażerów! Edwina wciąż się zastanawiała, jak mogło dojść do takiej tragedii. Myślała o Charlesie, o tym, jak bardzo go kochała. Dopiero co zachwycał się jej błękitną atłasową suknią, mówił, że jest dokładnie koloru jej oczu, komplementował jej fryzurę. Upięła wtedy swoje czarne lśniące włosy wysoko, podobnie jak pani Astor. Suknię nadal miała na sobie, tyle że mocno sfatygowaną. Po południu nieznajoma kobieta podarowała jej czarną wełnianą sukienkę, lecz Edwina była tak zajęta przy dzieciach, że nie zdążyła się przebrać. Jakie to zresztą miało teraz znaczenie? Przecież Charlesa już nie ma, przecież i ona, i jej młodsze rodzeństwo zostali osieroceni!

Przez większą część nocy brat i siostra siedzieli razem, snując wspomnienia z przeszłości bądź z niepokojem dumając o czekającej ich przyszłości, aż wreszcie Edwina wysłała Filipa do łóżka, aby George się nie wystraszył, gdyby po przebudzeniu nie znalazł brata obok siebie.

– Biedny George, tyle wycierpiał – powiedziała Edwina.

Istotnie chłopiec przez cały czas trzymał się nad podziw dzielnie, a w ciągu ostatniej doby był dla Edwiny niemałą pomocą i jak umiał, dodawał jej otuchy. Gdyby jego siostra nie była tak nieludzko zmęczona, pewnie by się zaniepokoiła niezwykłym jak na niego spokojem.

Kiedy Filip odszedł, Edwina usiadła przy Teddym i Fannie, dotykała pieszczotliwie ich twarzyczek, przygładzała im włosy. Od czasu do czasu, gdy Teddy budził się spragniony, dawała mu pić, a gdy Fannie płakała przez sen, tuliła ją czule. Czuwając przy rodzeństwie modliła się żarliwie, tak samo jak z rana podczas nabożeństwa na statku. Nie wszyscy rozbitkowie przyszli na nie, wielu bowiem było zbyt wyczerpanych, wielu chorych, a dla wielu ceremonia ta byłaby zbyt bolesna. Jedno nieoczekiwane zderzenie z górą lodową spowodowało, że wiele kobiet spośród tych, które przeżyły, zostało wdowami. Zginęły tysiąc pięćset dwadzieścia trzy osoby – mężczyźni, kobiety i dzieci. Uratowało się zaledwie siedmiuset pięciu pasażerów.

Edwina zapadła wreszcie w krótką drzemkę. Obudziła się, gdy Teddy poruszył się niespokojnie i spojrzał na nią oczami, które tak bardzo przypominały oczy matki.

– Mama!… – zawołał, krzywiąc usta do płaczu. Wyglądał teraz dużo lepiej, a gdy Edwina się pochyliła, aby go pocałować, uśmiechnął się do niej, zaraz jednak znów zaczął płakać za matką.

– Mamusi tu nie ma, kochanie. – Nie wiedziała, jak mu wytłumaczyć nieobecność matki. Był za mały, żeby zrozumieć nieodwracalność wydarzeń, nie chciała go jednak okłamywać obiecując, że matka wnet się pojawi.

– Ja też chcę do mamy – zawtórowała bratu Fannie, która także się przebudziła.

– Bądź grzeczną dziewczynką – przekonywała małą Edwina, całując ją i tuląc.

Wstała i umyła Teddy'emu buzię, po czym mimo protestów chłopczyka zostawiła go pod opieką pielęgniarki i poszła z Fannie do łazienki. Dopiero spojrzawszy w lustro pojęła, jakie niezatarte piętno wycisnęły na niej tragiczne przeżycia. Postarzała się mocno w ciągu jednej nocy, tak że nie poznawała swego odbicia. Pożyczony grzebień i ciepła woda trochę pomogły, mimo to wracając do jadalni czuła, że nadal wygląda okropnie. Ale gdy popatrzyła po twarzach innych rozbitków, spostrzegła, że wcale nie lepiej się prezentują. Ludzię wciąż mieli na sobie niestosowne, nieraz wręcz nieprzyzwoite strzępy ubrań uzupełnione pożyczonymi, nie pasującymi do siebie częściami garderoby, całość robiła więc niezwykle dziwaczne wrażenie. Pasażerowie "Titanica" zajmowali każdy wolny skrawek przestrzeni – w kabinach ulokowano ile osób się dało, reszta pozostała w korytarzach i w wielkim salonie. Niektórzy przebywali w pomieszczeniach załogi, inni spali na fotelach, a nawet na gołej podłodze. Dla nich nic nie miało już znaczenia. Żyli, choć wielu wolałoby umrzeć, gdy zrozumieli, że ich bliscy utracili życie.

– Jak się ma Teddy? – zapytał George na widok siostry, a gdy uśmiechnęła się w odpowiedzi, chłopiec odetchnął z ulgą. Jeszcze jedno nieszczęście byłoby ponad jego siły.

– Chyba lepiej. Obiecałam, że zaraz do niego wrócę.

Miała przy sobie Fannie, dla której chciała znaleźć coś do jedzenia, zanim pośpieszy z powrotem do małego.

– Pobędę z nim, jak chcesz – zaofiarował się George. Nagle spojrzał za plecy siostry i uśmiech zamarł mu na ustach. Wyglądał, jakby zobaczył ducha, aż zaskoczona Edwina pochyliła się nad nim i dotknęła jego ramienia.

– George, co się stało?

Nie odezwał się, po chwili zaś wskazał ręką w stronę, w którą spoglądał. Coś tam leżało na podłodze obok materaca. Bez słowa podbiegł, podniósł ów przedmiot i podał go Edwinie. Była to Pani Thomas, lalka Alexis! Dziewczynki jednak nigdzie w pobliżu nie było, a osoby znajdujące się obok nie potrafiły im nic powiedzieć. Nikt nie pamiętał ani lalki, ani dziecka, które ją zostawiło.

– Ona musi tu gdzieś być!

Edwina gorączkowo rozglądała się dokoła. W pobliżu bawiło się kilkoro dzieci, lecz żadne z nich nie było Alexis. Nagle serce w niej zamarło, wspomniała bowiem, że córka Allisonów miała podobną zabawkę. Podzieliła się wątpliwościami z Filipem, lecz ten stanowczo pokręcił głową. To była lalka Alexis. Rozpoznałby ją wszędzie, a George i Fannie również nie mieli co do tego wątpliwości.

– Nie pamiętasz, Edwino? Sama uszyłaś jej sukienkę ze szmatek.

Istotnie, Edwina teraz dopiero przypomniała to sobie i do oczu napłynęły jej łzy. Czyżby okrutny los oszczędził lalkę, a skazał Alexis?

– Gdzie Alexis? – Fannie spoglądała na rodzeństwo ogromnymi oczyma, które ich ojcu tak bardzo się podobały. Cieszyło go to niezwykłe podobieństwo córki do matki.

– Nie wiem – odparła zgodnie z prawdą Edwina i trzymając lalkę w drżących ze wzruszenia rękach, nadal rozglądała się wokół. Niestety, nigdzie siostry nie widziała.

– Może gdzieś się schowała? – podsunęła Fannie, wykazując się dobrą znajomością zwyczajów siostry, lecz tym razem Edwina się nie uśmiechnęła.

– Nie wiem, Fannie. Mam nadzieję, że ją znajdziemy.

– A mama i tata też się gdzieś schowali?

Mała zupełnie nie pojmowała, w jakiej znajdowali się sytuacji. Ze łzami w oczach Edwina pokręciła przecząco głową, nieprzerwanie rozglądając się za Alexis.

Po godzinie bezowocnych poszukiwań musiała niestety wrócić do Teddy'ego. Zabrała lalkę siostry, a kiedy Teddy ujrzał zabawkę, spojrzał na Edwinę ucieszony.

– Lexie? – wyseplenił. – Lexie?

On także zapamiętał lalkę, z którą Alexis rzadko się rozstawała. Pielęgniarka przechodząca obok uśmiechnęła się. Jakie to piękne dziecko, pomyślała, i jak wzruszająco wygląda z siostrą.

– Siostro – zatrzymała ją Edwina – jak mogłabym… – urwała nie wiedząc, jak sformułować pytanie. – Nie udało mi się odnaleźć sześcioletniej siostry. Obawiam się, że została na "Titanicu" z naszą matką, ale… -mówiła z trudem, co pielęgniarka doskonale rozumiała, Delikatnie dotknęła ramienia Edwiny i podała jej listę rozbitków.

– Mamy tu spis tych, których udało nam się uratować, łącznie z dziećmi. Możliwe, że wczoraj w zamieszaniu nie udało się pani odszukać dziecka. Może być na statku? Widziała ją pani w którejś z łodzi?

Edwina zaprzeczyła, potem pokazała pielęgniarce lalkę.

– Znalazłam tutaj jej zabawkę… Nigdy się z nią nie rozstawała… -Posmutniała, bo przejrzawszy pobieżnie listę upewniła się, że Alexis nie ma na "Carpathii".

– Jest pani pewna, że to jej lalka?

– Absolutnie. Sama uszyłam dla niej tę sukienkę.

– Może inne dziecko zabrało zabawkę?

– To możliwe – zgodziła się Edwina, choć dotąd nie dopuszczała do siebie takiej myśli. – Czy na statku są dzieci, które nie odnalazły rodziców? – zapytała.

Wiedziała, że w szpitalu przebywa kilkoro nie zidentyfikowanych maleństw, zaraz jednak pomyślała, że Alexis jest na tyle duża, iż potrafiłaby powiedzieć, jak się nazywa. Oczywiście gdyby zechciała… i gdyby była przytomna… Edwina zaczęła się zastanawiać, czy jej siostra nie błąka się zagubiona, nieświadoma, iż jej rodzeństwo także jest na statku. Wyjawiła swe przypuszczenia pielęgniarce, która odpowiedziała, że to mało prawdopodobne.

Późnym popołudniem, gdy Edwina przechadzała się po pokładzie, starając się zatrzeć w pamięci obraz tonącego "Titanica" i jego rufy sterczącej nad horyzontem, ujrzała pokojówkę pani Carter, pannę Serepeca, która wyprowadziła dzieci na spacer. Lucille Carter i jej brat William, równie wystraszeni jak pozostałe dzieci na statku, szli po bokach pokojówki, trzecie dziecko zaś trzymało się z tyłu, kurczowo uczepione jej ręki. Nagle odwróciło się i Edwina zobaczyła jego buzię. Aż zaparło jej dech! To była Alexis! Rzuciła się ku małej i chwyciła ją w ramiona. Tuląc ją z całych sił, płakała rozdzierająco. Wreszcie ją odnalazła!

Gdy Edwina trzymała przerażoną siostrę w objęciach, panna Serepeca usiłowała wyjaśnić, jak Alexis znalazła się na "Carpathii". Otóż kiedy dziewczynkę wrzucono do szalupy, zajęła się nią pani Carter, która widząc potem, że na "Carpathii" mała nie ma nikogo bliskiego, zdecydowała się otaczać ją opieką przez całą podróż do Nowego Jorku. Pokojówka dodała półgłosem, że od zatonięcia "Titanica" Alexis nie powiedziała ani słowa. Nie wiedziano, jak ma na imię i nazwisko, bo nie odpowiadała na żadne pytania. Pani Carter miała nadzieję, że ktoś z rodziny upomni się o dziecko w Nowym Jorku, a teraz z pewnością ucieszy się na wieść, że matka dziewczynki jest na statku. Gdy panna Serepeca to mówiła, Alexis rozejrzała się, szukając wzrokiem matki, lecz Edwina ze smutkiem pokręciła głową i przytuliła dziecko.

– Nie, malutka, nie ma jej z nami – rzekła z bólem w głosie.

Usłyszawszy to, Alexis próbowała się wyrwać z objęć siostry, lecz Edwina nie zamierzała pozwolić jej na ucieczkę. Już raz prawie ją stracili, to wystarczy. Podziękowała pannie Serepeca i obiecała odnaleźć panią Carter, by osobiście wyrazić jej wdzięczność za opiekę nad Alexis.

Gdy wracały do salonu, Edwina trzymała w ramionach milczącą siostrę, która utkwiła w niej przerażone spojrzenie.

– Kocham cię, maleńka… – mówiła. – Tak bardzo cię kocham… tak martwiliśmy się o ciebie…

Edwinie łzy płynęły strumieniem po twarzy. Jakże się cieszyła, że odnalazła Alexis, cóż by jednak dała, aby odnaleźć pozostałych! Marzyła, by się okazało, iż rodzice i Charles też są na statku. Przecież to niemożliwe, żeby naprawdę odeszli, niemożliwe, żeby tak nagle wszystko się skończyło… Niestety, tak właśnie było i tylko Alexis pojawiła się jak mały duszek powracający z przeszłości. Z przeszłości, która dopiero co istniała, a teraz rozwiała się jak sen zapadający w pamięć po wsze czasy.

Kiedy Edwina pokazała Alexis ukochaną lalkę, dziewczynka wyrwała jej zabawkę z rąk i przytuliła do twarzy, nadal słowem się nie odzywając. W milczeniu popatrzyła na Filipa, który rozpłakał się na jej widok, dłużej zatrzymała wzrok na George'u, który przyglądał jej się zdumiony.

– Myślałem, że odeszłaś, Lexie – powiedział cicho. – Szukaliśmy cię wszędzie…

Nie odpowiedziała, ale też nie odrywała od niego oczu, w nocy zaś spała z nim. Filip, który czuwał przy dzieciach, patrzył, jak Alexis jedną ręką obejmuje George'a, a drugą tuli lalkę. Edwina, jak poprzednio, spała w sali szpitalnej z Fannie i Teddym. Choć obydwoje czuli się lepiej, miejsce to wydawało się najbezpieczniejsze dla tak delikatnych dzieci, zwłaszcza że Teddy miał silny kaszel. Edwina chciała zabrać również Alexis, lecz mała pokręciła głową i podążyła za George'em do salonu, gdzie ułożyła się przy nim na wąskim materacu. Gdy usypiała, brat leżąc na boku przyglądał się jej. Odnalezienie siostry przypomniało mu matkę, bo w jej pobliżu Alexis zawsze się kręciła. Tej nocy chłopiec śnił o rodzicach. Śnił o nich jeszcze, gdy w środku nocy obudził go płacz Alexis. Otoczył ją ramieniem, jednakże żadne słowa otuchy nie mogły utulić żalu dziecka.

– Co się stało, Lexie? – zapytał. Zastanawiał się, czy mu odpowie, czy jest w stanie tylko płakać. – Boli cię coś?… Jesteś chora? Mam zawołać Edwinę?

Potrząsnęła głową i usiadła na materacu, tuląc lalkę.

– Chcę do mamy… – wyszeptała cichutko. Błękitnymi oczyma patrzyła nań prosząco tak długo, aż George'owi łzy popłynęły po twarzy. Objął mocno siostrę.