– Chodźże, głuptasku, przestań się chować. Wyjdź i powiedz mi, co robiłaś przez cały dzień. Przyszedł list od Filipa – krzyczała Edwina.
Koperta z Harvardu leżała na stoliku w holu wraz z listem od ciotki Liz, która donosiła, że nie czuje się najlepiej, poza tym skręciła nogę w kostce i musiała pojechać do lekarza do Londynu. Ciotka niewątpliwie należała do osób, które prześladuje pech. W dalszej części listu pytała, czy opróżnili wreszcie pokój matki, co rozgniewało Edwinę. Nie zrobiła tego i nie czuła się na siłach, by porządkować sypialnie rodziców, ponadto nie chciała robić przykrości Alexis.
– Chodź, kochanie! Gdzie jesteś? – wołała patrząc w kierunku krzewów różanych w głębi ogrodu, pewna, że jej siostrzyczka właśnie tam się schowała, ale choć zajrzała we wszystkie możliwe zakamarki, nie znalazła jej. – Alexis, jesteś tam?
Szukała niestrudzenie, wspięła się nawet na drzewo do starego "domku" George'a, drąc przy okazji spódnicę, Alexis jednak nigdzie nie było.
Wróciła do domu i zapytała panią Barnes, czy Alexis na pewno bawiła się w ogrodzie. Staruszka zapewniła, że widziała ją tam przez cały dzień, Edwina wiedziała wszakże, iż pani Barnes niezbyt zwraca uwagę na dzieci. Opieka nad nimi należała do Sheili, lecz dziewczyna opuściła ich tuż przed Wielkanocą i teraz Edwina sama zajmowała się rodzeństwem.
– Może jest w domu i poszła na górę? – badała dalej panią Barnes, nie dowierzając jej. W końcu okazało się, że kucharka nie wie dokładnie, bo przez całe popołudnie wekowała pomidory i tak naprawdę nie baczyła na Alexis.
Edwina sprawdziła pokój siostry, swój, wreszcie wolno poszła na górę, rozmyślając o słowach Liz: "Czas najwyższy, żebyś się na to zdobyła i opróżniła ich pokoje. Ja już dawno pochowałam rzeczy Ruperta". Cóż, Edwina zdawała sobie sprawę, że dla niej nie będzie to takie proste. Teraz jednak miała na głowie co innego – chciała wreszcie wyciągnąć Alexis z kryjówki i pomóc jej rozwiązać problemy, które dręczyły małą.
– Lexie?
Odsłoniła story, zaszeleściła spódnicami matki i poczuła, że w pokoju czuć stęchlizną. Przez prawie półtora roku nikt tu nie mieszkał i pokoje rzadko wietrzono. Zajrzała nawet pod łóżko, lecz Alexis nigdzie nie było.
Zeszła na dół i poprosiła George'a, by pomógł jej w poszukiwaniu. Gdy po godzinie nie znaleźli nawet śladu Alexis, Edwinę ogarnął strach.
– Stało się dzisiaj coś w szkole? – zapytała młodsze dzieci, ale Fannie i George o niczym nie wiedzieli, Teddy zaś spędził popołudnie w redakcji razem z nią. Sekretarki nad wyraz chętnie zajmowały się małym, gdy jego siostra była zajęta. W wieku trzech i pół roku chłopczyk potrafił oczarować kobiety. – Jak sądzisz, gdzie ona może być? – naradzała się z George'em Edwina.
Nic szczególnego nie wydarzyło się tego dnia i nikt nie miał pojęcia, gdzie Alexis mogła się podziać. Dawno minęła pora kolacji, a Edwina i George kontynuowali poszukiwania w ogrodzie, aż wreszcie doszli do wniosku, że małej nie ma ani tam, ani w domu. Wtedy Edwina poszła do kuchni, gdzie był zainstalowany telefon, i po chwili wahania zdecydowała się wezwać na pomoc Bena. Zupełnie nie wiedziała, co ma dalej robić, a on przyrzekł jej kiedyś, że zawsze może na niego liczyć. Dziesięć minut później Ben zadzwonił do drzwi frontowych.
– Jak myślisz, dlaczego się schowała? – zapytał.
Edwinie przez moment zdawało się, że ujrzała ojca, nie miała jednak czasu zastanawiać się nad tym. Odgarnęła z czoła niesforne kosmyki włosów. Jej wysoko upięta fryzura zupełnie się zburzyła w czasie poszukiwań w ogrodzie.
– Nie wiem, Ben. Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić. Dzieci mówią, że w szkole nie zaszło nic, co mogłoby mieć związek z jej zniknięciem, a pani Barnes była przekonana, że Alexis całe popołudnie przesiedziała w ogrodzie. Niestety, myliła się. W każdym razie nie było jej tam, jak wróciłam do domu. Szukaliśmy jej wszędzie, w domu i na dworze, i nigdzie jej nie ma. Sama nie wiem, dokąd mogła pójść.
Alexis miała w szkole niewielu przyjaciół, zresztą nie lubiła bywać w ich domach. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że jest najbardziej wrażliwym dzieckiem w rodzinie Winfieldów i że nie przyszła do siebie po utracie matki. Bywało, że gdzieś znikała lub całymi dniami nie odzywała się do nikogo. Taka już była i taką musieli ją zaakceptować. Ale jeżeli uciekła, to Bóg jeden wie dokąd, dlaczego i co z nią będzie, kiedy dotrze tam, gdzie sobie umyśliła. Była ślicznym dzieckiem, toteż należało się spodziewać, że gdyby się dostała w niewłaściwe ręce, wszystko mogłoby się wydarzyć.
– Zawiadomiłaś policję? – Ben usiłował zachować spokój, lecz był nie mniej zatroskany niż ona. Sprawiło mu przyjemność, że Edwina w potrzebie pomyślała o nim.
– Jeszcze nie. Najpierw zadzwoniłam do ciebie.
– I nie wiesz, dokąd mogła pójść?
Edwina znów pokręciła przecząco głową. Po chwili Ben poszedł do kuchni, by zatelefonować na policję. Pani Barnes, która położyła już Fannie i Teddy'ego do łóżek, z oburzeniem zauważyła, że to bardzo, ale to bardzo niegrzecznie uciekać z domu, a zapłakana Fannie dopytywała się, czy Alexis się odnajdzie.
Ben zawiadomił policję, a George tymczasem próbował dodać Edwinie otuchy. Po półgodzinie Edwina wyjaśniła przybyłemu sierżantowi, co się stało, oznajmiając, że nie wie, dokąd udała się jej siostra. Policjant wszedł do środka, popatrzył na Bena i George'a i zapytał o rodziców dziewczynki. Edwina wyjaśniła, że jest jej opiekunką. Sierżant obiecał przetrząsnąć sąsiednie posesje i za godzinę zdać jej sprawę z wyników poszukiwań.
– Czy my też mamy iść? – spytała zatroskana Edwina, spoglądając na Bena.
– Nie, proszę pani. Znajdziemy ją. Pani z mężem niech poczeka lepiej tutaj – uśmiechnął się do nich pocieszająco.
George krzywo spojrzał na Bena. Lubił go jako przyjaciela, lecz nie spodobało mu się, że ktoś uważa go za męża Edwiny. Podobnie jak Filip był zaborczy, gdy chodziło o starszą siostrę.
– Dlaczego mu nie powiedziałaś? – warknął, kiedy policjant odszedł.
– O czym? – Edwina myślała teraz tylko o Alexis.
– Że Ben nie jest twoim mężem.
– Och, na Boga! Przestań myśleć o głupstwach i skup się na odnalezieniu siostry!… – z irytacją odparła Edwina. Ben także usłyszał słowa George'a.
Przez półtora roku Edwina matkowała rodzeństwu, toteż dzieci uważały ją za swoją własność. Nie było to dobre dla nikogo, Ben wszakże wiedział, że nie powinien się wtrącać. Edwina chciała się opiekować rodziną po swojemu, a on, niestety, nie miał prawa do tego się mieszać.
Jeszcze raz wyliczyli wszystkie możliwe miejsca, do których Alexis mogła się udać, po czym Ben zaproponował, że zawiezie ich samochodem do domów, w których mieszkają dzieci zaprzyjaźnione z małą. Edwina zerwała się pełna nadziei, przykazując George'owi zostać i czekać na wiadomość od policjanta.
Niestety, wizyta w trzech domach niczego nie dała. Dziecka tam nie było, co więcej, Alexis od tygodni nie odwiedzała koleżanek. Dopiero teraz Edwina w pełni zdała sobie sprawę, jak bardzo dziewczynkę przygnębił wyjazd Filipa. Zastanawiała się, czy aby ten trop nie jest właściwy.
– Chyba nie przyszło jej do głowy, żeby pociągiem wybrać się do brata? Jak sądzisz, Ben?
Ta myśl uporczywie wracała jej do głowy, Ben jednak uważał, że to nieprawdopodobne.
– Ona się boi własnego cienia, nie mogła odejść daleko od domu – mówił, gdy szli po schodach.
Edwina jednak podzieliła się swymi przypuszczeniami z George'em, który zmrużył oczy i zamyślił się.
– W zeszłym tygodniu zapytała mnie, jak daleko jest stąd do Bostonu – wyznał wreszcie z nieszczęśliwą miną – ale nie zwróciłem na to uwagi. O Boże, Weenie! A jeżeli ona wsiadła do pociągu? Przecież nie wie nawet, w którą stronę jechać!
Pomyśleli, że mogło jej się coś stać. Mogła się potknąć na torach, mogła upaść, skaleczyć się przy wchodzeniu do wagonu, mogła nawet pojechać pierwszym lepszym pociągiem towarowym!… Możliwości było tak wiele, a jedna straszniejsza od drugiej, że Edwina wpadła w panikę. Dochodziła już dziesiąta, a tu nadal o Alexis nie było nic wiadomo, toteż rosły w nich obawy, że małej przytrafiło się coś złego.
– Jeśli chcecie, zabiorę was na stację, ale jestem pewien, że czegoś takiego by nie zrobiła – rzekł Ben spokojnie. Usiłował podnieść obydwoje na duchu, ale George przerwał mu gniewnie, wciąż urażony, że policjant mógł wziąć Bena za męża Edwiny.
– A skądże masz taką pewność?
Z bliskiego przyjaciela rodziny Ben niespodziewanie stał się dla George'a konkurentem. Chłopiec już wcześniej dostrzegł zagrożenie, zauważywszy zazdrość, jaką okazywał Filip jeszcze przed wyjazdem na studia, ale wtedy nie sądził, że będzie musiał rywalizować z Benem. Edwina zazwyczaj trzymała braci krótko, teraz jednak, niespokojna o młodszą siostrę, nie miała czasu zwracać uwagi na humory George'a.
– Jedźmy – rzuciła. Zabrała z holu szal i znalazła się przy drzwiach akurat w chwili, gdy wrócił policjant. Niestety, nie miał wieści o Alexis.
– Nigdzie jej nie ma – powiedział.
Ben zawiózł wobec tego rodzeństwo na stację. George siedział na tylnym siedzeniu, Edwina przy kierowcy. Przez całą drogę nerwowo wyglądała przez okno w nadziei, że gdzieś dojrzy Alexis, niestety, na próżno.
O dziesiątej trzydzieści stacja była prawie pusta. Na torach stały wprawdzie pociągi do San Jose, ale te jechały drogą okrężną. Łatwiej było dostać się tam wsiadając na prom, który płynął do stacji w Oakland.
– To szalony pomysł… – zaczął Ben, George go jednak nie słuchał. Ruszył pędem i biegł aż do końca peronu. Tam dopiero przystanął.
– Lexie! – krzyknął. – Lexie!
Zwinął dłonie w trąbkę i wołał z całych sił, lecz odpowiadała mu cisza. Od czasu do czasu zaturkotały tylko koła, gdy lokomotywa przetaczała wagony, poza tym wszędzie było cicho i pusto.
Edwina, niewiele myśląc, poszła za bratem, jakby zawierzyła jego instynktowi. Pod pewnymi względami George znał Alexis lepiej niż ktokolwiek z nich, lepiej niż ona, a nawet lepiej niż Filip.
– Lexie!… – wołała niestrudzenie, podczas gdy Ben na próżno wzywał ich, by wrócili na peron.
Nagle w oddali rozległ się gwizd pędzącego po szynach pociągu. Był to ostatni towarowy linii Southern Pacific, który przyjeżdżał zawsze tuż przed północą. Z daleka zalśniła długa wiązka światła, a kiedy się przybliżyła, Edwina i Ben, stojący na rampie, dojrzeli w jej blasku nieruchomą białą plamkę. I wtedy George, zanim Edwina zdążyła go powstrzymać, jak strzała pomknął przez tory, ona zaś w ułamku sekundy pojęła, co brat zobaczył: Alexis! Dziewczynka przycupnęła koło wagonu stojącego przy torze, którym pędził pociąg. Przestraszona samotna istotka, ściskająca w ręce lalkę, Panią Thomas, uratowaną z "Titanica".
– O Boże! – krzyknęła Edwina. Chciała przejść pod barierką, lecz Ben odciągnął ją do tyłu.
– Nie, Edwino, nie wolno ci!
Tymczasem George biegł ku Alexis skulonej tuż przy szynach, po których nadjeżdżał pociąg. Wiedział, co się stanie, jeśli dziewczynka sparaliżowana strachem nie odsunie się na czas.
– George, uważaj! – zawołała Edwina, wyrwała się Benowi i pognała przez tory za bratem. Jej dalsze słowa utonęły w huku pędzącego pociągu.
Ben rozglądał się rozpaczliwie wokół, gorączkowo szukając jakiegoś wyłącznika, hamulca, alarmu, który mógłby zatrzymać rozpędzone żelastwo, lecz nic w tej sytuacji nie mógł zrobić. Wymachiwał więc tylko rękami do maszynisty, ten go jednak nie widział.
George tymczasem mknął ku Alexis jak niesiona wiatrem strzała. Edwina, która biegła za nim podkasawszy spódnicę, co chwila się potykała i przewracała na tory. Nagle obok niej z ogromną prędkością przetoczył się pociąg. Wydawało jej się, że całe wieki minęły, zanim przejechał ostatni wagon i zapłakana, roztrzęsiona Edwina mogła poszukać rodzeństwa, przekonana, że znajdzie ich zwłoki. Ujrzawszy oboje, odetchnęła z niewysłowioną ulgą – żyli! Alexis, cała pokryta kurzem, z włosami posklejanymi błotem, leżała pod wagonem stojącym na sąsiednim torze, George otaczał ją ramionami. Dobiegł do siostry w ostatniej chwili, pchnął ją i całym ciężarem ciała przygniótł do ziemi, dzięki czemu pociąg przejechał nad nimi.
Zapanowała cisza przerywana tylko płaczem Alexis i coraz odleglejszym turkotem niknącego w ciemności pociągu. Edwina osunęła się na kolana przy rodzeństwie. Nadbiegł Ben. Łzy spływały mu po policzkach, nie potrafił wykrztusić słowa. Po chwili pomógł Edwinie wstać, George podniósł się i wyciągnął Alexis spod wagonu. Ben wziął małą na ręce i zaniósł do samochodu. George troskliwie otoczył ramieniem Edwinę, która zatrzymała się, nim doszli do auta, i spojrzała na brata. W wieku trzynastu lat zachował się jak mężczyzna, jak ich ojciec. Nie jak chłopiec czy błazen, lecz naprawdę po męsku. Rozpłakała się i przytuliła go mocno.
– George, kochany… O Boże!… Tak się bałam… Myślałam… – szloch nie pozwolił jej dokończyć.
"Miłość Silniejsza Niż Śmierć" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć" друзьям в соцсетях.