Edwina po raz kolejny zdumiała się, że dzieci tych samych rodziców tak dalece się różnią.
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Przyjechali do Los Angeles dwa tygodnie po wizycie George'a w San Francisco i tym razem zatrzymali się u niego. Nie chciał, by Alexis znów wdała się w jakąś niepożądaną przygodę, a uważał, że Edwinie łatwiej będzie kontrolować sytuację, gdy zamieszkają w jego dużym, komfortowym domu. Dla wygody wynajął dla niej samochód.
Teddy natychmiast po przyjeździe zainteresował się wierzchowcami George'a. Następnego popołudnia, gdy Edwina obserwowała wyczyny jeździeckie młodszego brata, pod dom zajechała limuzyna – długi czarny rolls – i zatrzymała się tuż obok niej. W pierwszej chwili nie poznała osoby siedzącej w samochodzie. Przypuszczała, że to pewnie któryś z przyjaciół George'a, ale gdy szofer w liberii otworzył drzwiczki samochodu i z szacunkiem odsunął się na bok, ujrzała wyłaniającego się z limuzyny potężnie zbudowanego mężczyznę: wysokiego, o szerokich ramionach i gęstej siwej czuprynie.
Widok Edwiny, stojącej w blasku jaskrawego letniego słońca, zaskoczył przybysza, który najwyraźniej jej nie poznał. Patrzył na krótko ostrzyżoną szczupłą, wysoką kobietę w eleganckiej granatowej sukience. Czując na sobie uważny wzrok mężczyzny, Edwina odruchowo wyrzuciła papierosa, którego właśnie paliła. Nagle uśmiechnęła się, poznając, kim jest niespodziewany gość, i wyciągnęła do niego dłoń.
– Przepraszam, że tak się zagapiłam. W pierwszej chwili nie wiedziałam, kim pan jest. Pan Horowitz, prawda?
Uśmiechnął się, wciąż przyglądając się jej uważnie. Była elegancką, pełną wdzięku piękną kobietą. Podziwiał Edwinę od dawna, chociaż widzieli się zaledwie raz, i to przed kilkoma laty, ale znał ją z opowieści George'a i w miarę jak ich wysłuchiwał, rosło jego uznanie dla siostry wspólnika. Pod wieloma względami losy Edwiny i Sama były podobne.
– Ja też przepraszam… – rzekł nieśmiało. – Zastanawiałem się przez moment, co w domu mojego przyszłego zięcia robi taka piękna młoda dama – dodał szarmancko.
W rzeczywistości poznał ją od razu i znów znalazł się pod jej urokiem. Była naprawdę śliczna i pomimo prostej w kroju sukienki oraz całkowitego braku wyszukanych ozdób i biżuterii, wyglądała nader wytwornie. Przed przyjazdem do Hollywood, nie chcąc przynieść wstydu bratu, kupiła sobie trochę nowej odzieży i oto, proszę, udało jej się zrobić wrażenie. Podobnie jak matka miała doskonały gust, a teraz dzięki hojności ciotki Liz posiadała także pieniądze, które mogła wydawać na siebie.
– Chciałem was osobiście powitać w Los Angeles. Wiem, jak George się cieszy waszym przyjazdem i tym, że będziecie przy kręceniu filmu. Mnie i Helen jest także bardzo miło.
Choć wszystko w tym człowieku budziło respekt i świadczyło o posiadanej władzy – poczynając od potężnej sylwetki aż po szacunek, z jakim odnosił się do niego szofer, który wydawał się oczekiwać na każde skinienie chlebodawcy – była w nim zaskakująca łagodność, życzliwość i prostota, cechy, które Edwina zauważyła już i podziwiała u Helen. W jego zachowaniu próżno było szukać pretensjonalnego, napuszonego czy prostaskiego gestu. Wyróżniały go spokój, okazywana w niebanalny sposób serdeczność i delikatność.
Podszedł do niej i przez chwilę razem obserwowali jeżdżącego konno Teddy'ego. Szło mu nieźle, a na koniu wyglądał nadzwyczaj przystojnie. Kiedy pomachał do nich radośnie, Sam odpowiedział mu podobnym gestem. Nie miał dotąd okazji poznać młodszych dzieci, a wiedział, że rodzeństwo wiele znaczy w życiu George'a, w którym ta właśnie cecha bardzo go ujęła. Wiedział od przyszłego zięcia, że Edwina wychowała ich całkiem sama, co zwiększało jego podziw. Zerknął na nią, stojącą obok niego, i pomyślał z zachwytem, że jest kobietą niemal doskonałą.
– Wejdzie pan na filiżankę herbaty? – zapytała uprzejmie.
Horowitz skinął głową szczęśliwy, że nie proponuje mu szampana o tak wczesnej porze. Ludzie w Hollywood pili stanowczo za dużo, czego Sam nigdy nie pochwalał.
Wszedł za nią do domu, zmuszając się do oderwania wzroku od jej zgrabnych nóg, które ukazywały się spod rozkołysanej sukienki, podkreślającej nienaganny kształt bioder.
Edwina poprosiła lokaja o herbatę, po czym poprowadziła Sama przez bibliotekę do południowego ogrodu. Stały tam eleganckie krzesełka i stół, wszystko w bardzo angielskim stylu.
– Podoba się pani Los Angeles? – zapytał, gdy czekali na herbatę.
– Bardzo. Zawsze świetnie się tu bawimy. Zauważyłam, że tym razem dzieci są wyjątkowo przejęte z powodu roli Alexis. To dla nas prawdziwe wydarzenie. Ma dziewczyna szczęście.
– Największym jej szczęściem jest to, że ma was- uśmiechnął się życzliwie. – Helen wiele by dała, żeby mieć tak liczną i udaną rodzinę. Dorastała samotnie, w dodatku chowana tylko przez ojca.
Edwina zadumała się na moment i choć szybko odwróciła głowę, Horowitz dostrzegł smutek w jej oczach.
– Obydwoje straciliśmy najbliższych – rzekł głosem drżącym ze wzruszenia, jego żona bowiem zmarła, kiedy Helen była niemowlęciem.
– Ale jakoś przetrwaliśmy! – Edwina uśmiechnęła się triumfująco do Sama, który patrząc na nią znad filiżanki myślał, że dotychczas poza matką Helen nikt nie wzbudzał w nim podobnych uczuć. Była kobietą niezwykłą nie tylko dlatego, że piękną i dobrze ubraną. Emanował z niej spokój osoby głęboko przekonanej o słuszności swoich poczynań. Spostrzegł to już przed kilku laty, teraz zaś, gdy znowu ją ujrzał, zaimponowała mu jeszcze bardziej swoim powściągliwym sposobem bycia.
– Jakie ma pani plany na czas pobytu w Hollywood? Zwiedzanie okolicy? Teatry? Wizyty u przyjaciół? – Był ciekaw jej i jej planów. Wręcz rzucało się w oczy, że jest nią zachwycony. Trochę przypominała mu córkę, ale na pewno była osobą bardziej od niej samodzielną.
Edwina roześmiała się, usłyszawszy jego pytania. Chyba nie był świadom, po co faktycznie tutaj przyjechała.
– Będę pilnowała pańskiej gwiazdy, panie Horowitz – zakomunikowała mu z uśmiechem, a on rozpromienił się w odpowiedzi. Wiedział, co Edwina ma na myśli, bo chociaż Helen zawsze była spokojną dziewczyną, od czasu do czasu nawet ona wymagała kontroli. – Alexis jest dzisiaj z George'em, dlatego ja zajmuję się dwójką młodszych – wyjaśniła Edwina. – Ale już od jutra czas mam rozplanowany jako garderobiana, straż przyboczna i w razie potrzeby mentorka.
– To brzmi jak zapowiedź ciężkiej pracy – zauważył z uśmiechem. Odstawił filiżankę i wygodniej usiadł na krześle.
Edwina obserwowała Horowitza z nie mniejszym zainteresowaniem niż on ją. Nie wyglądał na mężczyznę po pięćdziesiątce. Musiała przyznać, że się jej podobał. Istota jego wdzięku polegała na tym, że nie zdawał sobie sprawy z uroku, który roztaczał. W obejściu był naturalny, swobodny, bezpretensjonalny.
Kiedy Teddy przerwał jazdę i dołączył do nich, Sam spojrzał nań z zainteresowaniem. Edwina przedstawiła mu brata, który grzecznie przywitał się i natychmiast z zachwytem jął opowiadać o zaletach wierzchowców.
– Są fantastyczne, Weenie. Jeździłem już na dwóch. Spisują się cudownie. – Pierwszy wierzchowiec, którego Teddy chciał dosiąść, był krwi arabskiej, toteż stajenny doradził mu, aby na początek wybrał spokojniejszego konia, a na arabie skończył jazdę. – Jak myślisz, skąd George je ma? – wypytywał Edwinę.
– Jednego ma ode mnie – wtrącił Sam. – Właśnie tego, na którym jeździłeś na końcu. Niezła bestia, co? Czasem mi go brakuje.
– To dlaczego dał go pan George'owi? – zaciekawił się Teddy, który zupełnie oszalał na punkcie koni.
– Doszedłem do wniosku, że George i Helen będą z niego mieli więcej radości. Jeżdżą trochę razem, a ja właściwie nie mam wolnej chwili. Poza tym robię się za stary na konne przejażdżki – uśmiechnął się smutno do chłopca, jak zauważył, niemal bliźniaczo podobnego do siostry.
Edwina aż się żachnęła słysząc te słowa.
– Niech pan przestanie wygadywać takie głupstwa, panie Horowitz.
– Proszę mi mówić Sam z łaski swojej. W przeciwnym razie poczuję się jeszcze starzej. Jestem prawie dziadkiem! – oświadczył.
Edwina ze śmiechem uniosła wysoko brwi.
– Taaak? Czyżbym o czymś nie wiedziała?
Okazało się jednak, że to tylko żarty. Sam zapewnił, iż nie słyszał, by w najbliższym czasie miały czekać ich chrzciny. Przyznał się też od razu, że nie miałby nic przeciwko gromadce wnuków i spodziewa się, że dzięki Helen i George'owi wkrótce się jej doczeka. Zawsze marzył o zięciu, który zechce mieć liczną rodzinę, bo jemu się to nie udało. Matka Helen młodo umarła, on zaś nie ożenił się powtórnie.
– Ciekawa jestem, jakie to uczucie być ciotką – powiedziała w zamyśleniu Edwina, dolewając herbaty. Wydawało jej się to zabawne, a zarazem dziwne. Chowała rodzeństwo jak własne dzieci, a teraz trzeba się będzie przyzwyczaić nie do wnuków, a do bratanków.
Sam zaprosił ich do siebie na kolację. Przyjechał, by przekazać zaproszenie osobiście i zapewnić Edwinę, że będzie mu niezmiernie miło, jeżeli zjawią się w komplecie.
– Nie chcielibyśmy sprawiać kłopotu, panie… przepraszam, Sam – zaczerwieniła się, a on uśmiechnął się wyrozumiale.
– Ależ skąd, będę zaszczycony. Koniecznie przyprowadź Teddy'ego, Fannie, Alexis, no i oczywiście George'a. Czy dobrze zapamiętałem imiona? – zapytał wstając.
Kiedy się wyprostował, Edwina spojrzała nań zaskoczona. Był wyższy i przystojniejszy, niż jej się wydawało. Odpędziła od siebie te myśli, nie miało bowiem sensu rozważanie zalet ojca jej przyszłej bratowej.
– Przyślę po was samochód o siódmej, bo wiem, że w tych sprawach nie można polegać na moim wspólniku. Jak go znam, przyjedzie prosto z biura – rzekł wesoło Sam, a Edwina mu przytaknęła.
– Bardzo dziękujemy.
Odprowadziła go do limuzyny. Obok nich, niczym młody seter irlandzki, skakał Teddy.
– A więc do zobaczenia wieczorem. – Przytrzymał jej dłoń nieco dłużej niż przy zwykłym pożegnaniu, po czym wsiadł do rollsa. Po chwili szofer uruchomił silnik, Sam pomachał im ręką i już go nie było.
Odjechał w chwili, gdy Fannie wychodziła się przywitać.
– Kto to był? – zapytała bez entuzjazmu.
– Ojciec Helen – odparła Edwina.
Teddy, który dotychczas niestrudzenie rozwodził się nad zaletami koni, przerwał na chwilę, by oświadczyć, że Sam bardzo przypadł mu do gustu, po czym natychmiast oznajmił, że zamierza ponownie wypróbować araba. Edwina, której niezbyt spodobał się ten pomysł brata, poprosiła, by uważał na siebie.
– Przecież uważam – obraził się.
– No, umówmy się, że nie zawsze – skarciła go surowym spojrzeniem.
– No dobrze – zgodził się niechętnie – będę ostrożniejszy.
– Mam nadzieję. – Ostatnie słowo jak zwykle należało do Edwiny.
– Musimy iść na tę kolację? – zapytała Fannie, która podobnie jak Edwina najlepiej czuła się we własnym domu. Była jednak za młoda, by całe dnie spędzać w domu, z dala od ludzi, toteż Edwina nalegała, by siostra towarzyszyła im tego wieczoru.
– Będzie przyjemnie – zapewniała. – Helen i jej ojciec to mili ludzie. Przecież pan Horowitz zaprosił nas osobiście, i to wszystkich – dorzuciła.
Alexis przejawiała więcej entuzjazmu. Gdy po powrocie do domu dowiedziała się o przyjęciu, natychmiast zaczęła rozważać, co powinna włożyć na tę okazję, i stwierdziła, że najlepsza będzie któraś z sukienek Edwiny. Z trudem opanowywała podniecenie po pierwszym dniu spędzonym na planie. Wzięto jej miarę, aby przygotować kostiumy, a George podpisał z nią kontrakt.
– Jak długo będziemy mogli tam zostać? – dopytywała się, po czym omal nie zemdlała z wrażenia na widok wytwornej limuzyny, którą Sam po nich przysłał.
George postanowił pojechać własnym samochodem, co wydało się Edwinie rozsądne. Dzięki temu po kolacji swobodnie będą mogli się wybrać gdzieś z Helen.
Piękny dom Horowitzów wywarł na Edwinie duże wrażenie. Przy nim posiadłość Pickfair wyglądała nieomal jak rudera. Ściany przestronnych pokoi, pełnych sprowadzonych z Anglii i Francji antyków, wyłożone były boazerią. Marmurowe podłogi pokryto oryginalnymi dywanami z Aubusson, a na ścianach wisiały liczne obrazy impresjonistów.
Pośród tego zbytku Samuel Horowitz powitał ich bez większych ceremonii. Edwinę pocałował w policzek, jakby znał ją od dziecka, a swoją bezpośredniością sprawił, że młodsze dzieci poczuły się jak u siebie w domu. Helen, choć odrobinę nieśmiała, okazała się równie przyjacielska. Zaraz pokazała Fannie swoje stare lalki, na Alexis natomiast znacznie większe wrażenie zrobiła wpuszczona w podłogę wanna z różowego marmuru.
Kiedy dziewczynki zwiedzały pokoje Helen, Sam zaprowadził Edwinę i Teddy'ego do stajni, by obejrzeli konie. Były wspaniałe, same araby, championy z Kentucky. I wtedy nagle Edwina w pełni pojęła, dlaczego George tak długo zwlekał z oświadczeniem się Helen. Dostosowanie się do poziomu jej życia będzie wymagało niemało wysiłku z jego strony, pomyślała. Jednakże Helen, pomimo przepychu, w jakim żyła, była zaskakująco bezpretensjonalną dziewczyną, w dodatku bardzo zakochaną w George'u. Nie wydawała się rozkapryszona ani zepsuta. Niezbyt błyskotliwa, trochę przypominała Fannie, tyle że starszą i bardziej bywałą w świecie. Ona także marzyła przede wszystkim o własnym domu, gotowaniu, dzieciach i zajmowaniu się nimi.
"Miłość Silniejsza Niż Śmierć" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłość Silniejsza Niż Śmierć" друзьям в соцсетях.