Edwina wyraźnie ujrzała to, co spodobało się jej w nim od samego początku: łagodność, siłę, serdeczność i mądrość. Był taki jak niegdyś jej ojciec. Był człowiekiem, z którym można się pośmiać i porozmawiać, którego kocha się bez zastrzeżeń. Był naturalny i szczery i przez chwilę wydawało się jej, że go kocha. Kiedy walczyła z tą myślą, uśmiechnął się do niej.

– Wiesz, czego pragnę? Żyć dla ciebie, trzymać twoją dłoń, tulić cię, gdy płaczesz, i śmiać się z tobą, kiedy się radujesz, Edwino. I chcę, żebyś zawsze była przy mnie. Mamy do tego prawo, ja i ty – uśmiechnął się ze smutkiem. – Właśnie tego zabrakło w naszym życiu.

Milczała długo nie wiedząc, co ma powiedzieć. Nie był Patrickiem ani Charlesem i nie był młody. Jednakże ona też nie należała do najmłodszych, a wiedziała, że w pewnym sensie go kocha. Samuel Horowitz był mężczyzną, za którym tęskniła od lat i którego nie spotkała. Mężczyzną, z którym mogła spędzić resztę życia.

Naraz pojęła, że z tym człowiekiem może być na dobre i na złe, w szczęściu i nieszczęściu, dopóki… jak jej matka. Kate Winfield umarła razem z Bertem, bo kochała go ponad wszystko, bardziej niż dzieci… Tak Edwina zawsze kochała rodzeństwo. Może ona i Sam też podobnie się pokochają i pokochają dzieci, które Bóg im ześle?…

Edwina poczuła, że czeka ją miłość przypominająca tę, którą darzyli się jej rodzice. Miłość, którą trzeba budować, pielęgnować, dbać o nią. Miłość, dla której można żyć i umierać. Łączyć ich będzie cicha, spokojna więź, ale Edwina czuła, że zbudują swe szczęście na solidnych podstawach, na których można oprzeć całe życie.

– Nie wiem, co powiedzieć… – uśmiechnęła się niemal wstydliwie. Nigdy nie myślała o nim jako kandydacie na męża. Zawsze był dla niej tylko ojcem Heleny… Naraz przypomniała sobie, że zwróciła się do niego o pomoc, gdy Alexis zniknęła, on zaś natychmiast przybył na wezwanie. Zawsze wiedziała, że w potrzebie może na niego liczyć. Był przede wszystkim przyjacielem, z czego ogromnie się cieszyła. Prawdę mówiąc, wszystko w nim się jej podobało. – A co pomyśli o tym Helen?… I George… i inni… – wyraziła na głos swoje wątpliwości, chociaż przypuszczała, że będą zadowoleni.

– Moim zdaniem George będzie uważał, że mam wyjątkowe szczęście. Ja też tak zresztą sądzę. – Czule tulił jej dłonie. – Edwino, nie mów nic, jeżeli jeszcze na to za wcześnie. Chcę tylko wiedzieć, czy to możliwe, czy nie uważasz, że zwariowałem – patrzył na nią niepewnie niczym chłopiec.

Edwina roześmiała się, bo przypomniał jej braci.

– Myślę, że obydwoje zwariowaliśmy, Samuelu, ale nie mam nic przeciwko odrobinie szaleństwa.

Przysunęła się bliżej, Sam zaś uśmiechnął się i przytulił ją mocno, po czym namiętnie pocałował.

Danielle Steel

  • 1
  • 48
  • 49
  • 50
  • 51
  • 52