Roześmiawszy się wesoło, Holly zamieszała herbatę przezroczystą słomką.
– Niech pan nie żartuje. Każdy w Nowym Orleanie zna pana twarz. Wyskakuje pan z niemal każdej gazety.
– Zwłaszcza w ostatnim czasie – mruknął smętnie.
– Ale nie tylko z gazet pana znam – dodała z błyskiem w oku. – Już się kiedyś spotkaliśmy. A konkretnie, dziesięć lat temu.
Zmarszczył czoło, jakby usiłował cofnąć się pamięcią w czasie. Po chwili sobie przypomniał. Patrząc na promienny uśmiech Holly, zdziwił się, jak mógł ją zapomnieć. Tym bardziej że dziesięć lat temu również wywarła na nim ogromne wrażenie. No cóż, wchodząc dziś do bani, nie zauważył jej nazwiska na tablicy przy drzwiach, a od ich ostatniego spotkania Holly trochę się zmieniła.
– Tak, pamiętam…
– Śpiewałam na pańskim przyjęciu weselnym.
Skrzywił się w duchu. Nigdy nie powinien był się żenić z Frannie.
– Holly Cadyle. Jedyny jasny punkt programu. Zmieniłaś się – rzekł, przechodząc na "ty".
– Naprawdę? – Ściskając w palcach słomkę, leniwie mieszała złocisty płyn w szklance.
Nagle Parkera zalała fala ciepła. Z najwyższym trudem zachował spokój. Już nawet nie pamiętał, kiedy ostatni raz ktoś wzbudził w nim tak wielkie pożądanie. Żona nigdy go nie podniecała. Od początku dała mu wyraźnie do zrozumienia, że erotyka jej nie interesuje. A kochanie się z kobietą, która wykazuje w łóżku tyle entuzjazmu co sopel lodu, jakoś nie sprawiało mu przyjemności.
Chociaż byli małżeństwem od dziesięciu lat, od niemal siedmiu żyli każde własnym życiem. Parker nie występował wcześniej o rozwód, bo papiery rozwodowe nie były mu do niczego potrzebne. Bądź co bądź nie zamierzał się znów żenić. Frannie skutecznie zniechęciła go do kobiet.
Teraz, spoglądając na kobietę siedzącą naprzeciwko, poczuł dreszcz podniecenia. Był spragniony jak wędrowiec, który przebył długą drogę przez spaloną słońcem pustynię. Holly była niczym tchnienie wiatru. Niczym łyk wody. Przypomniał sobie jej długie nogi opięte czarnymi dżinsami, kiedy wolnym krokiem, kołysząc zmysłowo biodrami, zbliżała się do jego stolika…
Wciąż bawiła się słomką. Nagle wyobraził sobie, jak pomalowanymi na czerwono paznokciami gładzi go po plecach. Z trudem się powstrzymał, by nie chwycić jej za rękę.
– Jesteś o wiele ładniejsza niż dawniej.
– Dziękuję. Chyba dziękuję… – Wzruszyła lekko ramionami, po czym oparłszy się wygodnie, przez chwilę przyglądała mu się z uwagą. – No dobrze, Parker. Powiedz mi, co cię sprowadza do Hotelu Marchand w samym środku dnia?
– Twój głos.
– Kolejny komplement?
– Uwielbiamjazz. A ty świetnie czujesz bluesa.
– No cóż, od lat śpiewaniem zarabiam na chleb.
– Od dawna pracujesz w tym hotelu?
– Dwa… nie, trzy lata – odparła, przesuwając palce po wilgotnej szklance. – Codziennie po południu ćwiczę z Tommym. Występuję cztery wieczory w tygodniu, a w pozostałe dni staram się o zastępstwa w różnych klubach w mieście.
– Zajęta z ciebie kobieta.
– Męczy mnie bezczynność.- Uśmiechnęła się szeroko. Nagle coś sobie przypomniała. – Kilka przecznic stąd zauważyłam kiedyś będący w trakcie remontu lokal o nazwie Grota Parkera. T o twój?
– Mój.
Na samą myśl o swoim nowym przedsięwzięciu zrobiło mu się lekko na duszy. Całe życie marzył o tym, by otworzyć kawiarnię, w której przy dźwiękach nowoorleańskiego jazzu goście popijaliby pyszną aromatyczną kawę, od pokoleń sprowadzaną przez rodzinę Jamesów do Stanów.
– Z zewnątrz wygląda bardzo ciekawie. Kiedy otwarcie?
– Jak dobrze pójdzie, to za kilka dni. A wtedy wreszcie nie będę musiał… – Urwał.
Do diabła, nie przyszedł tu, by rozmawiać o swoich problemach. Wręcz przeciwnie, choć na parę godzin pragnął o nich zapomnieć.
– Nie będziesz musiał…? – spytała cicho Holly.
– To nudne. Nie chciałabyś o tym wiedzieć.
– Gdybym nie chciała, tobym nie pytała.
Przyjrzał się jej badawczo, po czym skinął głową. Podniósłszy ze stolika butelkę zimnego piwa, przejechał palcem po etykiecie z nazwą browaru. W stąpił do baru w Hotelu Marchand, by oczyścić głowę, uwolnić się od trosk, od nieustannych intryg swojej już wkrótce byłej zony, od uciążliwych obowiązków związanych z prowadzeniem rodzinnej firmy. Nagle poczuł, że ze wszystkiego chce się Holly zwierzyć, opowiedzieć jej o swoich kłopotach.
– Miałem spotkanie z sZ,efem kuchni tego hotelu, Robertem LeSoeurem – rzekł, na moment milknąc, by pociągnąć łyk piwa. – Były ostatnio prob~ lemy z terminową dostawą kawy przez należącą do mojej rodziny firmę i LeSoeur groził zerwaniem kontraktu.
– To niedobrze.
– Na szczęście do tego nie doszło – przyznał z uśmiechem Parker. – Zdołałem go przekonać, żeby dał nam jeszcze jedną szansę.
– Świetnie. Ale skoro tak, to dlaczego siedzisz z nosem na kwintę?
Parsknął śmiechem.
– Na pewno masz ochotę tego słuchać? Wzruszyła ramionami.
– Właśnie skończyłam próbę. Do wieczora jestem wolna.
Nie wiedział, dlaczego ta wiadomość go ucieszyła.
– W porządku, sama chciałaś… Zapewne obiło ci się o uszy, że. się rozwodzę?
– Owszem. Cały Nowy Orlean o tym trąbi.
– Niestety. – Po chwili kontynuował cicho: – W umowie przedmałżeńskiej zobowiązałem się, że w razie rozwodu Frannie otrzyma mój udział w rodzinnym biznesie. Jednakże opłaty za import kawy wzrosły i Frannie czuje się poszkodowana. 'Uważa, że dostałaby za mało pieniędzy. Twierdzi, że sabotuję własną firmę, żeby pozbawić ją należnej jej fortuny.
– To bez sensu. – Holly zmarszczyła z namysłem czoło. – Sabotując firmę, działałbyś na niekorzyść wszystkich udziałowców.
Uniósł butelkę w takim geście, jakby miał zamiar wypić zdrowie Holly.
– No widzisz, ty to rozumiesz, a Frannie nie. W każdym razie firmę nękają kłopoty. Zamówiony towar dociera z opóźnieniem, a czasem ginie po drodze. Nie dałbym głowy, czy za tym wszystkim nie stoi moja małżonka, która w ten sposób chce się na mnie zemścić.
– Na złość babci odmrożę sobie uszy? – Nie spuszczając oczu z Parkera, Holly ponownie zamieszała herbatę.
– Niezbyt to mądre… Co zamierzasz zrobić?
– Nie wiem – przyznał. – Mieliśmy wielkie plany. Chcieliśmy razem z rodziną Marchandów wprowadzić Kawy Jamesów do stałej sprzedaży w restauracji i barze hotelowym, ale teraz, kiedy szef kuchni jest wściekły… Czeka mnie nie lada zadanie, żeby sprawę sfinalizować. – Wypuścił z płuc powietrze, po czym wziął głęboki oddech. – Skoro są tak poważne kłopoty z dostawami, może byłoby lepiej, gdybym się w ogóle ze wszystkiego wycofał. Wtedy Frannie nie miałaby powodu działać na szkodę firmy.
Kiedy przestał mówić, w sali zaległa cisza jak makiem zasiał. Po chwili Parker zorientował się, że ławka przy pianinie jest pusta; muzyk akompaniujący Holly wyszedł tylnymi drzwiami. Poza nimi i barmanem w lokalu nie było żywej duszy.
– Zamierzasz się poddać?
Głos Holly wyrwał go z zadumy. – Słucham?
– Poddać. No wiesz, zrezygnować z walki. Skapitulować.
– Nie bardzo widzę, co mógłbym zrobić…
– Zawsze coś można zrobić – oznajmiła stanowczo Holly. – A ty chcesz oddać punkty walkowerem.
– Tak myślisz?
– A co mam myśleć? Sam powiedziałeś, że nie zdołasz wprowadzić swoich kaw do stałej sprzedaży w Hotelu Marchand…
– Nieprawda. Powiedziałem, że czeka mnie nie lada zadanie, żeby tę sprawę sfinalizować.
– Poza tym z powodu żony gotów jesteś wycofać się z rodzinnego biznesu…
– Owszem, bo wtedy nie będzie mogła…
– Na twoim miejscu bym walczyła. Starała się ją pokonać.
– Tak? – Zacisnął mocniej dłoń na butelce piwa. – Rozważyłaś wszystkie za i przeciw po zaledwie trzech lub czterech minut rozmowy?
– Niczego nie rozważałam. Po prostu słucham swojej intuicji. To dobrze robi, wiesz?
ROZDZIAŁ DRUGI
Intuicja. Jej własna kilka razy ją zawiodła, ale na ogół Holly lepiej wychodziła, kiedy kierowała się intuicją, niż gdy ją lekceważyła. Jakiś wewnętrzny głos od dawna jej mówił, by nie angażowała się w żaden nowy związek. Nie wolno się spieszyć; trzeba czekać, aż dawne rany się zagoją.
Teraz jednak ten głos radził jej wyciągnąć pomocną dłoń do Parkera Jamesa. Intuicyjnie czuła, że są sobie bliscy. Zdumiało ją to, gdyż dotąd tak kiepsko układało się jej z mężczyznami, że od kilku lat wolała trzymać się od nich na dystans.
Do Parkera Jamesa coś ją jednak ciągnęło. Może chodzi o ten błysk w jego niebieskich oczach, kiedy opowiadał o klubie jazzowym, który zamierzał wkrótce otworzyć. Może o to, że wydawał się spragniony kogoś, kto by go wysłuchał. A może o to, co wiedziała na temat kobiety, którą dziesięć lat temu poślubił.
Zaczęła się nerwowo zastanawiać, czy powinna mu wyjawić, co widziała tamtego dnia przed laty. Czy informacja ta pomoże mu wygrać bitwę rozwodową? Czy nie pomoże, a jedynie sprawi mu ból?
Wpatrując się w niebieskie oczy mężczyzny, w których widziała z trudem skrywane oznaki cierpienia, postanowiła milczeć. Przynajmniej na razie.
– A więc powiimo się słuchać intuicj i, tak? – spytał po chwili Z lekką drwiną w głosie. – Może masz słuszność. Gdybymjej posłuchał, nie ożeniłbym się z Frannie.
– A dlaczego nie posłuchałeś?
Często w ciągu tych dziesięciu lat dumała nad tym, jak układa się ich małżeństwo. Ciekawa była, czy Parker zdaje sobie sprawę, że kobieta, którą kocha, nie bardzo się nim interesuje. Przez pierwsze dwa lata po ślubie miejscowe gazety ciągle o nich pisały. Zdjęcia Parkera i Frannie bez przerwy trafiały do kronik towarzyskich. Potem zdarzało się to coraz rzadziej, aż wreszcie przestali pojawiać się w prasie.
– To znaczy, dlaczego się ożeniłeś?
– To długa historia. Nie mam ochoty jej opowiadać.
Miała wrażenie, jakby zatrzasnął przed nią drzwi. Jakby zamknął się w sobie, zabarykadował. Szkoda. Ta krótka rozmowa pozwoliła jej odrobinę lepiej poznać człowieka, który od dawna ją fascynował. Którego była ciekawa, odkąd śpiewała na jego weselu, a nawet wcześniej, odkąd w dzień poprzedzający jego ślub widziała, jak narzeczona go zdradza. Od tamtej pory czuła z nim więź. Może to dziwne, ale tak było.
– Przepraszam – szepnęła..
Rozmowa z Parkerem sprawiała jej przyjemność; żałowała, że nagle wzniósł mur, który ich od siebie oddzielał, może nie fizycznie, ale emocjonalnie.
Wzruszył ramionami. Więź, która ich na moment połączyła, znikła, rozpłynęła się. Parker skrzyżował ręce na piersi, jakby bronił do siebie dostępu. W powietrzu pojawiło się napięcie.
– No cóż… – Podnosząc szklankę z herbatą, Holly odsunęła krzesło od stołli. – Miło mi się z tobą gawędziło.
– Mnie z tobą również.
– Pewnie się jeszcze kiedyś spotkamy…?
Nie chciała się rozstawać. Stała przy stoliku, spoglądając na Parkera i marząc o tym, aby poprosił ją, żeby usiadła jeszcze na kilka minut.
– Pewnie tak – rzekł, również wstając.
Był sporo od niej wyższy, ale nic dziwnego, skoro miała zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu. Rozpięta pod szyją niebieska koszula odsłaniała kawałek opalonego torsu. Nagle Holly zapragnęła ujrzeć cały tors. Oj, niedobrze, pomyślała; lepiej trzymaj się od niego z daleka.
Kiedy uścisnął jej wyciągniętą na pożegnanie dłoń, poczuła, jak od czubków palców aż po koniec ramienia przebiega ją prąd. Po chwili całym jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Przez moment nie mogła złapać tchu. Wyszarpnąwszy rękę, obdzieliła Parkera promiennym uśmiechem. Miała nadzieję, że nie zauważył, co się z nią dzieje.
– Pora na mnie.
Odwróciła się, by odejść.
Póki jeszcze może.
Parker szedł ulicą Royal, usiłując odgadnąć, co takiego przydarzyło mu się w barze. Od lat nie mówił tyle, co w obecności Holly Carlyle. Przeczesując ręką włosy, pokręcił w zadumie głową. Niesamowite, pomyślał. Obca kobieta, która zafascynowała go swoim śpiewem, wiedziała więcej o jego małżeństwie niż ojciec czy matka. Należał do ludzi skrytych, którzy nie zwierzają się nawet najbliższym, a dziś stało się coś dziwnego…
Czy to była kwestia śpiewu Holly? Jej łagodnego spojrzenia? Przyjaznego uśmiechu?
– Diabli wiedzą – mruknął pod nosem, obchodząc grupkę tUrystów podziwiających tyły katedry świętego Ludwika.
Skręcił w prawo w Sto Ann, odqalając się od rzeki i placu Jacksona. Ponieważ nie spieszył się z powrotem do pracy, postanowił zajrzeć do swojego nowego klubu, w którym ekipa budowlana wykonywała ostatnie prace remontowe.
Przechodząc na drugą stronę ulicy, znów zaczął rozmyślać o Holly. Nie zwracał uwagi na trąbiące samochody ani gniewne okrzyki kierowców. Lawirując między snującymi się po Bourbon Street turystami, wędrował przed siebie.
Nie patrzył na mijane po drodze wystawy. Nie miał czasu, by wstępować gdziekolwiek na kolejne piwo, a ponieważ mieszkał w Nowym Orleanie od urodzenia, nie kusiły go tutej sze pamiątki.
"Miłosny blues" отзывы
Отзывы читателей о книге "Miłosny blues". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Miłosny blues" друзьям в соцсетях.