– No więc przynajmniej wszystko mi opowiedz – zaproponowała. Kelnerka tymczasem postawiła przed nimi oszronione kufle i wróciła do baru obsługiwać innych gości.
– Nie wiem, co ci powiedzieć. To mały diabełek. Jest śliczna jak jej matka, tak samo uparta i… – Z namysłem zmarszczył czoło. – Do diabła tam. Prawda wygląda tak, że chcę się z Sam ożenić, uznać Caitlyn za córkę i zacząć od początku.
– Ale czy to możliwie?
– Na razie nie. – Wypił łyk trunku i spojrzał wrogo na kufel, jakby tam kryły się wszystkie jego kłopoty. – Już straciłem dziewięć lat, nawet dziesięć, jeśli policzyć ciążę Sam. Ale jej się nie śpieszy. Nie chce popełnić błędu.
– To chyba mądra kobieta.
– Albo uparta jak osioł. Rocky roześmiała się bezceremonialnie.
– Jak to mówią? Trafił swój na swego.
– No, może. Czuję, że czas ucieka. Poza tym, obie mieszkają z dala od ludzi, na pustkowiu…
– Och, a ty chcesz być ich rycerzem w lśniącej zbroi i bronić te biedne kobiety przed… przed czym? Przed kojotem? A może przed spłoszonym stadem domowych krów? A może rosną tam jakieś drapieżne rośliny? – Roześmiała się tak głośno, że kilka głów zwróciło się w ich stronę.
– Wyoming to nie koniec świata. Tam też zdarzają się podli ludzie. Caitlyn ma kłopoty z koleżanką z klasy, która ją psychicznie dręczy w okrutny sposób. Miewa też wrażenie, że ktoś ją śledzi. Nie wiem, czy to nie przywidzenia, ale bardzo mnie to niepokoi.
Rachel nie spróbowała jeszcze swojego piwa, tylko słuchała go w skupieniu.
– Myślisz, że to jakiś maniak? W Clear Springs?
– Nie wiem, co myśleć, ale się martwię. – Wypił łyk piwa.
– Bardzo się martwię.
– Chłopie, ale cię dopadło.
– Co? Uśmiechnęła się.
– Nie próbuj mydlić mi oczu. Nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybym nie zobaczyła na własne oczy i nie usłyszała na własne uszy. Zakochałeś się w Samancie, prawda? Tu nie chodzi tylko o dziecko. Chcesz się z nią ożenić, ponieważ ją kochasz. – Kyle nasrożył się. – Przecież to nie jest zbrodnia – uspokoiła go i wzięła następną garść orzeszków. – Powiedziałeś Sam, co do niej czujesz? – Zawahał się, przestawił kufel i spojrzał na mokre kółko na ciemnych deskach stołu. – O Boże, Kyle. Nie powiedziałeś jej, że ją kochasz?
– Ona to wie.
– Czyżby? A może myśli, że robisz to wszystko dla córki? Przecież już raz ją porzuciłeś.
– Tak, wiem – przyznał. Teraz jeszcze bardziej chciał porozmawiać z Sam. – Próbowałem jej wszystko wytłumaczyć.
– Znów poczuł wyrzuty sumienia, jak zawsze, gdy wspominał minione błędy.
– No pewnie. Kyle Fortune, wspaniały mówca! – Rocky upiła łyk piwa. – Nie wydaje ci się, że twoje oświadczyny, spóźnione o dziesięć lat, Samantha mogła potraktować jak akt wynikający wyłącznie z poczucia obowiązku? – Milczał. – Zakładam, że wie o Donnie?
– Tak.
– A więc Sam myśli, że ją porzuciłeś, i to w ciąży, żeby poślubić inną kobietę.
– Nie wiedziałem, że jest w ciąży.
– To nie ma znaczenia. Związałeś się z nią, a potem zniknąłeś i poślubiłeś inną. Nie zdziwiłabym się, gdyby ci nigdy nie wybaczyła.
Kyle skrzywił się boleśnie.
– To właśnie w tobie lubię, Rocky. Wiesz, jak wprawić faceta w dobry humor.
– Sam sobie to zrobiłeś.
– Ale nie mogę zmienić przeszłości.
– Tylko przyszłość.
– Uwierz mi, że się staram. Rachel przechyliła kufel.
– Dobrze, nie będziemy drążyć tego tematu. Ale czy mówiłeś jej, że ją kochasz, że jest dla ciebie najważniejsza? Że…
– Nie jestem dobry w takich wyznaniach. – Wiedział, że kuzynka ma rację. Postanowił, że tak szybko, jak tylko się da, przywoła całą swoją siłę przekonywania i postara się, by Samantha uwierzyła, że bardzo ją kocha.
– Wiem, ale tego można się nauczyć. Teraz Samantha ma w ręku wszystkie atuty. Dziesięć lat temu ty byłeś górą, ale wszystko się zmieniło. Sam nie chce narażać swojego serca i dziecka dla mężczyzny, który już raz niby się w niej zakochał, ale potem ją porzucił.
– Nie spodziewałem się, że chcesz mnie do końca zmiażdżyć – mruknął pod nosem.
– To zawsze było moim celem. Dlaczego nagle miałabym się zmienić? – zapytała wesoło i stuknęła kuflem w jego kufel. – Zdrowie, kuzynie.
Ulice były mokre, światła samochodów odbijały się od jezdni, gdy jechał do mieszkania. Miasto, samochód, apartament – wszystko to było znajome, ale wydawało się puste, pozbawione życia, obce.
W mieszkaniu, które kiedyś nazywał domem, nie zaznał poczucia ulgi. Nalał sobie drinka i spojrzał na swoje odbicie w lustrze nad barkiem. Zobaczył wysokiego, szczupłego mężczyznę, całkowicie nie na swoim miejscu. Był obcy we własnym mieszkaniu. Może nigdy do niego nie pasował? Mieszkanie, urządzone przez projektanta z Europy, wydawało mu się zimne i niewygodne. Skórzane meble zdawały się nieprzyjazne, widok z tarasu na dachu nie zachwycał. Deszcz ściekał po oknach, niebo w oddali przecięła błyskawica.
Zauważył, że miga czerwona lampka na automatycznej sekretarce i bez większego zainteresowania przewinął taśmę.
Jak to możliwe, że tak łatwo zapomniał o wszystkim, co zdarzyło mu się w tym mieście – o kilku posadach, o związkach z kobietami tak różnymi od Sam, że teraz wydawały mu się manekinami. Czy minione dziesięć lat było zupełną stratą czasu?
Automat zapiszczał i zaczął odgrywać wiadomości z minionego miesiąca.
– Kyle, tu Frank. Może w przyszłym tygodniu zagramy w squasha?
– Cześć Kyle, tu Cindy. Zadzwoń.
Zacisnął zęby i w roztargnieniu słuchał wiadomości od ludzi, którzy tak naprawdę nic go nie obchodzili. Wypił długi łyk whisky, potrząsnął szklanką, aż kostki lodu stuknęły o ścianki. Automat znów zapiszczał i nagle pokój wypełnił się głosem Sam.
– Kyle, jesteś tam? Jeśli jesteś, to proszę, podnieś słuchawkę. – Wyprostował się, słysząc w jej głosie rozpacz i strach. – Chodzi… o Caitlyn. Zdarzył się wypadek. Joker ją zrzucił… – Serce w nim zamarło. – Chyba będzie konieczna operacja. Ma uszkodzone ramię i bark, może coś jeszcze. Nie wiadomo, czy nie ma krwawienia wewnętrznego.
Słyszał, z jakim trudem przyszło jej przekazać mu tę wiadomość. Sięgnął po marynarkę. Kluczyki do samochodu nadal miał w kieszeni.
– Może potrzebny będzie specjalista… żeby zoperować kręgosłup, ale tego jeszcze do końca nie wiadomo. Rozważają, czy nie przetransportować jej jutro do Salt Lake City, ale tylko wtedy, jeśli coś będzie nie tak z kręgosłupem. Na razie nic więcej nie wiem. Wkrótce mi powiedzą. Taką mam nadzieję. Spróbuję znowu zadzwonić…
Cichy trzask. Automat się zatrzymał i w pokoju zapanowała śmiertelna cisza.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Samantha co chwila zerkała na zegar i przeglądała stare czasopisma. Od kilku godzin siedziała w poczekalni szpitala w Jackson. Na stole obok pokrytej plastikiem kanapy stał kubek z letnią kawą, ale nawet go nie tknęła.
Nie mogła ani jeść, ani spać, ani myśleć o niczym innym oprócz tego, że za podwójnymi drzwiami w końcu korytarza Caitlyn właśnie jest operowana. Lekarz, którego nigdy nie widziała, podobno najlepszy w Jackson, czuwał nad przebiegiem zabiegu. Istniała spora nadzieja, że dziewczynka nie będzie musiała jechać do większego szpitala w Salt Lake City lub w Boise. Doktor Renfro był pewien, że jej kręgosłup nie został uszkodzony, chociaż miała zasinienia na plecach i być może naderwane mięśnie. Samantha była za to wdzięczna losowi. Wszystko wskazywało na to, że po udanej operacji obrażenia Caitlyn w końcu się zagoją.
Dlaczego więc Sam była tak niespokojna, dlaczego się zamartwiała tym, że lekarze się mylą, że operacja się nie uda i jej córka nie przeżyje? To było niemądre, lecz obezwładniającego strachu nie da się opanować za pomocą logicznych argumentów lub wiary. Sam roztarta ramiona, wstała z kanapy i zaczęła bezwiednie krążyć po korytarzu. Myślami była z Caitlyn, modliła się nieustannie, półprzytomna ze strachu.
– Boże, nie opuszczaj jej – szeptała raz po raz.
– Sam?
Głos Kyle'a dotarł do niej mimo hałasu szpitalnych wózków, pisku pagerów i gwaru rozmów. Zobaczyła, że idzie ku niej szybkim krokiem. Był nie ogolony, miał wymięty garnitur, marynarkę przerzuconą przez ramię, przekrzywiony krawat i podwinięte rękawy koszuli. Na twarzy widać było troskę, oczy spoglądały niespokojnie.
– O Boże, Kyle. – Rzuciła się w jego stronę. Chwycił ją w ramiona. Wtuliła się w niego, a łzy, które dotychczas powstrzymywała, popłynęły strumieniem po policzkach. Ogarnęła ją ulga. Nie protestowała, kiedy Kyle objął ją mocniej, tylko przytuliła twarz do jego szyi.
– Co z Caitlyn?
– Nie wiem – wyszlochała, tuląc się do niego, jakby w ten sposób chciała odzyskać siły. – Jak to dobrze, że jesteś.
– Gdzie ona jest?
– W sali operacyjnej.
– Cholera. – Na chwilę zamknął oczy. – Kto ją operuje? Czy to ten specjalista, o którym wspominałaś?
– To doktor Renfro, podobno najlepszy w Jackson.
– Dlaczego nie przewieźli jej do szpitala w Salt Lake?
– Nie było to konieczne.
– Stać mnie na najlepszego specjalistę w kraju, nawet na świecie…
– To nie jest kwestia pieniędzy – odrzekła rozgniewana. Kyle jak zwykle myśli, że wszechwładny dolar może wszystko załatwić.
– Dobrze, dobrze. – Nie chciał się z nią kłócić. Znów ją objął. – Opowiedz mi, jak to się stało.
Stali przy oknie wychodzącym na parking. Niesamowite niebieskie światło kładło się na maskach samochodów jak woda. Samantha, starając się opanować łzy, opowiedziała o wypadku córki, o jeździe karetką, o decyzji, by Caitlyn zajął się miejscowy lekarz, doktor Ned Renfro. Nie opowiedziała mu tylko o swoim przerażeniu, o tym, jak nie umiała sobie poradzić ze strachem o dziecko.
– Muszą założyć jej metalowe klamry na ramię, nastawić bark i obojczyk. Będzie miała założony tymczasowy gips i szynę, a kiedy zejdzie opuchlizna, pewnie jeszcze jeden gips. Ale myślą, że kręgosłup nie został uszkodzony.
– Dzięki Bogu – wyszeptał Kyle. Lęk o Caitlyn niemal go sparaliżował.
– Mam nadzieję, że nie kłamali. Mówili, że nic poważnego się nie stało. – Poczuł na koszuli jej gorące łzy. Wiedział, że Samantha trzymała się dzielnie, dopóki go nie zobaczyła. Dopiero teraz pozwoliła sobie na chwilę słabości.
– Nie trać wiary – pocieszał ją, chociaż sam z trudem ją utrzymywał. Pocałował Sam w czubek głowy i mocno przytulił. – Przetrwamy to. We troje.
Sam miała wrażenie, że rozpada się na kawałki. Przywarła do Kyle'a, starając się nie poddawać rozpaczy. Nadal się bała, że operacja ujawni jakieś nowe obrażenia, których lekarze nie przewidzieli. A jeśli kręgosłup Caitlyn jednak ucierpiał? Nawet najlepsi lekarze się mylą. Czy to możliwie, że ten mały diabełek nie będzie już puszczał kaczek na rzece, łapał raków, jeździł konno ani chodził?
Dlaczego Sam była taka niedbała? Gdyby tylko zobaczyła, że Caitlyn wychodzi z domu. Gdyby radio nie grało tak głośno. Gdyby wcześniej się domyśliła, że córka poszła przez pola na ranczo, jak to robiła setki razy. Ale Sam zareagowała zbyt wolno i kiedy zobaczyła Caitlyn na grzbiecie Jokera, było już za późno. Będzie dobrze, musi być dobrze, powtarzała sobie, ale nie mogła przestać się zamartwiać.
– Nigdy sobie nie wybaczę, że nie znalazłam jej, zanim dosiadła tego konia…
– Nie dręcz się tym – wyszeptał Kyle. – Nie jesteś niczemu winna.
– Ale…
– Żadnych ale. – Mówił cicho, minę miał poważną. – Jesteś najlepszą matką na świecie. Chodź, usiądziemy. – Stanowczym gestem ujął ją za ramię.
Siedzieli razem na kanapie, nie patrząc nawet na stare czasopisma i kawę. Spojrzała na niego i zrozumiała, że jeśli nawet Kyle nie kocha jej, to dla dziecka zrobi wszystko. Sekundy mijały, a ona bała się, że za chwilę oszaleje.
– Nie martw się – powtarzał Kyle raz po raz, chociaż w jego oczach również widziała strach.
– Wiesz, że pozwoliłam uciec Jokerowi.
– Randy go odnajdzie. W gardle ją ściskało, mówiła z trudem.
– Kiedy zobaczyłam Caitlyn, wbiegłam do zagrody przez bramę i pewnie zapomniałam ją za sobą zamknąć. Nie wiem dlaczego.
– Pewnie myślałaś o naszej córce. Do diabła, ten koń się nie liczy. Nie mówmy o nim.
– Ale on jest bardzo drogi. Należy do Granta i…
– I mam ochotę zastrzelić tego narowistego drania. Joker od samego początku mi się nie podobał.
– Nie możesz odgrywać Rhetta Butlera i winić konia za wypadek Caitlyn. – Sam odgarnęła włosy z czoła.
– Dlaczego?
– Bo to moja wina – oznajmiła. Nie miała zamiaru zrzucać na nikogo odpowiedzialności. – Powinnam bardziej uważać.
– Brałaś prysznic.
– Tak, i nie słyszałam, jak Caitlyn woła przez drzwi, że idzie na twoje ranczo. Nie pozwoliłabym jej iść tam samej, ale drzwi były zamknięte, grało radio i szumiała woda. W ogóle nie wiedziałam, że coś do mnie mówiła. Dowiedziałam się o tym dopiero w drodze do szpitala, kiedy na chwilę otworzyła oczy i wszystko mi powiedziała. O Boże, gdyby tylko… – Głos jej się załamał i łzy zebrały się w kącikach oczu.
"Milioner i prowincjuszka" отзывы
Отзывы читателей о книге "Milioner i prowincjuszka". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Milioner i prowincjuszka" друзьям в соцсетях.