– Przeniosę go do siebie za tydzień lub dwa. Nie ma pośpiechu. Przypuszczam, że da się wprowadzić do przyczepy.
Sam uśmiechnęła się mimo woli, a Kyle poczuł, że coś go ściska w żołądku. Ile razy jako siedemnastolatka obdarzała go równie olśniewającym uśmiechem?
– To zależy od Kyle'a. On tu teraz rządzi. – Uśmiech Sam zniknął, a jej twarz znów przybrała zacięty wyraz. W kącikach ust pojawiły się maleńkie bruzdy, głęboka zmarszczka zarysowała się między brwiami. Samantha wrogo spojrzała na Kyle'a. – Przyjechałam po to, żeby zabrać trochę swoich rzeczy. Nie ma sensu, żebym się tu dłużej kręciła. – Z tymi słowami ruszyła do drzwi.
– Samantha, zaczekaj – zatrzymał ją Grant. – Nie przestaniesz chyba pracować nad Jokerem?
– Może Kyle się nim zajmie?
– Musiałby się stać jakiś cud – odrzekł Grant.
– Nie ma mowy. – Kyle uniósł ramiona. – Nie chcę mieć nic do czynienia z tym potworem.
Sam wymamrotała pod nosem coś o miejskich elegantach i rozpieszczonych bachorach.
– Zawarliśmy umowę – przypomniał jej Grant.
– Umowa straciła ważność, kiedy Kate zapisała ranczo twojemu bratu.
– Hej! Nie mieszajcie mnie do tego – zaprotestował Kyle, a Sam zmierzyła go wzrokiem, który mówił, że uważa go za nic niewartego mięczaka i tchórza.
– Na miłość boską… – Przeczesała palcami włosy związane w koński ogon. – No dobrze – zwróciła się do Granta.
– Zajmę się Jokerem, ale potem znikam.
– O co tu chodzi? – Grant spoglądał to na Kyle'a, to na Sam. – Sprzeczka kochanków?
Samantha pobladła.
– Po prostu mam dużo pracy u siebie.
– To wystarczający powód. – Widać było, że Grant nie do końca jej wierzy, ale nie zależało mu, żeby całkowicie sprawę wyjaśnić. – Chodzi mi tylko o to, żebym mógł wywieźć Jokera, zanim klacz Clema Jamesa będzie się nadawała do pokrycia.
– Nic konkretnego nie mogę ci obiecać, ale się postaram.
– O więcej nie proszę. – Grant poprawił kapelusz na głowie. – Muszę jechać do miasta po część do traktora. Na razie.
– Uderzył we framugę opaloną dłonią. W progu się zawahał i przystanął, przytrzymując drzwi ramieniem. – Zapomniałem ci powiedzieć, Kyle, że rano dzwoniła do mnie mama. Rebeka wbiła sobie do głowy, że zatrudni prywatnego detektywa, żeby zbadał przyczynę katastrofy samolotu.
– Myślałem, że to był wypadek, awaria czy coś w tym rodzaju.
– Wszyscy tak myśleli, ale znasz Rebekę. Wszędzie musi wetknąć nos i wszystko zbadać osobiście.
Kyle poczuł, że ogarnia go coś w rodzaju przerażenia. Rebeka była najmłodszą córką Bena i Kate i chociaż z więzów krwi wynikało, że jest jego ciotką, była tylko kilka lat starsza od Kyle'a. Pisała powieści kryminalne i zyskała sobie sławę osoby obdarzonej bujną wyobraźnią.
– Co podejrzewa?
– Kto to wie? Moim zdaniem nie powinna zawracać sobie tym głowy. Lepiej by było, gdyby zaczęła prowadzić spokojniejsze życie.
– Tak jak ty? Grant spojrzał na niego nieprzeniknionym wzrokiem.
– Chodzi mi tylko o to, żebyś nie był zdziwiony, jeśli do ciebie zadzwoni. Na razie, Kyle. Do zobaczenia, Sam.
Samantha popatrzyła za odchodzącym i na moment się zawahała. Została sama z Kyle'em, nie pierwszy zresztą raz. Tego właśnie chciała. Ale czy naprawdę? Kiedy Grant odjechał, nagle zdała sobie sprawę, że powietrze w domu jest gęste od emocji. Z trudem oddychała. Przebywanie w tak niewielkiej odległości od mężczyzny, który kiedyś złamał jej serce, było czystą głupotą.
– Nie mam bladego pojęcia, dlaczego Kate zostawiła ci ranczo – odezwała się wreszcie. – Grant albo Rocky…
– Wiem, wiem. Już mi dałaś do zrozumienia, że niemal każdy z rodziny bardziej by się nadawał niż ja.
Podniosła głowę i spojrzała mu w oczy.
– Tak, właśnie tak uważam.
– Nawet Allison byłaby lepsza?
Usta Sam lekko się rozciągnęły na myśl o pięknej, światowej kuzynce Kyle'a, bliźniaczej siostrze Rocky, która była jakby stworzona do życia w wielkim mieście.
– Nawet Kristina.
– Nie! Tylko nie Kris! – zaprotestował z żartobliwym przerażeniem Kyle.
– Jak najbardziej! Twoja siostra jest być może rozpieszczona, ale przynajmniej wie, czego chce od życia! – Sam nigdy nie ukrywała, co myśli, zwłaszcza przed Kyle'em. – Moim zdaniem, twoja babka nie była przy zdrowych zmysłach, kiedy ci zapisywała ranczo.
– Naprawdę?
– I wiesz, co ci jeszcze powiem? – zapytała, rozdrażniona jego uwodzicielskim uśmiechem.
– Mam przeczucie, że powiesz mi to, czy tego chcę, czy nie, więc zaczynaj.
Gdy uśmiech Kyle'a stał się jeszcze szerszy, miała ochotę wymierzyć mu policzek. Drażnił się z nią, chociaż nie była pewna, czy robi to świadomie. Cóż, sam o to prosi. Z przyjemnością wygarnie mu, co myśli.
– Nie wytrwasz tu przez pół roku, Kyle. Uciekniesz z podwiniętym ogonem przed świętami. Jeszcze nigdy nie przeżyłeś tu zimy, prawda? Czasami wysiada elektryczność i jeśli nie uruchomisz generatora, musisz palić w kominku, żeby się ogrzać. Żeby się dostać do stajni, trzeba brnąć po pas w śniegu, wodę dla zwierząt trzeba wytapiać i żywić się owsianką, fasolą z puszki, ziemniakami i jabłkami z piwnicy, jeśli oczywiście miałeś dość rozsądku, żeby zrobić zapasy. Nie ma telewizji ani radia, chyba że masz radio tranzystorowe i baterie. Żaden pojazd się tu nie przedrze, nawet z napędem na cztery koła. Jesteś zdany na własne siły w walce z matką naturą, a w twoim przypadku oznaczałoby to zwycięstwo natury.
– Ile stawiasz?
– Słucham?
– O ile się założymy? – Jego oczy patrzyły groźnie. Zbliżył się do niej z surową miną. Poczuła na twarzy jego ciepły oddech.
– Nie muszę się zakładać. I tak wiem, że przegrasz. Nie odziedziczysz tej posiadłości, ponieważ nie jesteś na tyle wytrwały, żeby cokolwiek w życiu doprowadzić do końca. Właśnie dlatego Kate postawiła ci taki dziwaczny warunek. Dobrze, że zginęła, bo kiedy tylko natkniesz się tu na jakieś trudności, uciekniesz bez chwili namysłu, a to by ją bardzo rozczarowało.
Patrzyła na niego równie groźnym wzrokiem, jakby wyzywała go na pojedynek. Nagle dostrzegł w jej oczach jakiś przelotny cień, usta jej zadrżały, jakby desperacko coś chciała ukryć.
– Przyjechałaś tu, żeby mi to powiedzieć?
– Przyjechałam po swoje rzeczy. – Ruszyła do gabinetu, ale Kyle chwycił ją za ramię i mocno przytrzymał.
– Nic z tego.
– Puść mnie, Kyle.
– Widzę, że coś cię dręczy, i to bardzo. Nikt nigdy tak na niego nie działał jak Samantha. Jedno jej powłóczyste spojrzenie, a topniał jak masło na rozgrzanej patelni; kilka ostrych słów z jej ust, a on wściekał się i szalał; cień bólu w jej zielonych oczach, a on miał ochotę zabić tego drania, który ją skrzywdził.
Samantha uśmiechnęła się z ironią.
– Ojej, Kyle, jakiś ty spostrzegawczy! Co też może mnie dręczyć? Może to, że dziesięć lat temu odszedłeś bez jednego słowa, nawet się nie pożegnawszy, nie dzwoniłeś, nie pisałeś, tylko przysłałeś oficjalne zaproszenie dla mojej rodziny na swój ślub?
Kyle ze świstem wciągnął powietrze.
– Boże, Sam.
– Pytałeś, więc ci odpowiedziałam. – Wyrwała ramię z jego uścisku i wypadła na korytarz. Dogonił ją, kiedy wychodziła, trzymając kurtkę, notes oraz kubek.
– Chyba powinniśmy porozmawiać.
– Za późno. – Ale jej spojrzenie znów się zachmurzyło. Zwolniła kroku.
– Nigdy nie jest za późno. Zrezygnowana jęknęła cicho.
– Och, Kyle, gdybyś tylko wiedział…
– Co? Odwróciła się, wypuszczając kubek. Rozbił się o podłogę na tysiąc kawałków.
– Na miłość boską…
– To nieważne. – Znów zacisnął dłoń na jej ramieniu.
– Co?
– Później to posprzątam. – Miał dziwne przeczucie, jakby stanął na skraju jakiejś uczuciowej przepaści, a ziemia z wolna usuwała mu się spod nóg. – Chciałaś mi coś powiedzieć.
Przełknęła ślinę.
– To nie jest odpowiednia pora. Mam ci wiele do powiedzenia. Większość z tego już teraz nic nie znaczy, ale… ale pewne rzeczy są ważne.
– Jakie?
O Boże. Czy będzie potrafiła mu to wyznać? Czy zdobędzie się na to, by mu powiedzieć, że jest ojcem? No, dalej, Sam. Nadeszła właściwa chwila. Nie bądź takim tchórzem.
Patrzył na nią i czekał. W uszach dudniły jej głuche uderzenia własnego serca. Ile razy wyobrażała sobie ten moment, marzyła o tym, że powie mu prawdę? Czasami nawet brała do ręki słuchawkę telefonu albo zaczynała pisać list, ale zawsze po chwili słuchawka wracała na widełki, a kartka papieru, zmięta drżącymi palcami, lądowała w koszu.
– Wiem, że wyjechałem niespodziewanie – przyznał, by ją ośmielić. Prychnęła drwiąco. – Może myślałaś, że mamy przed sobą wspólną przyszłość i pewnie tak powinno być, ale…
– Przestań! – Znów nie potrafiła stawić czoła prawdzie. Wyminęła go i poszła do wyjścia.
– Sam…
– Innym razem, dobrze? Wrócimy do przeszłości kiedy indziej, bo teraz nie mam czasu. Muszę pojechać po Caitlyn. Wrócę tu później, żeby trochę popracować z Jokerem.
– Spotkałem Caitlyn dziś rano.
– Co takiego? – Poczuła, że krew odpływa jej z twarzy. Spotkał Caitlyn. Dobry Boże.
– Zatrzymała się tu po drodze do… do…
– Do domu Tommy'ego Wilkinsa?
– Zgadza się. To bardzo miła dziewczynka. Udała ci się.
– Cóż, dziękuję. – Ledwo wydobywała z siebie głos. W duchu zwymyślała się za tchórzostwo, ale nie mogła się zdobyć na ujawnienie prawdy. – Słuchaj, muszę już iść. – Znów ruszyła do drzwi.
– Nigdy nie chciałem cię zranić, Samantho. – Te słowa odebrała niczym cios. Czuła, że jej serce zmyliło rytm. W gardle coś ją ścisnęło.
– Nie przejmuj się – rzuciła przez ramię. – Nie zraniłeś mnie.
Usłyszała za sobą jego kroki. Wybiegła przez tylne drzwi i zbiegła po schodach werandy, lecz ją dogonił.
– Samantho. – Boże, miej mnie w swojej opiece, modliła się w duchu. – Powiedz coś. Pomóż mi.
– Nie mogę. – Tak bardzo chciała mu wszystko wygarnąć, zranić go, ukarać, ale nie mogła, nie tak, nie teraz. Najpierw musi się upewnić, że i on, i Caitlyn są gotowi na przyjęcie takiej nowiny. Boże, co za koszmar!
– Ciągle przede mną uciekasz.
– Nauczyłam się tego. Miałam dobrego nauczyciela. Zagrodził jej drogę, a jego sylwetka przesłoniła jej słońce.
– O co ci naprawdę chodzi?
– Po prostu sądzę, że taka inteligentna kobieta jak Kate nie powinna zostawiać rancza miejskiemu playboyowi, który nie bardzo wie, z której strony się wsiada na konia.
– Nie umiesz kłamać.
– A ty nie umiesz kochać! Ze zdziwienia otworzył usta, a ona pożałowała, że w porę nie ugryzła się w język. Nie to chciała powiedzieć, ale nie zamierzała nic odwoływać. Ich krótki romans był gorący, namiętny i szalony. Była wtedy dziewicą, a on rozpalonym do białości osiemnastolatkiem. Kiedy wspominała tamte czasy, przebiegał ją dreszcz.
– Kyle, zostaw mnie w spokoju.
– Nie ma mowy.
– Ja nie żartuję. Nie jestem już naiwną panienką gotową całować ziemię, po której stąpasz. – Twarz mu stężała. – Chciałeś prawdy? No to ją masz! – Tłumiony przez dziesięć lat gniew doszedł do głosu i przejął władzę nad jej językiem. – Myślałam, że cię kocham, Kyle, a tobie wcale na mnie nie zależało. Pewnie, dobrze się ze mną bawiłeś, zwłaszcza kiedy miałeś ochotę na szybki numerek na sianie albo nad strumieniem. Ale nawet do głowy ci nie przyszło, żeby się ze mną ożenić albo traktować mnie jak kogoś, kto się w twoim życiu liczy.
– O Boże… – wyszeptał.
– Nie przejęłabym się tym, ale po trzech czy czterech miesiącach od naszego rozstania ożeniłeś się, ot tak! – Strzeliła palcami przed nosem Kyle'a. – I nie starczyło ci odwagi, żeby do mnie zadzwonić. Tak mało dla ciebie znaczyłam. – Nerw w kąciku oka zaczął mu rytmicznie pulsować. – Co cię obchodziła jakaś wiejska dziewczyna. Była dobra, kiedy chciałeś się zabawić, ale nie wystarczająco dobra, żeby…
– Żeby co? Żeby się z nią ożenić? – Pochylił ku niej głowę. – Tego chciałaś?
Chciałam tylko, żebyś mnie kochał, krzyczała w duchu.
– Wtedy chyba tego chciałam. Wierzyłam w odpowiedzialne związki. To moje szczęście, że okazałeś się taki niestały, bo inaczej popełniłabym największy błąd swojego życia!
– Skoro tak wierzyłaś w odpowiedzialne związki, to co się stało z ojcem Caitlyn?
– Nawet mnie o to nie pytaj! – rzekła ostrzegawczo i cofnęła się o krok.
– Sama zaczęłaś ten temat.
– Nie mieszajmy mojej córki do tej rozmowy, dobrze? – Nie czekając na odpowiedź, minęła go i wsiadła do samochodu. Nad deską rozdzielczą brzęczała zabłąkana osa. Po chwili wypadła przez otwarte okno, wplątując się po drodze we włosy Sam.
Policzki Samanthy płonęły, serce biło nierówno. Zerknęła we wsteczne lusterko. Kyle nie ruszył się z miejsca. Stał sztywno wyprostowany, na rozstawionych nogach i patrzył na nią. Serce boleśnie się jej skurczyło. Łzy napłynęły do oczu, ale siłą woli je powstrzymała.
Zacisnęła ręce na kierownicy i cicho przeklinała dzień, w którym pierwszy raz ujrzała Kyle'a i uległa urokowi jego uśmiechu.
"Milioner i prowincjuszka" отзывы
Отзывы читателей о книге "Milioner i prowincjuszka". Читайте комментарии и мнения людей о произведении.
Понравилась книга? Поделитесь впечатлениями - оставьте Ваш отзыв и расскажите о книге "Milioner i prowincjuszka" друзьям в соцсетях.