Gdy był już suchy, założył lamowany futrem szlafrok z zielonego aksamitu, Flanna zaś czystą lnianą koszulę. Przeszli na bosaka do saloniku, gdzie czekał już na nich zastawiony stół. Były tam świeże ostrygi, krewetki w białym winie, pieczony kapłon, półmisek jagnięcych sznycelków, sałata, świeży chleb, masło, trójkątny kawałek twardego sera i, na deser, jabłkowa tarta. Do picia mieli październikowe piwo oraz wino.

– Pozwól, że ci usłużę – powiedziała.

– Podaj mi wpierw ostrygi – polecił. – Skoro tak bardzo polubiłaś kochanie się, muszę zjeść coś, co szybko przywróci mi siły.

Usiadł u szczytu stołu i spoglądał na nią wyczekująco.

– Chcesz powiedzieć, że będziemy mogli zrobić to znów dziś wieczorem? – spytała zaskoczona.

Patrick Leslie uśmiechnął się, rozbawiony jej ignorancją.

– Tak, prawdopodobnie więcej niż raz, jeśli pozwolisz mi odpocząć między miłosnymi potyczkami. Zadowolona?

– Tak – odparła szczerze. – Lubię, gdy sprawiasz, że szybuję jak ptak w przestworzach. Una uprzedziła mnie, że mogę zaznać przyjemności, i z pewnością tak jest, chciałabym jednak, byś i ty doznał rozkoszy takiej, jaką dajesz mnie. Powiesz mi, jak to zrobić?

Przyglądała się szeroko otwartymi oczami, jak Patrick połyka jedną ostrygę po drugiej. Pochłonął ich chyba z tuzin.

– Usiądź, Flanno – powiedział, wskazując krzesło na prawo od siebie. Zignorował na moment jej prośbę. Będzie jeszcze czas, by wszystko wyjaśnić. Sięgając po półmisek z krewetkami, powiedział:

– Podzielmy się nimi.

Wybrał wielkiego skorupiaka, chwycił go za ogon i zaczął łapczywie pożerać.

Flanna przyglądała się temu, zafascynowana apetytem męża. Kiedy krewetki stały się już tylko wspomnieniem, nałożyła mu wielką porcję kurczęcia, kilka sznycelków i trochę sałaty. Chwyciła bochenek chleba, oderwała dla siebie spory kawałek i posmarowała obficie masłem. Jej apetyt okazał się nie mniejszy. Była głodna jak wilk i jadła z zadowoleniem, dopóki na stole nie została już tylko jabłkowa tarta. Podzielili ją między siebie, zapijając resztką piwa. Po chwili dzbanek był już pusty.

– Wino zostawimy na potem – powiedział Patrick z uśmiechem.

– Czy to stosowne – zapytała – by żona czerpała z zalotów męża aż taką przyjemność? Bez tej miłości, o której wszyscy tyle gadają? Znamy się ledwie tydzień, z czego przez pięć dni nie było cię w domu. Czy to w porządku, że aż tak cię lubię? Będę dobrą księżną i nie przyniosę wstydu Lesliem ani Glenkirk.

Ujął brodę Flanny między palec wskazujący i kciuk i spojrzał wprost w jej srebrzystoszare oczy. Jest całkiem ładna, pomyślał, z tym małym, prostym noskiem, owalnymi oczami, otoczonymi gęstymi ciemnoblond rzęsami, ponad którymi wznosiły się brwi tego samego koloru. Pogładził delikatnie policzek kciukiem. Skórę Flanny, gładką i kremową, cechowała przejrzystość, charakterystyczna dla prawdziwych rudzielców. Na grzbiecie jej nosa widniała smużka ledwie widocznych piegów. Pochylił się i ucałował czubek tego nosa.

– Jesteś bystrą dziewczyną – powiedział. – Wiem, że potrafisz być dobrą księżną, choć nasze życie w Glenkirk nie będzie nazbyt interesujące. Nie wyjadę, jak moi rodzice, na dwór ani nie zaangażuję się w politykę czy religijne spory, jeśli tylko zdołam tego uniknąć. Znajdą się ludzie, którzy zechcą zniszczyć moją rodzinę i skraść nam bogactwo, bo taki już mają charakter. Pragnę jedynie, aby pozostawiono mnie w spokoju, bym mógł żyć tak, jak chcę: troszczyć się o poddanych i wychowywać nasze dzieci, by rosły wolne od uprzedzeń, próżności oraz zawiści. Nie byłoby to możliwe, gdybym dopuścił, żeby świat z jego zgiełkiem i głupotą wtargnął do Glenkirk. Nie będziemy zabawiać królów, jak czynili to moi rodzice i dziadkowie. Dasz mi dzieci i będziesz zarządzała zamkiem, który stanie się twoim królestwem. Zrób to dla mnie i bądź dobrą księżną, a będę cię za to czcił i szanował. Potrafisz być szczęśliwa, żyjąc w ten sposób, Flanno? Tylko takie życie mogę ci zaoferować, przyrzekam jednak, że nie opuszczę cię, by walczyć za tych, którzy sprawują władzę, czy będzie to król, czy parlament.

– Będę zadowolona, panie, gdyż opisałeś życie, jakie znam. Bałam się, że zostanę zmuszona żyć w sposób, do którego nie zostałam przygotowana. Nie chciałabym sprawić ci kłopotu, Patricku Leslie, gdyż jesteś, wszystko na to wskazuje, dobrym człowiekiem.

– Usiądź mi na kolanach, Flanno – powiedział, puszczając jej brodę. Usiadła, a on utulił ją w objęciach. Płonące w kominku polano rozsypało się z głośnym trzaskiem.

Półleżąc z głową opartą na piersi męża, westchnęła, zadowolona. Nie spodziewała się, iż życie u boku Patricka Leslie okaże się tak proste. Nie wyobrażała sobie, że małżeństwo może tak wyglądać. Nie widziała nigdy, by jej bracia tulili swoje żony. Zbyt byli zajęci wydawaniem im rozkazów, by znaleźć czas na okazywanie uczucia. Podobała jej się czułość Patricka, lubiła też się z nim kochać. Może jej życie tutaj nie będzie takie znowu okropne, pomyślała. W końcu obiecał dać jej swobodę, jeśli będzie wywiązywała się z obowiązków. Potarła odruchowo policzkiem aksamit szlafroka na piersi męża, uśmiechając się, gdy ucałował czubek jej głowy.

– Cóż ty masz za włosy, madame - zauważył. – Mają taki sam rudozłoty odcień, jak włosy mojej krewniaczki z portretu w wielkiej sali. Spodobałoby mi się, gdybyś urodziła dziewczynkę o włosach takich jak twoje.

Wsunął dłoń w rozcięcie koszuli Flanny, objął dłonią jej pierś i zaczął pocierać bezwiednie kciukiem sutek.

Serce natychmiast podskoczyło jej w piersi.

– Najpierw – wykrztusiła – musimy zatroszczyć się o dziedzica dla Glenkirk.

Zna swoje obowiązki. Urodzi synów, zanim rodzina odkryje, że wytworny, bogaty i wykształcony książę Glenkirk pojął za żonę prostą dziewczynę z gór.

– Mam tylu braci, że zdążyłam przywyknąć do chłopców – dodała.

– Twoi bracia dorośli na długo przedtem, nim się urodziłaś – odparł ze śmiechem. – Tak, będziemy potrzebowali synów dla Glenkirk, i nie poskąpimy trudu, by ich spłodzić, ale dziewuszka z płomiennorudą czuprynką swej matki też by mnie nie rozczarowała…

Przytulił usta do jej ucha. O tak, potrafi wzbudzić pożądanie ta gorącokrwista żonka o szeroko otwartych oczach, pomyślał, wysuwając język, by tym skuteczniej popieścić jej ucho.

To po prostu śmieszne! Gdy tylko jej dotykał, natychmiast opuszczały ją siły. Czy kobiety zawsze tak się czują? Bezsilne i bezbronne? Było to cudowne uczucie, ale też mocno niepokojące.

– Nie! – pisnęła, odsuwając głowę, by uciec przed jego penetrującym językiem.

– O co chodzi, dziewczyno? – zaprzestał pieszczoty natychmiast, gdy zaprotestowała.

– Czy kobiety mogą pieścić mężczyzn? – spytała, spoglądając na niego ze szczerą ciekawością.

– Tak – odparł z wolna. O co jej chodzi? – Jak?

– Jak? – powtórzył, cokolwiek zakłopotany.

– Cóż, kobiety nie powinny chyba leżeć bezczynnie w męskich ramionach! Dotykasz mnie i sprawia mi to przyjemność. Czy i ja nie powinnam dotykać ciebie? Sprawiłabym ci tym przyjemność? Czy w kochaniu się nie powinni uczestniczyć oboje kochankowie, czy też kobieta ma być jedynie przedmiotem, którego rolą jest zadowolić mężczyznę? Powiedz mi, proszę, Patricku.

Patrick poczuł się nagle jak zarozumiały głupiec. Wiedział od początku, że Flanna jest niewinna, ale tak bardzo cieszyło go jej wspaniałe ciało i oczywista przyjemność, jaką sprawiały dziewczynie jego pieszczoty, że nie pomyślał o niczym więcej.

– Naśladuj to, co robię – powiedział zatem. – To, co sprawia przyjemność tobie, okaże się przyjemne i dla mnie. Zapomniałem, że nie jesteś obznajomiona z namiętnością.

Pogładził czule jej piersi i pocałował usta, które mu podała.

– W noc poślubną byłaś trochę bardziej śmiała, Flanno – zauważył, drocząc się z nią.

– Nie wiedziałam, co ma nastąpić – odparła. Wsunęła dłoń pod szlafrok i zaczęła pieścić twardą pierś męża, pociągając delikatnie za porastający ją miękki puch. Wtuliła twarz pomiędzy szyję i ramię Patricka, całując je, a potem przyciągnęła ku sobie jego głowę i popieściła śmiało językiem wnętrze ucha, dmuchając na nie leciutko.

– Sprawiło ci to przyjemność? – wymamrotała namiętnie.

– Tak – odparł przeciągle, a potem uszczypnął ją niezbyt mocno w sutek.

Pisnęła, zmieniając pozycję na kolanach Patricka i ugryzła go leciutko w ucho. Zsunęła dłońmi szlafrok, obnażając męża do pasa i zaczęła wyciskać na jego ciele pocałunki.

Jej śmiałość i ruchy wiercącego się, młodego ciała sprawiały mu wyraźną przyjemność. Wreszcie, gdy nie mógł już czekać dłużej, obrócił ją na powrót twarzą do siebie i objął dłońmi bliźniacze półkule pośladków. Westchnęła, zaskoczona. Zdjął jej przez głowę koszulę i odrzucił na bok. Była teraz zupełnie naga. Całował ją namiętnie, a kiedy przerwał, ujęła jego głowę w dłonie i przyciągnęła śmiało ku sobie, podając mu usta.

– Jesteś bezwstydna – jęknął z ustami tuż przy jej ustach.

– Nieśmiałe dziewczęta nie są widać w twoim guście – odparła, przesuwając mu zuchwale językiem po wargach.

Starając się odzyskać kontrolę nad sytuacją zanurzył twarz pomiędzy jej piersi, rozkoszując się miękkością i zapachem młodej skóry. Flanna pisnęła, zaskoczona, a wtedy podniósł głowę, chwycił ją dłońmi w talii i posadził sobie na udach. Potem, zanurzywszy palce w złotorudych włosach żony, zaczął znów ją całować.

Wsparła rozłożone na płask dłonie na jego piersi, jakby zamierzała go odepchnąć, niczego takiego jednak nie zrobiła. Przeciwnie, gdy zaczął całować jej szyję, odrzuciła głowę do tyłu, po czym westchnęła z wyraźną przyjemnością. Bijące od niego ciepło wręcz ją obezwładniało, a teraz czuła jeszcze pod sobą jego męskość.

– Chcę poczuć cię w środku, Patricku Leslie – wykrztusiła ochryple. – Natychmiast!

Nie odpowiedział, lecz uniósł ją i nadział wprost na swą długą, twardą lancę. Przymknęła na chwilę oczy, lecz zaraz je otwarła, spoglądając na niego z wyzwaniem, które ochoczo podjął.

– W tej pozycji nie będę w stanie wykonać całej roboty sam, Flanno – powiedział. – Musisz mi pomóc. Ujeżdżaj mnie tak, jak ujeżdża się konia.

Policzki poróżowiały jej z zażenowania, zaczęła się jednak poruszać, z początku powoli, potem coraz szybciej. Nie spuszczała przy tym spojrzenia z twarzy Patricka, i ta jej śmiałość jeszcze bardziej go podniecała. Wyciągnął ręce i objął dłońmi jej piersi, pieszcząc je zdecydowanymi ruchami, podczas gdy Flanna to wznosiła się, to opadała, nadziewając się na jego pulsującą męskość. Cóż za cudowne uczucie, pomyślała, zaciskając mięśnie i rozkoszując się jego reakcją.

Nagle, ku zaskoczeniu Flanny, wstał, podtrzymując ją dłońmi za pośladki. Objęła go nogami w pasie, przywierając doń, kiedy szedł z wolna przez pokój. Wniósł ją do sypialni i położył w nogach łóżka. Poczuła, że materac ugina się pod ciężarem jej ciała. Pozostali złączeni, a teraz Patrick uniósł jej ramiona za głowę i mocno przytrzymał, ujeżdżając ją ile sil i nie spuszczając ani na chwilę wzroku z jej twarzy. Wpatrywała się w niego, zafascynowana i niezdolna odwrócić spojrzenie.

– Tak! Tak! – pojękiwała zachęcająco, wypychając biodra na spotkanie jego lędźwi.

– Och, dziewko, znów pozbawiłaś mnie sił!

Wzdrygnęła się gwałtownie, on zaś jęknął głucho, zalewając ją nasieniem.

Szybowała, trawiona jego ogniem, przepełniona słodyczą, która stawała się coraz bardziej znajoma i coraz niecierpliwiej wyczekiwana, niezbędna wręcz do życia.

– Och, Patricku – westchnęła – jakże ja lubię się kochać!

Zsunął się z niej, wstał, okrążył łóżko i naciągnął na Flannę przykrycie, a potem położył się obok i objął ją ramionami. Złożyła głowę na jego wilgotnej piersi, on zaś pogładził dłonią jej smukłe plecy.

– Nie wiem, co za dobra wróżka sprowadziła mnie do Brae – powiedział – lecz jestem z tego bardzo zadowolony. Mężczyzna nie mógłby życzyć sobie w łóżku lepszej partnerki, niż ta, którą wkrótce się staniesz.

– Więc to nie wszystko? – spytała cicho.

– Jest jeszcze miłość, dziewczyno – odparł.

– Ale czym ona jest? – zapytała, głośno się zastanawiając. – Powiadają, że mój ojciec kochał matkę, lecz ja nie rozumiałam nigdy, co to właściwie znaczy. A ty?

Patrick milczał przez dłuższą chwilę, a potem powiedział:

– Nie jestem pewny, Flanno. Wiem tylko, że moi rodzice zdawali się połączeni niewidzialną nicią nawet, gdy przebywali z dala od siebie. Czasami porozumiewali się nie za pomocą słów, ale spojrzeń. Gdy ojciec zginął pod Dunbar, matka nie była w stanie pozostać w miejscu, gdzie zaznali oboje tyle szczęścia. Wyjechała z Glenkirk. Nie rozumiem tego, myślę jednak, że to właśnie jest miłość. Może przychodzi z czasem, w miarę jak rośnie zażyłość pomiędzy mężem a żoną.

– Myślisz, że zdołamy kiedyś się pokochać, Patricku? – spytała cicho.

– Nie mam pojęcia, Flanno, wiem jednak, iż jestem zadowolony, że cię poślubiłem, choć znamy się tak krótko.