– Nie wymkniesz mi się tak łatwo – powiedziała, po czym objęła go i serdecznie ucałowała. – Bezpiecznej podróży, mój niezupełnie królewski bracie – powiedziała.

Skłonił się jej, a potem pomachał im na do widzenia i wyszedł.

– Dzieci! – krzyknęła nagle Flanna, uświadamiając sobie, że nie ma ich w sali.

– Pożegnał się z nimi wieczorem – wyjaśnił Patrick. – Uznał, że tak będzie lepiej.

– Zgadzam się z nim – powiedziała. – Ja też powinnam już ruszać. Wrócę najszybciej, jak będę mogła, mój panie.

– Postaraj się, żono, bo czas bez ciebie będzie mi się dłużył.

Porwał ją w objęcia i zaczął całować, najpierw delikatnie, a potem mocno i namiętnie.

– Och… – westchnęła, zastanawiając się, dlaczego zawraca sobie głowę intrygami. Zaraz przypomniała sobie jednak, iż jest księżną, która niczego nie dokonała, a nie chce pozostać nią na zawsze. Westchnęła i odsunęła się od męża, wołając:

– Gdzie jesteś Fingalu? Ruszamy!

Na dziedzińcu czekał już na nich Ian, trzymając konie. Zaklęła cicho pod nosem. Zamierzała powiedzieć młodemu żołnierzowi, iż może odwiedzić rodziców, podczas gdy ona będzie przebywała u ojca. Teraz, spostrzegłszy stojącego obok Angusa, nie ośmieliła się tego uczynić.

– Nie siedź tam zbyt długo – powiedział wuj na tyle cicho, by tylko ona mogła go usłyszeć. – Masz w Glenkirk zadanie do wypełnienia.

– Powiem, że przesyłasz mu uszanowanie – odpaliła, dosiadając wierzchowca.

– Koniecznie to zrób – powiedział z uśmiechem, a potem odwrócił się, chwycił Fingala i posadził go na siodle.

– Dopisało ci szczęście, młodzieńcze – powiedział. – Książę cię polubił.

– Mam nadzieję, że nadal tak będzie – odparł Fingal.

Ciekawe, co też chciał przez to powiedzieć, zastanawiał się Angus, spoglądając w ślad za oddalającą się trójką. W końcu potrząsnął tylko głową. Brodie zawsze liczyli na szczęście, taką już mieli naturę.

Wierzchowiec Flanny stąpał ciężko po deskach zwodzonego mostu, a jego pani zastanawiała się gorączkowo, jak poinformować Iana, że nie udają się do Killiecairn, ale do Scone. Nie życzyła sobie, by wrócił galopem do Glenkirk i zdradził mężowi jej plany. Fingal zerknął na nią pytająco, potrząsnęła więc tylko głową. Jednak gdy dojechali do zakrętu, nie mogła dłużej zwlekać. Leśna droga rozwidlała się tutaj i podczas gdy jedna odnoga skręcała na północ, gdzie leżał zamek jej ojca, druga prowadziła na południowy zachód, ku Scone. Nie miała już czasu, by dłużej się zastanawiać.

– Jesteś wobec mnie lojalny, Ianie More? – spytała wprost, zatrzymując konia u rozstaju dróg.

– Tak, księżno – odparł po prostu.

– Jestem panią Glenkirk, Ianie More. Wiem, że pozostajesz lojalny wobec Glenkirk, ale czy wobec mnie osobiście? – powtórzyła.

– Nie rozumiem, pani.

Ile mógł mieć lat? Siedemnaście? Wystarczająco mało, by być idealistą? Nie miała wyboru, musiała rozwiązać problem natychmiast.

– Skłamałam księciu – wyznała, niemal parskając śmiechem na widok zaskoczenia, malującego się na jego uczciwej, prostodusznej twarzy. – Nie jadę do Killiecairn. Podążam za księciem Lundy do Scone.

– Ale dlaczego, milady? – zapytał, wyraźnie skonfundowany.

– Jedźmy powoli dalej, wszystko ci wyjaśnię – zapewniła, ściskając lekko nogami boki klaczy, Glaise ruszyła truchtem.

– Słyszałeś, jak w wielkiej sali snuto opowieści o królach z rodu Stuartów – zaczęła, a on przytaknął.

Do licha, ależ jest sprytna, pomyślał z uznaniem Fingal. Z każdą chwilą oddalali się bowiem od zamku, podążając drogą, którą wybrała jego ciotka. Pospieszył konia i wysunął się do przodu, by sprawdzić, czy nie doganiają księcia i towarzyszących mu zbrojnych. Musieli poruszać się nieco z tylu, nie ujawniając swej obecności, póki Flanna nie uzna, że nadszedł właściwy czas. Przysłuchując się, jak ciotka tłumaczy swe postępowanie Ianowi, zastanawiał się, czy młodzian da się oczarować, czy też obróci konia i pogna galopem do Glenkirk.

– Chcę pomóc naszemu królowi – wyjaśniała tymczasem Flanna z zapałem. – Zebrać dla niego oddziały i przynieść chwałę Lesliem z Glenkirk. Mąż jednak opłakuje ojca i uważa, że to król – no, może nie sam król, lecz wszystko, co się wokół niego dzieje – przyczyniło się do tego, że James Leslie zginął. Mary powiedziała mi, iż księżna Jasmine błagała starego księcia, by nie szedł na wojnę, lecz on jej nie słuchał. To nie król jest odpowiedzialny za śmierć ojca księcia. Zginął, gdyż nie posłuchał dobrej rady.

– Powiadają – odparł Ian – że Stuartowie sprowadzają na Lesliech z Glenkirk nieszczęścia.

– Nonsens! – zawołała Flanna. – Leslie z Glenkirk byli zwykłymi szkockimi szlachcicami, póki król z dynastii Stuartów nie uczynił ich lordami, a następny nie nadał godności książąt. Czy byliby szczęśliwsi, gdyby pozostali drobnymi dziedzicami?

– Nie wiem – odparł Ian, cokolwiek zmieszany. Flanna się roześmiała.

– Ja także nie – powiedziała. – Nie ściągnę na męża hańby, Ianie, chcę jednak pomóc królowi. Czy Anglicy mieli prawo zabić starego Karola? Był zarówno królem Anglii, jak naszym. Urodził się w Szkocji, mimo to nie zawahali się go zamordować – mówiła dalej, przedstawiając swój punkt widzenia. – Książę Lundy może załatwić mi audiencję. Poproszę o zezwolenie na to, bym mogła zbierać oddziały. Jeśli mi go nie udzieli, dam sobie spokój. Będziemy podróżowali w ukryciu, aż znajdziemy się na tyle daleko od Glenkirk, że Charlie nie będzie mógł mnie odesłać. Wtedy się ujawnimy. Po spotkaniu z królem wrócę natychmiast do domu, przysięgam na honor! Widziałeś portrety moich poprzedniczek, Ianie? Były kobietami silnymi i stanowczymi, wszystkie co do jednej. Nie chcę przynieść mężowi wstydu przez to, że pozostanę w pamięci potomnych jako księżna, która niczego nie dokonała. Chcę wnieść swój wkład, a jeśli mi pomożesz, twoje imię będzie wymieniane razem z moim.

– Angus mnie zabije – zauważył nerwowo Ian, widziała jednak, że niemal udało jej się go przekonać.

– Angus to kochany staruszek. Jest niczym wierny pies: warczy na wszystko, co zdaje się zagrażać jego pani. Nie będzie warczał na ciebie, obiecuję, gdyż to ty zapewnisz mi bezpieczeństwo. Czyż nie wybrałam cię osobiście, abyś był moim obrońcą?

Uśmiechnęła się, by dodać młodzieńcowi otuchy.

Fingal Brodie omal się nie roześmiał. Jego matka zwykła mawiać, że Flanna doskonale potrafi postawić na swoim i jest przy tym nader pomysłowa. Teraz miał tego dowód. Uśmiechnął się pod nosem. Martwiło go, iż książę może uznać, że to on jest odpowiedzialny za to, co zrobiła Flanna, lecz skoro ciotka zamierza chronić przed Angusem prostego żołnierza, jakim jest Ian, on, Fingal Brodie, nie musi się obawiać gniewu księcia. Weźmie przykład z ciotki i będzie odgrywał niewiniątko. Wykorzysta szansę, jaka się przed nim otwiera i pewnego dnia zostanie kimś.

Ian nie dał się do końca przekonać, nie zawrócił jednak i nie pogalopował do zamku. Nie był całkiem pewien, czy księżna postępuje właściwie, uznał jednak, że nie udałoby mu się jej powstrzymać. Była stanowczą młodą kobietą, a gdyby ją rozgniewał, mógłby stracić miejsce w straży. Nie wątpił, że księżna zrobi wszystko, by go ochronić. Zdążył się już zorientować, że jest groźniejsza niż mąż. Lepiej będzie pozostać i chronić ją przed niebezpieczeństwami, jakie mogą czyhać na nich na drodze.

Dzień był zimny, lecz suchy i bezwietrzny, podróżowało się więc całkiem nieźle. Mijali lasy i pola, starając się nie tracić z oczu orszaku księcia, ale i nie dać się zauważyć. W końcu zaczęło się ściemniać. Ciekawe, czy będziemy musieli nocować pod gołym niebem, pomyślała Flanna. Od wyjazdu z Glenkirk zatrzymali się tylko raz, i konie były zmęczone. Charlie i jego kompania minęli szczyt wzgórza i znikli ścigającym z widoku. Flanna wysłała bratanka, by zorientował się w sytuacji.

– Jest tam niewielka gospoda – powiedział, wracając – zbyt mała, by pomieścić orszak księcia i nas, poza tym książę od razu by się domyślił, iż podążamy jego śladem. Nie wiem, co robić, Flanno. Nie możemy pozostać na otwartej przestrzeni, a konie potrzebują stajni i obroku.

– Czy książę Lundy cię rozpozna? – spytała Flanna, zwracając się do Iana. Potrząsnął głową, a wtedy powiedziała: – Zdejmij odznakę, wskazującą, iż pozostajesz w służbie Lesliech i schowaj ją do kieszeni, a potem zapytaj, czy ty i twoi bracia moglibyście przenocować z końmi w stajni. Nikt nie pozna, że jestem kobietą, gdyż mam na sobie męski strój. Daj karczmarzowi te miedziaki i powiedz, że podróżujesz z braćmi na południe. Na pewno zgodzi się udzielić nam schronienia. Zostań w izbie i zamów kolację. Fingal pomoże mi przy koniach.

Dotarli do wiejskiej gospody i Flanna wprowadziła wierzchowce do stajni. Była czystą i sucha, boksy zamiecione i zaopatrzone w świeże siano. Konie Charliego zostały już przygotowane na noc. Flanna wprowadziła wierzchowce do pustego boksu na końcu, pozostawiając jeden wolny, by mogli wykorzystać go jako sypialnię. Rozsiodłali zwierzęta i napoili je, nieprzesadnie jednak, żeby nie dostały wzdęcia. Potem napełnili żłoby sianem. Fingal pomógł jej wyczyścić wierzchowce i usunąć z kopyt kamienie. Ledwie skończyli, pojawił się Ian z kolacją.

– Gospodarz bardzo się ucieszył, że wystarczy nam stajnia. Ludzie księcia zajęli wszystkie wolne miejsca. Żona i córka karczmarza przygotowują właśnie największy posiłek w życiu – dodał ze śmiechem. – Zdobyłem chleb, królika, ser i dzbanek cydru.

Postawił jedzenie na wąskiej ławie.

Zjedli, zanim potrawy zdążyły wystygnąć, a potem ustalili rozkład wart. Flanna miała czuwać pierwsza, po niej Fingal, a na końcu Ian. Obudzi ich, kiedy ludzie księcia przyjdą po konie. Młodzieńcy owinęli się płaszczami i szybko zasnęli. Flanna siedziała wsparta o ściankę boksu, rozmyślając o tym, jak dobrze minął dzień. Patrick sądzi, że pojechała do ojca. Ian jej nie zdradził, a Charlie nie zorientował się, że za nim jadą.

Przez okno sączył się blask księżyca. Nie podjęła takiej wyprawy nigdy przedtem. To dziwne, lecz wcale się nie bała. Przeciwnie, perspektywa spotkania z królem sprawiała, że czuła się podekscytowana i ożywiona. Czy uzna ją za niemądrą, skoro będąc kobietą uznała, iż zdoła zwerbować dla niego żołnierzy? Miała nadzieję, że tak się nie stanie. Patrick będzie na pewno wściekły, lecz gdyby król ją wyśmiał, poczułaby się okropnie.

Zamarła, kiedy drzwi stajni otwarły się i do środka weszło dwóch ludzi Charliego. Okazało się jednak, że chcą jedynie sprawdzić, czy z końmi wszystko w porządku. Nie zadali sobie trudu, by zajrzeć do boksu, zajętego przez Flannę i jej towarzyszy. Prawdopodobnie nie zdawali sobie sprawy, że w gospodzie przebywają inni podróżni. Doskonale się złożyło, spostrzegła bowiem, iż noszą barwy Glenkirk, byli to zatem zbrojni, których jej mąż przydzielił Charliemu do ochrony. Z rozmowy mężczyzn wywnioskowała, że jest tuż po północy. Gdy wyszli, obudziła Fingala, mówiąc:

– Gdy księżyc zacznie zaglądać przez drugie okno, obudź Iana.

– Dobrze – odparł chłopiec, gramoląc się z posłania.

Flanna owinęła się peleryną i położyła na stosie świeżego siana. Wydawało się jej, że nie zdążyła zmrużyć oka, a już Fingal potrząsał ją za ramię. Niebo nadal było ciemne i księżyc jeszcze nie zaszedł. Spojrzała pytająco na bratanka.

– Ian mówi, że w gospodzie wszyscy są już na nogach. Poszedł zdobyć dla nas coś do jedzenia. Jest pewien, iż książę wkrótce wyruszy.

Flanna przeciągnęła się i z westchnieniem wstała.

– Popilnuj mnie – powiedziała. – Muszę się wysiusiać.

Fingal stanął posłusznie przy drzwiach. Flanna spuściła spodnie i przykucnęła na stertą słomy w kącie. Zapinała właśnie bryczesy, gdy wrócił Ian.

– Mam owsiankę – powiedział zamiast powitania, wręczając jej wydrążony bochenek chleba, pełen gorących płatków. – A także ser i trochę cydru.

– Książę wstał i przygotowuje się do odjazdu? – spytała.

– Tak, jedzą właśnie śniadanie – odparł.

– Lepiej więc się pośpieszmy – poleciła. – Jeśli przyjdą po konie, stań do nich plecami i się nie odzywaj, inaczej cię poznają. Ja przycupnę gdzieś, gdzie nie będę widoczna.

– Zbrojni z Glenkirk, podróżujący z księciem, mnie nie znają – zapewnił ją Ian.

Zjedli, a kiedy zjawili się ludzie księcia, skinęli im jedynie głowami, po czym osiodłali wierzchowce i wyprowadzili je z ciepłej stajni wprost w przenikający do szpiku kości chłód poranka. Ledwie zamknęły się za nimi wrota, Flanna i jej towarzysze rzucili się do siodeł. Kiedy orszak księcia oddalił się na przywoitą odległość, ruszyli, podążając jego śladem.

Podróżowali w ten sposób przez cztery następne dni, wdzięczni, że pogoda pozostaje znośna i nic nie pada im na głowy. W miarę jak zbliżali się do Perth, gospody stawały się coraz większe, a ruch na drodze bardziej ożywiony. Wyglądało na to, że sporo Szkotów wybiera się zobaczyć koronację. W końcu, po południu piątego dnia, dotarli wreszcie do Perth.