Stojąc na wzgórzu Kinnoul, przypatrywała się, zadziwiona, pierwszemu miastu, jakie dane jej było zobaczyć, Ian i Fingal wydawali się równie zafascynowani. Na równinie poniżej, wzdłuż brzegów Tay, leżało Perth, pełne stłoczonych na niewielkiej przestrzeni domów i kościołów. Rzeka wiła się niczym srebrzysta wstęga, to ukazując się, to chowając pod kamiennymi mostami, mijając ośnieżone poła na rogatkach, by zniknąć w gęstym lesie na południe od miasta. Pomimo zimowej mgiełki widzieli otaczające równinę wzniesienia i położone nieco dalej góry.

– Nie wolno nam zwlekać, pani – ostrzegł Ian. – W mieście łatwo możemy zgubić księcia, a wolałabyś chyba wiedzieć, gdzie zamierza skłonić dziś głowę, prawda?

Pociągnął za uzdę, skłaniając klacz, by ruszyła.

– Tak – zgodziła się z nim Flanna. – Nie wolno nam się tu zgubić. Nie mam pojęcia, jak zdołalibyśmy odnaleźć w tym tłoku Charliego.

Podążyli za orszakiem księcia w dół, ku miastu, a potem wąskimi, krętymi uliczkami, by w końcu znaleźć się na dziedzińcu dużej gospody. Nad wejściem wisiał dumnie barwny znak, przedstawiający godło Szkocji – oset, zwieńczony koroną. Flanna odczekała, aż szwagier zsiądzie z konia, po czym podjechała do niego i spoglądając z wysokości końskiego grzbietu, powiedziała:

– Witaj, Charlie, niezupełnie królewski Stuarcie. Głos brzmi znajomo, ale to przecież niemożliwe, pomyślał Charlie. Podniósł jednak wzrok i szczęka opadła mu ze zdumienia.

– Jezu, Flanno! – krzyknął, zaszokowany. – Co ty tu, u licha, robisz, i gdzie jest twój mąż?

ROZDZIAŁ 9

Flanna uśmiechnęła się nerwowo.

– Przypuszczam, że w Glenkirk – odparta, zsuwając się z siodła. – Przyjechałam sama, jedynie z bratankiem, Fingalem, i zbrojnym, Ianem More.

– Jak się tu dostałaś? – zapytał stanowczo.

Co się, do diaska, dzieje? Patrick szaleje pewnie z niepokoju.

– Jadąc za tobą – oznajmiła Flanna, jakby było to oczywiste. – Podążaliśmy twoim śladem od Glenkirk.

– Dlaczego?

Charlie czuł, że krew uderza mu do głowy. Jechała za nim. Ot tak, po prostu.

– Chcę pomóc królowi – zaczęła Flanna z zapałem. – Powiedziałeś, iż trzeba mu żołnierzy. Zamierzam zebrać ludzi i powołać oddział. Patrick zachowuje się niemądrze, bredząc na temat klątwy i nieszczęścia. Skoro mój mąż nie chce przysporzyć Lesliem chwały, zrobię to za niego!

Muszę się napić, pomyślał Charlie. Najlepiej whiskey. Mocnej i dymnej. Patrick go zabije, kiedy się dowie, że to lojalność Charliego wobec Stuartów wznieciła w jego ślicznej, lecz jakże naiwnej żonce patriotyczny zapal.

– Wejdźmy lepiej do środka, Flanno – powiedział. – Twoi towarzysze mogą zostać z eskortą. Polowa to ludzie z Glenkirk. Wracając, odwiozą cię do domu.

Chwycił szwagierkę mocno za ramię i wprowadził do gospody. Gospodarz powitał ich wylewnie.

– Zatrzymałem dla ciebie pokoje, panie – powiedział, kłaniając się i podskakując z przejęcia.

– Moja szwagierka, księżna Glenkirk, niespodziewanie do mnie dołączyła – wyjaśnił Charlie. – Znajdzie się i dla niej jakieś lokum?

– Och, panie, bardzo mi przykro, lecz z racji jutrzejszej uroczystości gospoda pęka w szwach. Przy twoim apartamencie jest jednak pokoik dla służącego. Obawiam się, że miłościwa pani będzie musiała się nim zadowolić.

Charlie skinął łaskawie głową.

– Rozumiem – powiedział. – Mógłbyś dostarczyć nam jak najszybciej kolację? Księżna nie jadła dziś nic od świtu.

– Bardziej niż jedzenie – wtrąciła Flanna – przydałaby mi się kąpiel, i to gorąca. Od pięciu dni nic, tylko marznę. Czy dałoby się to zorganizować?

– Oczywiście, pani – odparł gospodarz. – Natychmiast każę wnieść wannę. Annie! – wykrzyknął, przywołując córkę. – Zaprowadź miłościwych państwa do ich pokoi!

Dziewczyna dygnęła i pośpieszyła przodem, a Charlie i Flanna za nią. Poprowadziła ich wąskim korytarzem, a potem otworzyła znajdujące się na końcu ciężkie dębowe drzwi.

– Oto salonik – powiedziała – a za nim sypialnia. Z saloniku prowadzą drzwi do służbówki.

Dygnęła znowu, podbiegła do kominka, zapaliła przygotowane tam polana i wyszła.

Charlie zajrzał do pokoiku dla służby. Znajdowała się w nim jedynie prycza z siennikiem i nic poza tym. Skrzywił się, lecz zmilczał. Jakoś przetrzyma.

– Mogę tam spać – zaoferowała się Flanna. Charlie westchnął.

– Nie. Już sobie wyobrażam, co powiedziałaby matka, gdybym przyjął twoją propozycję, choć właściwie, zważywszy na twoje zachowanie, dokładnie to powinienem zrobić. Ale nie, siostro, zatrzymasz dla siebie sypialnię, póki nie odeślę cię do męża.

– Och, Charlie – powiedziała Flanna błagalnie – nie gniewaj się i nie odsyłaj mnie, póki nie spotkam się z królem. A już na pewno nie jutro, zanim odbędzie się koronacja!

– Patrick będzie wściekły – zauważył Charlie.

– Zapewne nie zorientował się jeszcze, że wyjechałam – powiedziała, uśmiechając się leciutko.

– A kiedy tak się stanie, będę już w połowie drogi do domu. Och, Charlie! Widziałeś portrety w Glenkirk? Księżnej Jasmine i pozostałych? Kim jestem w porównaniu z nimi? Były ustosunkowane i bogate. Chcę pozostawić po sobie ślad, by pamiętano o mnie tak jak o nich.

– Usiądź przy ogniu – zaproponował. – Nadal wyglądasz na zmarzniętą.

– Nie przypuszczałam, iż może być aż tak zimno – przyznała.

– Nie podróżowałaś dotąd konno przez pięć zimowych dni. Dzięki Bogu, obyło się bez śnieżycy i deszczu. – Roześmiał się, a potem poprosił: – Powiedz mi, o co właściwie chodzi? Co moja matka i pozostałe kobiety mają wspólnego z tym, że się tu dziś zjawiłaś?

– Były bogatymi dziedziczkami – zaczęła Flanna. – Pochodziły z wielkich rodów. Dokonały wielkich czynów i dodały blasku Lesliem z Glenkirk.

– Pewnego dnia z tobą stanie się tak samo – zapewnił ją.

– Nie byłam bogata – odparła smutno.

– Miałaś Brae, a Patrick go pożądał. To byt uczciwy układ. Wiele małżeństw zawiera się z mniej ważnych powodów.

– Moja rodzina się nie liczy. Wasza matka była księżniczką.

– A prababka Greyówną z Greyhaven. Pochodziła z niezamożnej rodziny, takiej jak Brodie z Killiecairn. Pamiętaj, że twoja matka była Gordonówną z Brae. Twemu pochodzeniu, jak i posagowi, niczego nie można zarzucić.

– Nie chcę, by pamiętano mnie jako księżnę, która niczego nie dokonała – stwierdziła z uporem Flanna.

Charlie roześmiał się mimo woli.

– Jesteś żoną mojego brata zaledwie od kilku miesięcy, Flanno. Nie możesz trochę zaczekać, nim zaczniesz zdobywać świat, aby przysporzyć chwały Glenkirk?

– Jak mógłbyś to zrozumieć? – stwierdziła, zrozpaczona. – Jesteś co prawda bękartem, ale spłodzonym przez króla. Twoja matka była z urodzenia księżniczką. Miałeś władzę, bogactwo i przywileje. Ze mną było inaczej. To, co tobie wydaje się zwyczajne, dla mnie wcale takim nie jest. Widzę, czego dokonała twoja mama i inne przed nią. Nie tylko zwiększyły rodzinny majątek, ale dodały rodzinie splendoru. Jak mogę z nimi konkurować, zwłaszcza w tym czasie i miejscu? Jeśli teraz czegoś nie zrobię, później nie będzie już na to szansy. Wrócę do Glenkirk, wydam na świat kolejne pokolenia Lesliech, i na tym koniec.

– Czy to nie dość? – spytał Charlie miękko, ujmując dłoń szwagierki.

Flanna potrząsnęła ze smutkiem głową.

– Nie, Charlie, nie dla mnie. Każda suka potrafi wychować miot. Ja chcę zrobić coś więcej!

– Nie sądzę, by Patrick pozwolił ci rekrutować żołnierzy – powiedział Charlie, całując dłoń szwagierki. – Wiem jednak, że mój kuzyn, król, doceni dobre chęci.

– Dam radę to zrobić, Charlie! – zapewniła go Flanna, podekscytowana. – Tylko nie odsyłaj mnie, dopóki nie zobaczę się z królem!

– Muszę cię odesłać, Flanno – powtórzył cierpliwie. – Kocham mojego brata i nie dopuszczę, aby cokolwiek nas poróżniło. Teraz, gdy wiem, że za mną przyjechałaś, muszę odesłać cię jak najszybciej. Dziś jest już jednak zbyt późno. Jutro koronacja, nie będę więc w stanie wyprawić cię bezpiecznie. Zatem, siostrzyczko, zyskałaś nieco czasu na zwiedzanie miasta, i to podczas koronacji. Będzie o czym opowiadać dzieciom, prawda?

Uśmiechnął się do Flanny i puścił jej dłoń.

– Chcę spotkać się z królem – powtórzyła. – Nie wrócę do domu, póki tego nie zrobię. Jeśli mnie zmusisz, ucieknę, i co powiesz wtedy Patrickowi?

– Zrozum, Flanno. Szkoccy opiekunowie króla zrobili wszystko co w ludzkiej mocy, by odsunąć jego angielskich przyjaciół i sojuszników. Sądzą, że wywieramy na króla zły wpływ. Ci Szkoci to ludzie nieprzejednani, o ciasnych umysłach i żądzy władzy dorównującej tej, jaką przejawiają ich angielscy poplecznicy. Nawet mnie uważają za podejrzanego, chociaż stroniłem od polityki przez cale życie.

– Ale dlaczego? – spytała.

– Kiedyś w Szkocji tego, że ktoś był królewskim bękartem, nie uważano za hańbiące. Wiele rodzin poczytywało sobie wręcz za honor, mieć w rodzinie osobę królewskiej krwi. Teraz to się zmieniło. Jestem bękartem księcia Henry'ego, na dodatek moja matka to cudzoziemka. Wielu powątpiewa, czy sama pochodzi z prawego loża. To, że jestem też księciem Lundy, wdowcem z dziećmi, który zawsze trzymał się z dala od polityki, się nie liczy. Uważają, że jako królewski bękart, do tego Anglik, muszę mieć na Karola zły wpływ.

– Lecz nadal możesz dostać się do króla – nalegała Flanna. – Jest twoim kuzynem i cię kocha.

– Pojadę jutro do Scone i stanę w kościele. Mam nadzieję, że zdołam podchwycić jego spojrzenie, by wiedział, że nie jest sam – odparł Charlie. – Potem wezmę udział w uczcie i będę uważał się za szczęściarza, jeśli uda mi się zmylić opiekunów króla i przez chwilę z nim porozmawiać. To wszystko, na co mogę liczyć, Flanno.

– Nic podobnego – odparła stanowczo. – Jesteś jego kuzynem, Charlie, i jesteś sprytny. Wiem, że potrafisz zrobić coś więcej. Zabierz mnie do Scone i przedstaw królowi, bym mogła zapewnić go o swej lojalności. Nie wrócę do domu, zanim tak się nie stanie!

Do licha, zaklął Charlie w myśli. To najbardziej uparta niewiasta, jaką kiedykolwiek spotkał. Jego matka była kobietą stanowczą, lecz przyjmowała logiczne argumenty. Nie tak jak Flanna. Jednak, nim zdążył powiedzieć coś więcej, usłyszeli pukanie i do pokoju weszła Annie.

– Kąpiel dla pani – powiedziała, taszcząc okrągłą drewnianą balię. Za nią weszło kilku młodych mężczyzn z wiadrami parującej wody. Annie postawiła balię przy ogniu i poleciła służącym ją napełnić.

– Mam zostać i pomóc, pani? – spytała Flannę.

– Tak, zostań i pomóż księżnej – odparł Charlie, nim Flanna zdążyła się odezwać. – Będę w karczmie, Flanno. Wykąp się, a potem zjemy razem w saloniku. Annie zawiadomi mnie, gdy będziesz gotowa.

Co powiedziawszy, wyszedł pośpiesznie w ślad za służącymi.

– Tchórz! – krzyknęła za nim Flanna. Charlie tylko się roześmiał.

– Raczej człowiek rozsądny, który potrafi w porę się wycofać – zawołał przez ramię i zamknął za sobą starannie drzwi.

– Jest twoim mężem, pani? – spytała Annie.

– Nie, szwagrem – odparła Flanna.

– I kochankiem? – dopytywało się dziewczę, zaintrygowane.

– Nic podobnego! – zaprzeczyła z oburzeniem Flanna. – Cóż to za przypuszczenia, jak na przyzwoitą dziewczynę!

Wydawała się tak zaszokowana, że Annie natychmiast jej uwierzyła.

– Błagam o wybaczenie, pani. Nie chciałam cię obrazić – przeprosiła pospiesznie. – Nie mów, proszę, papie, że spytałam.

– Mój mąż stracił niedawno ojca. Poległ pod Dunbar, walcząc za Stuarta. I choć mąż szanuje króla, nie udzieli mu wsparcia. Przyjechałam w ślad za szwagrem, aby obiecać królowi, że zbiorę ludzi i sama utworzę dla niego oddział.

– Och! – powiedziała Annie, która nic z tego nie zrozumiała. – Ma pani jakiś olejek do kąpieli?

Flanna parsknęła krótkim śmiechem.

– Mam zmianę ubrania i nic poza tym – odparła. – Mąż nie wie, że wybrałam się do Perth.

– Inaczej by ci zabronił – domyśliła się Annie. Skinęła głową. – Postąpiłaś mądrze, nic mu nie mówiąc. Czasami tak jest lepiej. Moja mama też nie zawsze mówi papie, co jej chodzi po głowie. Pozwól, że pomogę ci zdjąć buty – dodała, klękając.

Spostrzegłszy, w jakim stanie znajduje się garderoba Flanny, zacmokała z naganą i powiedziała:

– Zabiorę buty do czyszczenia, a jeśli potrafisz, pani, umyć się sama, zaniosę resztę ubrań do praczki.

– Bryczesy wystarczy tylko doczyścić – poinstruowała ją Flanna. – Jeśli je wypierzesz, będą schły przez tydzień. Za dzień lub dwa muszę wrócić do domu, Annie. Będę jednak wdzięczna, jeśli zajmiesz się resztą.

Annie dygnęła, pozbierała ubrania i wyszła, zamykając za sobą starannie drzwi. Flanna westchnęła z przyjemności, zanurzając się w gorącej niemal wodzie. Gotowa była już sądzić, że nie rozgrzeje się nigdy. Rozplotła warkocz i upięła włosy na czubku głowy. Służąca zostawiła na brzegu wanny mały kawałek mydła. Flanna zwilżyła go wodą i uśmiechnęła się, kiedy jej nozdrzy dobiegł delikatny zapach wrzosu. Namydliła flanelową szmatkę i zaczęła się myć. Wspaniale było zmyć z siebie podróżny pył. Przetarła twarz, potem szyję, uszy, ramiona i piersi. Odchyliwszy się do tylu, wyjęła z wody nogę i przesunęła po niej namydloną myjką. Właśnie miała zrobić to samo z drugą, kiedy drzwi saloniku otwarły się gwałtownie.