– Jeśli będziesz mnie, pani, potrzebowała, wystarczy zawołać – powiedziała, po czym dygnęła po raz kolejny i znikła za drzwiami.

Flanna usiadła i pochłonęła wszystko, co przyniosła dziewczyna. Na dworze, mimo chłodu, podobnie jak w samej gospodzie świętowano koronację. Usiadła przy ogniu, a gdy się rozgrzała, uświadomiła sobie, jak bardzo jest zmęczona. Nie podejmowała dotąd tak dalekich podróży, poza tym przez cały czas obawiała się, że Charlie dostrzeże ją i odeśle. Niespecjalnie dobrze spało jej się w stajniach, gdzie zatrzymywali się na noc, a jedzenie jakoś jej nie służyło. Niepokoiło ją także, iż Patrick zorientuje się, że nie pojechała do Killiecairn, ruszy jej śladem, dogoni i zabierze do domu, zanim osiągnie cel.

A jednak wszystko doskonale się udało. Spotkała się z królem i otrzymała zgodę na rekrutowanie żołnierzy. I zrobi to, utworzy oddział! Będzie Flanna Leslie, która wypełniła w wielkim stylu obowiązek wobec Karola Stuarta, drugiego tego imienia.

Jej portret zawiśnie kiedyś w galerii, a potomni będą wyrażali się o niej z szacunkiem równym temu, jaki żywili wobec Janet, Catriony i Jasmine Leslie. Król nagrodzi Lesliech, a Patrick przekona się, że jego matka się myli i Stuartowie wcale nie ściągają na Glenkirk nieszczęścia. Owinęła się ciaśniej pledem, czując, że opadają jej powieki. Ciepło, bijące od kominka oraz pełny brzuch nie sprzyjały czuwaniu. Zasnęła na krześle, ukołysana kojącymi trzaskami palących się polan.

Nadeszła noc, a ona spała dalej w cieple kominka. Nie słyszała skrzypienia otwieranych ukradkiem drzwi, ani zbliżających się kroków. Król podszedł cicho i spojrzał na śpiącą kobietę. Jest piękna, pomyślał znowu. Jedna z najładniejszych kobiet, jakie widział. Co za szkoda, że na szkockim dworze nie ma dziś miejsca dla tak rozkosznych istot. Zdjął zdobiony piórem kapelusz oraz lamowaną futrem pelerynę i odłożył je na bok.

Pokoronacyjny bankiet wreszcie się skończył i opiekunowie o ponurych obliczach udali się na spoczynek. Pozwolono mu zostać z przyjaciółmi – niezwykły przywilej, zważywszy, iż szkoccy nadzorcy uważali, że angielscy przyjaciele wywierają na króla bardzo zły wpływ. Byli przecież anglikanami, albo – o zgrozo! – katolikami, tych zaś należało za wszelką cenę unikać. Król uśmiechnął się do siebie. Nadzorcy nie byli zbyt sprytni i wielu zwolenników Charlesa Stuarta pokajało się, przywdziewając pokutny worek i dokonało aktu publicznej skruchy, byle pozostać ze swym monarchą. Przedstawiciele największych angielskich rodów poniżyli się dla swego króla.

Zostawił ich popijających i planujących powrót do Anglii. On sam postanowił uczcić objęcie tronu Szkocji w inny sposób. Stal, nie odrywając wzroku od Flanny Leslie. Minęło sporo czasu, odkąd dane mu było rozkoszować się uwodzeniem, a księżna Glenkirk doskonale się do tego nadawała. Patriotka. Naiwna. I zdecydowanie atrakcyjna. Przesunął z wyczekiwaniem językiem po mięsistych wargach. Charlie powiedział, że następnego dnia odeśle ją do domu, król miał jednak wobec ślicznej młodej kobiety inne plany.

Pochylił się, chwycił Flannę w ramiona, podniósł i usiadł na krześle, trzymając ją w objęciach. Wymamrotała coś niezrozumiale i uniosła powieki. Srebrzyste oczy rozszerzyły się z szoku, gdy go poznała. Spróbowała usiąść, lecz trzymał ją mocno.

– Nie widziałem w Szkocji niczego ładniejszego od ciebie, Flanno Leslie. Wątpię, czy jest tu coś, lub ktoś, kto mógłby się z tobą równać – powiedział cicho melodyjnym, głębokim głosem, pożerając ją spojrzeniem.

– Wasza Wysokość! – pisnęła Flanna, próbując wstać mu z kolan.

– Pozwól mi tak z tobą posiedzieć – powiedział prosząco. – Minęło dużo czasu, odkąd zaznałem odrobiny czułości. Od miesięcy uciekam przed wrogami. Doświadczyłem biedy i widziałem jak moja matka, francuska księżniczka, walczy o to, by przeżyć i zapewnić byt mojej siostrzyczce, Henrietcie. Cala moja rodzina cierpiała, Flanno Leslie. Od dziś jestem królem Szkocji, lecz jakże samotnym królem! Nie pozbawiaj mnie swego towarzystwa, kochanie, błagam!

– Z przyjemnością dotrzymam ci towarzystwa, Wasza Wysokość – odparła Flanna – lecz taka zażyłość z mężczyzną, który nie jest moim mężem, to coś z gruntu niewłaściwego i Wasza Wysokość dobrze o tym wie. Jestem może wieśniaczką, lecz nie brak mi rozumu.

Król roześmiał się, szczerze ubawiony. Sprawa nie przedstawiała się tak prosto, jak oczekiwał.

– Chcę się z tobą kochać – powiedział szczerze. – Nie odmówisz chyba swemu królowi, Flanno Leslie.

Flanna zaczęła się wyrywać.

– Jestem kobietą zamężną, Wasza Wysokość – odparła stanowczo. – Nie zdradzę mojego męża i nie sprowadzę hańby na Glenkirk. Puść mnie, proszę!

– Cóż, skoro tak – odparł król z wyraźnym żalem – czy mogę liczyć choć na pocałunek? Jeden mały całus?

Uśmiechnął się czarująco.

– Pocałunek na zgodę, zaświadczający, że nie czujesz się urażona, iż twoja piękność tak mnie oczarowała, że zachowałem się zbyt swobodnie.

– Jeden pocałunek? – spytała, wpatrując się w niego uważnie.

Skinął głową. Co za rozkoszne niewiniątko. Najwidoczniej nie zdawała sobie sprawy, że pocałunek może prowadzić do kolejnych poufałości.

– Dobrze. Jeden pocałunek – powiedziała, a potem zamknęła oczy i podała mu zaciśnięte skromnie usta.

Wargi króla objęły je natychmiast w posiadanie. Całował ją namiętnie, głęboko, budząc uśpione tęsknoty i drażniąc zmysły. Nie odrywając ust od warg Flanny, wsunął dłonie pod pled, a potem w rozcięcie koszuli i zaczął głaskać jej piersi, podszczypując leciutko palcami sutek. Próbowała się uwolnić, lecz na to nie pozwolił. Pachniała delikatnie perfumami, których nie potrafił rozpoznać.

Czuł, jak męskość sztywnieje mu w spodniach, więc zsunął dłoń niżej, ku kępce sprężystych loków u zbiegu zaciśniętych mocno ud. Spróbował wsunąć pomiędzy nie palec, myśląc o tym, iż nie zdarzyło się dotąd, by jakaś kobieta zdołała tak szybko go podniecić.

Flannie w końcu udało się oderwać usta od warg króla. Wrzasnęła, rozgniewana, bijąc go pięściami po piersi.

– Wstydź się, Wasza Wysokość! Cóż z ciebie za nikczemnik! Puść mnie natychmiast! Och!

– Szaleję za tobą, skarbie! – zawołał król, próbując uniknąć ciosów. – Au!

Flanna pociągnęła go za czarne loki.

– Natychmiast mnie puść! – zawołała. – Nie mogę uwierzyć, że zachowujesz się tak niehonorowo, panie!

– Nie zamierzam w niczym ci uchybić, Flanno – nalegał. – Wiele kobiet poczytałoby sobie za zaszczyt, gdyby ich król zechciał się do nich zbliżyć.

Poluzował uścisk i Flanna natychmiast to wykorzystała. Zerwała się na równe nogi i owinęła ciasno pledem.

– Jestem wiejską gąską, Wasza Wysokość. Wyszłam za człowieka honoru. Szanuję cię jako mego króla, nie będę się jednak zachowywała jak byle dziewka z tawerny. Jestem zmuszona prosić cię, byś natychmiast stąd wyszedł – dodała z największą godnością, na jaką było ją stać.

– Będziesz musiała dać mi chwilę – powiedział.

– Byś miał czas wypróbować na mnie kolejne sztuczki?

– Nie mogę tak wyjść, skarbie – powiedział, wskazując wybrzuszenie w spodniach.

– Och, co za wstyd! – zawołała.

– Wstyd polega jedynie na tym – odparł sucho – że nie mogę zrobić tego, co powinno zostać zrobione i pozbyć się kłopotu w zwykły sposób.

Uśmiechnął się leciutko.

Flanna parsknęła śmiechem. Nie była w stanie się powstrzymać.

– Jeśli wpakowałeś się, Wasza Wysokość, w tarapaty, jest to wyłącznie twoja wina – powiedziała z naganą w głosie.

– Zatem zostało mi wybaczone? – zapytał, udając skruszonego.

– Zachowujesz się jak rozpuszczony chłopak, panie – odparła Flanna – lecz jeśli obiecasz, że zaczniesz zachowywać się jak na króla przydało, to ci wybaczę.

Westchnął głęboko.

– Uznaję swoja porażkę, madame. Twoja dobroć i poczucie honoru zmusiły mnie do odwrotu. Nadal zamierzasz werbować dla mnie żołnierzy, kochanie?

– Czy nie przyrzekłam ci tego, panie? – odparła. – Nie łamię raz danego słowa, Wasza Wysokość.

– Sprawiasz, że niemal wstyd mi za siebie Flanno Leslie.

– Niemal? – W jej srebrzystych oczach zabłysły iskierki. – Mama nie nauczyła cię, co to sumienie, sir?

– Owszem, próbowała – odparł – jednak gorąca krew wydaje się silniejsza. Jestem nie tylko Stuartem, mam też w żyłach krew moich francuskich, chutliwych przodków. Wygląda na to, iż nie jesteśmy w stanie oprzeć się pięknej buzi, twoja zaś jest, możesz mi wierzyć, bardzo piękna.

– Obiecałeś zachowywać się jak należy, sir! - złajała go Flanna.

– I dotrzymam obietnicy – powiedział, wzdychając ciężko. Wstał, ujął jej dłoń i już miał złożyć na niej pocałunek, kiedy drzwi saloniku otwarły się i stanął w nich książę Glenkirk.

– Zatem, madame - wycedził – wreszcie cię znalazłem! A kimże jest ten jegomość, który tak śmiało sobie z tobą poczyna? – zapytał, sięgając po szpadę.

– Schowaj broń, Patricku! – powiedział książę Lundy, stając tuż za bratem. – Masz przed sobą króla!

Patrick schował ostrze, stwierdzając przy tym kąśliwie:

– Króla! Mam się więc czuć zaszczycony, że to królewski Stuart zabawia się z moją żoną, nie zwykły uwodziciel?

Spoglądał przy tym na króla nader chłodno.

Charles Stuart ucałował dłoń Flanny, a potem powiedział, przeciągając głoski i spoglądając na Patricka niemal z lekceważeniem:

– Ty jesteś Leslie z Glenkirk? Słyszałem o tobie od twego brata.

– Charlie wyjaśnił więc zapewne, że choć uznaję Waszą Wysokość za swego króla, nie zamierzam wysyłać ludzi, by za ciebie ginęli. Szkocja cię nic nie obchodzi. Pragniesz wrócić do Anglii, by objąć tron. Wielu zginie, próbując ci go zapewnić, ale nie będzie między nimi Lesliech z Glenkirk. Straciliśmy wielu pod Dunbar, a przedtem pod Solway Moss i w innych bitwach. Nie możemy sobie pozwolić na dalsze straty – zakończył, spoglądając wprost na króla.

– Ja zwerbuję dla króla żołnierzy! – wyrwała się Flanna nierozsądnie.

Książę Lundy głośno jęknął. Czyżby szwagierka nie miała dość rozumu, by się nie odzywać? Najwidoczniej tak właśnie było.

– Niczego takiego nie zrobisz! – zawołał gniewnie Patrick.

– Zrobię! – upierała się Flanna.

– Masz obowiązki względem mnie i Glenkirk – prychnął. – Musisz dać mi dziedzica, Flanno. Do licha, dziewczyno, to twoja powinność!

– Jestem więc zarodową klaczą? Suką, której wartość sprowadza się do tego, iż może wykarmić szczenięta? – zawołała.

– Tak! O to właśnie chodzi – przytaknął, nie zastanawiając się, jaki efekt spowodują te słowa.

Flanna chwyciła najbliższy przedmiot, jaki znalazł się w zasięgu jej ręki, a był to cynowy dzbanek, i rzuciła nim w męża.

– Nienawidzę cię, Patricku Leslie!

Uchylił się, a Charlie i król umknęli czym prędzej na korytarz.

– Ma nie lada temperament, prawda? – zauważył król żartobliwie, wychodząc wraz z Charliem z gospody.

– Żeniąc się brat dostał o wiele więcej, niż spodziewał się otrzymać – odparł Charlie, parskając śmiechem. – Flanna to skomplikowana niewiasta, a Patrick nie ma za grosz doświadczenia, jeśli chodzi o kobiety. Och, sypiał z nimi chłopięcych lat, lecz żadnej nie udało się poruszyć jego serca. Dokonała tego dopiero Flanna Brodie.

– Sądziłem, że wzięli ślub, gdyż Patrick chciał zdobyć dla Glenkirk jej ziemie – zauważył król.

– Tak było – przytaknął Charlie – tyle że potem się w niej zakochał, a ona w nim, choć na razie są oboje zbyt uparci i zagniewani, by zrozumieć, co się im przytrafiło.

Książę Lundy roześmiał się wesoło.

– Zazdroszczę mu przyszłego szczęścia.

– Brakuje ci twojej Bess, prawda? – zapytał król łagodnie.

– Owszem, kuzynie, bardzo – przyznał Charlie.

– Obiecuję ci, że pewnego dnia ją pomścimy – przysiągł król.

– Dziękuję, Wasza Wysokość – powiedział Charlie – lecz nie przywróci mi to żony, a moim dzieciom matki. Wiem przynajmniej, iż będą bezpieczne, nieważne, jak długo potrwa obecny konflikt. Purytańscy rodzice Bess nie mają pojęcia, gdzie je ukryłem. Wyjechaliśmy z Anglii w ostatniej chwili. Będą w Glenkirk szczęśliwe.

– Przetrwają, jak moje rodzeństwo i ja. Mieliśmy bardzo szczęśliwe dzieciństwo, nim nie zaczęła się ta przeklęta wojna z parlamentem – zauważył król.

– Wybaczysz mojemu bratu, kuzynie? – powiedział Patrick, gdy zagłębili się w mroczne uliczki.

– Pomimo swego wieku nie był przygotowany, by przejąć obowiązki związane z tytułem. Matka i ojczym go rozpieszczali, trzymając pod kloszem w Szkocji, a właściwie w Glenkirk. Przeżył nie lada szok, gdy okazało się z dnia na dzień, że musi stawić czoło światu. Małżeństwo, choć pośpieszne, było dobrym pomysłem, tak przynajmniej sądzę. I choć jest teraz rozgniewany, pozostanie lojalnym sługą Waszej Wysokości.

– Odziedziczyłeś, jak widzę, właściwy Stuartom dar wymowy, kuzynie – odparł król z uśmiechem.