– Brie jest odważna jak chłopak – powiedział do ojca. – Flanna nauczyła ją strzelać z łuku i choć nie jest jeszcze tak dobra, jak ciotka, radzi sobie coraz lepiej.

Aulay skinął głową.

– Szczęściarz z ciebie – powiedział. – Nie zaprzepaść szansy, jaka została ci dana. Książę jest z niego zadowolony? – spytał, zwracając się do siostry.

– Patrick jest dla niego miły, lecz to nie on zajmuje się Fingalem. Odpowiedzialność za chłopca spoczywa na mnie. Jeśli Fingal nie zrazi do siebie Patricka i nadal będzie dobrze się sprawował, nie pożałuje, iż został w Glenkirk. Mąż powiedział, że kiedy nauczyciel nie będzie w stanie niczego więcej go nauczyć, wyśle Fingala do Aberdeen na uniwersytet.

– Kto uczy dzieci? – zapytał Aulay.

– Stary anglikański pastor. Leslie nie odprawili go, choć przeszli na prezbiterianizm. Pastor to człowiek wykształcony, a póki przestrzega prawa, nikomu nic do tego.

Aulay chrząknął z zadowoleniem i zamilkł. Flanna chciała przekazać bratu rady Angusa, lecz było oczywiste, że nie jest to odpowiedni moment. Gdy objeżdżali jezioro Brae, słońce wyszło na chwilę zza chmur i oświetliło zameczek na wyspie. Flanna uśmiechnęła się leciutko. Gdy tylko wróci do domu, przystąpi do naprawy dachu w Brae. Zamierzała urządzić tu bazę, z której mogłaby werbować oddziały dla króla. W ten sposób rodzina Leslie ani zamek Glenkirk nie byłyby w jej poczynania zaangażowane. Uśmiechnęła się szerzej. Wszystko szło tak, jak zamierzyła. Doskonale.

Dotarli do Killiecairn późnym popołudniem. Flanna spoglądała na dom rodzinny bez specjalnego wzruszenia. Wydawał jej się obcy i taki mały. Z kamiennych kominów unosił się dym, ale poza tym w domostwie panował nietypowy spokój. Widać rodzina czuwała przy łożu Lachlanna Brodie. Gdy weszli do wielkiej sali, powitała ich żona Aulaya, Una. Czy zawsze wyglądała na tak znużoną? Flanna zdziwiła się w duchu.

– Nadal żyje – powiedziała. – Czeka na ciebie – dodała, zwracając się do Flanny. Potem skierowała spojrzenie brązowych oczu na syna i natychmiast czule się uśmiechnęła.

– Pójdę do niego od razu – powiedziała Flanna i wybiegła z sali.

Gdy weszła do sypialni ojca, zastała tam swoją szwagierkę, Ailis.

– Witaj, Ailis – powiedziała.

– Przyjechałaś wreszcie do domu – zauważyła szwagierka kwaśno.

– Najszybciej, jak tylko byłam w stanie – zapewniła ją Flanna.

– Dziewczyno! – zawołał chrapliwie Lachlann.

– Jestem, papo – odparła Flanna, podchodząc do łóżka.

– Wyjdź! – polecił starzec Ailis, ta zaś spojrzała na niego gniewnie, jakby zamierzała wygłosić jedną ze swoich tyrad.

– Myślę, że ojciec chce porozmawiać ze mną sam na sam, Ailis – wtrąciła szybko Flanna.

– Wiem, że nie będziesz miała nic przeciwko temu, no i z pewnością przyda ci się trochę odpoczynku. Wyobrażam sobie, jakie to trudne, opiekować się nim przez cały czas!

Uśmiechnęła się do szwagierki przyjaźnie i uścisnęła ją za ramię.

Ku zaskoczeniu Flanny Ailis odpowiedziała uśmiechem.

– Rzeczywiście – przytaknęła. – Dobrze byłoby też coś zjeść.

– Zostanę z nim, póki ktoś mnie nie zmieni – obiecała Flanna.

– Dziękuję – odparła Ailis, wychodząc.

– Złagodniałaś – zauważył Lachlann.

– Nie, lecz nauczyłam się radzić sobie z innymi, zwłaszcza tymi, którzy stoją niżej ode mnie – odparła Flanna szczerze. – Naprawdę umierasz, papo, czy to tylko pretekst, by wszyscy wokół ciebie skakali?

Starzec zarechotał, lecz zaraz spoważniał.

– Umieram – powiedział. – Gdyby było inaczej, nie posłałbym po ciebie Aulaya. Musimy zakończyć pewne sprawy, ty i ja.

– Chodzi o własność Meg Gordon? – spytała Flanna otwarcie.

Lachlann skinął głową.

– Nie mógłbym spojrzeć w oczy twej matce, gdybym nie przekazał ci tej sakiewki. Choć wolałbym, aby została w Killiecairn, wiem, że to nie nasza własność, lecz twoja.

– Nadal spoczywa ukryta pod kamieniem w kominku? – spytała.

– Kto ci powiedział? No tak, oczywiście, Angus. Flanna potrząsnęła głową.

– Nie Angus, lecz Aggie. Mama rozmawiała z nią przed śmiercią.

– Czy Aggie z tobą przyjechała? – Nie.

– Jest moją wnuczką – zauważył melancholijnie.

– To prawda, powiedziała jednak, że skoro ty nigdy się tym nie przejmowałeś, to czemu ona miałaby? – odparła Flanna szczerze.

Lachlann potrząsnął siwą głową.

– Ma rację – powiedział – ale to bardziej w stylu Brodiech, niż chciałaby przyznać.

Roześmiał się, lecz złapał go atak kaszlu. Flanna otoczyła ojca ramieniem i przysunęła mu do ust mały kubek.

– Pij – powiedziała, a on posłuchał, połykając łapczywie płyn. Gdy kaszel ucichł, poczuła w jego oddechu zapach whiskey.

– Wyjmij sakiewkę – powiedział, opadając znów na poduszki. – I ukryj ją, by tamci nie zobaczyli.

Flanna podeszła do paleniska, po czym, kierując się wskazówkami ojca, wyjęła obluzowany kamień i ukrytą pod nim sakiewkę. Zajrzała do środka i zobaczyła stosik biżuterii. Zacisnęła na powrót mocno tasiemki i wepchnęła sakiewkę do kieszeni bryczesów.

– Moje sumienie jest teraz czyste – oznajmił spokojnie Lachlann.

– Chcesz powiedzieć, że obciążało je tylko to jedno, papo? – zapytała żartobliwie.

Starzec zarechotał znowu, a jego oczy szelmowsko zabłysły.

– Będziesz musiał naznaczyć Aulaya na swojego następcę – powiedziała.

– Jest najstarszy – odparł.

– To nie wystarczy. Jeśli nie sprowadzisz ich tutaj: synów, synowe i wnuki, i nie powiesz wprost, że Aulay jest teraz przywódcą Brodiech z Killiecairn, będą się kłócili, nawet zdając sobie sprawę, że nie mają racji. Nie obciążaj Aulaya takim problemem. Był dobrym synem, a Una prowadziła ci gospodarstwo, odkąd zmarła moja matka. Zmuś ich, by przysięgli, że zaakceptują twoją wolę. Aulay to dobry, przyzwoity człowiek i nie przyniesie nazwisku Brodiech wstydu.

– Nie sądziłem, że doczekam dnia, kiedy ujmiesz się za Aulayem, Flanno – zauważył Lachlann.

– Nauczyłam się w Glenkirk, jak ważne jest właściwe przywództwo – przyznała Flanna.

– Powiedz im, by tu przyszli – polecił.

– Teraz? – spytała, zaskoczona.

– Tak, teraz. Nie dożyję ranka, Flanno. Czekałem na ciebie, aby gdy spotkam się znów z twoją mamą, móc jej powiedzieć, że jesteś szczęśliwa. A jesteś?

– Tak, papo, bardzo.

– Nie dałaś jeszcze Lesliem dziedzica – zatroskał się.

– Późnym latem – odparła. – Mówię ci to jako pierwszemu i proszę, byś zachował tę nowinę dla siebie, inaczej Patrick przygna tu z Glenkirk, zabierze mnie do domu i nie pozwoli się ruszyć. Jestem silną dziewczyną i dam Patrickowi zdrowe dzieci, ale nie życzę sobie, by mnie zamknięto.

– Zabiorę do grobu swój cudowny sekret, lecz zdradzę go twojej matce. Na pewno się ucieszy. A teraz idź, powiedz wszystkim, że chcę ich widzieć.

Co, u licha, skłoniło ją, aby zwierzyć się ojcu, choć sama przed sobą nie odważyła się jeszcze przyznać, że naprawdę spodziewa się dziecka? Zamyślona, zeszła do wielkiej sali i oznajmiła:

– Chce widzieć nas wszystkich: synów, ich żony i wnuki. Nie pomieścimy się w sypialni, synowie i żony wejdą zatem pierwsze.

Odwróciła się i ruszyła na górę wąskimi schodami.

Zgromadzili się dookoła dębowego łoża. Aksamitne zasłony wokół niego wydały się Flannie brudne i spłowiałe, a twarze braci zniszczone. Nie byli już młodzi. Aulay liczył sobie pięćdziesiąt dziewięć lat i sam zbliżał się do starości. Następny był Callum, lat pięćdziesiąt osiem, po nim Gillies, lat pięćdziesiąt sześć, Ranald – pięćdziesiąt cztery, Simon – pięćdziesiąt dwa i najmłodszy, Bhaltair, “zaledwie” pięćdziesięcioletni. Razem spłodzili trzydzieścioro siedmioro dzieci, które też miały już potomstwo. Ponieważ wśród wnuków Lachlanna było zaledwie siedem dziewcząt, do tego dawno zamężnych, w Killiecairn mieszkało obecnie ponad sto osób. Dziewczęta z rodziny, gdzie przychodziło na świat tylu chłopców, były cenione jako kandydatki na żony, i to pomimo niewielkich posagów. Wszystkie wyszły dobrze za mąż i udowodniły swoją przydatność, rodząc synów.

Lachlann Brodie otworzył oczy i spojrzał na zgromadzoną rodzinę.

– Umrę jeszcze tej nocy – powiedział. Milczeli, bojąc się przerwać starcowi. Może i umierał, jednak laska, którą zwykł nosić przy sobie w ostatnich latach życia, nadal leżała u jego boku, z pewnością starczyłoby mu też siły, by kogoś nią obić. Czekali zatem z szacunkiem, aby usłyszeć, co powie. Za wąskim oknem sypialni zaczynało mocno wiać, a o szyby uderzyły pierwsze krople deszczu. Płonące polana zatrzeszczały, gdy poryw wiatru dostał się do kominka. Świeca przy łóżku starca zamigotała złowieszczo.

– Wysłuchajcie moich słów i bądźcie im posłuszni. Aulay, mój pierworodny, jest odtąd przywódcą Brodiech z Killiecairn. W naszej rodzinie zawsze pierworodny następował po pierworodnym. Podporządkowałem się tej tradycji i wy też to zrobicie, inaczej moja klątwa dosięgnie was zza grobu, gdzie spoczną me doczesne szczątki. Więc jak, co macie mi do powiedzenia?

– Uznaję mego najstarszego brata, Aulaya, za przywódcę klanu Brodiech z Killiecairn, podobnie mój mąż, książę Glenkirk i jego klan. Wyraził zgodę, bym przemówiła dziś w jego imieniu. Leslie z Glenkirk uszanują ostatnią wolę Lachlanna Brodie, niech stanie się zatem tak, jak postanowił.

Ujęła pomarszczoną dłoń ojca, ucałowała i umieściła z powrotem na kołdrze. A potem odwróciła się i złożyła na policzkach najstarszego brata pocałunek pokoju.

Lachlann Brodie zdjął, acz z trudem, pierścień przywódcy i wsunął go na palec pierworodnego.

Była to gruba złota obrączka z ciemnozielonym agatem. Na okrągłym kamieniu umieszczono złotą dłoń, trzymającą pęk strzał, a poniżej napis: Zjednoczeni.

Aulay wpatrywał się w swoją dłoń. Nie pamiętał, by pierścień znajdował się gdziekolwiek indziej, niż na dłoni ojca. Spodziewał się, że przejmie po nim kiedyś przywództwo, lecz kiedy to nastąpiło poczuł się mocno przytłoczony. Ojciec wydawał się taki silny. Sądzili, że będzie żył wiecznie. Teraz rozumiał swego szwagra z Glenkirk o wiele lepiej. Przyjęcie odpowiedzialności za klan nie było rzeczą prostą ani łatwą.

Lachlann zarechotał głośno, zaskakując wszystkich.

– Dostrzegasz to, prawda, Aulayu? – spytał tajemniczo.

– Tak, ojcze, dostrzegam – odparł Aulay z wolna. – I czuję tego wagę.

– Nie zdejmiesz go, chyba że po to, aby przekazać najstarszemu synowi – zauważył Lachlann ponuro. Rozejrzał się z gniewem po komnacie.

– Wasza siostra przyjęła moją wolę i uznała w swoim bracie nowego przywódcę Brodiech. A co z wami? Jeśli nie przysięgniecie wspierać Aulaya, możecie zabrać te parę rzeczy, które nie należą do mnie, i wynieść się z Killiecairn.

– Wynieść się, dokąd? – zapytał drugi po Aulayu syn, Callum.

– Choćby do diabla, nic mnie to nie obchodzi! – prychnął gniewnie starzec. – Nie pozwolę, by moja śmierć dała wam pretekst do spierania się o to, o czym tylko ja mogę zdecydować, i właśnie to zrobiłem.

Opadł na poduszki i zaniósł się kaszlem.

Flanna przysunęła ojcu do ust kubek z whiskey i po chwili kaszel ucichł. Spojrzała gniewnie na braci. Nagle wydała im się kimś obcym. Pamiętali upartą dziewczynę, na tyle młodszą, że wydawała się raczej ich dzieckiem, nie siostrą. Teraz stała przed nimi kobieta świadoma swej siły, bogactwa i autorytetu. Pięciu młodszych synów zaszurało niemal jednocześnie stopami.

– I…? – zapytała, nadal się w nich wpatrując. – Czy ojciec ma iść do grobu niezadowolony? Przypominam wam, że niezadowolony duch nawiedza tych, którzy winni są jego niezadowolenia, a nie jest to miłe doświadczenie.

Wydawała się w tej chwili tak podobna do ojca, że aż się wzdrygnęli.

Callum Brodie ujął czym prędzej dłoń brata i ucałował pierścień.

– Ja, Callum Brodie, drugi syn Lachlanna Brodie, lorda Killiecairn, przyjmuję jego ostatnią wolę i uznaję za nowego przywódcę mego brata, pierworodnego syna naszego ojca – oznajmił. Po nim lojalność przyrzekli kolejno pozostali bracia. Kiedy skończyli, wyszli z komnaty, a ich miejsce zajęły żony, wnukowie i reszta rodziny, składając przysięgę na wierność Aulayowi i żegnając się z patriarchą. W końcu było po wszystkim i w sypialni, poza starcem, zostali jedynie Aulay i Flanna.

– Dziękuję – powiedział nowy lord, zwracając się do siostry.

– Za co? – spytała. – Zrobiłam jedynie to, co było konieczne, aby nasz ojciec mógł odejść w spokoju.

– Oświadczyłaś, że mam poparcie Lesliech z Glenkirk, Flanno – powiedział, unosząc w uśmiechu kąciki ust. – Naprawdę twój mąż wyraził zgodę, byś przemawiała w jego imieniu?

– Na pewno by to zrobił, tyle że nie przyszło mi do głowy go zapytać – odparła z uśmiechem. – Mówiąc to, co powiedziałam, oszczędziłam ci mnóstwa kłopotów, Aulayu, a papa może odejść na tamten świat zadowolony, że w Killiecairn wszystko będzie szło zgodnie z jego wolą. Nasz brat, Callum, zawsze zazdrościł ci tego, że jesteś dziedzicem. Urodził się zaledwie w dziesięć miesięcy po tobie i czuje się oszukany. Będziesz musiał przekonać go do siebie, inaczej zacznie sprawiać kłopoty. Pozostali pójdą za tobą bez wahania, lecz Callum to zupełnie inna sprawa. Strzeż się go, a także jego synów.