– Nagle bardzo dojrzałaś – powiedział. Prawdę mówiąc, zaskoczyła go jej przenikliwa analiza. To, że tak szybko zareagowała, obniżyło napięcie i uczyniło trudną sytuację łatwiejszą.

– Uczę się, jak być księżną Glenkirk, Aulayu. Moje poprzedniczki nie były kobietami, spędzającymi czas przy kominku i kądzieli. Muszę zostawić po sobie ślad, by uznano, że byłam im równa i by nasi potomkowie, zobaczywszy mój portret w galerii, dobrze mnie wspominali. W ten sposób przysporzę też chwały rodzinie, z której się wywodzę.

– I jak zamierzasz tego dokonać? – zapytał Aulay.

– Nie pora teraz o tym rozmawiać – odparła z taką stanowczością, że więcej jej nie wypytywał.

– Zostań z papą, a ja poszukam czegoś do jedzenia. Nie jadłam od śniadania. Gdy się posilę, przyjdę i cię zmienię. To mój obowiązek. Ojciec sprowadził mnie na świat, powinnam więc być przy nim, gdy będzie z niego odchodził.

– Idź zatem – powiedział Aulay i Flanna wyszła. Lachlann Brodie otworzył oczy.

– Jest jak jej mama – powiedział cicho. – Ma w sobie krew Gordonów. – I silę Brodiech – dodał Aulay.

– Gordonom z Brae też jej nie brakowało – zauważył Lachlann. – Masz wobec niej dług. Oddała ci dziś wielką przysługę.

– Tak, wiem. Nie pomyślałbym nigdy, że będę winien mojej siostrzyczce wdzięczność, ale tak jest.

Starzec zarechotał.

– To mądra dziewczyna. Glenkirk dobrze wybrał. Czy mu na niej zależy?

Aulay parsknął śmiechem.

– Szaleje za nią, a ona za nim. Szybko urodzą im się dzieci, albo zupełnie straciłem rozeznanie.

– Dobrze. Dobrze – powiedział Lachlann, zachowując dla siebie to, co zdradziła mu Flanna.

– Odpocznę trochę – powiedział i zamknął oczy. Flanna zeszła do wielkiej sali. Rodzina Brodiech właśnie się posilała. Podeszła wprost do honorowego miejsca, gdzie na podwyższeniu siedzieli z żonami jej bracia. Una Brodie natychmiast się podniosła.

– Zróbcie miejsce dla siostry, księżnej Glenkirk, hultaje bez wychowania! – poleciła.

Flanna usiadła obok przybranej matki, mając po prawej swego brata Calluma.

– Stałaś się wielką damą, Flanno Brodie – zauważył kwaśno.

– Flanno Leslie – poprawiła go spokojnie. – Spodziewałeś się, że pozostanę na zawsze łobuzicą, bracie? Gdybyś zobaczył portrety w galerii przodków Glenkirk, może lepiej byś mnie rozumiał. Chcę, aby mąż był ze mnie dumny.

– Nie kazał jeszcze namalować twojego? – wtrąciła kpiąco jej szwagierka, Ailis. – Nie byłoby to trudne zadanie, zważywszy na rudy kołtun, jaki masz na głowie. Zachichotała obrzydliwie.

– Gdybym miała włosy w kolorze mysiej sierści Ailis, też byłabym zazdrosna – odparła Flanna słodko. – Pierwszy lord Glenkirk miał córkę o włosach takich jak moje. Jej portret wisi w wielkiej sali mojego zamku. Powiadają, że jestem od niej piękniejsza, lecz staram się nie słuchać pochlebstw.

Podniosła kawałek udźca, który Una zdążyła położyć jej na talerzu i wgryzła się w niego małymi ząbkami.

Ailis prychnęła gniewnie i już miała otworzyć usta, gdy jej mąż burknął:

– Zamknij się, kobieto!

Zmilczała zatem, przeszywając jedynie Flannę nienawistnym spojrzeniem.

Una parsknęła cichym śmiechem, zadowolona, że ktoś przytarł wreszcie nosa Ailis. Żona Calluma przysparzała, podobnie jak jej zawistny mąż, nieustannych kłopotów. Callum przysiągł co prawda, że będzie wobec nowego lorda lojalny, Una wiedziała jednak, że ani trochę mu się to nie spodobało. Nie miał jednak wyboru, chyba że wystarczyłoby mu odwagi, aby spróbować podzielić klan.

– Killiecairn jest dla was za małe – zauważyła cicho Flanna. – Póki stąd nie wyjechałam, nie zdawałam sobie z tego sprawy. Niektórzy będą musieli odejść, Uno, inaczej się pozabijacie.

Oderwała kawałek chleba i posmarowała go masłem, używając kciuka.

– Brodie mnożą się szybko. Odkąd wyjechałam, w zamku pojawiła się dwójka nowych dzieci, a troje następnych jest w drodze.

Una skinęła głową.

– Coś trzeba będzie z tym zrobić – przytaknęła. – Na razie dajemy sobie jakoś radę. Zawsze sobie dawaliśmy. Aulay powiedział, że uciekłaś do Perth! – dodała, zmieniając temat.

– Widziałam króla, Uno! Poznałam go, a nawet z nim rozmawiałam. Byłam też świadkiem koronacji. Patrick po mnie przyjechał. Jest bardzo zazdrosny i nie cierpi Stuartów, poza swoim bratem, Charliem. Twierdzi, że ściągają na Lesliech z Glenkirk nieszczęścia.

– A ty się z tym nie zgadzasz – zauważyła Una domyślnie.

– To matka zaszczepiła Patrickowi ten niemądry pogląd, Uno.

– Jej mąż zginął pod Dunbar, a nie zajmował się przecież polityką – zauważyła Una. – Gdybym była na miejscu księżnej, też nie ustrzegłabym się goryczy.

– Zamierzam zwerbować dla króla oddział żołnierzy, Uno – zwierzyła się Flanna szwagierce. – Potrzebuje armii, aby odebrać to, co Cromwell i jego poplecznicy mu zabrali.

– Oszalałaś, dziewczyno? – spytała Una, zniżając głos. – Nie mamy w Szkocji dość wojen? Czy Anglicy nie zajęli naszego ukochanego Edynburga i nie zamierzają w nim pozostać? Szkocja dała temu królowi koronę i powinien się tym zadowolić. Niech się ożeni i spłodzi dla nas nowe pokolenie książąt, zamiast wytracać naszych synów w kolejnej, niepotrzebnej wojnie.

– Nie pojmujesz – odparła Flanna. – Gdybyś spotkała się z Charlesem Stuartem i spojrzała mu w oczy, wtedy byś zrozumiała!

– Jesteś niemądra, Flanno. Gdy pochowamy Lachlanna, wracaj do Glenkirk i czekaj, aż urodzi się dziecko, które nosisz. Tylko nie próbuj mi wmówić, że tak nie jest. Potrafię rozpoznać kobietę przy nadziei, gdy mam ją przed oczami.

– Nie mów pozostałym – poprosiła Flanna. – Nie powiedziałam jeszcze mężowi, choć Angus się domyślił. Papa też wie. Pomyślałam, że nowina sprawi mu przyjemność.

– I na pewno tak było – odparła Una z uśmiechem. – Odejdzie zadowolony, że w jego małym światku wszystko jest jak należy.

ROZDZIAŁ 12

Lachlann Brodie zmarł tuż po czwartej nad ranem. Był dwudziesty piąty marca roku pańskiego 1651. Flanna siedziała przy umierającym, podrzemując, gdy niespodziewany uścisk jego palców przywrócił ją do przytomności. Ojciec spoglądał z miłością, jakiej nie zaznała od niego nigdy przedtem. Widząc, że się ocknęła, uśmiechnął się leciutko.

– Dobra z ciebie dziewczyna, córko – wyszeptał po czym, nie przestając się uśmiechać, wydał ostatnie tchnienie.

Puściła jego dłoń, zakrywając drugą ręką usta, by stłumić rodzący się w gardle krzyk. Uświadomiła sobie, że ojciec ją kochał, choć nie potrafił ubrać tego w słowa. Dobra z ciebie dziewczyna, córko – tylko na to potrafił się zdobyć, nawet w obliczu śmierci. Całą miłość, do jakiej był zdolny, zarezerwował dla matki Flanny. Nie dla kobiety, która dała mu sześciu jego synów, ani dla żadnej z tych, które wzbudziły w nim młodzieńczą żądzę, lecz dla Meg Gordon z Brae, ponieważ rozgrzała w jesieni życia jego serce. Flannie brakowało matki, teraz uświadomiła sobie jednak, że ojciec tęsknił za swoją Meg jeszcze bardziej.

– Z Bogiem, tatusiu – powiedziała, a potem wstała, wygładziła pościel i poszła oznajmić bratu i pozostałym, iż w życiu rodziny skończyła się właśnie pewna epoka.


*

Nim słońce wyłoniło się zza gór, starsze niewiasty z Killiecairn umyły zwłoki i zaszyły je w całun. Synowie zmarłego wyruszyli przed świtem z pochodniami, aby otworzyć mogiłę, gdzie Lachlann Brodie miał spocząć pomiędzy dwiema swymi żonami: Giorsal Airlie i Margaret Gordon. W kuchni młodsze kobiety przygotowywały stypę, zaś najstarszy syn Aulaya wyruszył po księdza, który miał pożegnać Lachlanna Brodie.

Gdy tylko przybył, ciało patriarchy złożono do grobu, zaś nad mogiłą wygłoszono modlitwę, zaaprobowaną przez nowy Kościół. Po prawej stronie grobu stali niczym rząd solidnych drzew synowie Giorsal Airlie. Mieli zniszczone trudami twarze, a ich czerwono – czarno – żółte szale powiewały na ostrym marcowym wietrze. Po lewej córka Margaret Gordon stała samotnie, otuliwszy ramiona zielonym szalem Lesliech. Mimo iż między nią a ojcem brakowało bliskości, czuła się dziwnie opuszczona.

Nie był czułym rodzicem, jednak w ostatniej minucie życia na swój sposób wyznał, że ją kocha. Nie wynagrodzi jej to lat zaniedbania, lecz pozostawi miłe wspomnienie. Poza tym zadbał przecież, by dobrze wyszła za mąż, chwytając w lot okazję, której nikt inny nie odważył się dostrzec. Uśmiechnęła się leciutko.

– Dziękuję, papo – wyszeptała tak cicho, iż żaden z krewnych tego nie zauważył.

Synowie Lachlanna i pozostali mężczyźni z rodziny jęli zasypywać grób, biorąc po łopacie ziemi i rzucając ją na okryte całunem ciało. Mizerne wiosenne słońce przesłoniły chmury i zaczął padać lodowaty deszcz. Kiedy nad grobem usypano niewielki kopczyk, rodziny dudziarz, Simon, jął wygrywać żałobną pieśń – lament po zmarłym naczelniku klanu. Dźwięk dud, przenikliwy i szarpiący nerwy, tego dnia zdawał się nieść żałobnikom pociechę. Nie przerywając gry, Simon ruszył ku zamkowi, gdzie w wielkiej sali czekała już pożegnalna uczta. Gdy tam dotarli, uczcili pamięć starca, wznosząc toast październikowym piwem, w którego warzeniu rodzina Brodiech była tak biegła.

Jedli i pili. Mężczyźni także tańczyli. Dzielili się wspomnieniami, snując opowieści, aż za ociekającymi siekącym deszczem oknami dzień przeszedł niepostrzeżenie w noc. W końcu, kiedy skończyli wspominać własne potknięcia, zajęli się tymi, popełnionymi przez siostrę.

– Samowolna niemal od narodzin – zauważył Aulay.

– Skąd możesz wiedzieć? – zaprotestowała Flanna. – I jak niewinne dziecko może być poskramiane bez powodu?

– Byłem tam, dziewczyno – odparł Aulay. – I swoje wiem.

– Jesteś niemądry – odparła Flanna, drocząc się z nim.

– Nie – wtrąciła Una – nie jest. Tak bardzo chciałaś wydostać się na świat, Flanno, że nie zaczekałaś, by zrobić to jak należy. Wyskoczyłaś z łona matki stopami do przodu, choć wszyscy wiedzą, że dzieciak powinien wysunąć wpierw grzecznie główkę, chroniąc drobne ciałko przed wzrokiem ciekawskich. Ale nie ty, dziewczyno! Pokazałaś nam, jaka jesteś, zanim byliśmy gotowi tego się dowiedzieć. Poród był ciężki i twoja matka nie mogła mieć potem dzieci. Na szczęście jej mąż o to nie dbał. Sześciu synów, stwierdził, w zupełności wystarczy. Twoja mama dała mu zaś, dowodził, najcenniejszy prezent ze wszystkich, córeczkę. Wniósł cię do sali, owiniętą w powijaki, a ty spoglądałaś wprost na nas oczami, w których nie było cienia lęku.

– Nie słyszałam przedtem tej opowieści – zauważyła Flanna.

– Nie było powodu o tym mówić, aż do teraz – odparła Una. – Z początku wszyscy byliśmy o ciebie zazdrośni. Twoi bracia mieli już własne dzieci. Niektóre z nich były dziewczynkami, mimo to Lachlann szczególnie się nimi nie ekscytował. Z tobą sprawa przestawiała się inaczej. Ilekroć mama zastawała pustą kołyskę, szukała twego ojca i nieodmiennie znajdowała cię wtuloną w zgięcie jego ramienia. Zajmował się obowiązkami, nosząc cię ze sobą.

– Nie wiedziałam – odparła Flanna. – Z dzieciństwa pamiętam tylko, że odkąd umarła mama, papa zachowywał się, jakby było mu obojętne, czy żyję, czy umarłam wraz z nią. Tylko to potrafię sobie przypomnieć.

Una skinęła głową.

– Tak – zgodziła się – niemal zapomniał o tobie, tak bardzo pogrążył się w smutku. Opłakiwał twoją matkę do końca życia. Było mu trudno na ciebie patrzeć, gdyż bardzo ją przypominasz, choć masz srebrzyste oczy Lachlanna, a kiedy się złościsz, spoglądasz zupełnie jak on.

– Mam oczy ojca? – powtórzyła Flanna, zaskoczona. Nikt wcześniej o tym nie wspomniał.

– Tak – odparła Una. – I jego spojrzenie – dodała ze śmiechem. – Pamiętam, że kiedyś pokłóciłaś się z ojcem, choć nie pamiętam już o co. Miałaś siedem, może osiem lat. Staliście, wpatrując się w siebie z gniewem i wyglądając zupełnie tak samo!

Bracia Flanny parsknęli zgodnym śmiechem. Dobrze wiedzieli, o czym mówi Una.

– Kochał cię, dziewczyno, choć nie poświęcał ci uwagi – powiedział Aulay, wytrącając siostrę z zamyślenia. – Kiedy odrzucił ofertę Patricka Leslie i nie zgodził się sprzedać Brae sądziłem, że oszalał. Nie potrafiłem dostrzec tego co on, lecz teraz widzę, że miał rację. Dopisało ci szczęście, Flanno. Poślubiłaś mężczyznę o dobrym charakterze, bogatego, spokrewnionego z samym królem! Twój syn będzie następnym księciem Glenkirk! Dzieciak, w którego żyłach płynie krew Brodiech! Prędzej czy później skorzystamy na tym pokrewieństwie, i to dzięki tobie, siostro.

Flanna natychmiast skorzystała z okazji.

– Byłam w Perth – zaczęła. – I poznałam króla. Udzielił mi zgody, bym zwerbowała dla niego oddział żołnierzy. Potrzebuje armii, aby odebrać, co mu się należy i pomścić ojca.

W sali zrobiło się nagle bardzo cicho.

– Wiem, że uciekłaś – powiedział Aulay.

– Nie uciekłam! – zaprotestowała Flanna z oburzeniem. – Ojciec Patricka, niemądry starzec, wyruszył do Dunbar, mimo błagań żony. Zginął, broniąc króla i kraju. Księżnę Jasmine bardzo to rozgniewało. Opuściła Glenkirk i udała się do Francji, zabierając najmłodszą córkę. Nim wyjechała, powiedziała Patrickowi, że królewscy Stuartowie ściągają na Lesliech z Glenkirk nieszczęścia, dlatego nie wolno mu angażować się po ich stronie. To oczywisty nonsens i ani przez chwilę nie wierzyłam, że księżna ma rację.